Nowotwór kradnie maleńkie życie! Ratujemy Wiktorię, nie ma czasu!

Leczenie nowotworu w klinice w Wiedniu - jedyna nadzieja Wikuni
Zakończenie: 12 Lutego 2019
Rezultat zbiórki
Tylko dwa latka... Tak trudno pogodzić się z tym, gdy umiera dziecko... Wikusia była taka maleńka, ale walczyła dzielniej niż niejeden dorosły. Nowotwór zaatakował bardzo wcześnie, gdy miała zaledwie 7 miesięcy. Jedno jest pewne — gdyby nie pomoc, ta dzielna wojowniczka nie miałaby sił na tak długą walkę z okrutnym przeciwnikiem...
9 kwietnia Wikusia powiększyła grono Aniołków. Tam już nie ma cierpienia, bólu, leczenia i ścian izolatki. Musimy wierzyć, że jest teraz szczęśliwa.
Rodzicom i rodzinie Wiktorii składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
Czasu właściwie nie ma, powinniśmy zapłacić za leczenie już, ale nie mamy już z czego… Wikusia jest na intensywnej terapii. Po wszystkich możliwych badaniach okazało się, że są przerzuty! Guzy są rozsiane, ogromne, zajmują prawie całe płuca, nie pozwalają mojej małej córeczce oddychać… Kilka dni temu woda zatrzymała się w płucach i całym organizmie, strach o jej życie powrócił ze zdwojoną mocą. Dlaczego to spotkało właśnie ją? Nie wiem, ale nie pozwolę śmierci jej zabrać. Wikunia tak dzielnie walczy, tak bardzo chce żyć… Błagam o modlitwę i pomoc - trzeba zmodyfikować leczenie, by pokonać raka. Niestety, nie mamy na to pieniędzy…
Niedługo minie rok, odkąd jesteśmy w Wiedniu - to właśnie tu lekarze walczą o życie mojego dziecka. Guz mózgu AT/RT w Polsce był wyrokiem śmierci. Do dziś słyszę w głowie słowa lekarza:
“Pani i tak jej nie uratuje, Wiktoria umrze. Niech się pani zastanowi, czy warto znowu operować, bo nie ma sensu. Guz odnośnie, nie ma ratunku”.
Tymczasem okazało się, że jest nadzieja, aż 50% szans, że moja córeczka przeżyje i pokona nowotwór! Niestety, leczenie protokołem MEMMAT nie jest refundowane. Jednak wtedy z pomocą przyszliście Wy - wspaniali ludzie o wielkich sercach. Dzięki Wam 28 lutego zeszłego roku rozpoczęliśmy leczenie w Wiedniu. To właśnie tam okazało się, że w mózgu Wikusi są już dwa guzy, jednak udało się je usunąć.
Od tego czasu wszystko szło po myśli lekarzy - leczenie przynosiło wspaniałe efekty, odzyskiwaliśmy córeczkę! Niestety, w grudniu zeszłego roku wszystko się zmieniło... Niespodziewanie śmierć znów wyciągnęła swoje zimne ręce po moją córeczkę!
Wikusię zaatakowała bakteria, która dostała się do wejścia centralnego. Lekarze podali antybiotyk, ale nie pomógł. Nowy rok powitaliśmy na oddziale onkologii. Kolejny antybiotyk, spadek CRP… Same złe wiadomości. W końcu postanowiono o usunięciu Broviaka i założeniu córeczce tymczasowo centralnego cewnika, którym można by było pobierać krew do badań i podawać leki. Nie chcieli już jej kłóć, po po tylu miesiącach ciężkiego leczenia Wikusi zrobiły się straszne zrosty w żyłach...
CRP nadal spadało, nikt nie wiedział dlaczego. Lekarze podejrzewali bakterię, może grzyba. Zlecili wszystkie możliwe badania. Okazało się, że w płucach pojawiły się plamy. Nie spodziewałam się tego, co usłyszę niedługo potem - to przerzuty! Biopsja nie pozostawiała złudzeń - guz AT/RT zniknął z głowy, ale zajmował już całe płuca! W zaledwie kilka dni gigantycznie się rozrósł, Wikusia nie miała jak oddychać...
Mieliśmy już kończyć leczenie, wracać do domu ze zdrową córeczką - guzy w głowie zniknęły, wydawało się, że rak pokonany! Niestety, niespodziewana infekcja pokrzyżowała nam plany. Trzeba było odstawić chemię, włączyć antybiotyk… Jednak dziś myślę, że to szczęście w nieszczęściu - gdyby nie bakteria, nie wiedzielibyśmy o przerzutach. Może dzisiaj nie mielibyśmy już o kogo walczyć…
Zapytaliśmy lekarza jak to jest możliwe, że są przerzuty. Przecież to nie mogła być prawda! Pani profesor wyjaśniła, że Wikusia musiała mieć kilka komórek rakowych w płucach, gdy trafiła do Wiednia. Chemia w jakimś stopniu je blokowała, były uśpione. Nie pokazywały ich żadne badania. Musiały się uaktywnić w grudniu, po infekcji i przerwaniu chemioterapii…
Lekarze walczą o moją córeczkę ze wszystkich sił. Tak trudno nam uwierzyć, że jeszcze dwa tygodnie temu “roznosiła” cały oddział, cały czas biegała, śmiała się, a teraz… Teraz musimy się skupić na tym, by kolejny raz wyrwać ją śmierci - tym razem już na zawsze!
Jestem w Wiedniu z córeczką i jej bratem bliźniakiem. Tata Wiki, gdy tylko dowiedział się o wznowie, szybko do nas dołączył. W Polsce został nasz starszy synek Krystian, który musi chodzić do szkoły. Marzymy tylko o jednym - by wrócić do domu, by rodzeństwo było razem, by Wiktoria, nasza jedyna córeczka, wyzdrowiała...
Chemia protokołem MEMMAT działała tylko na guzy w głowie, a teraz Wikusię zabijają te w płucach… Nie można było czekać, lekarze 31 stycznia włączyli leczenie, na które nie mamy pieniędzy… Pierwsze 6 miesięcy leczenia to koszt blisko 80 tysięcy euro. Kwota nie do zdobycia, dlatego błagam o pomoc dla mojej córeczki. To jej jedyna nadzieja, innej nie mamy… Mieliśmy być już w domu, było tak blisko! Nowotwór jednak nie poddaje się tak łatwo, wysysa szczęście do cna, odbiera nadzieję, by na końcu zadać ostateczny cios. Wiktoria się nie poddaje i jak jej imię wskazuje - musi zwyciężyć! Jako mama tej dzielnej wojowniczki bardzo proszę, nie zostawiajcie jej samej…
Mama