Walczę z chorobą na oczach mojego dziecka. Pomożesz mi wygrać?

Leczenie oponiaka radioterapią protonową w Czechach
Zakończenie: 17 Stycznia 2018
Opis zbiórki
Walka o zdrowie i normalne życie nie musi toczyć się na szpitalnym oddziale, a tłem do niej nie zawsze są obdrapane ściany i wiszące kroplówki. Walka o normalne życie to pojedynek z chorobą, która zabiera to, co kochamy najbardziej. Czasem trzeba to wszystko przemyśleć, zastanowić się, żeby dojść do wniosku, że to my jesteśmy u siebie, że żyjemy życiem, które kochamy, a choroba próbuje się tylko wedrzeć i jest najbardziej nieproszonym gościem, jaki może się pojawić.
Agnieszka kocha swoje życie i zrobi wszystko, co będzie trzeba zrobić, aby ono trwało jak najdłużej. Ma dla kogo żyć – jest matką, a nie pacjentką, dlatego jak sama mówi, nie pozwoli chorobie przejąć sterów.
Najpierw SM, teraz guz...
Zaczęło się niepozornie, nic spektakularnego, lekki niedowład nogi dał sygnał, że czas zacząć badania. Lekarze szukali, oglądali wyniki, wysłali na kolejne badania. Były przypuszczenia, że to może kręgosłup, ale diagnozę trzeba potwierdzić. Agnieszka dostała skierowanie na rezonans i to był strzał w dziesiątkę. Rezonans odsłonił prawdę – zmiany demielinizacyjne w mózgu i pewna diagnoza – stwardnienie rozsiane.
Choroba tak nieprzewidywalna, jak trudna w leczeniu. Jednych skazuje na wózek inwalidzki, innym pozwala normalnie żyć, pracować, wychowywać dzieci. Wybór był łatwy – Agnieszka postanowiła, że przyjmie chorobę z uśmiechem, że nie będzie się bała, ale też nie zlekceważy przeciwnika. W domu czekał na nią 2-letni synek, któremu nikt nie wytłumaczy, że mama jest poważnie chora i potrzebuje opieki. Jeśli matka może wybierać między chorowaniem a macierzyństwem, to wybór jest oczywisty.
Zawsze widziałam się z tej drugiej strony, jako osoba, która pomaga, a nie oczekuje pomocy i czułam, że w tym wypadku najwięcej będzie zależało właśnie ode mnie. Zajęłam się wychowywaniem syna, a chorobę zostawiłam gdzieś z tyłu za plecami. Nie pozwoliłam, aby zdeterminowała moje życie.
Agnieszka myślała, że wszystko, co najgorsze, należy do przeszłości. Dostała się do programu leczenia SM, zmieniła styl życia, dietę, leki dawały fantastyczne rezultaty – choroba nie postępowała. Matka na pełen etat z chorobą gdzieś w tle – taki był plan na życie z SM, które udało się obłaskawić. W tym czasie synek zdążył już zdmuchnąć 9 świeczkę na torcie, a kolejne rezonanse utwierdzały tylko w tym, że wszystko jest i będzie ok.
Ostatni rezonans przerwał passę. W grudniu 2016 roku Agnieszka jechała na badanie samochodem. Na oku pojawiła się mgiełka, która może przytrafiać się przy SM. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że przyczyna jest o wiele poważniejsza. Badanie potwierdziło najgorsze – guz mózgu, oponiak, o średnicy niemal 1,5 cm, ulokowany tak, że naciska na nerw wzrokowy, pogarsza widzenie i w niedługim czasie może doprowadzić do ślepoty.
Operacja, kalectwo, śmierć?
Lekarze zastanawiali się, co mogą zaproponować Agnieszce i w końcu zdecydowali – operacja! Bardzo niebezpieczna, bez gwarancji, czy nie dojdzie do uszkodzeń neurologicznych, które zmienią całe misternie układane życie…
Matka z SM i z guzem w głowie brzmi już bardzo niepokojąco. Agnieszka ma w sobie dość sił, by i tym razem oprzeć się chorobie, ale kluczowa w tym wypadku będzie właściwa decyzja. Operacja na mózgu to bardzo niebezpieczny zabieg. Każdy minimetr, każdy błąd, Agnieszka może przepłacić porażeniem, ubytkiem neurologicznym, a nawet śmiercią. To za duże ryzyko, kiedy jest się matką dziecka.
Synek wie, że jestem chora, zna nazwy moich chorób i rozumie, że czasem muszę odpocząć. To wyjątkowy chłopiec, który wszystko rozumie i zawsze wyczuje, kiedy dzieje się coś złego. Jeśli narażę siebie, zrobię krzywdę również jemu. Nie wyobrażam sobie dnia, w którym nie będę mogła w pełni uczestniczyć w jego życiu.
Czas odgrywa tu znaczącą rolę – guz mózgu (oponiak) ma progresję, co pokazuje wynik ostatniego rezonansu magnetycznego z 12.09.2017 i powoduje dalsze pogarszanie się wzroku. Po konsultacjach w klinice PTC, w październiku, dostaliśmy informację, że protonoterapia daje 95% szans na usunięcie guza, nie uszkadzając nerwu wzrokowego.
Rozpoczęcie leczenia jest uzależnione od wpłacenie całej kwoty, którą chcielibyśmy uzbierać przy wsparciu rodziny, przyjaciół, znajomych oraz ludzi dobrej woli. Nie chciałam chorować w smutku, zostawiając w pamięci całej rodziny okropne chwile. Jestem szczęśliwą matką i żoną, która chce być zdrowa i szczęśliwa, dla siebie i swojej rodziny. Pomożecie mi?