"Ratuj mnie, mamo..." – trwa walka z guzem mózgu!

Immunoterapia celowana w klinice w Niemczech
Zakończenie: 22 Października 2018
Opis zbiórki
Kiedy pytam Wojtka o jego plany, jego oczy smutnieją. “Mamo, przecież ja mogę umrzeć…” – takie słowa usłyszałam od niego któregoś dnia. Mój synek od niemal trzech lat walczy ze złośliwym guzem mózgu. Nowotwór zamknął go na oddziale onkologii i nie chce stamtąd wypuścić. Operacja, chemioterapia, radioterapia – wszystko na nic. Guz wrócił.
22 października ma rozpocząć się immunoterapia celowana w niemieckiej Kolonii. Pierwszą część – 80 tys. zł za rozpoczęcie leczenia – trzeba zapłacić już w piątek, by przelew dotarł na czas. Immunoterapia to nasza ostatnia nadzieja. W Polsce wszystkie metody zostały już wyczerpane. Co się stanie jeśli tu zostaniemy? Wojtek odejdzie. Któregoś dnia po prostu się nie obudzi. Prosimy, pomóż nam go ratować. To nasze jedyne dziecko, nasz cały świat...
Luty, 2016. Wojtek ma 6 lat. Kilka lat wcześniej wykryto u niego cukrzycę typu pierwszego. Pamiętam jak dziś słowa pani doktor. Słowa, które teraz okazują się prorocze. “To aż cukrzyca i tylko cukrzyca – da się z nią żyć. Proszę mi wierzyć, nie chce pani, bym zaprowadziła panią na onkologię. Tam każda matka zamieniłaby się z panią z pocałowaniem ręki”.
Któregoś dnia słyszę krzyk dochodzący z pokoju Wojtka. “Mamo, ratuj, pęka mi głowa!”. Wojtuś wymiotuje, staje się apatyczny, bez sił. Lekarz rodzinny podejrzewa jelitówkę, ale intuicja matki podpowiada mi coś innego. Kolejny lekarz przepisuje silne środki przeciwbólowe. Bezskutecznie – stan Wojtka, zamiast polepszać, pogarsza się. Jedziemy do szpitala. Morfologia wzorowa, tomograf – tylko po to, by wykluczyć poważne choroby. Dobrze pamiętam tamten moment. Trzymam Wojtusia za rączkę i czekam na wynik. W momencie, kiedy przychodzi do nas pani radiolog wiem, że nie jest dobrze. Jej mina jest poważna, zbyt poważna. Słyszę, że w główce mojego synka ”coś” widać. Jeszcze nie wiadomo, co dokładnie, dlatego trzeba zrobić rezonans, a tam już widać wyraźnie...
Medulloblastoma IV stopnia – złośliwy guz móżdżku, rdzeniak zarodkowy. Wojtek w trybie natychmiastowym zostaje przetransportowany helikopterem na neurochirurgię do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Leci sam – dla mnie nie ma już miejsca. Wszystkie zgody podpisujemy z mężem na kolanie. Nie wiemy nawet, czy po przyjeździe do Warszawy zobaczymy naszego synka żywego. Operacja jest jednak tą ratującą życie! Gdybyśmy nie wyrazili na nią zgody, Wojtek umarłby w ciągu kilku dni.
Neurochirurgom udaje się usunąć 2/3 guza, nie chcą “skrobać” na siłę nacieków, by nie doszło do uszkodzeń mózgu i niedowładów. 8 marca trafiamy na onkologię. Wojtuś już wtedy dużo rozumie. Pyta, dlaczego inne dzieci na oddziale mają łyse główki. Nie wiemy, co mu odpowiedzieć. Nie wiemy, jak rozmawiać z własnym dzieckiem o śmierci.
Kolejna operacja to założenie wejścia centralnego, przez które popłynie chemia. Plan leczenia obejmuje 2 lata. Godzimy się, bo przecież rak nie idzie na kompromisy. Nikt nie dostaje taryfy ulgowej… Wojtuś przechodzi 4 cykle chemioterapii, 6-tygodniową radioterapię i rok chemii podtrzymującej. Powroty domu są jak wakacje – chwile szczęścia wyrwane chorobie. Chemia, oprócz tego, że niszczy komórki nowotworowe, torturuje całe ciało. Wojtuś nie je, wymiotuje, jest żywiony pozajelitowo. Wciąż dochodzi do powikłań, a wyniki spadają na łeb na szyję. Krew przetaczano łącznie 35 razy…
Po roku leczenia rezonans po raz pierwszy pokazuje, że jest czysto, a my po raz pierwszy od diagnozy płaczemy ze szczęścia. Kontynuujemy chemioterapię podtrzymującą. Przechodzimy do poradni, zaczynamy leczyć to, co uszkodziła chemia: słuch, tarczycę, hormony… Tak bardzo wierzymy, że “sprzątanie” po chorobie to ostatni etap naszej walki. Niestety...
Pierwszy kontrolny rezonans w grudniu 2017 pokazuje wznowę! Nowotwór uaktywnił się w płacie czołowym! Przez 3 miesiące, po pierwszym intensywnym i wyniszczającym leczeniu, organizm nie zdążył się nawet dobrze odbudować, a już musi walczyć znowu!
Styczeń, 2018. Dwa lata po diagnozie. Wojtek wraca na onkologię. Jest 8-letnim chłopcem, który stoczył już jedną walkę z rakiem. Wie, co oznacza powrót do szpitala. Wie, że podłączenie worka z chemią to znak, że w szpitalu zostanie bardzo długo. Zdaje sobie sprawę, że rak wrócił. Wojtuś przechodzi kolejne 4 cykle chemii. Widząc ich efekt, uderzamy głową w mur! Nowotwór stał się chemiooporny. Wszystko na nic.
Trafiamy na kolejną radioterapię, by kupić więcej czasu. Tylko tyle, bo wszystkie drogi leczenia w kraju zostały już wyczerpane. Doktor prowadząca każe skonsultować Wojtka w Niemczech, w prywatnej Klinice Immunoterapii celowanej w Kolonii. Tam, na podstawie komórek wydobytych z krwi Wojtka, powstanie indywidualna szczepionka, która ma pobudzić układ odpornościowy – by ten rozpoznał komórki nowotworowe jako złe i sam je zwalczył. W tym roku lekarze, którzy opracowali tę terapię, otrzymali Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny, a to chyba wystarczający powód, by w nią wierzyć. Musimy rozpocząć to leczenie – nie mamy wyjścia...
Jeśli Wojtuś odejdzie, stracimy wszystko. Prosimy Cię, pomóż nam dotrzeć tam, gdzie na Wojtka czeka nadzieja.
–rodzice Wojtusia