By mój syn znów stanął na nogi...

Dwie operacje w klinice ortopedycznej w Aschau w Niemczech
Zakończenie: 22 Maja 2017
Rezultat zbiórki
Wszystkim pomagaczom chcielibyśmy przekazać wiadomość od rodziców Karolka:
"Szanowni Państwo,
przede wszystkim serdecznie dziękujemy za modlitwę i okazane gesty życzliwości przez ostatnie kilka miesięcy.
Karol jest już po operacji, dzisiaj był już intensywnie rehabilitowany i posadzony na 20 minut na wózku. Byliśmy również na spacerze.
Kolejna operacja będzie miała miejsce 17 lipca – prosimy więc nadal o modlitwę.
Pragnę podzielić się również radosną informacją, że spotkaliśmy na naszej drodze osobę, która pokryje brakującą nam kwotę na leczenie Karola w Niemczech. Dlatego też dzisiaj kończy się zbiórka na Siepomaga, natomiast pieniądze zgromadzone z aukcji na Allegro i z 1% przeznaczymy na dalszą rehabilitację Karola w Polsce.
Za to wszystko Chwała Panu."
Opis zbiórki
Wybudować dom, zasadzić drzewo i wychować syna. Trzy rzeczy, które powinien w życiu zrobić każdy mężczyzna. Dla mnie najważniejszą była od zawsze ta ostatnia. Marzyłem o synu na długo, zanim poznałem moją żonę. Moje marzenie spełniło się dwukrotnie. Najpierw na świat przyszedł Franciszek, dzisiaj zdrowy i radosny 14-latek. Dwa lata później urodził się Karol.
Z Karolem wszystko było trochę inaczej niż z Frankiem. Najpierw ta ciąża, dużo trudniejsza, pełna zmartwień… Od 7 miesiąca wisiało nad nami zagrożenie przedwczesnym porodem, a dziecko nie przybierało na wadze. Ciążę trzeba było podtrzymywać farmakologicznie. Mimo to Karol, choć po narodzinach ważył zaledwie 2,5 kilograma, sprawiał wrażenie zupełnie zdrowego chłopca. Wydawało się, że wszystko jest w porządku.
Gdy Karol miał 6 miesięcy, zauważyliśmy z żoną, że dziecko nie osiąga standardowych kamieni milowych. Dziesiątki wizyt u lekarzy, ale żadnych jednoznacznych odpowiedzi. Ostatecznie u Karola zdiagnozowano dziecięce porażenie mózgowe. To był cios, ale zawziąłem się. Postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby mój syn mógł normalnie żyć.
Karol rozwijał się wolniej niż jego rówieśnicy, ale wiedzieliśmy z żoną, że dzięki intensywnej rehabilitacji i odpowiednim metodom edukacji, będzie w stanie nadrobić straty. Znaleźliśmy dla Karola przedszkole stosujące metody wczesnego wspomagania, gdzie uczono go porozumiewać się za pomocą gestów oraz piktogramów. W końcu mogliśmy się komunikować z naszym synem! W ten dziwny sposób porozumiewaliśmy się z nim, aż do momentu, gdy skończył 5 lat. Wtedy z dnia na dzień, jak gdyby nigdy nic, zaczął porozumiewać się pełnymi zdaniami. Jakże ja się wtedy cieszyłem! Karol mówi! I to równie dobrze, jak jego rówieśnicy.
Kłopoty z mówieniem, wolniejsze uczenie się to jedno. Wszystkie jego kłopoty szkolne niwelowaliśmy dzięki odpowiednim metodom edukacji. Dzięki nim Karol szybko nadrabiał straty. Drugą rzeczą z jaką musieliśmy się zmierzyć była padaczka, która dała o sobie znać gdy Karol miał dwa lata. Dzięki Bogu Karol dobrze zaregował na leki i bardzo szybko udało się powstrzymać chorobę. Najtrudniejsza jednak była walka o sprawność ruchową naszego syna. Hipotonia mięśniowa, spastyka przywodzicieli… Słowem, Karol nie chodził.
W wieku 3 lat Karol zaczął jeździć konno oraz pływać na basenie. Postępy były nieprawdopodobne. Szczególnie cenny okazał się dla niego kontakt z końmi. Już rok później zaczął poruszać się na wózku. Walczyliśmy dalej, a na efekty nie trzeba było długo czekać. Gdy Karol poszedł do szkoły, to potrafił się przemieszczać po klasie za pomocą kul. Jaka to była radość! Co za duma! Mój syn chodzi. O kulach, ale chodzi…
Wierzyliśmy, że kiedyś uda się Karolowi pozbyć tych kul, że będzie zupełnie sprawny. Życie, niestety, bywa przewrotne. W momencie, gdy Karol był już tak blisko celu, doszło do podwichnięcia obu bioder w bardzo krótkim odstępie czasu. Cała ta praca, basen, hipoterapia, setki godzin spędzonych na rehabilitacjach, to wszystko obróciło się w pył. Karol wrócił na wózek.
Powiedziałem sobie wtedy, że choćbym miał poruszyć niebo i ziemię, to znajdę sposób, żeby Karol znów stanął na nogi. Lekarze stwierdzili, że jedyną szansą dla mojego syna jest operacja. Niestety, ze względu na chorobę von Willebranda, charakteryzującą się skłonnością do krwawień, zabieg taki byłby dla Karola niezwykle niebezpieczny.
Znaleźliśmy się między młotem a kowadłem. Wiedzieliśmy, że bez operacji Karol nigdy nie będzie chodził, ale z drugiej strony obawialiśmy się, że operacja może zabrać nam go na zawsze.
W trudnych dla Karola chwilach, największym wsparciem był jego brat. Od samego początku ich relacja była niezwykła. Do komunikacji między nimi dwoma nigdy nie były potrzebne piktogramy. Karol nie umiał mówić do 5 roku życia, ale to nie przeszkadzało mu w komunikacji z Franciszkiem. Razem wypracowali własny język. Franciszek był dla Karola najlepszym opiekunem i nauczycielem. Przez lata nikt nie ciągnął go w górę tak jak on. Gdy patrzyłem, jak pełen wiary w swojego brata jest Franek, wiedziałem że i mi nie wolno zwątpić.
Po miesiącach poszukiwań natrafiliśmy na klinikę ortopedyczną w niemieckim Aschau. Klinika ta dysponuje specjalnym, niestosowanym jeszcze w Polsce, urządzeniem oczyszczającym krew i wprowadzającym ją ponownie do organizmu, co pozwala na znaczne zniwelowanie utraty krwi podczas operacji. Dla dziecka cierpiącego na chorobę von Willebranda każda operacja wiążę się z ogromnym ryzykiem, a dzięki temu urządzeniu zostanie ono zredukowane do minimum. Ponadto na noc nogi układane są w specjalnym bloku, dzięki któremu nie ma konieczności zakładania gipsu. W ciągu dnia Karolek mógłby poruszać się w specjalnych ortezach. Lekarze z kliniki w Aschau są pewni, że dzięki operacji i intensywnej rehabilitacji Karol ponownie stanie na nogi.
Opieka nad Karolem jest niezwykle kosztowna. Do tej pory stawialiśmy jej czoła samodzielnie. Nadszedł jednak moment, w którym musimy poprosić o pomoc. Pomimo tego, że oboje pracujemy, nie jesteśmy w stanie udźwignąć kosztów operacji. Wierzymy jednak, że się uda, że Karol ponownie będzie mógł chodzić. Każda, nawet niewielka kwota, przybliża nas do celu. Bez operacji nasz syn skazany jest na wózek.