W wypadku tramwajowym straciłam rękę – pomóż mi znów normalnie żyć...

Proteza ręki dla Weroniki
Zakończenie: 4 Czerwca 2020
Opis zbiórki
Błysk zielonego światła, kilka kroków przed siebie i huk. Tamtego dnia wracałam z uczelni. Miałam zielone światło na pasach, więc pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Maszynista popełnił błąd i uderzył we mnie tramwajem. Kiedy odzyskałam przytomność, leżałam na ziemi, a moja prawa ręka, aż po samo ramię, była uwięziona między szynami, a kołem tramwaju. Ponad 40 minut czekałam na sprzęt, który podniesie tramwaj i uwolni rękę. W szpitalu okazało się, że nie ma innego wyjścia niż amputacja…
To był koniec listopada. Padał marznący deszcz ze śniegiem, robiło się ciemno. Widoczność i warunki na drodze były bardzo kiepskie. Jak to bywa w listopadzie... Wracałam wtedy z zajęć do domu. Studiowałam na drugim roku filologii węgierskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Niedługo miałam być już w busie wiozącym mnie domu. Zamiast tego byłam w karetce wiozącej mnie do szpitala.
Przez to, jak złe były warunki, akcja ratunkowa trwała bardzo długo. Całe miasto było zakorkowane. Czekałam 40 minut w zimnie i deszczu, aż dotrze sprzęt, który będzie w stanie podnieść tramwaj. Widziałam krew i czułam potworny ból. Bałam się, a oczami wyobraźni widziałam, jak amputują mi rękę. Cały czas byłam przytomna i tamtego przerażenia nie zapomnę już chyba nigdy. Pomogła mi przypadkowa osoba – to ona wyjęła z mojej torby telefon i zadzwoniła do mamy. Kiedy już podniesiono tramwaj, karetka natychmiast zabrała mnie do szpitala.
Lekarze robili wszystko, żeby ratować rękę, ale – niestety – nie było już na to szans. Całe przedramię było zmiażdżone. Nie było już czego ratować. Tramwaj to przecież prawie 50 ton… Po operacji obudziłam się już bez ręki. Ból fantomowy, o którym kilkakrotnie słyszałam, istnieje naprawdę. Czułam swoją rękę, ale kiedy patrzyłam w jej stronę, widziałam tylko puste miejsce po niej i ogromny opatrunek na kikucie, który pozostał. Amputowano mi prawą rękę na wysokości ramienia.
Na początku byłam załamana, bo jak nagle nauczyć się żyć bez prawej ręki? Jak na nowo nauczyć się jeść, pisać, ubierać? Moją pasją zawsze była jazda konna. W ramach wolontariatu pomagałam rehabilitować chore dzieci z pomocą koni. Po zajęciach zwykle zostawałam w stajni, żeby zajmować się końmi. Bez ręki ciężko będzie mi do tego wrócić.
Proces o odszkodowanie jeszcze nie ruszył i nie wiadomo, kiedy się rozpocznie. MPK odwleka sprawę, wszystko może ciągnąć się latami, a ja nie mogę tak długo czekać. Bóle fantomowe bywają nie do zniesienia. Poza tym – im dłużej będę bez protezy, tym trudniejszy będzie powrót do sprawności. Specjalistyczna proteza, która znów pozwoli mi być w pełni sprawnym człowiekiem, kosztuje niestety ogromne pieniądze. Pieniądze, których ani ja, ani moja rodzina nie mamy…
Mam 21 lat i jeszcze bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Choć na początku byłam załamana, teraz wiem, że załamanie zupełnie nic tu nie da. Postanowiłam walczyć, ponieważ zbyt wiele mam do stracenia. Przede mną przecież całe życie. Dlatego tutaj jestem i proszę Cię o pomoc – jeśli wyciągniesz w moją stronę pomocną dłoń, ja będę mogła odzyskać swoją rękę...
–Weronika