W Witku płonie ogień pasji i życia! Pomóż mu odzyskać sprawność po wypadku!

Kompleksowa rehabilitacja, likwidacja barier architektonicznych, zakup sprzętu
Zakończenie: 16 Marca 2021
Opis zbiórki
"W ZDROWYM CIELE ZDROWY DUCH"
Tak został nazwany nagłówek wywiadu do gazety z Witoldem Bala. Nie bez powodu. Witek to wojownik zawzięty, uparty i zawsze dążący do celu. Nie poddawał się. Sport to jego drugie życie, rower od czasów młodości, a biegi i joga zaczęły się po przejściu na emeryturę i przeprowadzce z Sosnowca do Bychowa. Do rodzinnych stron, z których pochodzi. Razem ze swoją małżonką Anielą, zaczęli nowe, spokojne i zdrowe życie na wsi. Uśmiechnięty, niepokazujący nerwów zawsze powtarzał “Kiedy zaczynasz się denerwować tym, co aktualnie robisz, zostaw to i podejdź do tego kolejnego dnia. A na pewno pójdzie ci lepiej." Przygotowany do każdego wyścigu, nieważne czy to biegi, czy kolarstwo, poranne biegi po 5 km, później joga, a kiedy czasu było więcej to do 100 km na rowerze.
Sport to jednak nie wszystko! Każdy zna Witka z wiecznie dobrego humoru, nigdy nieodmówionej pomocy i aktywności fizycznej. W domu kochający mąż, tata i dziadek, złota rączka. Wiele medali, pucharów, sukcesów i zasad. Wielu poznanych przyjaciół, kolarzy, wspaniałych ludzi. Problemy zawsze omijał szerokim łukiem. Nikt nie spodziewał się, że może wydarzyć się coś złego. Witek zawsze na siebie uważał i bardzo pilnował, aby wszystko było dopięte na "ostatni guzik" przed każdym wyjazdem. Jego wyścigi stały się już przyzwyczajeniem, dla rodziny i jego samego.
Wrzesień 2020 r. Jak zwykle pakowanie, ktoś powiedział powodzenia. Ktoś, żeby na siebie uważał. Wyjazd do Złotoryi. Czasami tak bywało, że długo nie dzwonił, a to start się przedłużył lub Witold stał na podium. W końcu telefon, ale tym razem po drugiej stronie jego przyjaciel Robert i uderzająca informacja “Witek miał wypadek, wiozą go do szpitala”. Ogromna niepewność i brak informacji spowodowany inną kategorią wiekową, w których startowali. Szpital w Jeleniej Górze potwierdza, że znajduje się u nich pacjent po wypadku kolarskim, ale jest on jako nieznany, brak dokumentów, brak przekazania informacji z karetki obstawiającej wyścig do karetki systemowej. Na pytanie, czy pacjent się przedstawił, odpowiedź była z tej najgorszej kategorii “Nie może się przedstawić”. Po dotarciu na SOR potwierdziły się nasze obawy. Diagnoza i owinięty w wiele bandaży Witek jadący na łóżku w kierunku oddziału neurochirurgicznego. Kolejne badania nie pocieszały: uszkodzenie mózgu, krwiak, połamane żebra, które przebiły płuco, złamany obojczyk...
Kolejny telefon i wiadomość “Pacjent przebywa na oddziale intensywnej terapii” - został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną, drenaż płuca. Wtedy zaczęło się oczekiwanie, a w końcu wybudzenie. Informacja "Jest lepiej" trochę uspokoiła i w końcu najważniejsza, że jego "Stan nie zagraża życiu." Powrót na neurochirurgię i kolejne badania. Krwiak się wchłaniał, zabierając ze sobą piękne wspomnienia, pamięć. Zostawił bez ruchu człowieka, który z aktywności fizycznej czerpał przyjemność. Przykuł do łóżka na wiele dni.
Brak możliwości odwiedzin spowodował powolne wypalanie Ducha Walki, nagle brak współpracy i wysłanie pacjenta do domu. Pada pytanie “Pamiętasz kogoś z nas?” Odpowiedź była straszna... Poruszenie głową w prawo i lewo. Rozpoczęliśmy rehabilitację. Duch Walki rozpalony, chęć do ćwiczeń bardzo duża. Widać, że walczy, chce walczyć i robi ogromne postępy. Mamy nadzieję, że za jakiś czas zje już z nami obiad przy stole, lecz wymagana jest długa rehabilitacja...