Jedna chwila. Moment. Zbieg nieszczęśliwych wydarzeń sprawił, że na nowo musiałem nauczyć się żyć sam ze sobą. 2 listopada 2006 roku straciłem wiele… zbyt wiele. W wyniku nieszczęśliwego wypadku samochodowego straciłem siostrę, jej nienarodzone dziecko, szwagra oraz zdrowie i sprawność.
W jednej chwili z beztroskiego i pogodnego czternastolatka, stałem się walczącym o życie wojownikiem. Jak wiele operacji przebyłem, w ilu szpitalach gościłem na kolejnych kontrolach, rehabilitacjach – nie potrafię już zliczyć. Jednak już drugiego dnia po wypadku wiedziałem, że nie będę chodził – nie czułem nóg. Po dziś dzień nie wiem, skąd w człowieku w jednej chwili potrafi się skumulować ta niesamowita chęć przetrwania. Wiedziałem, że zmianie ulegnie wszystko, co dotychczas działo się w moim życiu, i tylko ode mnie będzie zależała moja przyszłość. Zapewne gdyby nie ogromne wsparcie najbliższych oraz przyjaciół w tych najtrudniejszych chwilach po wypadku, nie byłbym takim człowiekiem, jakim jestem teraz.

Jestem tetralegikiem, co oznacza, że w wyniku uszkodzenia rodzenia kręgowego w odcinku szyjnym, moje kończyny zostały sparaliżowane. Pomimo uszkodzenia mojego ciała i odebrania mi sprawności fizycznej nadal jestem człowiekiem, który posiada marzenia. Pragnę rozwijać swoje pasje. Jestem normalnym facetem, jednak dla wielu pozostaje inny.
Od dziecka marzyłem o wielkich stadionach i graniu w jednej z najlepszych drużyn. Jednak los chciał inaczej. Uzależniony od sportowej rywalizacji, zacząłem rozwijać się w dziedzinie, w której pomimo mojej niepełnosprawności mam możliwość gry – rugby na wózkach. Dzięki wsparciu wielu bliskich mi osób uwierzyłem, że mogę żyć normalnie. Rozpocząłem studia. Wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałem, wsparcie najbliższych, ich zaangażowanie, ogromna wiara przywróciły sens mojego życia.

Mam 22 lata, od wypadku minęło kilka ważnych lat. Wiele doświadczyłem, jednak jeszcze więcej zyskałem. Nie cofnę przeszłości. Nie odzyskam rodziny, nie stanę na nogi, ale mogę normalnie żyć. Wraz z mamą mieszkamy w domu. Niestety, ze względu na mój wzrost oraz wagę mojej mamie coraz trudniej jest wnieść mnie na piętro. Schody nie są przeszkodą, jak niespełna 8 lat temu. Dla mojej mamy stały się barierą nie do pokonania. Zamontowanie podnośnika ze względu na zbyt wąską szerokość schodów jest niemożliwe. Zamontowanie windy dla osób niepełnosprawnych jest jedynym rozwiązaniem, dzięki któremu mógłbym być całkowicie samodzielny. Niestety, moich bliskich nie stać na zakup tak kosztownego urządzenia.
Nieszczęście, które spotkało Krzysztofa, nauczyło go na nowo postrzegać świat. Ogromna siła i wsparcie ułatwiły na nowo rozpoczęcie swojego życia z niepełnosprawnością. Z wywalczonego życia pragnie korzystać. Nie oczekuje litości ani współczucia. Pragnie jedynie zwyczajnie żyć. Podarujmy mu normalność, o której marzy.