Czy wydarzenia w naszym życiu nie są dla nas bardziej znaczące i wyjątkowe, im więcej potrzeba było przypadków, aby mogły nastąpić? Tylko owe przypadki mogą wyglądać jak wysłannicy losu i tylko one do nas przemawiają…
Mikuś to nasze oczko w głowie. Jest radosny, zawsze uśmiechnięty. Jego oczy są takie pełne nadziei. Nie zawsze tak było… Pierwsze chwile swojego życia przeszedł w ogromnym bólu i cierpieniu. Już sam poród był bardzo bolesny. Ale nie mówię tutaj o cierpieniu matki, które towarzyszy kobiecie w czasie akcji porodowej. Tylko o męczarni, jaką musiał przejść nasz wspaniały maluszek. Łzy same napływają do oczu na wspomnienia tamtych chwil.

Mikołaj od 26 tygodnia ciąży ułożony był nieprawidłowo, pośladkowo. Dlatego naturalny poród nie wchodził w rachubę, dla bezpieczeństwa maleństwa. Chyba dla każdego było to jasne, tylko nie dla lekarza, na którego miałam nieszczęście trafić podczas porodu. Wielokrotnie prosiłam o wykonanie cesarskiego cięcia. Jedyne, co usłyszałam to, że 90% kobiet prosi o cesarkę, a potem okazuje się, że rodzą naturalnie. Chciałam krzyczeć „Owszem, ale 90% dzieci jest prawidłowo ułożonych w łonie matki”. Żal ściska serce, gdy sobie pomyślę, że jednak to ja, a nie lekarz, miałam rację. Nastała panika podczas porodu Mikołajka. Zebrała się cała świta lekarzy, każdy z nich widział, co się dzieje, ale nikt nie wyrywał się, aby ratować moje dziecko. Maluch jakby wiedział, że dzieje się coś złego, jakby chciał się wycofać, zarzucił rączkę za siebie. Lekarz, niewiele myśląc, złamał w lewej rączce kość ramieniową podczas "wyciągania" dziecka. Nie usłyszałam krzyku, nie płakał, był siny. Nie oddychał…
Nie mogę cofnąć czasu. Nie wiem, jakby to było, gdyby poród odbierał inny lekarz. Jednak jestem święcie przekonana, że cierpienie, jakie spotkało mojego malutkiego synka, można było uniknąć. Prawa rączka bezwładnie wisiała. Jakby była doczepiona od zupełnie kogoś innego. Podczas kontrolnej wizyty pediatra zauważył, że poza złamaniem kości ramieniowej, pęknięty jest obojczyk, a także obrzęknięty splot barkowy. Rączka została w nieprawidłowy sposób „złożona”. Jedyne pytanie, jakie nam się nasuwało: „czy koszmar i cierpienie naszego dziecka kiedyś się skończy?”

I tak rozpoczęliśmy intensywną rehabilitację naszego synka. Jak długo ona potrwa – tego nie wiemy. U Mikołaja zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce i opóźniony rozwój psychoruchowy. Najważniejsze są pierwsze lata. Staramy się nie zmarnować ani jednego dnia. Już widać jego małe, wielkie sukcesy. Rozpoczął raczkowanie. Na jego malutkiej buźce wymalowany jest uśmiech od ucha do ucha. Jakby chciał nam powiedzieć „ja już raczkuję”.
Niestety, roczna intensywna rehabilitacja pochłonęła nasze wszystkie oszczędności. A rozwoju dziecka i przemijającego czasu nie da się przełożyć „na potem”. Nie da się również zatrzymać tej chwili, aby uzbierać potrzebną ilość pieniędzy. Dlatego zwracamy się do Was o pomoc.
Historia pełnego nadziei i radości w oczkach Mikołajka chwyciła nas za serca. Zróbmy wszystko, aby pamiątka połamanych chwil narodzin, wyprowadził się z ich życia jak najszybciej.