Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Amelka Ryłka
Amelka Ryłka , 5 lat

Choroba boleśnie ją doświadcza, ale Amelka walczy o lepsze jutro... Pomocy!

Prawie osiem miliardów ludzi na świecie, wśród nich tylko dwoje tak wyjątkowych dzieci. Jedno z nich moje. Zazwyczaj taka wiadomość wywołuje dumę i euforię. U mnie wywołała strach, przerażenie i morze wylanych łez, bo wyjątkowość mojego dziecka polega na tym, że jest poważnie chora. A dolegliwości trudne i zagadkowe w dużej mierze definiują naszą codzienność.  Nie miałam tego przywileju cieszyć się spokojną, bezpieczną ciążą. Kiedy usłyszałam, że Amelka przeszła w moim brzuchu wylew, który spowodował uszkodzenie mózgu, byłam przerażona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Wciąż zadawałam sobie pytanie, czy można byłoby tego uniknąć, czy mogłabym zrobić coś, by ją przed tym ratować. Niestety, w naszym przypadku choroba okazała się niezwykle brutalna… Przyjście Amelki na świat obnażyło tragiczne konsekwencje, z którymi będziemy się zmagać właściwie już przez resztę jej życia…  Amelka zamiast czułych, bezpiecznych ramion mamy dostała pakiet badań. To one pokazały, z czym będziemy się mierzyć. Zdiagnozowano małogłowie wtórne, oczopląs, problemy ze wzrokiem i padaczkę lekooporną. Choroby, na które nie istnieje gotowe lekarstwo. Dolegliwości, które wpływają na dalszy rozwój, na całą przyszłość. Dla mnie brzmiało to przerażająco. Radość narodzin została brutalnie przysłonięta przez informacje przekazane przez lekarzy.  Choroba Amelki nauczyła mnie, że w życiu niczego nie można być pewnym, a każdy najmniejszy krok wymaga czasem ogromnego zaangażowania i jeszcze więcej ciężkiej pracy. Niestety, same niewiele możemy, bo do walki o sprawność, samodzielność i przyszłość Amelki potrzebujemy wsparcia wykwalifikowanych specjalistów. Tylko regularnie prowadzona rehabilitacja może nam pomóc, ale ta wymaga ogromnych środków, od których właściwie uzależniona jest przyszłość mojej córeczki. Ja wiem, że nie mogę się poddać, ale w tej batalii nie chcę i nie mogę zostać sama.  Chcę w przyszłości powiedzieć Amelce: “Kochanie, zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by dać ci tę szansę”. Mam świadomość, że nie możemy zmarnować tego potencjału, ale codzienność wciąż stawia przed nami nowe wyzwania.  Twoje wsparcie jest dla nas na wagę sprawności i samodzielności mojej córeczki. Właściwie, w tym momencie nawet nie mogę marzyć o niczym innym - dla nas zdrowie lub jego namiastka to najlepszy, najbardziej wartościowy prezent, jaki możemy otrzymać. Dlaczego wspólny? Bo dla mnie, jej mamy, nie ma lepszej wiadomości niż poprawa zdrowia, nie ma lepszego widoku niż uśmiech na jej pięknej, zatroskanej buźce. Proszę tylko o szansę

11 224,00 zł ( 47,22% )
Brakuje: 12 542,00 zł
Piotr Szczech
Piotr Szczech , 4 latka

Łzy szczęścia zastąpił strach. Piotruś walczy o lepsze jutro!

Piotruś jest naszym drugim, długo wyczekiwanym dzieckiem. Wyobrażaliśmy sobie dużego, silnego chłopaka biegającego za piłką. Chwilę później poważna choroba wszystko zweryfikowała...  Ciąża przebiegała prawidłowo, wręcz książkowo, bez żadnych zastrzeżeń, do czasu porodu. Usłyszeliśmy, że dziecko urodziło się z szeregiem chorób i schorzeń, to był szok. Piotrek przyszedł na świat z rozszczepem kręgosłupa, przepukliną oponowo-rdzeniową, wrodzonym wodogłowiem, wiotkim porażeniem kończyn dolnych i pęcherzem neurogennym. Świat stanął w miejscu, łzy szczęścia zamieniły się w łzy rozpaczy, lęku i strachu. Zaczęła się walka, która trwa do dziś i będzie trwała jeszcze bardzo, bardzo długo. Synek natychmiastowo został przewieziony do innego szpitala, gdzie poddany został zamknięciu rozszczepu i wstawieniu zbiorniczka Rickhama, który umożliwiał odbarczenie płynów rdzeniowo — mózgowych. Po tygodniu okazało się, że konieczne jest założenie zastawki komorowo-otrzewnowej, która niestety nie spełniała swoich zadań. Po 3 dniach synek był przygotowywany do rewizji zastawki. Wtedy po raz kolejny świat się zatrzymał — Piotruś dostał bezdechu, który zagrażał jego życiu, po dłuższej reanimacji oddech powrócił, nasz mały wojownik walczył dalej. Po wykonanym rezonansie usłyszeliśmy kolejną diagnozę — zespół Arnolda-Chiariego II, kolejna operacja (4 w przeciągu 3 tygodni), przed którą konieczne było przetoczenie krwi. Aktualnie, Piotruś jest cewnikowany co 3 godziny, intensywnie rehabilitowany, a także jest pod stałą opieką lekarzy. Chętnie współpracuje podczas rehabilitacji, robiąc małe postępy. W najbliższym czasie konieczne będzie zakupienie sprzętu do pionizacji i ortezy. Niestety, wszystko to wiąże się z bardzo dużymi kosztami, ale nie możemy zaprzestać tej walki o lepsze i szczęśliwsze jutro dla naszego kochanego synka. Prosimy Was o wsparcie w tej ciężkiej walce — wierzymy w Wasze dobre serca.  Rodzice

36 719 zł
Kinga Bekus
Kinga Bekus , 19 lat

Każdego dnia moja córeczka walczy o lepszą przyszłość... – prosimy o pomoc!

Kinia przyszła na świat w 37. tygodniu ciąży przez cesarskie cięcie i od razu trafiła na oddział intensywnej terapii. Dopiero po kilku dniach mogłam wziąć na ręce moje maleństwo. Chwile radości szybko zastąpił jednak przerażający strach o przyszłość Kingi… Kinia była noworodkiem z cechami skrajnej hypotrofii i hipoglikemi, z wagą 1850 gramów i długością 46 cm. Pozwolono mi ją zobaczyć pierwszy raz 12 godzin po porodzie. To był druzgocący widok dla młodej mamy. Mnóstwo rurek, kabelków, ogromny inkubator i moje maleństwo ledwie widoczne wśród całą tej plątaniny. W szóstej dobie życia Kingę na sygnale przewieziono z oddziału noworodkowego na OIOM z powodu bezdechu. Mogłam ją zobaczyć dwa razy dziennie przez 20 min. W 10. dobie jej życia pierwszy raz wzięłam ją na ręce i poczułam zapach noworodka, który pamiętam do dziś. Od urodzenia Kinga była bardzo waleczna, spędziła na OIOMie 17 dni, walcząc o swoje życie. Po polepszeniu się jej stanu zdrowia, kiedy przekroczyła magiczne 2000 gramów, wreszcie przywieźliśmy ją do domu. Nasza radość podszyta była strachem o jej dalszy los. Pierwsza diagnoza neurologiczna to zaburzenia związane z wcześniactwem. Pomyślałam nie jest źle. Rozpoczęliśmy rehabilitacje ruchowa najpierw metodą Bobath, a następnie metodą Vojty. Patrząc na zdjęcia Kingi z okresu niemowlęcego nikt nie powiedziałby, że była wcześniakiem z takim początkiem swojego życia. Była mniejsza od innych noworodków, ale nie było widać innych różnic. Przez kolejne pięć miesięcy Kinga rozwijała się prawidłowo, rehabilitacja przynosiła efekty, zaczęła wypowiadać pierwsze słowa i utrzymywać pozycję siedzącą. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że tak dobrze jej idzie. Niestety w pewnym momencie, dzień po dniu, stan Kingi zaczął się pogarszać. W połowie grudnia 2005 roku dziadkowie, potem my, rodzice, zauważyliśmy pierwsze dziwne zachowania Kini. Zdiagnozowano zgięciowy zespół napadowy. Kinga stała się płaczliwa, nie chciała spać w dzień ani w nocy, budziła się zawsze z płaczem. W 2006 roku nasiliły się ponownie napady padaczkowe i wtedy wreszcie trafiam z dzieckiem do doktor, która wycieńczonej, przerażonej matce wytłumaczyła, że jej 11 - miesięczna córka choruje na mózgowe porażenie dziecięce z niedowładem czterokończynowym i lekooporna padaczkę – Zespół Westa, że stan córki była bardzo poważny, a rokowania bardzo złe. Kinga była krucha, malutka, wyczerpana napadami, rozwój psycho-ruchowy był na poziomie kilkudniowego dziecka. Leżąca kukiełka, bez szans na poprawę. Nie potrafiłam się pogodzić z taką sytuacją i nie godzę się z nią dziś. Od tamtego dnia walczymy o lepsze życie dla naszej kochanej córeczki. Dzięki dobrze dobranym lekom udało nam się ustabilizować napady padaczkowe, na tyle, że Kinia rozwija się emocjonalnie bardzo dobrze, ale z dużym opóźnieniem neurologicznym i ruchowym. Pomogły jej w tym zajęcia z wczesnego wspomagania rozwoju. Kinia bezustannie poddawana była i jest rehabilitacji. Potrafi siedzieć sama w wózku czy foteliku rehabilitacyjnym. Na ostatnim turnusie rehabilitacyjnym w styczniu tego roku Kinia postawiła pierwsze kroki, dzięki odpowiedniemu sprzętowi, po operacji podcięcia przywodzicieli. Moja radość tego dnia była ogromna, chciałam, aby wszyscy cieszyli się razem ze mną. Chociaż rozwój psychiczny Kingi jest na poziomie 3-letniego dziecka, cieszymy się, że rozpoznaje najbliższą rodzinę, przyjaciół i potrafi się do nas uśmiechać. Ten uśmiech jest dla nas nagrodą za karmienie, pojenie, zmianę pampersa, kąpiele, zmianę pozycji podczas snu, podnoszenie z łóżka do wózka, władania i wciągania z samochodu. Kinga wypowiada kilka słów, w tym to najważniejsze „mama”, które oznacza wszystko. Potrzebę jedzenia, picia, przytulenia się czy ból. Potrafi zawołać po imieniu swojego siedmioletniego brata Kubę, który za każdym razem dziękuje jej za to „przytulasem”. To również dzięki pojawieniu się Kuby, zarówno Kinga jak i my rodzice, dostaliśmy „nowy zastrzyk energii” na dalszą walkę o zdrowie córki. Dla naszej Kingi zrobimy wszystko, by zapewnić jej lepsze jutro. Na jej leczenie, rehabilitację i turnusy rehabilitacyjne zbieramy środki i wydajemy każdą zaoszczędzoną złotówkę. Niestety to wciąż za mało, więc szukamy nowych rozwiązań. Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o Kinię! Rodzice

7 002,00 zł ( 29,02% )
Brakuje: 17 119,00 zł
Kamil Maksimczyk
Kamil Maksimczyk , 23 lata

Wypadek złamał życie młodego piłkarza❗Kamil jest sparaliżowany... Pomocy!

Kamila wszyscy znają jako zapalonego piłkarza. Wspaniałego, ambitnego, pracowitego chłopaka, przed którym kariera w sporcie stała otworem... A potem nadszedł ten tragiczny dzień, dzień wypadku. 4 stycznia na drodze, prowadzącej do Białystoku, dotychczasowe życie Kamila po prostu zniknęło... Kamil każdą wolną chwilę przeznaczał temu, co jest jego największą pasją, czyli piłce nożnej. Nigdzie nie czuł się tak dobrze jak na boisku... Kto go zna, ten wie, jaki ma talent do piłki. Kopał ją od dziecka - w domu, na boisku, w szkole... Jest uczniem Zespołu Szkół Zawodowych im. Elizy Orzeszkowej w Sokółce. Z całych sił chciał swój talent wykorzystać i być zawodowym piłkarzem. Piłka była jego największą miłością, ambicją, planem na życie. I wszystko wskazywało na to, że ten plan uda się spełnić. Niestety, odebrał mu to jeden feralny dzień... 4 stycznia, w godzinach porannych, wydarzył się wypadek, który okazał się dramatyczny w skutkach. Samochód, którym jechał Kamil, podczas wyprzedzania wypadł z trasy i bokiem uderzył w drzewo... Kamil był pasażerem, doznał bardzo ciężkich obrażeń. Ma uraz rdzenia kręgowego, czego skutkiem jest porażenie wszystkich czterech kończyn...  Wypadek nie tylko zabrał Kamilowi sprawność... Sprawił, że jest sparaliżowany i zależny od innych. Przekreślił też wszystkie plany Kamila na życie, zabrał mu to, co najbardziej kochał... Jego wspaniale zapowiadająca się kariera piłkarska po prostu w jednej chwili się skończyła. To były bardzo trudne chwile dla całej naszej rodziny... Wciąż nie możemy pogodzić się z tym, co się stało. Nie można jednak rozpaczać, trzeba walczyć o Kamila, bo kluczowe znaczenie ma teraz czas! Jedyną szansą na powrót do sprawności Kamila jest specjalistyczna rehabilitacja. Tylko dzięki niej jest cień szansy, że Kamil znów będzie mógł ruszać rękami i nogami... Niestety, rehabilitacja kosztuje fortunę. Jej koszt przekracza niestety nasze możliwości, człowiek sprzedałby wszystko, co ma, a i tak byłaby to kropla w morzu potrzeb... W imieniu Kamila, jak i swoim musimy prosić o pomoc... Błagamy Was, ludzi o dobrych sercach, abyście to Wy weszli teraz na boisko, na którym rozgrywa się najważniejszy mecz - ten o zdrowie i przyszłość naszego syna, brata... Błagamy Was, abyście nam pomogli. Jeśli otworzycie swoje serca i wpłacicie nawet złotówkę na tę zbiórkę, możemy zebrać środki na rehabilitację dla Kamila. Ta zbiórka to szansa, jedyna, jaką mamy. Stwórzmy jedną wielką drużynę, której będzie przyświecał jeden wspólny cel, przywrócić Kamilowi sprawność... On ma dopiero 20 lat. Całe życie przed nim. Prosimy, nie pozwólcie, by tak się skończyło... - Rodzina Kamila

50 516,00 zł ( 27,35% )
Brakuje: 134 144,00 zł
Marek Zegan
Marek Zegan , 63 lata

Pomóż mi podjąć walkę o lepsze jutro!

Każdego dnia tęsknię za spacerem na łonie przyrody, za zapachem grzybów i lasu, za pracami ogrodniczymi na działce. Kiedy ma się to wszystko na co dzień, kiedy czerpiemy z tych chwil największą radość, nawet nie przechodzi nam przez myśl, że możemy to wszystko tak łatwo stracić.  Mam na imię Marek i niedawno skończyłem 60 lat. Przez większą część życia poświęcałem się karierze zawodowej, aby zarobić na życie. Pracowałem w po 12 godzin, w pocie czoła, aby moim dzieciom niczego nie brakowało. Z wykształcenia jestem spawaczem. Lata doświadczenia udowodniły mi jak trudna jest to praca. Trzeba być gotowym na każde warunki atmosferyczne. Nieważne, czy akurat mamy zimę i mróz, czy upalne lato. Do 1990 roku pracowałem w stoczni we Wrocławiu, później przez kilkanaście lat byłem wykładowcą i nauczycielem. Przygotowywałem do zawodu osoby niepełnosprawne, organizowałem również wspólne wycieczki. Po likwidacji szkoły pracowałem również przy budowie i odbiorze lokomotyw. Cały czas rozwijałem się zawodowo, a jednocześnie nigdy nie brakowało mi czasu dla mojej rodziny. Przy pomocy mojej mamy, samotnie wychowałem trzech synów.  Nigdy nie narzekałem na swoje zdrowie. Od wielu lat chorowałem na cukrzycę, ale bez większych powikłań. Dopiero dwa lata temu mój stan nagle się pogorszył. Coraz częściej odczuwałem nasilający się ból w łydce i biodrze. Postanowiłem nie bagatelizować sprawy i poddałem się badaniom. Niestety, wyniki przyniosły bardzo niepokojące wieści. Okazało się, że choruję również na miażdżycę. Chciałem jakoś pozbyć się bólu, który nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. Poddałem się zabiegowi elektrostymulacji nerwów, co pozwala zmniejszać dokuczliwe dolegliwości. Niestety terapia oraz wszczepienie stentów nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. W wyniku źle przeprowadzonego zabiegu mój stan drastycznie się pogorszył. Nie mogłem już nawet chodzić. Z każdym tygodniem było coraz gorzej. W końcu trafiłem do szpitala, gdzie próbowano ratować moją lewą nogę, ale było już za późno. W lutym 2020 roku amputowano ją  na poziomie podudzia, a następnie z powodu źle gojącej się rany i martwicy dokonano reamputacji na poziomie uda.  Obecnie poruszam się na wózku. Chciałbym wrócić do sprawności i znów być osobą aktywną. Mam troje wspaniałych wnucząt, z którymi chciałbym się dalej bawić, móc spędzać aktywnie czas na świeżym powietrzu, na mojej ukochanej działce. Wiem, że samodzielnie nie jestem w stanie pokryć wszystkich kosztów, a nie chcę się poddawać i rezygnować ze swoich planów. Zawsze pomagałem innym, teraz sam zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o pomoc w zebraniu środków. Proteza i turnus rehabilitacyjny pozwolą mi chociaż częściowo wrócić do dawnego życia. Marek

7 528,00 zł ( 18,36% )
Brakuje: 33 462,00 zł
Michalina Górczewska
Michalina Górczewska , 7 lat

Pomóż Misi słyszeć świat!

Michalinka jest taka wesoła i energiczna. Wszędzie jej pełno. Gdzie tylko się pojawi, tam zaraża uśmiechem wszystkich dookoła. Jednak wiem, że będzie jej ciężko i ta myśl rozdziera moje serce... Dzięki wsparciu osób o wielkich sercach, przez najbliższe miesiące mamy zapewnioną specjalistyczną rehabilitację. Michalinka jest po wszczepieniu implantu ślimakowego. Ten niestety okazał się bardzo drogi w utrzymaniu, dlatego ponownie zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Moja córeczka ma 4 latka i obustronny głęboki niedosłuch, który utrudnia jej z dzieciństwo. Na razie Misia nie jest jeszcze do końca świadoma swoich ograniczeń, ale wiem, że niedługo zacznie jej to przeszkadzać. Córeczka nie potrafi komunikować się z nami i rówieśnikami. Życie stawia przed nią coraz więcej barier. Misia przez to, że nie słyszy, nie nauczyła się dobrze mówić i jeśli nie podejmiemy zdecydowanych kroków, będzie to problem na całe życie... Żeby usłyszeć pierwsze słowo, musimy bardzo ciężko pracować! Misia musi poddać się intensywnej rehabilitacji neurologopedycznej, która jest naszą jedyną szansą w walce o słuch. Ma też wszczepiony i założony aparat ślimakowy, jednak musimy ponosić koszt wymiany akcesoriów, a na to niestety brakuje nam środków. Stąd nasza prośba o pomoc dla córeczki. Za każde wsparcie bardzo dziękujemy! Mama Michasi, Kamila   ➡️ Licytacje dla Michalinki

4 766 zł
Janina Prus-Wilk
Janina Prus-Wilk , 75 lat

Codzienność odbiera mi siłę. Proszę o pomoc!

Dzięki ofiarodawcom pierwszej zbiórki jestem na dobrej drodze do odzyskiwania sił i poprawy zdrowia, za co serdecznie dziękuję! Zakup koncentratora tlenu, zabieg na lewe kolano i rehabilitacja oraz podręczny sprzęt medyczny dają mi większe poczucie bezpieczeństwa. Odzyskuję nadzieję, że będę bardziej sprawna... W osiągnięciu tego celu nadal potrzebuję wsparcia innych osób... Dotyczy to zarówno rocznego leczenia, jak i dodatkowych zabiegów... Widząc większą sprawność leczonego kolana, już marzę o zabiegu również na drugie kolano... Ogromną pomocą byłby dla mnie sprzęt rehabilitacyjny, który w warunkach domowych utrwali efekty rehabilitacji, którą obecnie przechodzę... W wyniku udaru mam jedną stronę ciała słabszą. Taki sprzęt pomoże mi odzyskać równowagę fizyczną, wzmocni organizm, poprawi ukrwienie oraz da mi poczucie większej stabilizacji zdrowotnej. Jestem wdzięczna wszystkim osobom, które nie przechodzą obojętnie obok takich historii jak moja. Moja historia:  Jestem po dwóch udarach (zawałach mózgu) wywołanych zakrzepem tętnic mózgowych. Mam ostre nawrotowe uszkodzenie prawego płata czołowego oraz wieloogniskowe zmiany malacyjne mózgu, niewydolność krążenia mózgowego. Przeszłam jeden zawał serca. Chorobami objęty jest u mnie cały organizm. Od wielu lat choruję na cukrzycę typu II, która powoli wyniszcza mój organizm, hypertrójglicerydemię, miażdżycę tętnic domózgowych, nadciśnienie tętnicze, przewlekłą niewydolność serca/choroba niedokrwienna serca, niedokrwistość (okresowo), refluks żółciowy z przewlekłym zanikowym zapaleniem błony śluzowej żołądka, dyskopatię kręgosłupa, artrozę stawów i kolan. Mam retinopatię cukrzycową, zaćmę, znaczny niedosłuch. Gorzej funkcjonują mi płuca po przejściu covid-19 oraz ze względu na POCHP (rozedma śródrazikowa, guzek podopłucnowy w prawym płucu) często mam problemy z oddychaniem, szybko łapię infekcje oddechowe, które ciężko przechodzę. Nerki pracują coraz słabiej i może dojść do ich niewydolności (ciągle blisko granicy niewydolności, ale stan udaje się poprawiać). W nerce lewej torbiel okołokielichowa oraz torbiel korowa. W nadnerczu prawym pojawiła się zmiana ogniskowa. Choruję na niedoczynność tarczycy od wielu lat. Mam dwa spore guzki tarczycy w obu płatach. Kilka miesięcy temu miałam usuwanego polipa żołądka, oraz polipy jelita grubego. Stwierdzono u mnie przy tej okazji przełyk Barretta, który może być zalążkiem nowotworu przełyku i wymaga obserwacji, kontroli. Gastroskopia w marcu wykazała zanik śluzówki w całym żołądku. Dwa lata temu miałam usuwany pęcherzyk żółciowy i bardzo ciężko przeszłam tę operację. Pogłębiły się u mnie problemy kardiologiczne, złapałam zapalenie płuc – wymagałam pobytu na OIOM. Ze względu na cukrzycę rana pooperacyjna nie goiła się prawidłowo... Po miesięcznym pobycie w szpitalu wróciłam do domu. Ostatecznie dopiero po dwóch miesiącach leczenia domowego rana się wygoiła i zabliźniła. Dlatego potrzebuję wzmacniać organizm poprzez suplementację, rehabilitację, właściwą dietę, aby jak najdłużej utrzymywać wystarczająco dobry, jak na mnie stan zdrowia. W moim przypadku najistotniejsze jest hamowanie, spowalnianie pogarszania sytuacji zdrowotnej, aby nie dopuścić do stanu, w którym będą konieczne ryzykowne dla mnie operacje, gdyż może wystąpić kolejny udar, a nawet niebezpieczeństwo utraty życia! Z obawy przed takimi skutkami lekarze od 4 lat nie decydują się na zoperowanie mi 2 kostniaków w zatoce czołowej, które tak się rozrosły, że zajmują praktycznie prawie całą jej przestrzeń, a trzeci z nich jest na sklepistości kości ciemieniowej...  Moją kolejną potrzebą jest poprawa warunków mieszkaniowych. Łazienka wymaga remontu i dostosowania. Od kilku lat nie mam możliwości umyć się pod bieżącą wodą, gdyż ze względu na stan zdrowia nie jestem w stanie korzystać z wanny-wejść do niej. Mycie gąbką w misce wody jest dla mnie bardzo uciążliwe, więc marzę o tym, aby mieć prysznic...  Żeby zmienić wannę na brodzik trzeba przenieść piecyk gazowy. To z kolei wiąże się gruntowny remontem. Konieczne jest również powiększenie otworu i zamontowanie szerszych drzwi, a także ulepszenie odpływu wody, z którym są ciągłe problemy. Spotkałam się kiedyś z opinią, że z tyloma chorobami to ja długo nie pożyję. Cieszę się, że od tamtej rozmowy minęło już dwa lata, a ja – dzięki Bogu i wsparciu wielu osób w leczeniu - nadal żyję... Życie jest tak pięknym darem, że nie chcę się poddawać beznadziei i walczę o przeżycie każdego pojedynczego dnia. Gdy doświadczam ludzkiego wsparcia to jest to dla mnie komunikat, że inni ludzie też chcą, abym żyła... Wiem, że nie da się pomóc wszystkim ludziom na świecie, ale cieszę się bardzo, gdy ktoś dostrzega w tym świecie również moje potrzeby, moje pragnienie życia i na miarę możliwości przychodzi mi z pomocą!  Janina

9 142,00 zł ( 17,18% )
Brakuje: 44 050,00 zł
Wiktoria Włodarczyk
2 dni do końca
Wiktoria Włodarczyk , 24 lata

Wciąż żyję nadzieją, że będę bardziej samodzielna

Od najmłodszych lat, los nie był dla mnie łaskawy. Byłam wtedy taka malutka, dopiero co skończyłam drugie urodziny. Kilka dni później uległam poważnemu wypadkowi. W jednej chwili moje życie wywróciło się do góry nogami…  Wskutek wypadku stwierdzono u mnie przerwanie rdzenia kręgowego, czego konsekwencją okazał się paraliż całego ciała. Mam 21 lat i nie wiem, jak to jest móc chodzić. Poruszam się jedynie na wózku, a przy codziennych czynnościach pomagają mi rodzice. Nieustannie toczę walkę o swoją przyszłość.  Byłam zbyt mała, aby cokolwiek pamiętać z tego pechowego dnia. Mama opowiadała mi, że wypadek miał miejsce bardzo blisko domu. Zabrakło dosłownie kilkudziesięciu metrów. Mimo że siedziałam w specjalnym foteliku, uderzenie skierowane było wprost na mnie. Wiem, ile bólu sprawia rodzicom powrót wspomnieniami do tej historii. Z jednej strony czują ogromną rozpacz, że przez ten wypadek jeżdżę na wózku, z drugiej natomiast ogromnie cieszą się, że żyję. Emocje i wzruszenie, które widzę w ich oczach, bardzo mi się udzielają. Teraz rozumiem, jak czuli się te kilkanaście lat temu. Rozumiem ich ówczesny strach i obawy o moje życie. Czasem zastanawiam się, dlaczego taki los spotkał właśnie nas? Tak trudno pogodzić się z myślą, że być może już nigdy nie wstanę na nogi o własnych siłach. Bywa ciężko, ale nie poddaję się.  To, że żyję, jest cudem. Czas po wypadku to miesiące spędzone na OIOMie. Kiedy po pół roku mój stan poprawił się na tyle, aby wyjść ze szpitala, rodzice od razu zapisali mnie na rehabilitację. Rokowania na to, że będę chodzić, były bardzo niepewne. Zajęcia z fizjoterapeutą sprawiły, że mimo słabej siły w rękach, mogę pisać, utrzymać sztućce, jestem w stanie sama poradzić sobie z większością obowiązków domowych. Jeśli z czymś sobie nie radzę, wiem, że zawsze mogę liczyć na najbliższych. Są moim ogromnym wsparciem. Na co dzień, uczęszczam do szkoły specjalnej. W ramach lekcji biorę udział w różnych terapiach. Poza zajęciami mam zagwarantowane 10 godzin rehabilitacji miesięcznie. To bardzo mało, by poprawić komfort mojego funkcjonowania. Niezbędne są dla mnie terapie manualne, kinezyterapia, fizykoterapia itp. Moim niespełnionym marzeniem jest wyjść o własnych siłach na spacer z ukochanym psem. Samodzielnie, stawiać kroki po leśnych ścieżkach, uprawiać jogging w parku, tańczyć w rytm muzyki. Żyć jak wszyscy moi bliscy.  Chciałabym w miarę możliwości usprawnić moje ciało i umysł. To pozwoli mi uwierzyć w siebie i otworzyć się na nowe relacje z ludźmi, czego dzisiaj bardzo mi brakuje. Zwracam się do Ciebie z prośbą o wsparcie w zebraniu środków na roczną rehabilitację. Nie znam innego życia, niż to które mam, ale wciąż mam nadzieję, że mogę być bardziej samodzielna. Wiktoria

5 547,00 zł ( 30,17% )
Brakuje: 12 836,00 zł
Tomasz Mikołajczewski
Tomasz Mikołajczewski , 43 lata

Tragiczny wypadek i wyboista droga do sprawności....Pomocy!

Kochający ojciec, wspierający syn i wspaniały przyjaciel... Pracowity, chętny nieść pomoc wszystkim dookoła, z uśmiechem stawiający czoła wszystkim problemom. To właśnie nasz Tomek. Dziś, po tragicznym wypadku trwa walka o odzyskanie jego sprawności... Tomek do wszystkiego podchodził z ogromnym zamiłowaniem, zarówno do pracy zawodowej, jak i do swoich zainteresowań. Pracował w branży samochodowej, która była jego wielką pasją. Motto "w zdrowym ciele zdrowy duch" na stałe wpisane było w życie Tomka. Aktywności fizycznej nie odpuszczał nigdy. Niezależnie od warunków pogodowych – zawsze w ruchu i nieustannie uśmiechnięty. Garściami czerpał z życia i wytrwale zdobywał postawione sobie cele. My jednak ceniliśmy go przede wszystkim za to, że był wspaniałym i kochającym ojcem dla swojego synka. W pełni oddawał się ojcostwu. Wspierał i pokazywał swoje dobre serce. Nikt nie spodziewał się, że za chwilę jego życie wywróci się do góry nogami...  To był 21 listopada 2020 roku. Dzień jak każdy inny… Nie przypuszczaliśmy, że będzie najgorszym w naszym życiu… Tego dnia Tomek uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. W krytycznym stanie i z poważnym obrażeniami został przewieziony do szpitala w Łęczycy. Były to dla nas straszliwe chwile… Nie wiedzieliśmy, czy Tomasz przeżyje. Mogliśmy tylko wierzyć w umiejętności lekarzy oraz w siłę i wolę walki naszego przyjaciela… Tomasz doznał ciężkich, wielonarządowych obrażeń – seryjne złamania żeber z odmą opłucnową, liczne urazy brzucha, uszkodzenia jelit, złamanie barku.  Wskutek stłuczeń narządów, konieczna była operacja i wiele zabiegów. Dzięki nim stan Tomka stopniowo zaczął się stabilizować. Niestety do dziś nie udało mu się odzyskać sprawności.  Tomek bardzo chciałby wrócić do aktywnego życia sprzed wypadku. Szansą na to jest kosztowna, kompleksowa rehabilitacja. Niestety nie stać nas na jej opłacenie... Zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc w zebraniu potrzebnych środków. Wierzymy, że z Państwa pomocą Tomek będzie mógł podjąć walkę o swoją przyszłość... Rodzina Tomka 

2 261,00 zł ( 4,04% )
Brakuje: 53 591,00 zł