Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Pawełek Machnik
15:35:33  do końca
Pawełek Machnik , 11 lat

Każdy z nas może sprawić, że codzienność Pawła będzie łatwiejsza!

Walka o sprawność Pawła trwa nadal. Każdego dnia pokonujemy przeszkody, które stale pojawiają się na naszej drodze. Mój syn rośnie, a wraz z nim zwiększają się jego potrzeby… Dziękuję za dotychczasową pomoc. Dzięki Wam moje dziecko doświadczyło wiele dobra.  Nasza historia:  Paweł od urodzenia zmaga się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Diagnoza uniemożliwia mu samodzielne poruszanie się, dlatego przemieszcza się jedynie na wózku inwalidzkim.  Mój syn ma wzmożone napięcie mięśniowe, dlatego praca pod okiem rehabilitantów skupia się na likwidowaniu bolesnych przykurczy oraz wzmacnianiu lewej nogi. Mimo choroby, która zawładnęła naszą codziennością, Paweł stara się czerpać z życia jak najwięcej radości.  Robię co tylko można, aby zaspokoić wszelkie potrzeby własnego dziecka. Ostatnio udało mi się zakupić z własnych środków urządzenie multifunkcyjne, które jest jednocześnie krzesełkiem i pionizatorem. Jego koszt wyniósł 19 tysięcy, co znacznie nadszarpnęło domowy budżet.  Paweł jest dzieckiem poruszającym się na wózku inwalidzkim. Ma 11 lat i przenoszenie go na fotelik samochodowy przy każdym wyjeździe sprawia mi coraz większą trudność. Sama borykam się ze strasznymi bólami kręgosłupa, które coraz bardziej wszystko utrudniają.  Jedynym rozwiązaniem naszego problemu jest zakup samochodu przystosowanego do osoby niepełnosprawnej. Niestety kwota ponad 70 tysięcy złotych zwala mnie z nóg! Nie jestem w stanie uzbierać tak wielkiej kwoty! Kolejny raz proszę o Waszą pomoc. Będę wdzięczna za każdą, nawet najmniejszą wpłatę. Wierzę, że razem uda nam się dokonać cudu, który teraz jest dla mnie nieosiągalny. Ewelina, mama

1 524,00 zł ( 2,04% )
Brakuje: 72 945,00 zł
Marcelina Macura
Pilne!
15:35:33  do końca
Marcelina Macura , 20 miesięcy

RAK zabiera ją z naszych ramion❗️Prosimy, uratuj Marcelinkę - dramatyczna walka trwa!

Marcysia w sierpniu skończyła 12 miesięcy, a już musi toczyć walkę ze śmiertelnie niebezpiecznie przeciwnikiem - nowotworem złośliwym! Rak zaatakował oczy maleństwa - trwa nie tylko walka o ocalenie wzroku, ale też życia i zdrowia! Nowotwór zajął prawe oczko, którym Marcysia już nie widzi. Rozprzestrzenia się też w oczku lewym. Trwa rozpaczliwa walka! Dzięki wsparciu tysięcy osób o dobrych sercach, których wzruszył los tej malutkiej, ciężko chorej dziewczynki, Marcysia trafiła do szpitala w Nowym Jorku. Tam dzieci z najcięższymi postaciami siatkówczaka leczy doktor Abramson, światowy specjalista, zajmujący się tym rodzajem nowotworu. Niestety nowotwór to trudny przeciwnik, leczenie zapowiada się na bardzo długie i pochłania ogromne koszty. Ta zbiórka to droga odsłona walki z rakiem - prosimy Was o pomoc! Po raz kolejny potrzebujemy zrywu dobrych serc, by ratować Marcysię! Rodzice Marcysi: Jesteśmy w szpitalu w Nowym Jorku, miejscu, w którym - głęboko w to wierzymy - uda się wyleczyć naszą córeczkę. Jesteśmy u najlepszego lekarza, lepszego już nie ma i czekamy na dzień, w którym usłyszymy, że guzy obumarły... Kurczowo trzymamy się nadziei, że nasza księżniczka wygra tę walkę i będzie mogła spokojnie żyć... Chociaż ona, bo my, rodzice, już nigdy. Zawsze będziemy już żyć w strachu przed rakiem. Kilka tygodni temu zostawiliśmy wszystko, całe dotychczasowe życie i przylecieliśmy tutaj, by ratować naszą córeczkę. Gdy Marcysia przyszła na świat, w najgorszych koszmarach nie sądziliśmy, że za chwilę zaatakuje ją nowotwór, a my, umierający ze strachu, znajdziemy się na oddziale onkologii, w dodatku na drugim końcu świata... Nic nie zapowiadało tragedii, aż do pierwszych wspólnych rodzinnych wakacji... W ciemnej łazience w oczku córeczki zauważyliśmy jasny odblask. Kilka lat temu wspieraliśmy na Siepomaga chorą dziewczynkę, cierpiała na siatkówczaka - rzadki nowotwór złośliwy oczu... Pierwszym objawem tej choroby był właśnie taki odblask. Ogarnęła nas panika, że nasza córeczka też choruje na raka. Jak się okazało, mieliśmy rację. To nasza determinacja i poczucie, że coś jest nie tak, doprowadziła do tego, że udało się postawić diagnozę. Niektórzy lekarze uważali, że jesteśmy nadwrażliwi. 1 sierpnia, usłyszeliśmy to, czego tak bardzo się baliśmy. Marcelinka choruje na siatkówczaka, nowotwór złośliwy, postać genetyczną obuoczną. Guz w prawym oczku córeczki zajął 1/3 oczka, doszło do odwarstwienia siatkówki, Marcysia przestała widzieć. W lewym znaleziono kolejne guzy. Świat runął w posadach.  Wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, by uratować naszą jedyną córeczkę. Kiedy pojawiło się światło nadziei na leczenie w USA, poruszyliśmy niebo i ziemię, by Marcysia mogła skorzystać z tej szansy. Dziękujemy wszystkim, dzięki którym stało się to możliwe. W USA małe życie Marcysi nie jest zatruwane chemią ogólną, ale dostanie chemię dotętniczą bezpośrednio do chorych oczek, mają też wieloletnie doświadczenia w leczeniu najcięższych przypadków siatkówczaka. Dziś wiemy już, że Marcela ma szanse na wyleczenie. Aby tak się stało, potrzebujemy Waszej pomocy! Córeczka dostała dwie chemie ogólne w Polsce i dwie chemie dotętnicze w USA. W lewym oku guzy są mniejsze i trzy z nich zareagowały bardzo dobrze, stad decyzja doktora Abramsona, że chemii więcej tam nie zastosują, a spróbuje wyniszczyć je laserami. Prawe oko niestety jest w gorszym stanie, były lasery i druga chemia, przed nami jeszcze trzecia i być może czwarta chemia oraz wiele innych zabiegów wyniszczających nowotwór. Generuje to kolejne ogromne koszty.  Niestety środków z pierwszej zbiórki nie wystarczy na leczenie Marcysi. Koszta nas przerosły... Ledwo przylecieliśmy, a z subkonta Marceliny na leczenie wydaliśmy już prawie 900 tysięcy złotych, nie licząc kosztów pobocznych. To dopiero początek, a gdzie jeszcze pozostałe długoletnie leczenie, rehabilitacja, przeloty do USA... Same kontrole, na które będziemy musieli przylatywać, generują ogromne koszty, a Marcysia będzie musiała być pod opieką doktora Abramsona do 7. roku życia! Niestety potwór, który zagościł w oczach Marceli, jest nieprzewidywalny i może wrócić. Jesteśmy załamani tymi kosztami, ale wiemy, że nie mamy wyjścia. Cieszymy się ogromnie, że są cudowne osoby, które postanowiły stanąć do walki razem z nami. Jeżeli możemy prosić Was kolejny raz o pomoc, wesprzyjcie nasza Marcelkę. Jest taka malutka, a tak musi cierpieć... Chcemy tylko tego, by wyzdrowiała. By zniknął strach, że rak zabierze Marcelince wzrok, a co najgorsze, że zabierze ją nam raz na zawsze... Prosimy o Waszą pomoc. ➡️ Marcysi możesz pomóc też przez udział w LICYTACJACH - klik!

422 214,00 zł ( 79,37% )
Brakuje: 109 701,00 zł
Marek Błaszkiewicz
15:35:33  do końca
Marek Błaszkiewicz , 5 lat

Walczymy o jego przyszłość! Chcesz nam pomóc?

Dziękujemy za dotychczasową pomoc! Niestety, diagnoza naszego Marka się nie zmienia, a trudności próbują przejąć kontrolę! Pomożesz nam walczyć dalej? Zostaniesz z nami? Nasza historia: Dość wcześnie zauważyliśmy, że nasz synek nie rozwija się prawidłowo. Mimo to jeszcze wtedy nie domyślaliśmy się, że za chwilę zaczniemy toczyć niekończącą się bitwę...  Mareczek ma autyzm. Został zdiagnozowany 1,5 roku temu. Jest dzieckiem niemówiącym, nadal pampersowanym. Ma bardzo silną, wręcz olbrzymią wybiórczość pokarmową. Koszty wszystkich terapii są bardzo wysokie. Zresztą tak samo, jak i wizyty u specjalistów. Wiemy, że nie możemy przerwać terapii, bo to, co udało się do tej pory wypracować, może się cofnąć. Chcemy, by Marek nauczył się porozumiewać ze światem, by nawiązywał kontakt, by udało się zminimalizować zachowania niepożądane. Terapie, za które musimy płacić, będą trwały latami... Mareczek obecnie uczęszcza na terapię logopedyczną oraz hipoterapię.  Bardzo prosimy o pomoc. Każdy najmniejszy gest ma znaczenie. Prosimy, pomóżcie naszemu dziecku wywalczyć przyszłość...  Rodzice

620 zł
Anna Warmuz
Pilne!
15:35:33  do końca
Anna Warmuz , 37 lat

Trwa walka z bezlitosnym NOWOTWOREM ❗️ Pomóż Ani pokonać wroga ❗️

Poważne problemy zaczęły się bardzo niewinnie, na początku 2021 roku. Wtedy jeszcze nie spodziewałam się, że za rogiem stoi bezlitosny wróg, który ze wszystkich sił będzie próbował mnie pokonać. Walczę, choć momentami brakuje sił. Wiem jednak, że nie mogę się poddać. Prowadziłam bardzo aktywny tryb życia. Chodziłam na siłownię, uprawiałam jogę, wiele tańczyłam. Pracowałam na pełen etat, a dodatkowo pasjonowałam się wizażem. Niestety w pewnym momencie zaobserwowałam niepokojące objawy, krwawienia, za które był odpowiedzialny z pozoru niegroźny polip.  Zostałam skierowana do szpitala, ale na moje nieszczęście wtedy wybuchła pandemia COVID-19, która była przyczyną przełożenia operacji na inny termin. Czas mijał, działając na moją niekorzyść, ale szpital nie mógł mnie przyjąć. Przekładanie terminów znacznie odbiło się na moim stanie zdrowia. Finalnie przyjęta zostałam na początku 2022 roku. Wtedy otrzymałam tę straszną diagnozę. Lekarze wykryli nowotwór złośliwy dolnego odcinka jelita grubego. Mówili o 95% szans na wyleczenie radio i chemioterapią. To, pomimo ogromnego strachu, napawało mnie nadzieją. Dowiedziałam się jednak, że jeśli podejmę się naświetleń, będę bezpłodna.  Wylądowałam w szpitalu, gdzie rozpoczęłam naświetlania i chemioterapię. Czas mijał, a leczenie przynosiło ze sobą uciążliwe skutki uboczne: oparzenia w okolicy krocza, stany zapalne, nietolerancję pokarmową, wysypki i świąd. Wytrwałam i byłam z siebie bardzo dumna. Niedługo później okazało się, że wszystko się cofa, wyniki były dobre. Dbałam o siebie, chodziłam na badania kontrolne z nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Niestety lekarz podczas jednej z wizyt nie miał dla mnie dobrych informacji. Los zadał mi kolejny cios. NASTĄPIŁ NAWRÓT! Jedynym ratunkiem okazała się operacja, usunięcie odbytnicy oraz założenie kolostomii końcowej. Przeszłam operację, która na szczęście przebiegła pomyślnie. W ciągu dwóch dni byłam w stanie wstać, usiąść i przejść parę kroków. Ale za rogiem czekała kolejna straszna diagnoza. Okazało się, że nowotworu nie udało się usunąć w całości, lekarze zauważyli nieprawidłowości również na macicy. Miałam zostać przyjęta we wrześniu na operację usunięcia macicy oraz kawałka pochwy. Pobrano jeszcze wycinek z pęcherza, który również okazał się nowotworowy.  Czy to nie jest za wiele? Tak bardzo chciałabym móc powiedzieć „dość” i sprawić, że ten koszmar się skończy. Jednak każdego dnia, gdy się budzę, on trwa. Czekam na operację usunięcia macicy. Staram się wierzyć, że to już ostatnia, ale dostałam informację, że pojawiają się kolejne ogniska. Wróg nie odpuszcza.  Żyję na oparach z nadzieją na dobre wieści. Pracuję nad sobą u fizjoterapeuty, psychologa, dietetyka i wielu innych specjalistów. Niestety to wszystko generuje ogromne koszty – nie mogę pozwolić, by to finanse stanęły na drodze do zdrowia. Walczę, staram się ze wszystkich sił, ale potrzebuję Waszej pomocy. Proszę, wesprzyjcie mnie w tej niewiarygodnie trudnej walce, najważniejszej w życiu walce. Nie mogę przegrać. Ania

124 607 zł
Kacper Baranowski
15:35:33  do końca
Kacper Baranowski , 6 lat

Jego choroba nie zniknie, ale możesz mu pomóc! SPRAWDŹ JAK!

Urodziłam pozornie zdrowego synka. Jednak nauczona doświadczeniem z wiele starszym bratem Kacperka, zaczęłam zauważać różnice. Coś bardzo mnie niepokoiło... Kacperek miał 4 miesiące, gdy dowiedzieliśmy się, co powoduje trudności. Pozornie niegroźna alergia na białko krowie była początkiem lawiny... Chwilę później z podejrzeniem padaczki wpadliśmy w wir poszukiwania ostatecznej diagnozy. Wszystko się kłębiło. Nieprawidłowe napięcie mięśni, brak mowy, komunikacji werbalnej, synek nie chodził.  Trudności i różnic było za wiele... W końcu padła diagnoza, która na zawsze odmieniła naszą codzienność.  Mój syn choruje na bardzo rzadki zespół Angelmana. Kacpi jest opóźniony psychoruchowo. Wymaga stałej i intensywnej rehabilitacji. Ma 5,5 roku i od niedawna stawia pierwsze samodzielne kroki. Do takiego stabilnego, zupełnie samodzielnego chodu potrzebujemy jeszcze ćwiczeń. Do tej pory, to nasz ogromny sukces!  Od niedawna wprowadzamy też komunikację alternatywną, bo syn nigdy nie będzie mówił. Choćbyśmy stawali na rzęsach, pewne ograniczenia wynikające z diagnozy nigdy nam na to nie pozwolą. Dodatkowym problemem zdrowotnym jest padaczka lekooporna, dlatego Kacper jest wciąż pod opieką neurologa. Koszty rehabilitacji, wizyt lekarskich, dojazdów oraz turnusów rehabilitacyjnych przewyższają moje możliwości finansowe. Do niedawna radziłam sobie sama, a na turnusy jeździliśmy cztery razy w roku. Podwyżki cen dotknęły również nas... Nie jesteśmy już w stanie tak regularnie się rehabilitować.  Proszę, wesprzyj zbiórkę dla Kacperka — chciałabym stawiać czoła jego trudnościom. Chciałabym zapewnić mu bezpieczną przyszłość!  Mama

3 156,00 zł ( 29,66% )
Brakuje: 7 483,00 zł
Aleksandra Słaby
Pilne!
15:35:33  do końca
Aleksandra Słaby , 32 lata

Złamany kręgosłup w każdej chwili może przebić skórę Oli❗️POTRZEBNA PILNA POMOC❗️

Jestem Ola. Mam potężne, ponad 160-stopniowe skrzywienie kręgosłupa w odcinku lędźwiowo-krzyżowym. Potrzebuję pilnych operacji, które uratują moje życie. Cierpię katusze, nie mogę chodzić, siedzieć, a leżenie sprawia mi potworny ból. Błagam, uratuj mnie! Od urodzenia zmagam się z ciężką chorobą Hajdu Cheney, która między innymi powoduje destrukcję kości. Przeszłam już kilkanaście operacji i ponad 30 złamań. Mimo choroby optymistycznie patrzyłam w przyszłość. Codziennie chodziłam na długie spacery, miałam wiele zainteresowań i planów. Życie wystawiło mnie jednak na ogromną próbę... Pewnego dnia doszło do złamania kręgosłupa i miednicy. W konsekwencji mój kręgosłup lędźwiowy i kość krzyżowa są dziś zagięte pod kątem 160-stopni! Sytuacja jest krytyczna! Mam niestabilność miednicy i stawów krzyżowo-biodrowych, uciśnięty rdzeń kręgowy i narządy wewnętrzne. Do tego niedowład kończyn dolnych! Nie panuję nad własnym ciałem! Moją codziennością jest nieludzkie cierpienie – straszny ból złamanych kości kręgosłupa i miednicy przy najmniejszym ruchu. Nie mogę chodzić ani siedzieć, leżenie też sprawia mi ogromny ból, nie przesypiam nocy. Nawet bardzo silne leki nie są w stanie uśmierzyć bólu... Ostatnią szansą na uratowanie mojego życia są nierefundowane operacje, których łączny koszt to ponad MILION ZŁOTYCH! Ścigam się z czasem, pierwsza z planowanych operacji musi się odbyć jak najszybciej, bo z każdym dniem rośnie niebezpieczeństwo nieodwracalnych zmian. W każdej chwili zagięte kości mogą przebić skórę!  Nie pracuję, jestem na rencie. Kwota, która dzieli mnie od operacji, jest ogromna i nieosiągalna dla mnie oraz mojej rodziny. Bardzo się boję, że będę przykuta do łóżka do końca mojego życia. Operacja to jedyna szansa na życie bez bólu i spełnienie marzenia o tym, by znów stanąć na własnych nogach i chodzić. Normalnie siedzieć, po prostu żyć… W obliczu ogromnej sumy, którą trzeba zebrać jak najszybciej i która dzieli mnie od operacji, czuję się zupełnie bezsilna. Ta zbiórka i Wy – ludzie o dobrym sercu to moja jedyna nadzieja. Bardzo proszę, pomóżcie, bo brak operacji to ogromne zagrożenie dla mojego życia…  Za każdą wpłatę, każde udostępnienie apelu z całego serca dziękuję! Ola

560 020 zł
Wojciech
15:35:33  do końca
Wojciech , 59 lat

Czy istnieje limit nieszczęść spadających na jednego człowieka ❓ Pomóż Wojtkowi odzyskać zdrowie ❗️

Czy istnieje limit cierpienia, które może spaść na jedną osobę? Wojtek przeżył go już zdecydowanie zbyt wiele. Usilnie walczy o odzyskanie sprawności, powrót do zdrowia i szczęśliwej, spokojnej codzienności. Nie jest łatwo... Mój mąż Wojtek przeżył 4 udary mózgu, 2 zawały i wiele innych chorób, które wyrządziły ogromne szkody w jego organizmie. Jest pod stałą opieką specjalistów, między innymi kardiologa, neurologa, lekarza rodzinnego. Wymaga intensywnego leczenia i rehabilitacji.  Wcześniej Wojtek był samodzielnym, aktywnym, szczęśliwym człowiekiem. Jest wspaniałym mężem i tatą.  Ze wszystkich sił walczymy, by mógł do nas wrócić i znów cieszyć się każdą wspólną chwilą. Niestety na ten moment mąż jest osobą leżącą, wymaga 24-godzinnej opieki i wsparcia! Potrzebujemy pomocy... Koszty leczenia i rehabilitacji przewyższają nasze możliwości finansowe. Niestety to jest jedyna droga i szansa na to, by choć w jakimś stopniu odzyskać dawne życie, sprawność i samodzielność. Twoja pomoc jest naszym ratunkiem. Wojciech się nie poddaje, każdego dnia dzielnie walczy. Jest naszym wojownikiem. Jednak potrzebuje Twojej pomocnej dłoni. Być może dla Ciebie to mały gest, dla nas nadzieja na lepszą przyszłość. Pomożesz? Żona i najbliżsi Wojtka

2 034 zł
Aleksander Nowakowski
15:35:33  do końca
Aleksander Nowakowski , 4 latka

Skończył 2-latka i zmienił się nie do poznania... Pomóż nam z nową codziennością!

Mogę powiedzieć, że miałam dwóch synków. Jeden urodził się zdrowy, a w drugiego zamienił się gdy miał dwa latka. Nasza historia jest naprawdę trudna...  Aleksander urodził się i rozwijał jako zdrowe dziecko. Gdy miał 2-latka stało się coś zupełnie nieprzewidywalnego! Przestał mówić, komunikować się, nie umiał wyjaśnić, o co mu chodzi, co czuje... Zupełnie przestaliśmy się rozumieć! Dziś ma 4-latka i władzę nad nim przejmuje diagnoza... Olek nie mówi, nie rozumie i nie wykonuje żadnych poleceń. Nie ma możliwości skupienia uwagi, żyje we własnym świecie. U mojego synka zdiagnozowano autyzm. I wiem, że nie jest to śmiertelna choroba, ale obecnie dla Aleksia jest naprawdę niebezpieczny! Syn potrzebuje opieki, wsparcia właściwie w każdym aspekcie życia. Nie może zostać sam nawet na chwilę. Nie widzi zagrożenia, nie rozpoznaje go, jest jak błądzący we mgle. Koniecznie potrzebuje terapii i specjalistycznych wizyt lekarskich, które pomogą nam poradzić sobie z codziennością. Jako samotnej mamie trudno mi to wszystko zagwarantować dziecku.  Jeśli zechcesz, wesprzyj zbiórkę i pomóż nam walczyć z codziennością! Mama Aleksia  

986 zł
Krzysztof Wasilewski
15:35:33  do końca
Krzysztof Wasilewski , 25 lat

Jego brat urodził się zdrowy, ale Krzysiek nie miał tego szczęścia – Pomocy❗️

Mimo choroby się nie poddaje. Kocha życie, ludzi i świat wokół, nawet jeśli już od urodzenia los rzuca mu pod nogi jedynie kłody. Taki jest nasz Krzysiek. Urodził się jako drugi z bliźniaków. Jego brat jest całkowicie zdrowy. Komplikacje uderzyły jedynie w Krzyśka, mojego brata… Niedotlenienie skutkowało potem zapaleniem opon mózgowych. Jego stan psychiczny jest dobry, ale nie można tego powiedzieć o sprawności fizycznej – mózgowe porażenie, hipertonia, sztywność stawów, przykurcze, deformacje… Lista jest długa, a każdy z jej punktów dyktuje życie Krzyśka. Ma problem z poruszaniem, utrzymaniem pozycji ciała, a także prostymi czynnościami. Niekontrolowane ruchy sprawiają, że niebezpieczne i trudne jest nawet jedzenie gorącej zupy. Krzysiek mieszka z rodzicami i dwójką naszych braci, ponieważ wymaga całościowej opieki. Dwa razy w miesiącu jeździmy na rehabilitację, a co tydzień przyjeżdża rehabilitant. Staramy się, by brat cały czas ćwiczył. Dzięki temu czuje się lepiej, a nie inny, gorszy od ludzi. Jednak koszty nas przytłaczają. Potrzebne są leki, sprzęt, rehabilitacja… Dla nas to za dużo, dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc. To trudne, ale świadomość, że dobro serc obcych ludzi może realnie pomóc Krzyśkowi, jest silniejsza. Każda wpłata i udostępnienie to krok ku lepszemu życiu bez zmartwień o to, czy pieniądze przekreślą szansę na zdrowie. Kornelia, siostra

10 511,00 zł ( 85,76% )
Brakuje: 1 745,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki