Rak znów próbuje mi odebrać wszystko.... To walka na śmierć i życie!

Roczna terapia lekiem - Rybocyklib
Ends on: 30 September 2019
Fundraiser description
Rak oszukał mnie już co najmniej dwukrotnie. Za pierwszym razem wobec jego agresji, nieprzewidywalności, porywczości byłam całkowicie bezsilna. Podjęłam jednak walkę i dostałam drugie życie. Teraz, kiedy walczę po raz drugi również nie tracę nadziei. Wiem, że każdy dzień może być moim ostatnim, a mimo to, wciąż robię plany na przyszłość. To one wciąż trzymają mnie na ziemi.
To było już dawno temu, teraz wydaje mi się, jakby to była zamierzchła przeszłość. Był 2012 rok. Chciałam jak najszybciej zamknąć ten rozdział i już nigdy do niego nie wracać. Etap, który mogę określić kilkoma słowami: ból, niepewność, rozpacz. Nie poddałam się, stopniowo pokonywałam nowe etapy leczenia wyznaczane przez lekarzy. Zawsze wiedziałam, że samobadanie ma duże znaczenie, mówiłam koleżankom, aż w końcu przekonałam się o tym na własnej skórze. Nie zignorowałam pierwszych symptomów, od razu poszłam do lekarza. Usłyszałam, że to nic groźnego. Przestałam się zamartwiać, ale po kilku miesiącach sytuacja się powtórzyła. Było jeszcze gorzej. Kolejne spotkanie z lekarzem nie pozostawiało wątpliwości, że podjęłam dobrą decyzję.
Skierowanie na biopsję, trzęsące się ręce podczas odbierania wyników. I diagnoza, która brzmiała jak wyrok: złośliwy nowotwór piersi. Wtedy postanowiłam, że się nie poddam. Chemioterapia, wypadające włosy i paraliżujący strach. Nie wiedziałam, co dalej. Zadawałam sobie pytanie: czy to już koniec? Czy mam jeszcze szansę? W końcu usłyszałam najbardziej oczekiwaną wiadomość: choroba została pokonana. Świętowałam ostrożnie, ale ten moment, kiedy usłyszałam, że zwyciężyłam najważniejszą walkę w swoim życiu, zapamiętam na zawsze. Wróciłam do pracy, wróciłam do życia.
Szczęście niestety nie trwało długo. W grudniu ubiegłego roku nagle zaczęło mi brakować tchu. Kilka wizyt na pogotowiu, aż w końcu trafiłam do lekarza rodzinnego. Wskazywał na dwie opcje: przemęczenie albo nawrót choroby. W myślach powtarzałam tylko jedno, by rak nie zaatakował ponownie. Niestety nie miałam tyle szczęścia. Nowotwór powrócił, a dla mnie to był poważny cios. Bo przecież już raz wygrałam. To miał być zamknięty rozdział. Nie wiedziałam, czy znajdę siłę na kolejne starcie. Na szczęście trafiłam na świetnego lekarza, który zareagował od razu. Pocieszył mnie, że powrót choroby to nie wyrok, że jeszcze wiele przede mną. Kolejna chemioterapia była znacznie trudniejsza. Znów wypadły mi włosy, a organizm zaczął się buntować.
Mam wokół siebie wspaniałych ludzi. Rodzina i przyjaciele, ludzie, którzy zawsze są przy mnie, wspierają w najcięższych momentach. Z nimi wiąże swoje plany na przyszłość. Razem z przyjaciółkami, ramię w ramię, realizowałam swoją największą pasję podróżowania po świecie. Chcę zobaczyć jak najwięcej miejsc, widoków zapierających dech w piersiach. Oddychać innym powietrzem, czuć zew przygody, by na łożu śmierci uśmiechać się z myślą, że zrealizowałam to, o czym marzyłam.
Kolejne plany trzymają mnie przy życiu. Tym razem wiem, że to za mało, że moje śmiałe wizje nie są w stanie wyrwać mnie ze szponów raka. Ten w ukryciu szykuje się do ataku, a ja muszę być gotowa na każdą ewentualność. Lekarz nie pozostawił wątpliwości — jedyną szansą na powstrzymanie postępów choroby jest Rybocyklib. Ten lek to odległe marzenie. Kwota, niezbędna na leczenie, jest horrendalna. To cena mojej godnej przyszłości, bez bólu, lekarstwo umożliwiające pożegnanie raka na zawsze. Brak refundacji uniemożliwia leczenie, sprawia, że wizja powrotu choroby będzie mnie wciąż prześladować, nawet jeśli uda się ją pokonać. Chcę pożegnać go na zawsze! Pomocy.
Jestem kobietą, przyjaciółką, siostrą. Mam plany, marzenia i pasje, które zasługują na realizację. Jestem chora, ale nie jestem gorsza. Walczę z rakiem i wiem, że na moim miejscu każda z Was zrobiłaby to samo. Bo czy jest coś bardziej wartościowego niż dodatkowych kilkanaście miesięcy, lat czy godzin oglądania świata? Każde pojedyncze mrugnięcie jest warte tej walki.