

There is a fight for life six years after remission! Help!
Fundraiser goal: Cancer treatment
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
Fundraiser goal: Cancer treatment
Fundraiser description
Kilka lat temu dzielnie walczyliśmy o jego życie i choroba ustąpiła... A teraz rak znowu wypowiedział nam wojnę. Serca całej naszej rodziny ściska rozpacz, ale jesteśmy gotowi stawić czoło chorobie po raz drugi. Wierzymy, że będzie dobrze.
Męża poznałam 10 lat temu. Przyjaźniliśmy się, obracaliśmy się we wspólnym towarzystwie. Ciężko było nie zwrócić na niego uwagi: malował obrazy, interesował się historią i geografią, był najbardziej oczytaną osobą ze wszystkich, które znałam. Wyróżniał się też skromnością. W pierwszej kolejności zawsze myślał o innych, dopiero późnej o sobie, czasami nawet przesadnie. Był troskliwy, empatyczny. Każdy wiedział, że na niego zawsze można liczyć.

Nasza przyjaźń nieoczekiwanie dla nas obu nagle zmieniła się w cudowny związek, pełny jaskrawych i ciepłych chwil. Szybko wzięliśmy ślub. Jak każda młoda rodzina, mieliśmy pełno planów, a ten najważniejszy to posiadanie dziecka. W 2015 roku Bronisław już wygrał walkę z nienasieniakiem, ale przez ostatnie 6 lat znajdował się w twardej remisji, a lekarze twierdzili, że w naszym przypadku, istnieje szansa na rodzicielstwo. Zaczęliśmy przygotowania.
24 lutego 2022 roku mieliśmy mieć ostatnie badanie, po którym na 100% można będzie określić, czy mamy szansę zostać rodzicami. Z niecierpliwością czekaliśmy na ten dzień, który, jak spodziewaliśmy się, odwróci nasze życie do góry nogami.
24 lutego 2022 roku, faktycznie, został takim dniem. Obudziliśmy się od wybuchów. Kijów bombardowano...
Nie będę opowiadać o tym, co przeżyliśmy — pewnie to, co i wszyscy nasi rodacy. Powiem tylko, że zapadła wspólna decyzja, która wydawała się jedyną słuszną — zostaniemy rodzicami w inny sposób. Adoptujemy dziecko, które straciło rodziców z powodu wojny.

Żyliśmy tym marzeniem, ale Bronisław nagle poczuł się źle. Bolały go plecy, a jednak ból wydawał nam się sprawą logiczną, ponieważ dzień wcześniej pomagaliśmy przy rozbiórce gruzów pod Kijowem... Po wizycie u lekarza ból na jakiś czas ustąpił, ale za chwilę pojawił się pod żebrami. Przeczuwałam, że dzieje się coś złego. Po kolejnych wizytach i badaniach usłyszeliśmy szokującą wiadomość — choroba wróciła. Tym razem, z przerzutami do płuc i przestrzeni zaotrzewnowej. Świat się zawalił.
Jak to jest możliwe? Przecież jeszcze parę miesięcy temu był badany od stóp do głów i wszystko było dobrze! Lekarze rozkładali ręce. Czy to przez stres, związany z rozpoczęciem wojny, mógł być jednym z powodów nawrotu choroby oraz jej bardzo szybkiego rozpowszechnienia po całym organizmie? Do dziś nie znamy odpowiedzi...
Po dwóch cyklach chemioterapii, 10 seansach napromieniowania, Bronisław od razu poczuł się lepiej. Przestały go boleć plecy, a markery nowotworowe zmniejszyły się ponad dwukrotnie. Widzieliśmy, że terapia działa. Czekaliśmy na przeszczep szpiku.

Kocham mojego męża całym sercem. Z otchłani smutku podniosłam się na szczyt pewności, że wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, że leczenie działa. Jesteśmy na dobrej drodze. Kiedy Bronisław miał nowotwór po raz pierwszy, dawali mu tylko 25% na wyzdrowienie, a jednak się udało. Teraz lekarze dają mu 95% - pod warunkiem że się nie zatrzymamy. On jest bardzo silną osobą, nie mam wątpliwości, że wygra! Musimy tylko znaleźć na to środki...
Leczenie onkologiczne wiąże się z kosztami. Co miesiąc wydajemy ogromne kwoty, ale jestem gotowa na wszystko, aby uratować najukochańszą osobę. Niestety, nasze możliwości finansowe się kończą. Błagam, pomóżcie nam, wtedy wygramy tę wojnę. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej...
Jana, żona Bronisława.
