

Dom spłonął, mąż niemal zginął, teściowa nie wstanie z łóżka... Nieopisane tragedie rodziny, która błaga o pomoc❗️
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, dostosowanie domu do potrzeb osób niepełnosprawnych
Donate via text
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
2 Regular Donors
Join- Małgorzatastarted monthly donation
- Kasiastarted monthly donation
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, dostosowanie domu do potrzeb osób niepełnosprawnych
Fundraiser description
Budzik dzwoni o czwartej nad ranem – zanim świat zdąży się obudzić, ja w pośpiechu noszę drewno, rozpalam w piecu, żeby chociaż była ciepła woda. Hoduję drób, byśmy mieli co jeść… Bo wiem, że od tego zależy cały dzień.
Mam 50 lat. Przez całą dobę opiekuję się swoim mężem i niemal 90-letnią teściową. Oboje są całkowicie zależni ode mnie – nie podniosą się z łóżka, nie sięgną po wodę, nie powiedzą, że boli, bo ból to i tak nasza codzienność.
Nasza tragedia zaczęła się 7 kwietnia 2022 roku. Tego dnia spłonął nasz dom. W ciągu kilku chwil zniknęło wszystko – dach nad głową, ubrania, dokumenty, wspomnienia. To, co budowaliśmy latami, zniknęło w ogniu. Ale nie poddaliśmy się – razem z mężem walczyliśmy, cegła po cegle, by odzyskać choćby cień dawnego życia. Dzięki przyjaciołom udało się część odbudować. Ale los nie dał nam wytchnienia.

24 listopada wydarzył się kolejny koszmar. Mój mąż uległ potwornemu wypadkowi – przygniotło go drzewo! Wszystkie żebra połamane, przebite płuca, złamana łopatka, kręgosłup w strzępach... Lekarze walczyli o jego życie, Boguś przeszedł kilka poważnych operacji, w tym rekonstrukcję całego odcinka lędźwiowego. Dziś nadal potrzebuje rehabilitacji, leków, środków opatrunkowych, wsparcia...
A obok niego – moja prawie 90-letnia teściowa, drobna jak cień, ledwie 35 kilogramów. Z ciężkimi chorobami – serca, nerek, płuc, z torbielami, anemią, z bólem, który odbiera oddech. Każdego dnia potrzebuje specjalistycznego żywienia, leków, opatrunków na odleżyny…

Zostałam sama. Sama z dwójką ciężko chorych dorosłych, z dwoma synami, którzy także zmagają się z problemami zdrowotnymi. Dźwigam na plecach nie tylko rodzinę, ale pytania bez odpowiedzi, rachunki, które rosną szybciej niż moje siły i decyzje, których nie powinien podejmować nikt: czy kupić leki, czy zapłacić za prąd?
Dom wciąż nie nadaje się do zamieszkania, góra wciąż potrzebuje remontu – a ja już nie mam siły walczyć. A jednak walczę. Bo się boję. Bo wiem, że jeśli się poddam, wszystko runie. Trzymam się resztek nadziei, trzymam się dla tych, którzy mnie potrzebują.
Choć sama podupadam na zdrowiu, to nic. Błagam – pomóżcie mojej rodzinie, mojemu mężowi i teściowej... Zrozumcie. Usłyszcie. Nie proszę o luksus. Proszę o godność, o możliwość, by opłacić leczenie.
Katarzyna
