
PILNE❗️RAK zabrał jej już córeczkę, teraz chce zabrać życie - ratujemy Dominikę❗️
Fundraiser goal: ratowanie życia - immunoterapia w Kolonii i leczenie
Fundraiser goal: ratowanie życia - immunoterapia w Kolonii i leczenie
Fundraiser description
DRAMATYCZNIE PILNE! Mam na imię Dominika, mam 26 lat. Miałam w planach stworzyć wspaniałą rodzinę z moim ukochanym mężem, z naszą córeczką, wybudować dom i po prostu cieszyć się sobą... Niestety nasze szczęście nie trwało długo. Ślub wzięliśmy 12 sierpnia 2023 roku. Ślubując, że będziemy razem w zdrowiu i chorobie, nie sądziłam, że choroba przyjdzie tak szybko... W grudniu tego samego roku usłyszeliśmy diagnozę - RAK! Walczę o życie i tak bardzo potrzebuję Waszej pomocy!
Interesuje się fotografią, lubię czytać książki, kocham wszelkie aktywności fizyczne, począwszy od jazdy na rowerze, rolkach po treningi siłowe na siłowni. Uwielbiam spędzać czas na świeżym powietrzu i odkrywać świat... Prowadzę zdrowy tryb życia i nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę słowo "RAK".

W sierpniu 2023 roku miał miejsce najpiękniejszy dzień w moim życiu... Ślub z moim mężem Krystianem. Przed Bogiem przysięgliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską... To był dla nas cudowny dzień w gronie najbliższej rodziny i wspaniałych przyjaciół. Kolejnym naszym szczęśliwym dniem był dzień, w którym lekarz ginekolog potwierdził, że jestem w ciąży. Ślub i dziecko, o którym tak marzyliśmy! Okazało się, że będziemy mieć córeczkę. Udało się wszystko tak, jak zaplanowaliśmy... Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Niestety życie szybko zweryfikowało nasze szczęście...
W ciąży ciągle wymiotowałam... Zamiast tyć, to traciłam na wadze. Dostałam tabletki przeciwwymiotne, które jednak nie pomogły. Wtedy lekarz ginekolog dał mi skierowanie do szpitala... 4 Grudnia zostałam przyjęta na oddział. Tam otrzymywałam także tabletki przeciwwymiotne i wiele kroplówek wzmacniających... Jednak nadal nic mi nie pomagało. Lekarze postanowili skierować mnie na USG jamy brzusznej. Podczas badania już po ich zachowaniu wiedziałam, że coś jest nie tak... Tego samego dnia zostałam skierowana na kolejny zabieg, jakim była gastroskopia.
Cały weekend oczekiwania na wyniki... Aż nagle przyszedł główny lekarz i poprosił, aby mój mąż jak najszybciej przyjechał do szpitala. Intuicja podpowiadała, że jest bardzo źle. Mąż przyjechał do szpitala natychmiast. Wtedy usłyszeliśmy słowa, których nie spodziewaliśmy się w najgorszych koszmarach... "Bardzo nam przykro, ma pani raka żołądka".

Przeraźliwy szok... I ogromny strach. Co z naszą malutką córeczką, czy ona jest zdrowa? Co będzie dalej ? Co ze mną? Trzy lata temu oddawałam włosy fundacji, by służyły jako peruka dla dziewczyn, przechodzących chemię, a teraz sama będę ich potrzebować...? Ogrom lęków, pytań i wątpliwości...
Przeszłam badania, na których okazało się, że pod moim sercem rośnie zdrowa dziewczynka. To była dobra wiadomość... Nie sądziłam jednak, że za chwilę przyjdzie mi się z nią pożegnać, a radość z oczekiwania dziecka zamieni się w rozpacz... Przewieziono mnie do kolejnego szpitala, szereg badań, tomografie komputerowe, usg jamy brzusznej, kolejna gastroskopia... Tam okazało się, że musimy stanąć przed dramatycznym wyborem - moje życie czy życie naszej córeczki. Lekarze nie dawali mi kolejnego miesiąca życia w ciąży... Nie widzieli żadnej możliwości leczenia, a bez niego umarłabym razem z dzieckiem... Nie dawali żadnych szans na przeżycie córeczce.
Straciliśmy naszą córeczkę dzień przed moimi urodzinami... Tak bardzo marzyliśmy o dziecku, a moja choroba nie pozwoliła na to, by malutka przyszła na świat... Tłumaczymy sobie, że ten mały aniołek pojawił się po to, żeby przekazać nam informacje od Boga, że jestem chora... Gdyby nie ciąża, nie dowiedziałabym się, że coś jest nie tak. Nie miałam wcześniej żadnych objawów, które mogłyby wskazywać na jakąś chorobę. W sierpniu zrobiłam nawet pełen pakiet badań krwi, na których nic nie wskazywało na chorobę.

Morze wylanych łez... Kolejny szpital... Kolejny szereg badań i laparoskopia. I kolejny cios dla mnie - stomia. Jak z tym żyć? Nie chcę tego... Kolejny ciężki kryzys... ale trzeba walczyć... Dla siebie, dla mojego kochanego męża, dla maleństwa, które czuwa nade mną z góry...
Obecnie jestem po 6 cyklach chemioterapii. Wierzę, że uda mi się wyjść z tego... Niestety rokowania nie są mi przychylne. Sama chemia to za mało. Szukamy możliwości prywatnie, znaleźliśmy klinikę w Kolonii w Niemczech, gdzie mogłabym przejść immunoterapię - nowoczesną metodą leczenie nowotworów. Ma ona pobudzić organizm, by sam zwalczał komórki rakowe... Czekamy na odpowiedź z kliniki i dokładny kosztorys, ale już wiemy, że kwota będzie gigantyczna...
Mój mąż, rodzina i przyjaciele są dla mnie największym wsparciem, to oni dają mi siłę, gdy przychodzą okropne myśli i opadam z sił. Wierzę, że wspólnie uda nam się mnie uratować. Wierzę, że są na tym świecie wspaniali ludzie. Wierzę, że wszystkie nasze modlitwy zostaną wysłuchane, że los się do nas jeszcze uśmiechnie. Jednak do tego potrzebuję także Waszej pomocy... Proszę - dajcie mi szansę na życie.
Dominika