

Umieram na raka❗️Lekarz mówi, że nie dożyję końca roku! Błagam o więcej czasu z moją córeczką...
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, diagnostyka, leczenie wspomagające
Donate via text
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
1 Regular Donor
Join- Anonymoushas been supporting for 3 months old
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, diagnostyka, leczenie wspomagające
Fundraiser description
12 lipca 2025 r. usłyszałam słowa, które odebrały mi oddech: rak drobnokomórkowy, rozsiany, nieoperacyjny. Mam 40 lat, kochającego męża, wspaniałą 9-letnią córeczkę Wiktorię i wyrok śmierci – chorobę, której nie da się wyleczyć. Nie wiem, ile czasu mi zostało, nie wiem, czy dożyję tegorocznych Świąt. Ale Wiem jedno – chcę być przy mojej córce tak długo, jak tylko się da. Zrobię wszystko, żeby ten czas wydłużyć, chociaż o kilka miesięcy.
Jeszcze niedawno wiodłam normalne życie. Budowaliśmy z mężem wymarzony dom i planowaliśmy wakacje. Nie podejrzewałam, że w tym samym czasie okrutna choroba siała spustoszenie w moim ciele! 12 lipca 2025 roku poszłam na USG brzucha, bo od kilku dni czułam z prawej strony delikatne kłucie. Zawsze byłam okazem zdrowia, nie myślałam, że to coś poważnego! Żyłam szybko i intensywnie. Ale tego dnia musiałam się zatrzymać, a mój świat się zawalił.
Kiedy usłyszałam wynik USG, byłam w totalnym szoku – liczne przerzuty w wątrobie. Po biopsji okazało się, że to drobnokomórkowy rak płuc i guz w żołądku. Nowotwór rozsiany, nieoperacyjny, bardzo agresywny. Taki, którego nie da się wyleczyć. Lekarze do tej pory nie potrafią określić, gdzie to się wszystko zaczęło. Moje ciało jest jedną wielką zagadką. Wszystko we mnie krzyczało: „Nie mogę teraz umrzeć! Mam dziecko! Mam rodzinę! Mam jeszcze tyle do zrobienia!". Czułam się jak więzień z wyrokiem śmierci. Tylko że jestem niewinna i chciałabym żyć!

Za mną już pierwszy cykl chemii w Łodzi. Teraz leczę się w szpitalu w Warszawie, ponad 100 km od naszego domu. To chemia paliatywna. Jej celem nie jest wyleczenie, tylko przedłużenie życia. Ja już nie wyzdrowieję. Leczenie jest bardzo ciężkie i wyniszczające, a mój organizm nie radzi sobie najlepiej – szczególnie wątroba, która jest w dramatycznym stanie. Nie wiem, czy będą kolejne cykle chemii. Wszystko zależy od wyników. Podróże do szpitala bardzo mnie wykańczają. Wspomagam się terapią homeopatyczną. Mam świadomość, że to mnie nie wyleczy, ale pomoże chociaż przetrwać czas między cyklami chemii i wzmocnić organizm.
Moja córeczka wie, że jestem poważnie chora. Nie chciałam przed nią niczego ukrywać. Ma dopiero 9 lat, ale jest niezwykle dojrzała. Rozmawiałyśmy o tym, co mnie czeka. Wiktoria wszystko rozumie, ale w jej oczach jest strach. Widzę, jak się we mnie wpatruje – tak, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół. Najbardziej przeraża mnie to, że mogę nie zobaczyć, jak moje dziecko dorasta. Że nie zdążę. Że Wiktoria będzie musiała żyć beze mnie. Dlatego, póki jeszcze tu jestem, staramy się być razem jak najwięcej.

Nasza codzienność stała się bardzo trudna. Mój mąż sam dźwiga odpowiedzialność za utrzymanie naszej rodziny. Nie jest mu łatwo. Mamy kredyt hipoteczny na dom, a ja już nie pracuję. W dodatku musi żyć z myślą, że niedługo może zostać samotnym ojcem. Ta wizja przyszłości jest przerażająca. Ale jest bardzo silny i zawsze jest przy mnie! Codziennie mocno mnie wspiera i wiem, że da sobie radę. Jest najlepszym mężem i ojcem na świecie!
Lekarz w moim mieście stwierdził, że nie dożyję do końca roku. Ale w Warszawie ponownie badają próbki. Dają nadzieję, ale nie obiecują cudów. A ja nie proszę o cud. Proszę tylko o jeszcze trochę czasu. Marzę tylko o tym, żeby jak najdłużej być z mężem i córką. Żeby mieć siłę, by ugotować im obiad, zapleść Wiktorii warkocz, przytulić ją. Żeby być mamą i żoną tak długo, jak tylko się da.
Piszę to wszystko z ogromną nadzieją, że znajdą się ludzie, którzy będą chcieli mnie wesprzeć. Potrzebuję środków na kontynuację leczenia wspomagającego, dojazdy do szpitala, leki i diagnostykę. Każda złotówka, każde udostępnienie pomogą mi walczyć. Wiem, że nie jestem jedyna, która prosi o pomoc. Ale jeśli mogę jeszcze zawalczyć, to zrobię wszystko, co w mojej mocy. Dla męża. Dla córki. Dlatego proszę Cię z całego serca – pomóż mi.
Emilia