Są chwile, kiedy tracimy nadzieję i takie, kiedy chcemy bić się za wszelką cenę. Witamy rano nasze dziecko i nie mamy pojęcia, czy to nie będzie ostatni dzień, czy za chwilę nowotwór nie zabierze mu świadomości, szans, życia… Co powiedzieć dziecku, które przez 1,5 roku walczyło o swoje życie, które straciło dzieciństwo, radość i kolegów z oddziału, że zaczynamy od nowa?
Tak! Wszystko od nowa, bo tak trzeba, kiedy lekarze po badaniach odkrywają wznowę!
W tej chwili nasz synek ma ostatnią szansę, tykającą bombę w głowie i krytycznie mało czasu! Walczymy od 2017 roku, ale do tej pory wierzyliśmy, że się uda. Teraz leczenie to tylko gra na czas. Jedyna terapia, która da szansę Filipowi, jest w Wiedniu. Teraz kiedy wiemy, ile kosztuje życie naszego dziecka, kiedy mamy przed sobą cenę za pół roku terapii, boimy się, że nie zdążymy, że nie damy rady. Rzuciliśmy nasze dotychczasowe życie i pojechaliśmy walczyć o naszego syna! Kolejnej szansy po prostu nie będzie.

Filip był zdrowy, miał przed sobą dzieciństwo, szkołę i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nawracające bóle głowy i wymioty. Po jednym z takich incydentów trafił do szpitala. Po chwili było już po wszystkim, bo tomograf ukazał tragedię – wyrok zapadł – złośliwy nowotwór mózgu – medulloblastoma anaplastyczna z rozsiewem w głowie i kanale kręgowym…
To był szok, który jest ponad siły każdego dziecka. Ból głowy w jednej chwili zamienia się w śmiertelne niebezpieczeństwo, zastając rodziców bezradnych i przerażonych. Nowotwór rozsiewa się poprzez płyn mózgowo–rdzeniowy, dlatego lekarze sprawdzili od razu kręgosłup, który dosłownie cały świecił. Filip miał pecha – najgorszy stopień zaawansowania, w dodatku nowotwór rozsiany i wyjątkowo ciężki do wyleczenia.
2 lata z życia wydarła nam onkologia, były wzloty i upadki, ale była nadzieja. Wierzyliśmy, że tracimy te miesiące z dzieciństwa Filipka, ale wygramy coś ważniejszego – jego życie.
25 kwietnia 2019 roku byliśmy niemal pewni, że koszmar dobiega końca! Filip czuł się dobrze, czuliśmy, że wygrał i teraz zacznie się jego nowe życie…
Po operacji wycięcia guza z IV komory mózgu w Katowicach, po przejściu całego protokołu leczenia – intensywna chemia, radioterapia, chemia podtrzymująca.
Gdzieś około 9.30 zawołali nas na rezonans. Po powrocie na oddział jak zwykle spędziliśmy czas na graniu w gry planszowe, czekając na następny dzień i ciąg dalszy rezonansu. 2 dni obrazowania – w pierwszy głowa, w drugi kręgosłup.
Nastroje nam dopisywały, śmiechom nie było końca i nagle czas się zatrzymał, kiedy usłyszeliśmy, że rezonans wyszedł źle. Nie mogliśmy w to uwierzyć, przecież to miał być rezonans kończący leczenie.
Rezonans magnetyczny wykazał, że nowotwór zaatakował ponownie. Żegnaliśmy się z tym przeklętym oddziałem. Myśleliśmy, że będziemy mogli w końcu coś zaplanować, pojechać gdzieś dalej, wyrwać się ze szpitala, wrócić do dawnego życia.

1,5 roku intensywnego leczenia na marne! Wyszliśmy z oddziału na dwa dni. Momentalnie wraz z końcem leczenia, Filip rozpoczął specjalną chemię na wznowę… Zniósł to lepiej niż my, jest od nas dzielniejszy i nigdy nie płacze, kiedy mówimy mu, że kolejne dziecko z onkologii odeszło.
Co dalej?
Filip, mimo zaawansowanej choroby, daje radę, to my też musimy się trzymać.
Lekarze z Wiednia zgodzili się przyjąć Filipka na leczenie według protokołu Memmat. Leczenie polega na podaniu leków bezpośrednio do płynu mózgowo-rdzeniowego. W tej chwili skończyły się środki, by kontynuować leczenie. Żeby nasz synek mógł żyć, musimy zebrać środki na kolejne cykle terapii. Prosimy, a właściwie błagamy Was o ratunek, o to byśmy mogli wyjechać i walczyć o nasz wspólny czas i o życie naszego synka!
Rodzice