

Tata czterech małych chłopców prawie umarł na ich oczach❗️Pomóżmy Grzesiowi wrócić do domu...
Fundraiser goal: 3-miesięczny turnus rehabilitacyjny
Donate via text
Fundraiser goal: 3-miesięczny turnus rehabilitacyjny
Fundraiser description
Grzegorz to mój mąż i najcudowniejszy tata, jakiego można sobie wyobrazić. Mamy czterech synów i od wielu lat tworzymy naprawdę szczęśliwą rodzinę. Niestety, nasze szczęście rozsypało się w jednej chwili niczym domek z kart - przyćmiła je tragedia... Grzesiu prawie umarł na oczach naszych dzieci!
Do niedawna prowadziliśmy normalne, szczęśliwe życie. Mąż jest bardzo rodzinnym człowiekiem, uwielbia spędzać czas z naszymi synami... Mikołaj ma 9 lat, Marcelek 5, Błażej 3 i jest jeszcze nasz najmłodszy synek, 4-miesięczny Wojtuś... Tata był dla nich bohaterem, idolem, autorytetem. Bawił się z nimi w różne zabawy i był wzorem do naśladowania... Był też dla mnie ogromnym wsparciem i przyjacielem. Wspólnie chodziliśmy na spacery, wspólnie przygotowywaliśmy posiłki. Grześ bardzo lubił naprawiać samochody, rozwiązywać krzyżówki. Pewnego czerwcowego dnia wszystko się jednak zmieniło. Zawaliło się życie całej rodziny.
Grzegorz jak zwykle bawił się z chłopcami, kiedy nagle źle się poczuł... Zasłabł. W jednej chwili śmiał się, rozmawiał z dziećmi, w drugiej jakby go nie było... Zatrzymała się praca serca. Grzegorz umierał na oczach naszych przerażonych synków. Zaczęła się dramatyczna walka o życie...

To były straszne, rozpaczliwe chwile, których samo wspomnienie budzi lęk, wywołuje łzy... W tamtych chwilach bałam się, że stracę Grzegorza na zawsze. Wszystko działo się jakby obok... Ratownicy z pierwszej karetki pomimo wadliwego sprzętu reanimacyjnego przeprowadzili masaż serca. Wiedziałam, że liczy się każda sekunda. Wezwano drugą karetkę, kardiologiczną... Ratownicy natychmiast zabrali go na SOR do szpitala w Siedlcach. Okazało się, że doszło do głębokiego i rozległego niedotlenienia mózgu, któremu towarzyszyły trzy ataki padaczki. Stan był krytyczny...
Lekarze od razu wprowadzili Grzesia w śpiączkę farmakologiczną... Przez długie 3 tygodnie bałam się najgorszego. Mąż był nieprzytomny, a dzieci przerażone - nie wiedziały, co się stało i kiedy tata wróci... Po wybudzeniu mąż nadal przebywał na oddziale intensywnej terapii. Do tej pory Grzesiek nie odzyskał świadomości, ma porażenie wszystkich czterech kończyn, nie oddycha samodzielnie, tylko za pomocą rurki tracheotomijnej. Nie wiemy jeszcze, jakie spustoszenie nastąpiło w mózgu.
Obecnie Grzegorz przebywa na rehabilitacji w ośrodku w Sawicach. Niestety, może być tam tylko rok. Na ten moment szukamy najlepszego specjalistycznego ośrodka, który zajmie się dalszą rehabilitacją i opieką nad Grzesiem. Nikt z nas nie był przygotowany na tę tragedię, a koszty będą ogromne. Wiem, że to potrwa, nikt nie wybudza się ze śpiączki w dzień, tydzień czy miesiąc. Chcę działać i zapewnić Grzesiowi jak najlepszą specjalistyczną rehabilitację i opiekę, ponieważ pierwsze tygodnie i kolejne miesiące mają kluczowe znaczenie. Grzegorz ma silny organizm, wszystkie organy działają bez zarzutów, dlatego lekarze dają szanse na powrót do zdrowia.

Wciąż trudno mi uwierzyć w to, co nas spotkało. Nie ma dnia, żebym nie tęskniła za mężem... Zostałam sama z czwórką malutkich dzieci. Wojtuś ma dopiero kilka miesięcy... Czy będzie w ogóle pamiętał swojego tatę? Nie pracuję, zajmuję się dziećmi, pomaga mi mama. Muszę utrzymać siebie i dzieci, skąd wziąć pieniądze na rehabilitację, na ratunek dla Grzesia? Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji.
Jeszcze bardziej tęsknią chłopcy. Nie rozumieją, dlaczego taty nie ma, nagle zniknął i już się z nimi nie bawi... Proszę, tak bardzo chcemy odzyskać ukochanego męża i tatusia. Liczy się każda dobra myśl, modlitwa, słowo otuchy i każda złotówka. Z góry dziękuję za pomoc, każdy gest tak wiele dla nas znaczy!
Ania, żona Grzegorza