Chora na COVID urodziła córkę, potem dostała udaru❗️Pomóż Jadzi wrócić do domu!

Leczenie i rehabilitacja - jedyna szansa na powrót do zdrowia
Ends on: 18 May 2023
Fundraiser description
Nie tak wyobrażaliśmy sobie narodziny naszej córeczki… W ciągu jednego miesiąca w naszym życiu wydarzyło się więcej niż przez ostatnie lata… Moja żona zachorowała na COVID w zaawansowanej ciąży. Potem było tylko gorzej… W całym dramacie wciąż mamy nadzieję, że Jadzia wróci do domu i pozna w końcu nasze dziecko. Bardzo proszę o pomoc!
Dopiero co rozpoczął się kwiecień. Na podstawie objawów zbliżonych do przeziębienia, zacząłem podejrzewać u siebie Covid-19. U mojej żony Jadzi pierwsze objawy pojawiły się 5 kwietnia. Już następnego dnia wykonaliśmy test, który okazał się pozytywny. Moja żona była w ciąży, a termin porodu wyznaczony na koniec kwietnia zbliżał się nieuchronnie. Jadzia od samego początku bardzo ciężko przeżywała zakażenie. Zmęczenie i uporczywy kaszel nie dawały za wygraną. Byliśmy pełni nadziei, że do czasu porodu uda nam się zwalczyć wirusa, przeżyjemy piękne narodziny naszej córeczki i razem, zdrowi wrócimy do domu. Tak się jednak nie stało. Żona nie widziała córki aż do dzisiaj...
15 kwietnia kończył się czas naszej izolacji, a Jadzia wciąż odczuwała dolegliwości związane z zakażeniem. Wezwaliśmy karetkę. Żona miała wykonany test, który potwierdził, że wirus nie odpuszcza...
Jadzia trafiła do szpitala w Starachowicach, przeznaczonego dla kobiet w ciąży zakażonych COVID-19. Tam po dwóch dniach - 17 kwietnia - przyszła na świat nasza córka Ania, która niemal natychmiast została oddzielona od swojej chorej mamy. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co wtedy czuła moja Jadzia, jak bardzo musiała tęsknić, jak bardzo musiała się bać o naszą córeczkę, której do tej pory nie miała okazji poznać i przytulić...
Cały następny tydzień jeździłem do córeczki, by ją kangurować, karmić i przytulać. Jadzia była tuż za ścianą, jednak nie miała dostępu do córeczki. 23 kwietnia odebrałem Anię ze szpitala i opiekuję się nią wraz z moją mamą do dziś. Pomaga nam w tym na miarę swoich dziecięcych możliwości nasz blisko 2-letni synek Mateusz, który jest niezwykle dzielny.
W nocy z 23/24 kwietnia moja żona dostała pierwszych skoków ciśnienia tętniczego. Pomiędzy godziną 2 a 5 bezskutecznie wzywała pomocy. Ciśnienie zaczęto zbijać dopiero nad ranem, początkowo za pomocą tabletek. W dalszych godzinach skoki ciśnienia się utrzymywały, leczenie nie przynosiło efektów. Tragedia wisiała w powietrzu...
Ostatecznie 25 kwietnia wieczorem moja żona dostała udaru. Po wykonanym tomografie komputerowym okazało się, że w głowie Jadzi są aż cztery krwiaki w obrębie mózgu, nastąpił wylew, który doprowadził do paraliżu prawej części ciała.
Jadzia jest obecnie na oddziale rehabilitacji. Ściska moją dłoń, kiedy ją o to poproszę, wodzi wzrokiem za rozmówcą, porusza już sparaliżowaną nogą, jednak afazja negatywnie wpływa na proces myślenia i komunikowania się. Widzę, jak nasz synek tęskni za mamą. Wciąż powtarzam mu, że mama wróci... Wierzę, że Jadzia w końcu przytuli naszą córeczkę, jak dawniej utuli Mateuszka. Przed nią ogromna droga, po której będziemy kroczyć zawsze razem, droga do celu, jakim jest nasze dawne życie, z dwójką cudownych dzieci u boku. W zdrowiu i chorobie będę przy niej, będę o nią walczyć, jednak dziś muszę prosić Cię o pomoc.
Nie posiadam pieniędzy, które pozwolą zapewnić rehabilitację, dzięki której Jadzia będzie mogła wrócić do zdrowia. W imieniu swoim, mojej ukochanej żony, a także naszych malutkich dzieci proszę, pomóż...
Paweł - mąż Jadzi