Mam 31 lat, 3 córeczki i raka. Błagam, pomóż mi przeżyć❗️

Leczenie metodą Car-T Cell
Ends on: 08 July 2021
Fundraiser result
Krzysztof odszedł do lepszego świata. Żył i cieszył się każdym dniem. Niestety nie doczekał terapii.
Zmarł 8.01.2022r
Rodzinie i najbliższym składamy najszczersze wyrazy współczucia
Fundraiser description
Mam na imię Krzysztof, mam 31 lat, 3 fantastyczne córeczki i raka, który chce mi to wszystko zabrać! Jeszcze rok temu byłem szczęśliwym facetem, któremu urodziły się piękne bliźniaczki, facetem, który ma wiele powodów do szczęścia… Wtedy, gdy odbierałem Martynkę i Malwinkę ze szpitala, ciążył już nade mną wyrok! Żyłem w przekonaniu, że moje życie się zaczyna, nie kończy, dlatego diagnoza bolała tak bardzo. Teraz muszę stanąć oko w oko ze śmiercią i zebrać 1,5 miliona złotych, by móc zostać ze swoimi dziećmi, by wciąż żyć!
Bliźniaczki zaczęły stawiać pierwsze kroki, a mi grunt osunął się spod stóp. Wynik badania PET potwierdził koszmar, o którym nawet bałem się myśleć. Guz zaatakował płuca. Chemioterapia już nie pomoże. Leczenie za 1,5 miliona złotych może zadziałać!
Przyszło mi albo pożegnać się z moją rodziną, albo schować dumę i błagać Cię o pomoc.
Jestem ojcem trojga małych dzieci – mam prawo być zmęczony! Tak tłumaczyłem sobie fatalne samopoczucie, kiedy nie miałem siły, by wyjąć córeczki z samochodu! Udawałem, że to wszystko chwilowe, że przejdzie, nie wiedząc, że idzie po mnie śmierć!
Na zdjęciu rentgenowskim lekarz zauważył ogromnego guza. Zaczęła się przykra część tej historii, która trwa do dnia dzisiejszego!
Okazało się, że cierpię na chłoniaka z dużych komórek typu B w czwartym, ostatnim stopniu rozwoju i mam w śródpiersiu ogromnego guza o wymiarach 25x20 cm, który uciska płuca i serce. Bardzo ciężko było przyjąć do wiadomości, że jestem śmiertelnie chory. Jednak potrzebne było szybkie działanie. Powiedziałem sobie – to nie czas, żeby się poddawać, moje dzieci i moja rodzina wierzą, że uda mi się pokonać nowotwór. Poddałem się podstawowemu schematowi chemioterapii. Docelowo miałem wziąć 6 wlewów agresywnej chemii R-CHOP. Podczas jej stosowania, mój organizm przechodził prawdziwą konfrontację: z jednej strony nowotwór, z drugiej chemia, która niszczyła jeszcze bardziej. Jednak nie podawałem się – moje dzieci muszą mieć ojca, a ja chce widzieć, jak dorastają. Z tą myślą przechodziłem kolejne cykle leczenia. Po ukończeniu czwartego cyklu przyszedł czas na chwilę prawdy. Okazało się, że guz się zmniejszył, ale nie na tyle, aby ogłosić sukces.
Zmieniono mi chemioterapię na jeszcze bardziej agresywną. Zastosowano chemię ze schematu R-ICE. Była to tak agresywna chemia, że powodowała w moim organizmie prawdziwe spustoszenie, moja odporność była bliska zeru i wymagałem częstego przetaczania krwi. Po dwóch cyklach R-ICE przyszedł czas na kolejne badanie diagnostyczne PET. Znów pojawiła się nadzieja na wyleczenie. Stwierdzono, że guz się zmniejszył, ale znów nie był to zadowalający wynik i będę musiał podjąć się kolejnej linii leczenia.
Autoprzeszczep komórek macierzystych dawał duże szanse. W styczniu 2020 roku, w celu spowolnienia choroby, dostałem kolejną chemię ze schematu ARA-C. Po dwóch tygodniach pobrano komórki macierzyste i byłem gotów do przeszczepu. W kwietniu 2020 przyjęto mnie na oddział przeszczepowy.
Miesiąc w kompletnej izolacji, sam na sam z chorobą i własnymi myślami. Małe pomieszczenie 3x2,5 metra i jedno marzenie – wytrzymać, dać radę, wrócić do swoich dziewczynek.
Przez pierwszy tydzień byłem poddawany tak zwanej megachemii – jest to zastosowanie kilku rodzajów najmocniejszej chemioterapii aplikowanej do organizmu codziennie przez 6 dni. Po tym czasie byłem cieniem człowieka, mój system immunologiczny był w resecie, a ja nie odróżniałem snu od rzeczywistości. Był to bardzo ciężki czas. Powtarzająca się w mojej głowie myśl, że muszę walczyć, by żyć dla moich dzieci, trzymała mnie przy życiu. Po dwóch dniach od zakończenia megachemii, zrobiono mi przeszczep szpiku. Jego zadaniem było odbudować mój wyniszczony organizm. Na oddziale przeszczepowym – w kompletnej izolacji – spędziłem 5 tygodni, z wagi 73 kg zszedłem do 60 kg!
Przetrwałem ten czas. Po wyjściu miałem nadzieję, że po badaniu PET we wnioskach znajdzie się magiczne słowo – REMISJA! Czekając na termin diagnostyki, odbudowywałem swój organizm i spędzałem czas z rodziną. Moje dzieci zaczęły właśnie stawiać pierwsze kroki, więc cieszyliśmy się wspólnie tymi chwilami. Lipcowe badanie PET nie przyniosło pozytywnych wniosków – stwierdzono progresję choroby w płucach. Poza guzem w śródpiersiu, pojawiły się kolejne guzy w płucach. Nowotwór, na który choruję, jest oporny na chemię i jest bardzo agresywny. Wymaga nierefundowanej immunoterapii CAR-T CELL, która znacznie zwiększa szanse na remisję choroby!
Szukając tej terapii, dowiedziałem się, że takie leczenie można zastosować w szpitalu hematologii w Gliwicach. Po konsultacji dowiedziałem się, że wymagam pilnego leczenia przy pomocy CAR-T CELL, jednak jest to leczenie, na które potrzebne są gigantyczne pieniądze. Moje życie zostało wycenione na około 1,5 miliona złotych! Nigdy nikogo nie prosiłem o taką pomoc, jednak teraz jestem bezradny. Poza modlitwą o cud, potrzebne jest zastosowanie drogiego leku. Bardzo proszę Was o pomoc. Proszę o szansę na życie w imieniu swoim, moich dzieci i całej rodziny.
Krzysiek
––––––––––––
Wspieraj Krzysztofa poprzez licytacje –> KLIK
ECHO24 –> KLIK
TVP3 –> KLIK