

Maciuś urodził się z nowotworem❗️Nasz świat się zawalił – prosimy, pomóż❗️
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, pomoc społeczna
Donate via text
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, pomoc społeczna
Fundraiser description
Trudno w to wszystko uwierzyć, ale mój malutki synek urodził się z nowotworem – neuroblastomą! To najgorszy nowotwór wieku dziecięcego... Niedługo przejdzie operację wycięcia guza. Biedny, 4-miesięczny chłopiec na stole operacyjnym... A to dopiero początek tej walki. Z całego serca prosimy o wsparcie w opłaceniu potrzebnych wizyt, leków, rehabilitacji. Sytuacja przygniotła nas całkowicie...
7 sierpnia 2025 rozegrał się dramat. Ostatni miesiąc ciąży spędziłam w szpitalu, a po porodzie trafiłam na OIOM. Nie mogłam być przy moim nowo narodzonym synku, tulić go, karmić... Gdy do sali na intensywnej terapii weszła lekarka i powiedziała “wykryliśmy u Maciusia guza w nadnerczu”, nie mogłam przestać płakać… Nie rozumiałam, co się stało, jak noworodek może mieć nowotwór?! Chciałam do niego biec, żeby go po prostu przytulić…

Była to zaledwie 5. doba po porodzie. Tego samego dnia opuściłam OIOM. Trafiłam na salę z inną mamą, która miała swoje dziecko obok. To był tak trudny widok… Ja jeszcze nie zdążyłam nawet zobaczyć mojego synka, a już dowiedziałam się, że jest poważnie chory! Na szczęście dostałam zgodę, żeby pójść do Maciusia na neonatologię.
Na zawsze zapamiętam ten piękny moment, gdy go w końcu przytuliłam i nakarmiłam! Był ze mną mój mąż, a ja poczułam, że jakoś to wszystko przetrwamy, że może Maciusiowi nie dolega nic poważnego. Niestety radość nie trwała długo…
Wieczorem przyszła do mnie pani doktor i poinformowała, że mój malutki synek ma neuroblastomę… Najgorszy nowotwór wieku dziecięcego, zabierający wiele małych żyć… Szybko zadzwoniłam na neonatologię, czy mogę wrócić do synka. Położna pozwoliła mi zostać do 2 w nocy, a ja nie przestawałam go tulić. Niestety ze względu na mój stan zdrowia musiałam wracać na oddział, sama…

Po kilku dniach dostaliśmy informację, że Maciuś zostanie przeniesiony do innego szpitala na oddział onkologiczny. Gdy zeszłam z synkiem do karetki, obładowana walizką i dwiema torbami, okazało się, że nie mogę jechać z synem. Znów zostaliśmy rozdzieleni… Czekałam dwie godziny na mojego męża i naszego starszego synka, 5-letniego Wiktora. Całą rodziną pojechaliśmy do nowego szpitala.
Na miejscu lekarze potwierdzili, że Maciuś ma neuroblastomę. Dodali jednak, że zdarzają się przypadki, że guz potrafi się wchłonąć. Znów zapaliła się nadzieja, że wszystko skończy się dobrze. Cieszyliśmy się, że po tygodniach strachu w końcu będziemy wszyscy razem w domu. Mieliśmy co 3 tygodnie zgłaszać się na kontrole.
Niestety nadzieja na to, że wszystko się ułoży, szybko prysła. Kolejne kontrole i badanie synka pod narkozą, pojawiające się drgawki, napięcie mięśniowe… A 19 listopada okazało się, że guz rośnie, a markery nowotworowe są coraz wyższe! 11 grudnia Maciuś ma przejść operację… Guz ma już 41 mm i naciska na wątrobę...
Trudno mi to sobie nawet wyobrazić: 4-miesięczne dziecko na stole operacyjnym...

Świat nam się wali. Ja nie pracuję, bo zajmuje się dziećmi. Mąż nie zarabia dużo. Codzienne wydatki i opłaty zabierają nam wszystko. Czasem pomagają nam rodzice. Myśleliśmy, że jakoś damy sobie radę, ale dziś wiem, że musimy prosić Państwa o pomoc.
Maciuś potrzebuje rehabilitacji z powodu napięcia mięśniowego, a po operacji dojdą nam koszty leków. Konieczna jest też pilna konsultacja u neurologa, a terminy na NFZ są na za rok... Same dojazdy do szpitala (prawie 100 km w jedną stronę) to ogromny wydatek. Jest nam bardzo ciężko, staramy się, jak możemy, ale sytuacja nas naprawdę dobija. Dlatego błagamy o pomoc! Będziemy wdzięczni za każdą, nawet najmniejszą wpłatę.
Katarzyna Wacławek