

PILNE 🚨 Diagnoza brzmi jak wyrok – 15-latka walczy o ŻYCIE❗️POMÓŻ❗️
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, środki pielęgnacyjne, dieta
Donate via text
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, środki pielęgnacyjne, dieta
Fundraiser description
Gdy wprowadzałam córkę na oddział onkologi zrozumiałam jak wygląda piekło. Patrzyłam na Martynkę i z trudem powstrzymywałam łzy, które cisnęły się do moich oczu. Była taka dzielna, nie wiedziałam skąd w niej ta siła. A ona cierpiała w ciszy i tylko pragnęła, by w końcu jej ktoś pomógł!
Wszystko zaczęło się tak niewinnie. Zaobserwowałam u córki opuchnięte powieki, a później pojawiła się też podwyższona temperatura. Udałyśmy się do lekarza pierwszego kontaktu, który skierował Martynę na rozszerzoną morfologię. Gdy wzięłam do ręki wyniki, byłam w ogromnym szoku. Żadna wartość nie mieściła się w normie!
Córka została skierowana do szpitala na dalszą diagnostykę. Już po prześwietleniu lekarze przyszli do nas ze złymi informacjami. Wykryli guza… Martyna musiała mieć wykonaną biopsję. Kurczowo trzymałam się nadziei, że to nie będzie nic aż tak poważnego. Chwilę wcześniej przechodziłam przez to samo z drugą córką… Guz, w tym samym miejscu. To było jak deja vu.

Z tym że u drugiej córki zmiana nie okazała się aż tak poważna. Lekarze wycieli ją i zapomnieliśmy o problemie. U Martynki jednak było zupełnie inaczej. Diagnoza, którą przekazał nam doktor brzmiała jak wyrok! Okazało się, że to NOWOTWÓR!
Konieczne było podjęcie pilnego leczenia. Lekarze zdecydowali się na chemioterapię. Martyna przyjęła już cztery jej podania, z czego tylko dwa z nich były chemią właściwą. Patrzenie jak wypalający żyły mojej córeczki specyfik sprawia jej cierpienie, rozrywało mi serce…
Po jednej z kąpieli Martynka przyszła i powiedziała: „mamo to się dzieje…” W jej ręku zobaczyłam garść włosów. Z trudem wzięłam maszynkę do ręki i zgoliłam jej głowę na łyso. To było straszne, ale byłyśmy gotowe na to, że wojna niesie ze sobą straty…

Dziś najgorsze jest to, że nie wiemy co będzie dalej. Musimy zawierzyć lekarzom, że to, co robią uratuje Martynkę. A do tego dochodzą te ogromne koszty leków, zastrzyków, opatrunków, suplementów, wizyt u specjalistów… Razem z mężem nie dajemy już rady i musimy prosić o wsparcie!
Walka z nowotworem to nie sprint, tylko maraton. A na drodze może pojawić się wiele przeszkód. Tu nie ma przejścia na skróty… W tym najcięższym dla naszej rodziny momencie razem z mężem prosimy o pomoc. Każda nawet najmniejsza wpłata, jest dla nas niezwykle cenna i daje nadzieję, że nie jesteśmy sami!
Rodzice Martyny