

Proszę o 2 minuty Twojego czasu, by uratować życie mojego męża, przyjaciela, ojca moich dzieci❗️
Fundraiser goal: Leczenie wspomagające walkę z nowotworem
Donate via text
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
Fundraiser goal: Leczenie wspomagające walkę z nowotworem
Fundraiser description
Dla lekarza, choć bardzo dobrego to kolejny pacjent, którego ma leczyć, a ryzyko jest nieodłączną częścią jego pracy. Dla mnie Mirek to ukochany mąż, przyjaciel, ojciec moich dzieci. Przeżyliśmy ze sobą tyle pięknych lat, przetrwaliśmy trudne momenty… I nagle padają słowa, które rozrywają serce na strzępy.
Był rok 2020. Mirek coraz częściej skarżył się na ucisk w lewym boku, zwłaszcza gdy prowadził auto. USG wykazało zmianę na trzustce, ale problem wytłumaczono otyłością mojego męża. Nie mogłam jednak ryzykować, ponieważ dopiero co w 2017 roku mąż został uznany za wyleczonego z raka żołądka po subtotalnej resekcji żołądka w 2012 roku. Mając to na uwadze, w kwietniu 2021 roku wzięliśmy sprawy w swoje ręce, szukając i konsultując wyniki kolejnych badań.
Bardzo się baliśmy, że koszmar związany z leczeniem nowotworu powrócił. Jestem biologiem i bardzo wnikliwie, wielokrotnie analizowałam wszelkie możliwości leczenia. Z ogromnym strachem i nadzieją przesłałam całą dokumentację do polskiego profesora onkochirurgii oczekując prawidłowej diagnozy.

Pięcioosobowe konsylium orzekło, że mąż ma raka trzustki. Pan profesor poinformował nas, że czeka męża bardzo ciężka operacja, bo jest otyły. W takim przypadku sama operacja zagraża życiu i mąż może umrzeć na stole, a sam przebieg operacji będzie obejmował usunięcie części żołądka, jelita cienkiego, dwunastnicy, trzustki, wątroby i dróg żółciowych. Gdy słyszy się takie słowa, ziemia usuwa się spod nóg.
Lipcowe badanie w 2021 roki ultrasonografią endoskopową potwierdziło raka trzustki. Mirek przeszedł dwa takie badania w krótkim czasie – spowodowały one silne dolegliwości i miejscowy stan zapalny trzustki. W bardzo ciężkim stanie wylądował w szpitalu… W całym procesie diagnozowania paradoksalnie cudowny był fakt, że pomimo raka trzustki, przy dodatkowych obciążeniach zdrowotnych – mąż wciąż żyje. Z nową nadzieją ruszyliśmy na kolejną diagnostykę.
Zmiana na trzustce w badaniu histopatologicznym okazała się późną wznową raka żołądka, która się tam umiejscowiła. Wszystkie plany dotyczące operacji zostały odrzucone, ponieważ zmiana okazała się nieresekcyjna ze względu na jej przyleganie do pnia żyły wrotnej i zajęcie tętnicy wątrobowej wspólnej.
W 2023 roku pojawiły się meta w płucach. W 2024 roku pojawiły się meta na wątrobie. Sytuacja była tak zła, że zmusiła nas do poddania się leczeniu chemioterapią. Wdrożono ją od listopada 2024 do kwietnia 2025, zarówno dożylnie jak i tabletkowo.

W lutym 2025 roku TK wykazała regres choroby, natomiast sierpniowa progres w stosunku do lutowej. Nie chcemy czekać, by pojawiły się znowu silne dolegliwości, by znowu konieczna była wyniszczająca chemioterapia. Chcemy wzmocnić układ immunologiczny męża na tyle, by jego organizm poradził sobie jak najlepiej z utrzymaniem wszystkich ognisk nowotworu w tzw. ryzach aby te już istniejące się nie powiększały i aby nie doszło do kolejnych przerzutów.
To nie będzie łatwe... Powiedziałabym, że to najtrudniejsze, co nas do tej pory spotkało, ponieważ choroba postępuje. Nie tylko przez przerzuty na wątrobie i na płucach, ale też z powodu pozostałości po ciężkich doświadczeniach i ogromnym stresie ostatnich kilku lat. A sytuacje stresowe mają ogromny i znaczący wpływ na odporność każdego człowieka.
Ale jest też coś innego. Szansa, z której za nic w świecie nie chcemy zrezygnować zawarta w metodzie pobudzania układu immunologicznego do walki z rakiem. Leczenie ma być dosyć trudne, bo choroba jest zaawansowana, ale jest plan, który będzie ulegał modyfikacji doraźnie w zależności od wyników. Okres 10 tygodni to minimum czasu leczenia. Terapia może wymagać nawet 16 tygodni.
Nie mamy na tę chwilę żadnych środków, praktycznie zero tzw. wolnych pieniędzy, tylko na bieżące wydatki. Terapia, której się podejmujemy, jest bardzo kosztowna. Wersja minimalistyczna to 76 000 złotych, a to przecież nie jedyne wydatki. Ja jestem już na emeryturze, więc sami nie damy sobie rady...
Jako rodzina zrobiliśmy wszystko, by ratować Mirka. Po tylu miesiącach zmagań i poszukiwań obraliśmy tor działań, który może nadać naszemu życiu nową perspektywę. Teraz potrzebujemy cudu i wsparcia dziesiątek ludzi, którzy zechcą nas wspomóc i ofiarować nam swoje serca.
Żona Anna z rodziną