2-letnia Natalka szuka w oczach rodziców wyjaśnień: Dlaczego dzieją się te straszne rzeczy? Czemu ma „ała” w brzuszku? Czemu ci ludzie w białych strojach robią jej krzywdę, zadając ból? Czemu mama na to pozwala i tylko stoi z boku? Dlaczego tata jej nie obroni? Czemu wypadają jej włoski i nie potrafi już chodzić? Czemu czuje się coraz słabsza? Kiedy wreszcie stąd uciekniemy?
A uciekać muszą... i to szybko, za miesiąc, dwa już powinni być daleko stąd. We Włoszech, na terapii, która "dołoży" 20% szans na życie bez nowotworu. Zaczęło się 8 miesięcy temu. Natalka miała często wzdęty brzuszek. Któregoś dnia podczas kąpieli jej mama zauważyła, że pod żebrami jest dziwne wybrzuszenie. Na pogotowiu nie mieli wątpliwości - to nowotwór, nie wiedzieli jeszcze jaki, ale od razu postanowili z nim walczyć chemioterapią. Był poniedziałek, guz miał 8 cm wielkości. W czwartek miał już 15 cm i naciskał na nerki i śledzionę. Nowotwór złośliwy neuroblastoma IV stopnia z mutacją nMyc+, która utrudnia leczenie, a także zwiększa ryzyko powrotu choroby po zakończonym leczeniu.
Ofiarami choroby padła cała rodzina. Rozłączona na wiele dni, miesięcy. Życie przed chorobą wydaje się być utopią. - Trudno wyrazić słowem, co czuje rodzic, gdy dowiaduje się o śmiertelnej chorobie dziecka. - pisze tata Natalki. - Jeszcze trudniej jest wyobrazić sobie, co dzieje się w serduszku niewinnej 1,5-rocznej dziewczynki, która z całą swą ufnością wkracza w mrok świata, którego nigdy nie powinno poznać żadne dziecko. Coś porwało naszą małą córeczkę i okropnie się nad nią znęcało. Czasem zastanawiam się, czy to nie jakiś koszmarny sen.

Natalka krótko przed chorobą nauczyła się chodzić, a gdy nowotwór zaatakował, nie potrafiła sama ustać na nóżkach. Rozpoczęta chemioterapia wyniszczyła guz, żeby można było go wyciąć. Po operacji Natalka otrzymała megachemioterapię - ta chemia jest tak mocna, że uszkodziła szpik kostny, dlatego potrzebny był czas, żeby się odbudował. Kolejny etap - autoprzeszczep szpiku kostnego. Natalka musiała spędzić miesiąc w izolatce - przez obniżoną odporność mogła złapać infekcję, która byłaby dla niej śmiertelnym zagrożeniem. W pierwszym tygodniu października rozpoczęłą radioterapię, potem pozostaje chemia podtrzymująca... i okrutne statystyki... 40% szans na to, że to koniec z chorobą. W Polsce nie można zrobić nic, żeby dać chociaż 1% więcej szans na życie bez raka. Szansa jest 2000 kilometrów stąd - we Włoszech. Terapia przeciwciałami anty-GD2 kosztuje 40 tysięcy euro. I tu Narodowy Fundusz Zdrowia ma związane ręce, gdyż w Polsce nie istnieje jeszcze na dzień dzisiejszy klinika przeprowadzająca takie zabiegi, a terapii we Włoszech NFZ nie sfinansuje.

W związku z tym pragniemy zwrócić się o pomoc. Część potrzebnej kwoty już mamy. Nieważne są kwoty, wiemy bardzo dobrze, że każdemu jest ciężko i musi utrzymać swoją własną rodzinę. My jednak, nie mając innego wyjścia w obliczu śmiertelnej choroby dziecka, jesteśmy zmuszeni prosić o wsparcie – będziemy wdzięczni za każdą pomoc w uratowaniu naszego aniołka.
- Gdy patrzę na Natalkę, jest coś, co mnie przeraża. - pisze tata. - Widzę w oczach mojej małej córeczki, jak godzi się z tym. Życie naprawdę stało się dla nas koszmarem, a każdego dnia po przebudzeniu szybko zaczynam się modlić, bo boję się własnych myśli. Widząc w jej oczach bezsilność i zagubienie, nie mogąc nic jej wytłumaczyć pozostaje tylko walczyć w jej obronie, podejmując największe trudy. Za każdą pomoc na zawszę pozostanę Wam wdzięczny, wciąż nie mogąc wyjść ze zdumienia, jak wiele dobrego jest w drugim człowieku. To lekcja życia, która wiele wniosła do mojego życia i zrobię wszystko, by naukę, jaką posiadłem z tej lekcji, pozostawić nieśmiertelną w sercu Natalki.
To jak, pomożemy im uciec?