Nosiłam pod sercem dwóch chłopców. Już nie mogłam się doczekać ich przyjścia na świat! Oczami wyobraźni widziałam dwóch identycznie ubranych maluszków, wyobrażałam sobie, kim zostaną… Nagle wszystko się skończyło… W 27 tygodniu ciąży lekarze powiedzieli mi, że mój syn nie żyje. Leżałam w szpitalu starając się nie myśleć, że noszę w sobie martwe dziecko i drugie, które walczy o życie. Musiałam wytrzymać, jak najdłużej…
Udało się tylko przez tydzień - stres i ogromny strach zrobiły swoje. Zaczął się poród. Na świecie pojawił się Maksiu i rozpoczęła się dramatyczna walka. Zabrali go, a ja zostałam sama. Czułam ogromny ból po stracie dziecka i strach o życie drugiego… Modliłam się o cud, o to, by Maksymilian został ze mną... Przez pierwsze dwie godziny nie wiedziałam nic. Potem przyszedł lekarz i powiedział: pani synek żyje, ale ta doba będzie decydująca. Proszę przygotować się na najgorsze.

Nie mogłam, nie chciałam! Jak to się mogło stać, że w jednej chwili wszystko się zawaliło? Moje jedno dziecko nie przeżyło, drugie mogło w każdej chwili umrzeć! Czym zawiniła nasza rodzina, by zasłużyć na taką tragedię…? Nie mogłam jednak się załamać, nie mogłam dać się wciągnąć w otchłań rozpaczy. Musiałam być silna - dla niego, mojego dzielnego synka, który walczył o każdy oddech.
Minęła doba, potem druga, jeden tydzień i kolejny. Największe zagrożenie minęło, ale każdy dzień przynosił złe wieści… Maksio urodził się z całym szeregiem chorób i wiedzieliśmy, że może być jak roślinka - bezbronny, bezradny, całkowicie skazany na nas - rodziców. Ponad trzy miesiące po przyjściu na świat wyszliśmy do domu z całą listą zaleceń i specjalistów do odwiedzenia. I z mocnym postanowieniem - zrobimy wszystko, by nasz synek był szczęśliwy!
Walka trwa do dzisiaj, każdego dnia i wiem, że nigdy się nie skończy. Widzę jednak, że turnusy i rehabilitacja, chociaż kosztują majątek. przynoszą olbrzymie postępy! Maksio miał być roślinką, a jest wesołym chłopcem. Jego walka z chorobami jest nierówna, jednak mój synek tak bardzo chce żyć…

Chociaż nie mówi i nie chodzi, stara się z nami kontaktować za pomocą mimiki i wyrażanych emocji. A teraz ma szansę naprawdę “mówić”! Maksiu testował niezwykłe urządzenie, które pozwala porozumiewać się oczami - to cyber-oko, niepozornie wyglądający monitor, który śledzi ruch gałek ocznych. Wzrokiem wskazuje się właściwą odpowiedź, dzięki temu można wyrazić co boli, co chce się zjeść, a nawet nauczyć się mówić i pisać! Cyber-oko to ogromna nadzieja dla mojego synka na choć odrobinę normalności. Urządzenie jest jednak niezwykle kosztowne, dlatego stanęliśmy pod ścianą…
Wiemy, że Maksio nigdy nie będzie taki, jak inne dzieci - pogodziliśmy się z tym, bo najważniejsze, że jest tu z nami, że żyje… Pragnę - jak każdy rodzic - by do mojego dziecka przyszło szczęście. By Maks w końcu powiedział te upragnione słowa: kocham cię mamo… Tylko tyle i aż tyle. Proszę, pomóż...
Edyta, mama Maksymiliana