Zuzia to mała wojowniczka. Ogrom cierpienia spowodowany chorobą przygotował ją chyba na wszystko. Ja na żaden z tych ciosów nie byłam gotowa, a teraz boję się o każdy dzień, bo problem narasta, a na operację nie możemy dłużej czekać!
Kiedy zaszłam w drugą ciążę podświadomie zakładałam, że wszystko będzie dobrze. Nie wierzę, że ktokolwiek mógłby zakładać inny scenariusz. Tymczasem życie mocno go zweryfikowało i uświadomiło mi, że nie można zakładać nic. Problemy ze zdrowiem Zuzi zaczęły się już na samym początku, urodziła się z wrodzonym zapaleniem płuc, co spowodowało, że pierwsze dni spędziła w inkubatorze. Kiedy ją odbieraliśmy widziałam i czułam, że coś jest nie tak. Ułożenie nóżek budziło niepokój i sprawiało, że założenie pampersa było wyzwaniem. Zamiast czekać 6 tygodni, już po 4 poszłam z Zuzią na pierwszą konsultację ortopedyczną. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o zwichnięciu biodra i konieczności leczenia. Miałam wrażenie, że na Zuzi lekarz po raz pierwszy testuje te rozwiązania. Nie mogąc liczyć na dalszą pomoc po niespełna miesiącu udałam się do innego specjalisty.

To tam po raz pierwszy padła diagnoza wrodzone obustronne zwichnięcie bioder. Najgorsza wiadomość, jaką mógł mi przekazać lekarz… Powiedział, że Zuza może nigdy nie postawić pierwszego kroku. To było przerażające, miałam wrażenie, że świat usuwa mi się spod stóp. Patrzyłam na Zuzię i przełykałam łzy… Jednocześnie to było jak kubeł zimnej wody wylany na głowę. Musieliśmy działać natychmiast. Maleńka Zuzia wylądowała w szpitalu na wyciągu, ale to nie przyniosło efektów. Stan bioder wciąż się pogarszał. Podjęto decyzję o zabiegu. Narkoza, stres i strach o córeczkę… Tych uczuć nie zapomnę nigdy. A później trauma, która do dziś jest dla mnie jednym z najgorszych wspomnień - Zuzia przez 3 miesiące była unieruchomiona. Gips został założony na całe nogi, zaczynał się na stopach, kończył na pasie. Moja córeczka nie mogła się ruszyć nawet o centymetr. Widziałam jej cierpienie, a ja nie mogłam nic. Codzienne czynności stały się dla nas ogromnym wyzwaniem, zwyczajne przebieranie pampersa, ubieranie, wyjście na spacer graniczyło z cudem, bo przez gips Zuzia nie mieściła się w wózku. Nie mogłam jej nawet wziąć w ramiona i przytulić. Pocieszało mnie tylko to, że to ma pomóc mojej kruszynce, że dawało nadzieję na odwrócenie losu.
Żadne z działań lekarzy nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Kiedy nie wiedzieliśmy już gdzie szukać pomocy od jednej z mam dostałam informację o możliwości leczenia podobnych wad w Paley European Institute. Podczas pierwszej konsultacji dr Feldman nie ukrywał zdziwienia, bo operacja powinna odbyć się już dawno temu! Ten zabieg to dla Zuzi jedyna szansa na bezpieczeństwo, brak urazów i możliwość normalnego chodzenia. To nasza ostatnia deska ratunku. Na drodze naszej nadziei pojawił się jeden problem… Operacja nie jest refundowana, a jej koszt to ponad 200 tysięcy złotych. Cena, którą muszę zapłacić, by uwolnić moje dziecko od cierpienia, by uchronić ją przed niepełnosprawnością. Błagam o pomoc! W naszej walce każdy dzień ma znaczenie, a my musimy być gotowi na moment, w którym operacje zostaną wznowione. Jesteście moją jedyną nadzieją na pomoc dla córeczki!
Zuzia za pół roku skończy 2 latka. Ona nie zna innego życia: cierpienie, szpital, ograniczenia… Mam dość powtarzania “nie możesz”, dość strachu przed tym co może się wydarzyć, kiedy się przewróci. Nie jestem gotowa na utratę nadziei… Właśnie dlatego proszę, dajcie Zuzi szansę na przyszłość!
_____
Zbiórkę Zuzi można wesprzeć biorąc udział w licytacjach na dedykowanej grupie: KLIK
Codzienną walkę Zuzi można śledzić na fanpage