Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wadim Jakupow
Pilne!
Wadim Jakupow , 4 latka

3-latek kontra białaczka❗️Trwa walka o życia chłopca❗️

Wadim urodził się absolutnie zdrowy, przez pierwsze miesiące rozwijał się dobrze. W wieku 3 miesięcy wykonaliśmy wszystkie niezbędne badania, wszystko było dobrze. Po kolejnych trzech miesiącach przed szczepieniem poprosiłam o wykonanie badania krwi. Hemoglobina była nieco obniżona. Po trzech dniach zauważyłam, jak moje dziecko zaczęło tracić siły. Przed tym próbował raczkować, a teraz mógł tylko leżeć na brzuchu, cichutko jęcząc...  Po tygodniu już miał gorączkę i wymiotował. Pamiętam jak dzisiaj. To był wieczór. Spanikowani, pojechaliśmy do szpitala. Lekarz zdiagnozował ostre zapalenie gardła. Zrobiliśmy USG, skierowano nas na badania krwi... Jeszcze jeden męczący dzień w oczekiwaniu na otwarcie laboratorium.  Rano 22.09.2020 syn oddał krew. Nie zdążyliśmy nawet dojechać do domu — dostałam telefon od pediatry  z prośbą przyjechać na pilną rozmowę. Pamiętam tę rozmowę, jakby odbyła się wczoraj. Diagnoza zapadła od razu. Ostra białaczka limfoblastyczna. W tym samym dniu wykonaliśmy  powtórne badania jeszcze przez 4 razy, ale za każdym razem wynik nie pozostawiał ani kropli nadziei. Skierowano nas do szpitala na oddział onkologii. Zakazano mi karmić piersią. Mój biedny mały synek... Po 38 dniach skończył się główny kurs chemioterapii. Nie było łatwo dopasować leczenie tak, by miało, jak najmniejsze skutki uboczne.  Szukaliśmy wszędzie. Kosztowało to majątek, ale nie myślałam o tym. Ja wtedy w ogóle o niczym nie myślałam oprócz stanu zdrowia mojego dziecka. Miałam nadzieję, że dramat naszej rodziny właśnie się skończył, bo wyniki były dobre.  Niestety, podczas kąpieli, zauważyłam dziwne zwiększenia na mosznie. Próbowałam wmówić sobie, że może się uderzył, że to siniak od zabawy, że to jest normalne... Od tego dnia mój niepokój tylko się zwiększał. Poszliśmy na USG. Zobaczyłam wyraz twarzy lekarza, i już nie musiał nic mówić. Od tej sekundy wszystko wiedziałam. Wróciliśmy do tak dobrze znanego nam szpitala.  Nawrót jest złożony, na leczenie składają się 3 etapy: operacja, chemioterapia i przeszczep szpiku. To wszystko wymaga poważnego leczenia, obserwacji i kontroli dziecka. Nie mogę ryzykować i zostawiać go w Rosji. Dlatego nie mogłam czekać. Zaczęłam pisać do wszystkich możliwych szpitali. Dostałam odpowiedź w Turcji.  Znalazłem matki, których dzieci są tam leczone i przekonałam się, że to ma sens. Przyszło zaproszenie z Turcji wraz z kosztorysem. Szybka decyzja, samolot… W tej chwili znajdujemy się w Turcji. Po przelocie czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka: alergia okazała się COVID-em. Mimo to, w końcu mam uczucie, że wszystko robimy dobrze. Bardzo Was proszę, pomóżcie pozbyć się raka na zawsze. Kwota jest ogromna, być może, nierealna, ale dla mnie nie ma kwoty, która mnie powstrzyma. To jest moje dziecko... Ja muszę go uratować. Mama

1 129,00 zł ( 0,19% )
Brakuje: 569 935,00 zł
Danis Hamidow
Pilne!
Danis Hamidow , 6 lat

Ten nowotwór zabija połowę chorujących dzieci! Błagamy o RATUNEK❗️

Po weselu i założeniu nowej rodziny od razu zaczęliśmy myśleć o dziecku. Bóg był łaskawy do naszych modlitw, i na ten świat przyszedł nasz chłopczyk. Poród przeszedł dobrze. Ze szpitala położniczego odbierała nas cała nasza duża i zgrana rodzina. Przyjechali po nas czarnym samochodem. Wszyscy zaangażowani w poród lekarze byli znajomymi naszej rodziny. Ponieważ rodzina nasza jest rodziną internacjonalną (mamy i Rosjan, i Uzbeków), to wybraliśmy imię Danis, ale w rodzinie mówimy na niego Dania. Nasze dziecko dorastało w atmosferze miłości i radości. Syn chodził do żłobka, bawił się z innymi dziećmi, chodził na zajęcia z tennisa i piłki nożnej. Marzył, by zostać starszym bratem. Prosił o siostrzyczkę lub braciszka. W 2020 roku w naszej rodzinie pojawił się drugi syn. Radość, emocje... Wyjazdy w góry, pływanie w basenie, zabawki, przyjaciele, troska o maleństwie. Czas się zatrzymał... We wrześniu 2021 wychowawczyni ze żłobka zwróciła uwagę, że dziecko zrobiło się mniej aktywne. A po nocach synek zaczął się skarżyć na ból w plecach i brzuchu. Ja i mąż obeszliśmy wszystkich lekarzy: pediatrę, neurologa, traumatologa, chirurga, urologa. Zapadła błędna diagnoza — wodonercze. Przez 3 miesiące leczyliśmy się na to, a ból nadal nie ustępował. Potem syn zaczął mocno się pocić. Dopiero w grudniu, po wykonaniu rezonansu magnetycznego, wykryto guza i liczne przerzuty.  Przez obojętność i nieprofesjonalizm niektórych lekarzy przestaliśmy ufać lekarzom w naszym mieście i pojechaliśmy do stolicy, do miasta Taszkent.  Wiele lekarzy odmówiło nam pomocy, ponieważ, ich zdaniem, szansy na wyzdrowienie były niewielkie. Ale spotkał się na naszej drodze jeden cudowny lekarz, który zgodził się nas leczyć. Wszystkie preparaty chemioterapii były kupowane na koszt własny.  Operacja, to najstraszniejsze godziny w życiu... Odbyła się operacja usunięcia guza, która trwała aż 10 godzin. Synek stracił dużo krwi... Potem nasz lekarz poradził wyjechać na przeszczep szpiku do Indii, ponieważ u nas w kraju taka operacja nie odbywa się, a tam pracował jego kolega.  Pojechaliśmy do Indii. Tam nam powiedzieli, że szpik własny nie wyrabia odpowiedniej ilości komórek macierzystych i zaproponowali przeszczep od dawcy. Wróciliśmy do Uzbekistanu i wysłaliśmy zapytania do Izraela, Rosji i Turcji.  Najbardziej odpowiednią opcję zaproponowali lekarze z Antalyi. Sprzedaliśmy mały biznes i mieszkanie w naszym mieście, powinno było nam starczyć. Ale po przylocie do Turcji okazało się, że dziecko ma nawrót. Przy nawrocie transplantacja nie jest możliwa. Powiedzieli nam, że syn potrzebuje opieki dobrego onkologa — hematologa i wysłali nas do Stambułu.  W Stambule odbył się konsylium lekarzy. Zaproponowali nam połączenie immunoterapii z chemioterapią. Kosztorys przerażał. Byliśmy zmuszeni zacząć zbierać środki. Dołączyli do nas bliscy, blogerzy, fundacji, znajomi i nieznajomi. Po 5 kursach immunoterapii sytuacja zaczęła się poprawiać. Pozostało tylko parę przerzutów: 2 w okolicach głowy i 2 w okolicach guza "głównego", czyli przy lewym nadnerczu. Kolejny konsylium postanowił, że należy kontynuować immunoterapię i dołączyć radioterapię. A przerzuty w okolicach głowy zostały usunięte. Kosztorys na dalsze leczenie wystawili w wysokości 273 000$ ! Część środków udało się nam uzbierać, ale już więcej nie potrafimy! Nasze dziecko to nasz bohater. On przechodzi przez to wszystko śmiało i odważnie. W szpitalu podczas zabiegów bardzo się denerwuje, ale trochę się uspokaja rysowaniem i oglądaniem kreskówek.  Bardzo prosimy Was o pomoc w uzbieraniu niezbędnej kwoty, żeby nasz syn wyzdrowiał i wrócił do domu — i do normalnego dzieciństwa. 

1 051,00 zł ( 0,19% )
Brakuje: 531 290,00 zł
Vitalii Rudenko
Vitalii Rudenko , 44 lata

Bronił kraju i swojej rodziny! W wojnie stracił rękę... Potrzebna proteza!

Ojciec trzech synów i cudownej córeczki stanął w obronie swojego kraju! Najpierw jednak zapewnił bezpieczeństwo swojej rodzinie, wywożąc ją za granicę już w pierwszych dniach okupacji miasta. Niestety podczas misji bojowej, broniąc ojczyzny, doznał poważnych obrażeń ręki i nogi! Do tragedii doszło dzień przed jego urodzinami! Po straszliwym ostrzale przez 12 godzin, pokonywał odcinek 6 km, aby doczołgać się do swojego obozu. Po drodze wielokrotnie tracił przytomność, ale nie stracił tego, co najważniejsze: hartu ducha i woli walki! Vitalii stracił wiele krwi i w ciężkim stanie trafił do szpitala. Lekarzom udało się uratować nogę, ale niestety konieczna okazała się amputacja ręki! Po  dziewięciu operacjach Vitalii jest już gotowy do wszczepienia protezy ręki i przedramienia. Niestety ten koszt jest oszałamiająco wielki i wynosi ponad 200000 zł! Dlatego potrzebna jest Wasza pomoc! Historia tego człowieka jest wzruszająca. Razem ze starszym synem przez ponad rok bronił rodzimej ziemi przed okupantem. Dziś, ściskając zęby z bólu, dziękuje Bogu za ocalone życie i nie zamierza się poddawać! Aby mógł normalnie żyć, potrzebuje protezy! Ten dzielny człowiek pragnie wrócić do czynnego życia – być wsparciem dla rodziny, nadal stać w obronie ojczyzny i czynnie wspierać wszystkich poszkodowanych w wyniku wojny. Dlatego zwracamy się z wielką prośbą o pomoc w zebraniu potrzebnych funduszy na zakup protezy. Razem jesteśmy w stanie dokonać tego cudu! Bliscy i przyjaciele

420,00 zł ( 0,19% )
Brakuje: 212 346,00 zł
Ksawery Bouzein
Ksawery Bouzein , 6 lat

KRZYWDA DZIECKA❗️Życie Ksawerego to pasmo cierpień - pomóż mi go uratować!

PILNE! Jego cierpienie sprawia, że pęka mi serce, jego łzy - że własne nie przestają płynąć... Ksawcio ma 5 lat, przeszedł w życiu więcej bólu niż niejeden dorosły. Żyjemy od szpitala do szpitala, od badania do badania... Synek nie chodzi, a jego stan pogarsza się dramatycznie... Dochodzi do deformacji ciała i skrzywienia kręgosłupa! Własne ciało Ksawerego robi mu straszliwą krzywdę... Ratunkiem jest tylko PILNA operacja! Zwracam się do wszystkich dobrych ludzi z prośbą o wsparcie... Muszę zebrać jak najszybciej środki na operację, by uratować synka! Ksawery, Ksawunio, Ksawcio... Mój synek, któremu los oszczędził tego, co najważniejsze - zdrowia. Synek urodził się z otwartą przepukliną oponowo-rdzeniową, rozszczepem kręgosłupa, wodogłowiem, niedowładem kończyn dolnych. Wiele schorzeń jak na takie maleństwo... Kiedy Ksawery przyszedł na świat, przeżyłam szok... Nie sądziłam, że mój upragniony synek urodzi się chory. W trakcie ciąży robiłam wiele badań, również tych bardzo szczegółowych. Jeden z lekarzy uważał, że Ksawery ma coś z główką, dlatego wykonałam nawet rezonans płodu. Wynik mam do dziś... "Obraz kręgosłupa prawidłowy". Jak to możliwe? Nie wiem. Gdyby wtedy udało się wykryć wady, Ksawery miałby operację już w trakcie ciąży... Dziś może już by chodził, w domu rozlegałby się tupot małych stóp, a nie płacz bólu i skrzypienie kół wózka inwalidzkiego... Niestety, nikt nie wykrył wad Ksawerego... Lekarze chcieli, bym rodziła naturalnie, ja jednak wywalczyłam cesarskie cięcie. Gdyby nie moja matczyna intuicja, Ksawerego nie byłoby dzisiaj ze mną... Synek nie przeżyłby naturalnego porodu, a ja byłabym matką, która nie zdążyła nawet przytulić własnego dziecka... Ksawcio urodził się z szeregiem chorób - cały rdzeń był praktycznie na wierzchu - i walczył o życie... Byłam przerażona. Synek od razu praktycznie trafił na stół operacyjny. W pierwszej dobie życia przeszedł operację zamknięcia przepukliny... Dziś mój najukochańszy synek jest już czterech operacjach neurochirurgicznych. Przeszedł dwie operacje odkotwiczenia rdzenia kręgowego i operację mózgu. Przepłakałam morze łez, gdy dowiedziałam się o niedowładzie nóżek. Ponadto z powodu rozszczepu kręgosłupa Ksawery ma pęcherz neurogenny i musi być codziennie cewnikowany...  Ksawery wiele ma za sobą bólu, cierpienia, strachu... Szpital to dla niego jak drugi dom, sala rehabilitacyjna jest niczym drugi pokój... Codziennie jest rehabilitowany. Do niedawna Ksawery potrafił jeszcze stanąć przy drabinkach. Walczyliśmy o to, by poruszał się samodzielnie... Miał szansę, by wstać z wózka inwalidzkiego i chodzić! Niestety, doszło do najgorszego... Ksawery rośnie, a razem z nim jego układ kostny. To powoduje powstawanie deformacji stóp, nóg i nieprawidłowości w układzie kręgosłupa, miednicy i bioder, przez co trudno mu funkcjonować... Dziś synek nie wstanie już z wózka. Biodra i kolana są zbyt słabe, nie są w stanie go utrzymać. Przykurcze pogłębiają się z każdym dniem... Nóżki zawijają się, stopy wykręcają do środka... Nie założę już mu ortez, nie założę bucików. Kręgosłup wykrzywia się i naciska narządy... Ksawery ma problemy z przełykaniem, nie zje nic, co ma formę stałą - wszystko muszę mu miksować. Boję się, że kręgosłup zacznie niedługo miażdżyć płuca i synek nie będzie mógł oddychać... Noc nie przynosi upragnionego odpoczynku - ból jest tak przeraźliwy, że Ksawery nie może spać. "Mama, bolą mnie plecki" - płacze. Ciężko mu się ułożyć... Jestem obok, masuję, pomagam przejść z wózka na łóżko, z łóżka na wózek, zmieniam cewnik i modlę się, żeby ratunek przyszedł jak najszybciej... Potrzebna jest operacja, niestety - przypadek Ksawerego jest bardzo skomplikowany... Trzeba naprawić nóżki, biodra, miednicę... Zakres operacji jest bardzo rozległy, a jakikolwiek błąd może skończyć się po prostu śmiercią na stole operacyjnym... Ksawery jest dzieckiem z bardzo niską odpornością, w trakcie operacji będzie długo w narkozie, straci dużo krwi... Musi być operowany przez najlepszych lekarzy, inaczej może tego po prostu nie przeżyć Synkiem chcą się zająć lekarze z European Paley Institute. Doktor Paley jest specjalistą od dzieci z najtrudniejszymi wadami rączek i nóżek, takimi jak Ksawery... Niestety, leczenie operacyjne, w skład którego będą wchodzić dwie operacje (prawej strony i lewej) kosztuje fortunę... Jesteśmy zwykłą rodziną, żyjemy skromnie, każdy grosz idzie na leczenie synka. Koszt operacji jest horrendalny, wręcz obłędny... Dla mnie, mamy Ksawerego, nie do przeskoczenia! Operacja to jedyna szansa, by ból zniknął, by stan mojego dziecka się nie pogarszał, by Ksawery chodził i był samodzielny... Inaczej czeka go wózek, kalectwo i cierpienie! Proszę o pomoc, błagam, pomóżcie mi zebrać tę kwotę, żeby mój najukochańszy synek żył bez bólu... Proszę najbardziej, jak tylko można, proszę o pomoc dla mojego Ksawunia... Serdecznie dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za każdy grosz, który przybliży nas z Ksawerym do jego operacji. Mama

1 567,00 zł ( 0,19% )
Brakuje: 822 611,00 zł
Julia Sławińska
Pilne!
Julia Sławińska , 2 latka

Milczy, choć chciałaby mówić... Pomóż pokonać zespół Retta❗️

Choć mówiły, teraz nie są w stanie wypowiedzieć słowa. Choć próbowały chodzić, choroba uwięziła je we własnym ciele. Są zagubione, błagalnym wzrokiem szukają pomocy, chciałyby żyć jak zdrowie dzieci. Milczące anioły – tak nazwano dziewczynki, które walczą z zespołem Retta. Wśród nich jest mała Julia – moja córeczka zdiagnozowana zaledwie kilka miesięcy temu.  Przez pierwszy rok życia byliśmy przekonani, że mamy zdrową córeczkę. Julia była jak inne dzieci – wesoła, ciekawa świata, pełna energii. Siadała, raczkowała, powoli uczyła się chodzić. Nic nie wzbudzało naszych podejrzeń, aż do tej jednej nocy, która już na zawsze odmieniła nasze życie… W środku nocy Julka zaczęła nagle się dusić. Nie mogła złapać oddechu. Wpadłam w panikę. Natychmiast wezwałam pogotowie. Trzymając Julkę w objęciach zobaczyłam, że robi się sina. Pomyślałam, że do czasu przyjazdu karetki Julka nie da rady, że odejdzie… Rozpoczęłam resuscytację. Do dziś nie potrafię opisać słowami, co wtedy czułam… Strach, lęk, przerażanie. Trudno mi wracać do tej chwili. Na szczęście córeczka do nas wróciła. Zabrano nas do szpitala pod dalszą obserwację. Niestety po tym wydarzeniu coś się zmieniło. Julka była inna… Bardziej osłabiona, mniej kontaktująca – zmieniła się. Początkowo myślałam, że to wina niedotlenienia mózgu. Lekarze nie podali mojej córce tlenu, gdy trafiłyśmy do szpitala. Z przerażeniem obserwowałam, jak Julka się zmienia w zupełnie inną dziewczynkę… Niestety, wykonane badania nie potwierdziły moich przypuszczeń i nie dawały odpowiedzi, co jest przyczyną. Skierowano nas do neurologa, który zasugerował zrobienie badań genetycznych. Diagnozę – zespół Retta – otrzymaliśmy w styczniu tego roku, po prawie 2 latach poszukiwań. W tamtym momencie to były dla nas dwa słowa, które nic nam nie mówiły. W tamtym momencie nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, z czym się mierzymy… Zespół Retta to bardzo rzadka choroba genetyczna. Dotyka wyłącznie dziewczynki, zamyka je w sobie, odbiera rodzicom. Chore dzieci tracą wszystkie nabyte umiejętności, pojawia się duży regres. Tracą wszelką sprawność fizyczną, kontakt z otoczeniem. Ich ciało musi walczyć z szeregiem problemów – kłopoty z oddychaniem, ataki padaczkowe, drgawki, choroby serca.  Dopiero gdy poznałam, czym jest ta choroba zaczęłam zauważać u Julii wiele nowych objawów. Kołysanie się, machanie rączkami, usilne wkładanie paluszków do buzi, brak koordynacji ruchowej czy wyrywanie własnych włosów.  To okrutna choroba, którą w tym momencie może spowolnić tylko jeden lek na świecie dostępny w USA. Ten lek to obecnie jedyna nadzieja, dla małych aniołków. Skutecznie nie dopuszcza do dalszego regresu, napadów padaczkowych i innych skutków choroby. Lek podawany jest w formie syropu, a jego dawkę oblicza się na podstawie wagi dziecka. Niestety trzeba za niego zapłacić niebotyczną cenę – jeden dzień leczenia kosztuje około 4 tysiące złotych. Jeden, a takich dni będzie naprawdę wiele… Gdy dziecko po raz pierwszy przyjmie dawkę NIE MOŻE już przerwać leczenia. Gdyby tak się stało nastąpi ogromny regres odzyskanych umiejętności i bardzo poważne konsekwencje. Lek ma pomóc Julce i innym dzieciom dotrwać do terapii genowej, nad którą obecnie trwają bardzo zaawansowane prace. Terapia będzie dla nas ogromną szansą na pokonanie choroby na zawsze, ale to może stać się dopiero za kilka lat... Nie wiemy, kiedy zostanie dopuszczona.  Musimy zapewnić Julce przynajmniej trzy lata leczenia, co wiąże się z ogromną sumą – zdecydowanie poza naszym zasięgiem. Nigdy nie będziemy w stanie zgromadzić tak wielkich pieniędzy, dlatego to Wasze wsparcie jest dla nas ostatnią nadzieją.  Proszę, błagam o każdą pomoc! Lek zatrzyma chorobę, a Julka będzie miała szansę zawalczyć o swoje życie. Jeśli możesz nam pomóc będę Ci bardzo wdzięczna. Każda złotówka ma znaczenie! Izabela, mama Julki

14 005,00 zł ( 0,18% )
Brakuje: 7 432 803,00 zł
Inka Timofiejewa
Pilne!
Inka Timofiejewa , 33 lata

Pomóż mamie wrócić do dzieci! Złośliwy nowotwór musi leczyć w innym kraju

1,5 miesiąca przed wojną urodziłam drugiego synka. Miał to być czas radosny, jednak zbrojny konflikt pokrzyżował wszystkie plany. Musieliśmy uciekać i walczyć o przetrwanie. Mieszkaliśmy wtedy z mężem i z dziećmi w mieście Dnipro. 10 marca 2022 roku wraz z 2-mies dzieckiem musiałam uciec przed wojną na wieś, gdyż tam było bezpieczniej. Mąż pozostał w mieście i zarabiał na nasze życie. Zamieszkałam u rodziców, którzy opiekowali się mną oraz maleństwem, a przede wszystkim zapewnili atmosferę bezpieczeństwa. Karmiłam piersią, prawie aż synek osiągnął roczek. Jednak jak tylko zakończyłam karmienie, czułam jakiś dyskomfort w lewej piersi.  Idąc na wizytę u lekarza, wielce się nie przejmowałam. Jeszcze kiedy chodziłam do szkoły, lekarze zdiagnozowali u mnie łagodnego gruczolakowłókniaka w prawej piersi. Przeszłam operację i wszystko było w porządku. Myślałam, że historia się powtórzy. Niestety, okazało się inaczej.  Onkolog wykrył złośliwy nowotwór przewodu piersiowego. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie potrafię opisać słowami szoku, który przeżyłam. Zaczęłam leczenie w Odessie, a potem poleciałam do kliniki w Turcji, a dokładnie w Stambule. Jedna wojna toczy się o mój kraj, druga — o moje życie. Mąż w mieście Dnipro zarabia na moje leczenie, a nasze dzieci mieszkają z moją mamą i siostrą w obwodzie Odeskim. Tu, w Turcji, leczenie jest, ale bardzo drogie... Proszę Cię o pomoc. Marzę, by jak najszybciej wyzdrowieć i wrócić do swojej rodziny, do ukochanego męża oraz dzieci. Inka

278,00 zł ( 0,17% )
Brakuje: 158 510,00 zł
Ezoza Bachodirowa
Pilne!
Ezoza Bachodirowa , 3 latka

Błagamy, ratujcie naszą córeczkę! Potrzebny przeszczep szpiku!

Gdy córeczka przyszła na świat, od razu wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Od dnia jej narodzin nasze noce stały się niespokojne. Maleństwo wciąż płakało, nie spało. Twarz córeczki była bardzo blada. Byliśmy przerażeni! Zwróciliśmy się do lekarza po pomoc.  Badanie krwi były niepokojące i w trybie pilnym nasze dziecko zostało przewiezione na oddział intensywnej terapii. Stan córki wciąż się pogarszał, konieczna była transfuzja krwi! Patrzyliśmy, jak nasze słabe maleństwo leży podpięte do worka z krwią i modliliśmy się, by ten koszmar jak najszybciej się zakończył. Córeczka miała wtedy niecałe 2 miesiące. Do dziś, co 25-30 dni, musi mieć przetaczaną krew. Zwróciliśmy się do centrum hematologii dla dzieci. Po badaniach lekarka zdiagnozowała u córki przerażającą chorobę – beta-talasemię. Każdego miesiąca po transfuzji, w organizmie dziecka wzrasta poziom ferrytyny żelaza, co powoduje powiększenie wątroby i śledziony.  Nie mogliśmy uwierzyć, gdy podczas jednego pobytu w szpitalu u córki zdiagnozowano kolejną przypadłość – wirusowe zapalenie wątroby typu C. Nasze maleństwo tak bardzo cierpi… Z powodu wielokrotnych transfuzji w żyłach dziecka powstały blizny. Są bardzo bolesne i długo się goją, co utrudnia dalsze transfuzje. Za każdym razem po tej procedurze córka staje się kapryśna, mało je. Widzimy, jak nasze maleństwo gaśnie i łamie to nasze serca… Jako matka, proszę Boga, by moje ukochane dziecko było zdrowe. Jednak bez skomplikowanej operacji przeszczepu szpiku kostnego, nie będzie to możliwe… Lekarze zalecili nam szukanie dawcy w Turcji. Wysłaliśmy dokumenty i otrzymaliśmy odpowiedź z kliniki. Ale koszt operacji nas zszokował… Bardzo prosimy o pomoc w naszej trudnej sytuacji. Zebranie tej kwoty zajmie nam wiele lat, a nie mamy tyle czasu, bo każdy dzień może być ostatnim dla naszej córki. Bardzo chciałabym zobaczyć córkę jako radosną dziewczynkę, która chodzi do przedszkola, szkoły! Niestety, do tej pory nie było jej dane zaznać szczęśliwego dzieciństwa. Prosimy, nie przechodźcie obojętnie obok naszego nieszczęścia. Będziemy wdzięczni za pomoc. Im nas więcej, tym szybciej uda się zebrać środki na operację.  Mama

690,00 zł ( 0,17% )
Brakuje: 403 013,00 zł
Aleksandr Szapiro
Pilne!
Aleksandr Szapiro , 22 lata

21 lat – rak złośliwy – JEDNA szansa na zachowanie życia❗️

Dla każdego rodzica najtrudniejsza jest walka o życie dziecka. Nigdy nie myślałam, że mnie to spotka... Jestem mamą trzech synów. W kwietniu 2023 roku całą naszą rodzinę zszokowała tragiczna wiadomość – nasz najstarszy syn, Aleksandr, zachorował na raka! Aleksandr od 5 roku życia zajmował się tańcem towarzyskim, osiągnął w tym sporo sukcesów: był kandydatem na mistrza, zwycięzca licznych konkursów miejskich i regionalnych. Błyskawicznie się uczył nowych technik, co owocowało kolejnymi sukcesami. Zakończenie szkoły z wyróżnieniem pozwoliło mu podjęcie studiów na koszt Państwa! Zdrowy aktywny styl życia nie szedł w parze z samopoczuciem. Mój synek zaczął często skarżyć się na zmęczenie, nad którym nie umie zapanować! Niestety, po 2 miesiącach badań w naszym mieście diagnoza nadal nie zapadła.  W czerwcu 2023 zwróciliśmy się do kliniki w Korei Południowej. Tam w końcu lekarze zdiagnozowali straszną chorobę – złośliwy guz woreczka żółtkowego i śródpiersia. W jednej chwili jako matce pękło mi serce i jednocześnie wlała się w nie nadzieja! Lekarze nie skreślają mojego syna! Przez pierwsze 3 miesiące opłacaliśmy leczenie samodzielnie, ale teraz już musimy zbierać, ale więcej już nasza rodzina sobie nie poradzi.  W tej chwili Aleksandr jest w trakcie 7 kursu chemioterapii. Później na niego czeka kolejna chemia i przeszczep. Przeszczep będzie potrzebny dwukrotnie — pierwszy w połowie grudnia, drugi za 2-3 miesiące.  W tej chwili pojawia się pytanie o wykonanie przeszczepu –  koszt tej procedury wynosi od 100 tysięcy dolarów. Na dzień dzisiejszy nas syn przeszedł pełne badania, postawiono diagnozę i zastosowano dwa kursy chemioterapii. W ciągu dwóch miesięcy, począwszy od 5 czerwca do 9 sierpnia 2023 roku, wydaliśmy we własnym zakresie ponad 40 tysięcy dolarów. Coraz trudniej jest nam radzić sobie samemu i kontynuować leczenie Aleksandra dlatego zwracamy się do Was wszystkich o pomoc dla naszego ę synka. Przybliżony koszt leczenia wynosi 235 000 dolarów. To dla nas za dużo, a bez tych pieniędzy możemy jedynie czekać na śmierć...  

972,00 zł ( 0,16% )
Brakuje: 600 624,00 zł
Tatianka Maryczewa
Pilne!
Tatianka Maryczewa , 9 lat

❗️Tatianka ma jedno marzenie – żyć❗️Ratuj, póki jest nadzieja...

Nasz najmłodszy skarb jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Błagamy, pomóż nam! Nie możemy stracić Tatianki… __________ W grudniu 2018 roku pielęgniarka w przedszkolu zauważyła, że jedno oko córeczki jest trochę powiększone. Poszliśmy do lekarza z myślą, że ma zapalenie spojówek. Wysłano nas na badanie krwi, a wieczorem zadzwonili do nas z przychodni, że ma zbyt wysokie leukocyty i musimy jak najszybciej zrobić rezonans, który wykazał… nowotwór za oczkiem.  Tego samego dnia trafiliśmy na oddział onkologii. Przez tydzień córka była badana. Dzięki pomocy ludzi z wielkim sercem trafiliśmy do dobrej kliniki. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co na nas czeka. Przez długie 4 miesiące najlepsi lekarze nie mogli ustalić, co się dzieje z Tatianą. Znaleźli u niej jeszcze jednego guza na płucu, ale nie byli w stanie ustalić, czy to przerzut, czy inny nowotwór.  Córeczka przeszła 3 operacje. Lekarze pobrali kawałki guza, wykonywana była biopsja. Przy pobieraniu guza za okiem podcięto jej mięśnie. Przez to pojawiła się ptoza na oczku, czyli opadanie powieki,  Diagnozy co chwile się zmieniały. Usłyszeliśmy, aż 5 różnych. Od chłoniaka do mięsaka. Stan córki się pogarszał. Guz cisnął na oko i płuco. Lekarze rozpoczęli pilną chemioterapię. To był koszmar. Tatianka  nie mogła jeść i pić przez 21 dni, pojawiła się krew w układzie pokarmowym, błona śluzowa została całkowicie spalona. Przez 2,5 miesiące mieliśmy wrażenie, że wyciągamy ją z piekła. W tym samym czasie udało się przekazać kawałki guzów do Holandii. Tamtejszym lekarzom udało się dopasować chemioterapię do Tatiany, która miała o wiele mniej skutków ubocznych. Po roku leczenia usłyszeliśmy wymarzone słowa: "Wasze dziecko jest zdrowe! Remisja!". Wtedy myśleliśmy, że to zwycięstwo... Wróciliśmy do domu, do naszych starszych dzieci. Tatiana zaczęła żyć życiem zwykłego dziecka, bez zastrzyków i kroplówek. Wróciła do przedszkola. Było tak jak wcześniej.  Co 3 miesiące lataliśmy na kontrolę. Niestety, po roku od osiągnięcia stanu remisji czekał na nas kolejny cios. Wyniki badania krwi znowu były niepokojące... Leczenie pierwszej choroby spowodowało pojawienie się ostrej białaczki mieloblastycznej. Lekarzy powiedzieli, że pomoże tylko transplantacja szpiku. Przeprowadzili jej pierwszą chemioterapię. Drugiej już nie dostała, bo miała tak ogromne skutki uboczne, że lekarze po prostu się bali. Wysłano nas do innej kliniki  na przeszczep szpiku. Po przeszczepie ucierpiały skóra, odmawiały posłuszeństwa płuca, jelita, trzustka… Przez długie 6 miesięcy córka dochodziła do siebie. Na święta w  2021  roku  pozwolili nam wziąć córkę do domu na cały miesiąc! Było to dla nas prawdziwym szczęściem. W styczniu 2022 roku wróciliśmy do szpitala.  Tatianie wykonano punkcję. Lekarze powiedzieli, że to jeszcze nie ma nawrotu, ale to stan tuż przed. Należy go leczyć lekką chemioterapią.  Przez kolejny rok Tatiana była leczona. Czasami mogliśmy jeździć do domu w przerwach pomiędzy kursami. Na święta rok później pozwolono nam pojechać do domu już nawet na 1,5 miesiące. Wydawało się to nam dobrym znakiem. Ale w styczniu Tatiana z tatą wróciła do szpitala, i okazało się... że stan jest bardzo zły, szpik przestaje pracować. Lekarze cały czas naradzali się, co z nią zrobić. Zaproponowali nam do wyboru: kolejną agresywną chemię, drugi przeszczep od taty, przeprowadzać terapię celowaną, dopóki organizm będzie miał siły to przyjmować lub powrót do domu i czekanie na śmierć… Co mogliśmy z tego wybrać Znaleźliśmy wyjście. Klinika w Izraelu, Terapia CAR-T, po której, jeśli będzie taka potrzeba, przeprowadzą kolejny przeszczep od dawcy niespokrewnionego. Tatiana będzie mogła nadal żyć! Odzyska z powrotem dzieciństwo, zniszczone chorobą… Mamy tylko jedno marzenie, żeby nasza córeczka była zdrowa. Marzeniem Tatianki jest powrót do szkoły, do dzieci. Błagamy – pomóż ocalić nasze dziecko!  Rodzice

3 295,00 zł ( 0,16% )
Brakuje: 2 055 897,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki