

RAK KOŚCI zaatakował 13-letnią Olę❗️Pomóż nam ratować jej życie❗️
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, zakup protezy nogi, zakwaterowanie w Warszawie
Donate via text
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
9 Regular Donors
Join- Krzysztofhas been supporting for 2 months old
- Anonymoushas been supporting for 2 months old
- Anetahas been supporting for 1 month old
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja, zakup protezy nogi, zakwaterowanie w Warszawie
Fundraiser description
Od 8 tygodni walczymy o życie naszej ukochanej Oli i wciąż trudno nam uwierzyć w to, co ją spotkało. Dlaczego choroba dotyka bezbronne dzieci, dlaczego właśnie naszą córeczkę? Ola ma dziś 12 lat i zamiast spędzać beztroski czas z rówieśnikami, musi walczyć o życie.
Nasza córka, miłośniczka piłki nożnej wróciła z treningu skarżąc się na ból nogi, który pogłębiał się z każdym dniem. W ciągu nocy łydka spuchła. Samopoczucie Oleńki z godziny na godzinę się pogarszało. Bez wahania zgłosiliśmy się do lekarza rodzinnego, który skierował nas do szpitala. Na miejscu zrobiono Oli badanie krwi i RTG nogi. Pomimo że wyniki były niepokojące, lekarz postanowił wypuścić nas do domu, mówiąc, że odezwie się następnego dnia, co oczywiście nie miało miejsca.
Ola zaczęła gorączkować, a noga dalej puchła. Na co dzień mieszkamy w Szkocji, ale przeczuwając, że dzieje się coś bardzo poważnego kupiliśmy bilety do Poznania, gdzie umówiłam córkę na wizytę do ortopedy. Po RTG nogi lekarz bez wahania skierował nas do szpitala ortopedycznego w Poznaniu. Rozpoczęła się dalsza diagnostyka.
W tamtym momencie Ola nie była już w stanie stanąć na bolącej nodze. Poruszaliśmy się o kulach lub na wózku inwalidzkim. Niestety kolejnego dnia niespodziewanie pojawiły się u niej duszności. Natychmiast zrobiono RTG płuc i tu pojawiła się pierwsza diagnoza – “Pani córka nie ma lewego płuca!” Zamarłam.

Niezwłocznie przetransportowano nas do szpitala Onkologicznego w Poznaniu, gdzie zaczęła się akcja ratowania życia Oli. Okazało się, że Olusia ma w sumie 5l płynu w lewym płucu, które się skurczyło! Wprowadzono dren do płuca, przez który podawano jej tlen. Bez niego nie dałaby rady oddychać.
Oleńka gasła z każdą minutą. Saturacja spadała a walka o jej oddech była coraz trudniejsza. Niestety pierwszy dren się zapchał i lekarze musieli natychmiast wprowadzić nowy. Inaczej moglibyśmy stracić Olę na naszych oczach!
W międzyczasie przeprowadzono biopsję guza podudzia i bez rozpoznania powiedziano nam, że to RAK KOŚCI – prawdopodobnie mięsak Ewinga – rzadka i agresywna forma nowotworu kości – w przypadku Oli z przerzutami do płuc.
Z uwagi na to, że stan Oli dalej się pogarszał zastosowano chemię ratującą jej życie, nie czekając na wyniki biopsji. I dzięki Bogu Oleńka wróciła do nas, a jej stan kliniczny jest dobry. Na tę chwilę jesteśmy po 4 cyklu chemii. Oleńka śmieje się i jest naszym promyczkiem, pełnym wiary i nadziei, że leczenie przynosi pożądane rezultaty.

Diagnoza została potwierdzona. Ze względu na wysoki IV stopień zaawansowania postanowiliśmy kontynuować leczenie Oli w szpitalu specjalistycznym w Warszawie w Instytucie Matki i Dziecka. Leczymy się zgodnie z protokołem, czyli 14 cykli chemii, po 9tym operacja – usuniecie guza, wstawienie endoprotezy, w najgorszym wypadku amputacja.
Niestety kolejne niepokojące wieści przyszły 27 grudnia. Lekarze znaleźli w udzie Oli kolejnego guza. Jesteśmy po rezonansie i czekamy na wyniki, z których dowiemy się, co to takiego i jakie będą kolejne kroki. Aktualnie szykujemy się do separacji komórek macierzystych, które w przyszłości będą bardzo przydatne podczas leczenia. Następnie 5 cykl chemii. Płuca Oli również nie są w dobrym stanie – guzów jest niezliczona ilość, dlatego zostanie zastosowane docelowe leczenie w tabletkach, następnie radioterapia.
Nasze serca są złamane i choć świat i radość z życia umarły musimy mieć silę i pozytywne myślenie. Jesteśmy zdeterminowani do walki i głęboko wierzymy, że wygramy tę wojnę. Oleńka jest co do tego przekonana a jej siła jest dla nas rodziców największą motywacja.
Celem naszej zbiorki na tę chwilę jest wsparcie nas w kosztach zakwaterowania i utrzymania nas w Warszawie, do tego dochodzą jeszcze koszty dojazdów do szpitala oraz leki. Na tę chwilę musimy być na miejscu w Warszawie gdyż leczenie jest intensywne i wymaga codziennych wizyt w szpitalu. Koszty przewyższają nasze możliwości.
Prosimy, pomóżcie nam ratować nasze jedyne dziecko, sens naszego życia! Nic więcej się teraz nie liczy...
Rodzice
Judyta i Patryk Janiccy