

W tragicznym wypadku straciłam męża – sama wciąż walczę o zdrowie!
Fundraiser goal: Operacja uruchomienia nadgarstka i palców oraz bicepsu
Fundraiser goal: Operacja uruchomienia nadgarstka i palców oraz bicepsu
Fundraiser description
Jedna chwila, ułamek sekundy. Mi udało się cudem przeżyć, Mariusz tamtego dnia zginął. Jechaliśmy motocyklem z Redy do Wejherowa. Na przeciwległym pasie ruchu pojawił się samochód dostawczy, który nagle zaczął wykonywać manewr zawracania. Wjechał na nasz pas i nie ustąpił pierwszeństwa. Nie było szansy na wyhamowanie…
W wyniku wypadku doszło u mnie do wyrwania nerwu z rdzenia kręgowego, czego skutkiem był całkowity bezwład lewej ręki. Za mną już jedna poważna operacja. Przede mną dwie kolejne. Niestety – nierefundowane...
W listopadzie 2016 roku zostałam żoną najwspanialszego mężczyzny na świecie. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam, że nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Mariusz był dla mnie wszystkim – przyjacielem, największym wsparciem i największą miłością. Nie doczekaliśmy nawet pierwszej rocznicy ślubu… 7 sierpnia 2017 roku doszło do wypadku.
Tamtego dnia byłam pasażerem “plecaczkiem”. Mąż prowadził motocykl, ja siedziałam za nim. Tyle pamiętam. Później był już tylko szpital, krzątający się wokół mnie lekarze i przerażenie. Nie przyjmowałam do siebie informacji, że mój mąż nie przeżył wypadku. Byłam jak w transie, nie wiedziałam, co dzieje się wokół mnie. W chwilowym przypływie świadomości poprosiłam o wybranie numeru do mojej mamy. Powiedziałam, że mieliśmy wypadek, że Mariusz nie żyje. Z tamtych dni pamiętam niewiele. Później podobno prosiłam mamę i brata, żeby zawiadomili Mariusza, że jestem w szpitalu. Sama też próbowałam do niego dzwonić, ale telefon cały czas milczał. Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co nie. Nie dopuszczałam do siebie rzeczywistości. Pamiętam jeszcze tylko, że lekarz powtarzał, że mój stan jest bardzo ciężki i że miałam bardzo dużo szczęścia.

Doznałam bardzo ciężkich urazów – złamań twarzoczaszki, złamania łuku żebrowego i stopy, pęknięcia dwóch kręgów szyjnych, urazu płuca, kolan, licznych obrzęków, krwiaka mózgu. Najgorszy okazał się uraz lewego splotu barkowego z wyrwaniem korzeni nerwów rdzeniowych i uszkodzenie pnia współczulnego po stronie lewej. Co to znaczy? Moja lewa ręka od barku w dół była całkowicie bezwładna i pozbawiona czucia. Lekarz prowadzący mówił jedynie, że jestem ciężkim przypadkiem… Kilka dni później usłyszałam, że wychodzę do domu, ponieważ lekarze nie są w stanie nic więcej dla mnie zrobić. Myślałam, że to ponury żart, że ktoś próbuje zagrać mi na nerwach. Wypisano mnie po 10 dniach, w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym. Nie pokierowano mnie i nie udzielono żadnych informacji, co robić dalej. Wróciłam do domu. Nie do mojego, który dzieliłam z moim mężem. Musiałam zamieszkać z mamą, sama nie byłam i nie jestem w stanie sobie poradzić w najprostszych czynnościach. Zresztą nie potrafiłabym patrzeć na wszystkie rzeczy, które zostały mi po Mariuszu...
Zaczęłam szukać pomocy na własną rękę u innych lekarzy. Dowiedziałam się o doktorze Jorgu Bahmie, który operuje sploty w klinice w Akwizgranie. Po konsultacji z doktorem został mi wyznaczony bardzo szybki termin operacji. Dzięki pomocy ludzi dobrej woli w kwietniu 2018 roku przeprowadzono bardzo ważną operację przeszczepu nerwów. Moja ręka zaczęła delikatnie odzyskiwać czucie, ale potrzebne są jeszcze dwie operacje – uruchomienia nadgarstka i palców oraz bicepsa. Ręka w chwili obecnej dostaje silne przykurcze palców. Trzeba przełożyć ścięgno z dołu ręki na górę, aby palce mogły się otwierać. Druga operacja miałaby polegać na wycięciu kawałka mięśnia z pleców i wszczepienie w miejsce bicepsa.
Nigdy już nie odzyskam życia sprzed wypadku. Muszę pogodzić się z tym, że Mariusz już nie wróci. Mam jednak ogromną nadzieję, że operacje pomogą mi odzyskać sprawność, że w końcu będę mogła wrócić do pracy i samodzielnie funkcjonować. Proszę, pomóż mi w tym...
Kasia