Serce Pawła zatrzymało się na 90 minut❗️Pomocy!

intensywna rehabilitacja na turnusach, by Paweł znów chodził
Ends on: 22 November 2021
Fundraiser result
Chciałbym serdecznie podziękować za okazaną pomoc i wsparcie. To dzięki Wam na mojej twarzy gości uśmiech. Dzięki Waszej szczodrości mogę realizować moje cele, czyli aktywnie korzystać z turnusów rehabilitacyjnych i dalej pracować nad swoją sprawnością.
Dziękuję za wsparcie finansowe, zaangażowanie i wszelką pomoc, którą od Was otrzymałem. Bardzo, ale to bardzo dziękuję.
Paweł Makowski
Fundraiser description
Co można zrobić w 90 minut? Przejechać ponad setkę kilometrów, zagrać cały mecz piłki nożnej, posłuchać wykładu na uczelni… Lub być po drugiej stronie, tam, gdzie nie ma życia, a jest śmierć. 90 minut. Na tyle przestało bić moje serce.
Mam na imię Paweł, mam 42 lata. Los zesłał na mnie doświadczenie, którego nikomu nie życzę – przeszedłem zawał serca. Budowałem wtedy dom, praca była w toku od kilku godzin. Dzień jak co dzień, nic zwiastowało tragedii… Nagle poczułem przeraźliwy ból po lewej stronie. Pociemniało mi przed oczami, zabrakło tchu. Ostatkiem sił dostałem się do domu obok, by zawołać po pomoc. Gdy dzwonili po pogotowie, ja już traciłem przytomność.
W karetce moje serce przestało bić.
O tym, co się działo, dowiedziałem się dużo później… 90 minut – przez tyle lekarze walczyli o moje życie. Przez tyle mnie reanimowano… Gdy wydawało się, że to koniec, że już po mnie – wróciłem. Okazało się, że to jeszcze nie mój czas, by odejść…
Obudziłem się w sterylnej bieli szpitalnych ścian, podpięty do kroplówek. Dzwoniącą ciszę przerywało tylko buczenie urządzeń, podtrzymujących życie. Próbowałem się poruszyć, ale nie mogłem, byłem zbyt słaby. Potem okazało się, że przez to 90 minut doszło do rozległego niedotlenienia… W efekcie doszło do niedokrwienia rdzenia. To spowodowało niedowład nóg…
Lekarze i tak są w szoku, że tak długie niedotlenienie odcisnęło na mnie tylko takie piętno… To mały cud. Wcześniej dużo pracowałem, żyłem na pełnych obrotach. Robiłem remonty, budowałem dom. Byłem młody, zdrowy, ciągle w pracy, stresie, ruchu… To, co się stało, sprawiło, że musiałem zwolnić. Nagle okazało się, że najważniejsze jest, co docenia się dopiero wtedy, gdy się je straci – zdrowie.
Mój organizm był wyniszczony tym, co się stało. Obecnie jestem niepełnosprawny, serce zostało nieodwracalnie uszkodzone, w styczniu 2019 roku wszczepiono mi defibrylator. Najgorsze jest jednak to, że wciąż nie mogę chodzić… Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, poruszam się na wózku inwalidzkim. Nagle cały świat nabrał zupełnie innej perspektywy… Nawet poruszanie się we własnym mieszkaniu było trudne, blat był nagle za wysoko, przejście zbyt wąskie…
Dzisiaj całe moje życie jest podporządkowane rehabilitacji. Pracuję nad tym, by stanąć na nogi i zacząć chodzić… Rehabilituję się w specjalistycznym ośrodku dla osób, które straciły sprawność w wyniku urazu czy wypadku… Spędzam tam 14 dni na turnusach rehabilitacyjnych. Próbuję wzmocnić nogi, pobudzić do pracy mięśnie, utrzymać się w pozycji pionowej, ćwiczę w lokomacie, egzoszkielecie, z rehabilitantem. Aby się udało, potrzebne jest kilka takich turnusów. Mam już za sobą jeden, który udało się opłacić ze środków na zbiórce. Kolejny rozpocznie się w listopadzie i na niego potrzebne mi są pieniądze.
Mam dopiero 42 lata, jestem dopiero na półmetku życia. Muszę być jak najbardziej samodzielny, żebym mógł jeszcze coś w życiu zrobić, wrócić do pracy… Proszę o pomoc, bo to od Ciebie zależy, czy wrócę do sprawności… Odwdzięczę się, gdy tylko stanę na nogi.