

POMOCY❗️"Zabójca dzieci" zabiera nam Stasia - grozi mu ŚMIERĆ❗️
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja
Donate via text
Pledge 1.5% of tax to me
Pledge 1.5% of tax to me
Fundraiser goal: Leczenie i rehabilitacja
Fundraiser description
Wiecie, co jest najgorsze w walce z chorobą? To, że cierpi dziecko, które kompletnie nie wie, dlaczego tak się dzieje. Podchodzę, ocieram łzy, całuję w czoło i pocieszam. To jedyne co mogę zrobić. Jestem przy nim i będę zawsze.
Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się u Stasia krótko po tym, jak skończył pół roczku. Zaczęło się od niewielkiego, jak wtedy myślałam, twardego siniaka pod kolankiem. Początkowo podejrzewano, że skóra Stasia w wyjątkowy sposób reaguje na uderzenia.
Zaufałam lekarzom, ale gdy kilka dni później na jego małych pleckach, w okolicach nerek, zauważyłam kolejne zasinienie, zaczęłam rozumieć, że dzieje się coś o wiele poważniejszego. Dwa tygodnie później siniaki pojawiły się także wokół oczu…

Byłam przerażona. Tuliłam synka w ramionach, choć sama okropnie się bałam. Nie rozumiałam, co się dzieje… Wizyty u specjalistów, badania i w końcu szczegółowa diagnostyka w szpitalu dały odpowiedź – to neuroblastoma IV stopnia – zabójca dzieci!
Nie potrafię opisać żadnymi słowami, co czułam. Takich słów, po prostu nie ma… Potem wszystko rozegrało się już bardzo szybko. Musieliśmy działać od razu. Staś przyjął 11 cykli chemioterapii. W grudniu 2022 roku lekarze usunęli z jego ciałka guza nadnercza. Przez kolejne tygodnie wzmacnialiśmy leczenie immunoterapią i radioterapią.
Żyliśmy z dnia na dzień, a gdy każdego dnia zasypiałam, modliłam się o CUD. Modliłam się o to, by rano obudzić się, tuląc ciepłą rączkę. Modliłam się o to, by Stasiu dał radę....

Niestety, w listopadzie mały zaczął pokazywać na główkę. Mówił, że bardzo boli, płakał. Choć w duchu prosiłam, by tak nie było, nasze przypuszczenia się potwierdziły – kolejny guz, tym razem twarzoczaszki… Dziś jesteśmy już po drugiej dawce chemii. Czekamy na dokładne wyniki badań, które pokażą, czy guz zareagował na leczenie. Od tego będą zależały kolejne miesiące walki.
Leczenie, wizyty, dojazdy do specjalistów mocno nadszarpnęły nasz budżet, dlatego choć nie jest nam łatwo, musimy prosić o pomoc. Trudno w tym momencie określić, w jak dużym zakresie będziemy jej potrzebowali. Wciąż czekamy na wyniki, ale wiemy, że w naszej sytuacji może zabraknąć już możliwości w kraju.

Jeśli tak się stanie naszym ostatnim ratunkiem, będzie szpital w Barcelonie specjalizujący się w leczeniu takich dzieciaczków, jak Staś. Koszty takiej terapii, jak i samego pobytu są ogromne. W tym momencie nie mamy takich pieniędzy. Jeśli będziemy musieli z dnia na dzień wyjechać z Polski, by ratować życie synka, nie będzie już czasu na zbieranie środków…
Z tego miejsca, trzymając w objęciach mojego śmiertelnie chorego synka, błagam Was wszystkich, błagam Was o wsparcie, o pomoc... On ma tylko 2 latka. Nie wie, nie rozumie, co się dzieje... Nie wie, że właśnie trwa walka o jego życie.
Mama Stasia