Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcin Walczak
Marcin Walczak , 31 years old

Życie złamane w ułamku sekundy. Pomagamy Marcinowi wrócić do zdrowia!

Wypadek złamał życie Marcina. Od tego momentu nic już nie jest takie, jak wcześniej. Ze zdrowego 25-latka stał się osobą potrzebującą wsparcia z naszej strony we wszystkich, nawet najprostszych czynnościach. Zupełnie tak jak wtedy, kiedy był malutkim bobasem. Ubieranie, karmienie, a nawet zmiana pampersów... Niestety, nasze siły są już dużo mniejsze niż kiedyś, a on waży dużo więcej niż wtedy. Powiedzieć, że nie jest łatwo, to jak nic nie powiedzieć… Jedyną szansą na poprawę jest długotrwała i bardzo kosztowna rehabilitacja. 29 czerwca 2018 r. - dzień, w którym zatrzymała się ziemia… Potworny wypadek. Marcin w stanie krytycznym. OIOM. Lekarze dniami i nocami walczą o jego życie. Z drżeniem serca nasłuchujemy kolejnych wieści z pola bitwy. Kość udowa roztrzaskana, podobnie jak kręgosłup. Trzeba operować, składać to, co jeszcze zostało do uratowania. Czy przeżyje, czy się jeszcze obudzi? W jakim będzie stanie? Tysiące pytań przelatywały z prędkością światła i nikt nie potrafił na nie odpowiedzieć… Najtrudniejsze były pierwsze 2 tygodnie. W trakcie wybudzania ze śpiączki farmakologicznej Marcin się zatrzymał, potrzebna była rozpaczliwa reanimacja. Już był jedną nogą po drugiej stronie, już niemal się żegnaliśmy. Szczęśliwie powrócił do życia, które od tego fatalnego momentu wygląda zupełnie inaczej. Marcin nie pamięta wypadku. Obudził się po tych dramatycznych 2 tygodniach i absolutnie nie wiedział, co się stało. Z jego zdrowia i sprawności nie zostało prawie nic. Paraliż od pasa w dół, ogromny ból i powoli docierająca świadomość w jak trudnej sytuacji się znalazł. Życie rozpadło się podobnie jak kręgosłup. Robimy teraz wszystko, żeby spróbować je poskładać na nowo. Nie da się przygotować na taką sytuację. W listopadzie Marcin wrócił do domu i powinien od razu przejść intensywną rehabilitację. Niestety, kolejki na takie zabiegi są ogromne, a nas nie stać na prywatną opiekę. Dodatkowo, 15 lutego przeszedł skomplikowaną operację ponownego zespolenia kości udowej, która nie chciała się prawidłowo zrosnąć. Przed nami 2 miesiące oczekiwania aż noga się zagoi, a później… Próbujemy rehabilitować syna na własną rękę, na tyle jak dalece starczy nam sił. A tych sił jest już coraz mniej. I więcej nie będzie. Wierzymy, że Marcinowi uda się odzyskać choć część utraconej sprawności, ale jest to zależne od wielu godzin ćwiczeń ze specjalistami z najwyżej półki. Bez tego nie ma szans na poprawę, dlatego prosimy o pomoc. Pamiętam jak miał roczek i uczył się stawiać swoje pierwsze kroki. Ile przy tym było radości. Później wyjście z pieluch, samodzielne ubieranie. Nigdy nie sądziliśmy, że jeszcze wrócimy do punktu wyjścia. Nie byliśmy na to przygotowani i nie możemy się z tym pogodzić. Czasu już jednak nie cofniemy i jedyne, co pozostaje, to walczyć o powrót do sprawności. Sami jednak nie damy rady… Beata - mama

13 294,00 zł ( 10.55% )
Still needed: 112 674,00 zł
Michał Florczyk
Michał Florczyk , 32 years old

Znów chcę być samodzielny! Pomożesz mi?

Mam 27 lat i moje życie już na zawsze będzie podzielone na dwie części: przed i po wypadku. Jeden dzień, jedna chwila, która sprawiła, że nic już nie będzie takie samo. Straciłem zdrowie, samodzielność, jakikolwiek wpływ na siebie. Dzisiaj decyduje za mnie niesprawne ciało, którego jestem więźniem. Złamany kręgosłup już się nie zrośnie, władza w nogach nie wróci. Muszę przygotować się do życia na wózku, a potrzebuję do tego wielu godzin intensywnej rehabilitacji… Chciałbym wykreślić tamten dzień z kalendarza. Ominąć go, obejść szerokim łukiem. Po wypadku byłem przytomny, wszystko działo się tak szybko. Ból, oszołomienie, mnóstwo ludzi dookoła. Zadawali pytania, o leki, uczulenie… Byłem w rozsypce. Mnóstwo urazów, zmiażdżona klatka piersiowa, uszkodzony kręgosłup, połamane żebra. Jakim cudem to przeżyłem? Rozpadłem się na wiele kawałków i ci wszyscy dobrzy ludzie robili, co tylko w ich mocy, żeby mnie poskładać na nowo. W szpitalu spędziłem dwa miesiące. Najpierw OIOM, później neurochirurgia i znowu OIOM. Nie mogłem się ruszać, jeść samodzielnie. O toalecie nawet nie wspominając. Przykuty do łóżka - na własnej skórze doświadczyłem, jak brutalne jest to określenie. Nic ode mnie nie zależy. Zostałem uwięziony we własnym ciele i jest tylko jedna droga, żeby liczyć na złagodzenie kary. Intensywna rehabilitacja… Godziny ćwiczeń, spędzonych w pocie, zmęczeniu, przyniosły pierwsze rezultaty. Potrafiłem już usiąść na wózku. Konieczna jednak była kolejna 7-godzinna operacja kręgosłupa, podczas której wstawiono 12 śrub. Znowu jestem przykuty do łóżka. Znowu muszę uzbroić się w cierpliwość… Skąd ją wziąć? Byłem aktywnych człowiekiem, miałem swoje pasje, marzenia, plany. Wszystko to rozpadło się, jak mój kręgosłup… Moja przyszłość to najwyżej kilka dni do przodu. Wózek - jego zadaniem będzie zastąpić mi nogi i nie ma od niego odwrotu. Muszę nauczyć się na nim żyć. Przygotować połamane ciało do zupełnie innego sposobu poruszania się. Wiele będzie zależało od sprawności moich rąk i innych partii mięśni w górnej części ciała. Będę potrzebował pomocy najlepszych specjalistów i tytanicznej pracy, której nikt za mnie nie wykona. Jestem gotów pracować, chcę walczyć o utraconą sprawność. To jednak niestety kosztuje… Proszę Was o wsparcie finansowe. Im więcej będę mógł zrobić wokół siebie, tym bardziej odciążę moją mamę i innych ludzi, którzy się mną obecnie zajmują. Mama jest coraz starsza, siły już nie te… Dajcie mi szansę, dajcie mi nadzieję, że to moje nowe, połamane życie ma jeszcze jakiś sens. Bez wsparcia dobrych serc nic nie jestem w stanie zrobić... Michał

21 241,00 zł ( 36.3% )
Still needed: 37 270,00 zł
Teresa Budlewska
Teresa Budlewska , 69 years old

Nie mogę pokonać choroby, ale mogę ją zatrzymać. Pomożesz mi?

Nigdy nie przypuszczałam, że choroba dotknie właśnie mnie, tym bardziej, że na pomoc najbliższych liczyć nie mogę, ponieważ ich nie mam. Nie dane mi było poznać mężczyzny swojego życia, nie posiadam też dzieci... Choroba postępuje, tak naprawdę muszę prosić o pomoc osoby trzecie, by móc w miarę normalnie funkcjonować. Stwardnienie rozsiane już teraz przykuło mnie do wózka, a ja tak bardzo chcę chorobę zatrzymać. Szansą na to jest intensywna rehabilitacja, a także sprzęt, który ułatwi mi codzienne funkcjonowanie. Moi kochani Przyjaciele i Darczyńcy. Zwracam się z prośbą o wsparcie finansowe. Moje priorytety nieco się zmieniły. Stosownie do obecnego stanu mam potrzebny mi sprzęt,  w który udało mi się zaopatrzyć dzięki dofinansowaniu z PEFRONU i wsparciu przyjaciół. Natomiast, jak co roku, potrzebuję wsparcia finansowego na pokrycie kosztów zajęć rehabilitanta w domu i czterotygodniowego pobytu w Centrum Rehabilitacji SM w Bornym Sulinowie.  Ze względu na małe dochody nie jestem w stanie sprostać tym wydatkom. A jest to dla mnie niezbędne do podtrzymania kondycji i sprawności fizycznej, która, w porównaniu do kondycji sprzed roku, poprawiła się.  Widzę, jak rehabilitacja jest mi niezbędna i jest dla mnie jedynym lekarstwem. Minęło już 18 lat odkąd zachorowałam, jednak nie jestem nieszczęśliwa z tego powodu. A wprost przeciwnie. Jestem szczęśliwym człowiekiem, a pogoda ducha i pozytywne myślenie pomaga mi pokonywać codzienne trudności. Dużym wsparciem jest dla mnie nadal grupa przyjaciół i wiara, że jest ktoś wyżej, Który wspiera i wszystkim kieruje.    Pozwólcie drodzy darczyńcy, że co roku będę zwracać się do Was o pomoc. Myślę o Was codziennie i bardzo dziękuję za wszystko. Z wdzięcznością i modlitwą Teresa Budlewska 

8 602,00 zł ( 55.24% )
Still needed: 6 970,00 zł
Robert Krawczyk
Robert Krawczyk , 33 years old

Chcę być tatą i mężem, a nie ciężarem... Pomocy!

Boję się nie o siebie, ale o to, jak poradzą sobie one – moja żona i dwie córeczki. Jeszcze niedawno byłem zdrowym mężem i tatą… W szpitalu byłem tylko wtedy, gdy odwiedzałem Oliwkę. Chodziłem po korytarzu, umierając ze strachu, gdy miała operację serca… Dziś to ja jestem chory. Już nie chodzę – nie wstaję z wózka. Jestem sparaliżowany od pasa w dół. Proszę o pomoc, chcę być tatą, mężem, a nie ciężarem… To był majowy weekend, 2 lata temu. Mieliśmy jechać całą rodziną do Zakopanego. Tak czekaliśmy na ten wyjazd… Wiola, moja żona, pakowała rzeczy naszych dzieci. Ja bawiłem się z córeczkami, tak jak co wieczór… Majeczka w trakcie zabawy skoczyła mi na plecy. Wtedy poczułem przeszywający ból… Poszedłem spać, mając nadzieję, że ból przejdzie. Obudziłem się o 2 w nocy. Czułem drętwienie i mrowienie w plecach, promieniujące do nóg… Nie mogłem już zasnąć. Łudziłem się, że to przemęczenie, przeciążenie organizmu. Byłem aktywnym facetem, praca, sport… W piłkę nożną grałem od 12. roku życia, byłem kapitanem w naszym lokalnym klubie. Boisko było całym moim życiem. Byłem w dobrej formie i kondycji, co też przydawało się w opiece nad dziećmi. Myślałem, że tak będzie zawsze. Wieczorem nie mogłem już chodzić. Wiola nie pozwoliła mi dłużej czekać. Nie chciała słyszeć, że zaraz zaczynamy urlop… Zabrała mnie na SOR. Lekarz dał mi zastrzyk przeciwbólowy, powiedział, że jeśli mi się pogorszy – mam wrócić. Wróciłem już po kilku godzinach. Nie mogłem się poruszać ani utrzymać równowagi. Nie było już mowy o wyczekiwanym wyjeździe… Miałem jechać z rodziną do Zakopanego, tymczasem pojechałem karetką na oddział neurologiczny. Mój stan pogarszał się z godziny na godzinę… Nie wstawałem już samodzielnie z łóżka. Nie mogłem sam pójść do łazienki. Jeszcze przed chwilą byłem młodym, zdrowym, silnym facetem… W ciągu kilku dni stałem się niepełnosprawnym, uzależnionym od innym facetem, skazanym na cewnik i pampersa… Byłem na skraju załamania. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że może tak już zostać na zawsze... Moja żona i dzieci uratowały mnie przed rozpaczą i obłędem. Rezonans wykazał, że do rdzenia kręgowego dostała się krew z pękniętego naczynia krwionośnego. Spowodowała obrzęk i zanik wszystkich odruchów od odcinka piersiowego w dół na wysokości Th8, czyli od pępka w dół. Bałem się nie o siebie, ale o to, jak sobie poradzimy. Jak poradzą sobie beze mnie moje dziewczyny. Załamany, myślałem tylko o tym, że Oliwka jeszcze nie raczkuje i nie chodzi… Że dopiero co doszła do siebie po operacji chorego serduszka. Że potrzebuje kosztownej rehabilitacji, na którą miałem zarobić… Tymczasem wylądowałem na łóżku, sparaliżowany od pasa w dół. Wiola zajmowała się dwoma naszymi małymi córeczkami… Teraz musiała zająć się także mną, pogodzić opiekę nad dziećmi z dojazdami do oddalonego o 80 kilometrów szpitala… Nie mogła podjąć pracy, opieka nad nami – to była jej praca, przez 24 godziny na dobę. Wiola opiekowała się nami najlepiej na świecie. Tak bardzo podziwiałem ją, że tak dzielnie daje sobie ze wszystkim radę… W jej odwadze ja znalazłem siłę. Postanowiłem, że się nie poddam… Że zrobię wszystko, by odzyskać sprawność i zdjąć z braków Wioli choć część obowiązków… Że będę choć trochę samodzielny, gdy wrócę do domu. Kondycja, którą wyrobiłem na boisku, przydała mi się teraz gdzie indziej – na rehabilitacyjnej sali. Spędziłem 2 miesiące na oddziale neurologicznym, potem trafiłam na oddział rehabilitacji, gdzie rozpocząłem walkę o powrót do sprawności. Nasze życie zmieniło się o 180 stopni… Dzięki pomocy naszych przyjaciół, znajomych i nieznajomych dostosowaliśmy mieszkanie do potrzeb osoby niepełnosprawnej… Moich potrzeb. Mieszkamy na poddaszu, bez windy… Przeszkodą są schody, kiedyś przeskakiwałem po 2-3 stopnie… Dziś zsuwam się z nich na pośladkach, bo nogi zwisają bezwładnie. Nie zagram już w piłkę, oglądam ją na ekranie telewizora… I na hali sportowej, którą się opiekuję. Cieszę się, że mam pracę. Koncentruję się na rodzinie i na rehabilitacji… Walczę o sprawność, dla nich. Ćwiczę kilka godzin dziennie, to jednak wciąż mało… Najlepsze efekty daje trening na lokomacie i na egzoszkielecie, który uczy ciało utrzymania się w pozycji pionowej. To jednak kosztuje… Dlatego proszę o wsparcie, zebrane środki fundacja przekaże bezpośrednio do centrum neurorehabilitacji, dzięki czemu będę mógł tam ćwiczyć i pracować nad tym, by znowu stanąć na nogi! Dzięki wsparciu moich kochanych córeczek i żony daję z siebie wszystko. Nie chcę, nie mogę ich zawieść! Cały czas wierzę, że w końcu stanę na własnych nogach i znów będziemy mogli wszyscy pójść na spacer do parku… Proszę, pomóż nam, by tak się stało.

29 523,00 zł ( 16.86% )
Still needed: 145 542,00 zł
Michał Bazan
Michał Bazan , 32 years old

The second destroyed what he had worked for all his life

On All Saint's Day my fiance Michał returned home alone - I could not take a single day of vacation at that time. As such, I stayed at our flat in Wrocław by myself. On Friday at noon I received a phone call, picking up the phone I did not expect to hear the voice of Michał's sister... Turns out that Michał had an accident. He was riding his motorcycle with the speed of 60km per hour - as always he enjoyed the moment of slowly defeating kilometers. Unfortunately there was some gravel spilled on the road and when he was taking a turn, a tire has slipped causung the motor to crash. Michał crashed into the fence and hit his spine on one of the posts. It broke his ribs, bruised his lungs and crushed his spine. He was rushed to the hospital where the doctors tried to straighten out his spine. The operation took over 5 hours, but was unsuccessful and needed to be finished as Michał was bleeding out.We are waiting for information whether a next operation will be needed. As the spinal core is crushed, the prognosis is that Michał will be paralyzed from the waist down for the rest of his life. In a few days time I have moved all our things from Wrocław to Rzeszów, relocating our lives. We cannot allow ourselves to give up at this moment. We were planning to have our wedding in August and our goal is to make Michał more self reliant by then. He will need a very expensive rehabilitation with the use of exoskeleton. It brings great results, but we are slowly running out of money. The life of a disabled person is not easy - additional means are needed to buy a wheelchair, adapt your home to a new reality and to change your car to make is easier for Michał to travel and move around. Michał wants to return to his job as a pharmacist so that he will be able to help others too. We strongly believe that with support of relatives and friends along with great motivation it will be possible. We have years of hard work in front of us after which it will be revealed whether our lives will be at least similar to the ones we once hoped and planned for together. We will not allow a short moment to destroy a lifetime. It would be easier however, to make peace with this turn of events if Michał was riding at a neck breaking speed or racing with someone - the end result would be something more expected then. As it is, my fiance had a lot of bad luck that caused his life to slow down at the age of 27. We want to speed it up again. Michał has too many plans to let go and give up. He will fight with superhuman strength for progress. I know he will succeed and I believe in him, but we need your help. Treatments cause improvements, however bring with themselves a huge monetary cost that is slowly overwhelming us. We can not do it alone, but we are sure we can with YOUR help! We ask you to join us in a fight for Michał's health and future. It would mean the world to us, thank you.  

150 357,00 zł ( 62.91% )
Still needed: 88 616,00 zł
Monika Borek
Monika Borek , 30 years old

Monika marzy tylko o normalnym życiu bez bólu!

Kiedy w wieku 19 lat dowiadujesz się, że przez chorobę musisz zrezygnować ze wszystkiego, co zaplanowałaś, wydaje się, że to koniec świata. To jednak dopiero początek… Ból, strach i niemoc niszczą moje nadzieje, każdego dnia. Nie mogę pozwolić, by choroba miała w moim życiu ostatnie słowo. Na progu dorosłości jest mnóstwo planów i marzeń. Szpital pozostaje odległym miejscem, gdzie chodzą ludzie starsi, schorowani, niesprawni. Miałam 19 lat, kiedy przekonałam się, że rzeczywistość zaskakuje i na każdym kroku życie może mieć swój własny scenariusz. Kiedy źle się poczułam, byłam przekonana, że to chwilowe, że minie, nim się obejrzę. Kiedy mój stan z dnia na dzień zaczął się pogarszać, byłam przerażona. W ciągu kilku dni stałam się osobą niepełnosprawną. Wszystkie moje nadzieje na normalne życie legły w gruzach. Przede mną była matura, wizja wyjazdu na studia, przyszłość, nowe znajomości. Wszystko musiałam porzucić. Przyszłość runęła jak domek z kart. Lekarz nie pozostawił wątpliwości - Syringomyelia na poziomie c7 jest nieuleczalna. Tomografia, rezonans magnetyczny wskazują jednoznacznie. Choruję na rzadką i skomplikowaną przypadłość, która rozwija się w ukryciu i atakuje kolejne obszary, odbierając możliwość sterowania własnym ciałem. Wyobrażasz sobie, jak to jest? Każdego dnia kładę się do łóżka z myślą, że następnego mogę obudzić się z niedowładem kończyn i będzie czekać na mnie wózek inwalidzki. Moi rówieśnicy zakładają rodziny, zaczynają karierę i cieszą się życiem, a ja… Każdego dnia staję do walki z chorobą. Codziennie zastanawiam się, czy nadejdzie dzień, w którym ja też będę mogła beztrosko cieszyć się życiem. Chcę spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie „dziś możesz wszystko!”. Ty każdego dnia masz tę możliwość, a moje szanse na zdrowie maleją z każdym dniem… Kiedy częściowo pogodziłam się z myślą o chorobie i podjęłam decyzję o walce, latem objawy zaczęły się nasilać. Bóle w okolicy odcinka krzyżowo-lędźwiowego, ból ramion, ból z tyłu głowy, podwójne widzenie, ból całego kręgosłupa. Każdy mój dzień to potworny ból. Przez skutki uboczne musiałam odstawić leki przeciwbólowe. Moje serce nie wytrzymało tego obciążenia. To sprawiło, że dolegliwości się nasiliły i spowodowało, że codzienne życie w cieniu choroby jest coraz trudniejsze. Ile jeszcze czasu na walkę mi pozostało? Tego nie wiem. Muszę czekać. To trudne, bo zawsze byłam osobą gotową do działania, do niesienia pomocy innym. Chciałabym pójść do pracy, zarobiać, świętować sprawność i zwycięstwo. Nie mam takiej możliwości. Moją sprawność, zdrowie i życie - wszystko powierzam Wam. Jeśli mi pomożecie, mam szansę na to, aby niebawem ruszyć w świat, zacząć realizować swoje pasje, marzenia i cele. Bym miała okazję odebrać od życia to, co zabrała mi choroba. Te wszystkie lata, które muszę spisać na straty, chwile, w których moim jedynym towarzyszem był ogromny ból… Czy wiesz, że coś, co dla Ciebie znaczy niewiele, dla mnie może być wszystkim? Nadzieją na zdrowie, sprawność i normalne życie. Jak każdy, marzę o miłości. Takiej, która nie będzie wynikała z zależności. Nie chcę być skazana na wózek. Nie chcę być już zawsze obciążeniem dla mojej mamy, która też choruje. Dopóki istnieje szansa na zdrowie, nie poddam się. Syringomyelia to choroba, którą można pokonać. Podejmę tę walkę tylko, jeśli mi pomożecie. Każda wpłata przybliża mnie do realizacji marzeń. Marzeń o normalnym życiu i przyszłości, która wciąż jest przede mną. Myśl o wózku inwalidzkim mnie paraliżuje i powoduje, że w oczach pojawiają się łzy. Pomóż mi zdobyć ratunek, póki nie jest za późno!

12 810 zł
Sława Bogdaszewska
Sława Bogdaszewska , 45 years old

Ile cierpień jeszcze mnie czeka? – proszę, pomóż mi walczyć z ciężkimi skutkami boreliozy

Ugryzienie kleszcza, zła diagnoza i 7 lat błędnego leczenia. Miałam dwadzieścia kilka lat, kiedy zachorowałam. Właściwą diagnozę postawiono zbyt późno – wtedy, kiedy moje ciało było już zniszczone przez boreliozę. Wcześniej leczono mnie na stwardnienie rozsiane... Czasem mam wrażenie, że straciłam już wszystko. Coraz bardziej brakuje sił… Straciłam mamę, mój tata przeszedł udar. Niewiele później zmarł mój mąż. Przeszłam przez koszmar, który tak naprawdę ciągnie się za mną do dziś. Zmarłym nie przywrócę życia, ale wciąż mogę walczyć o swoje zdrowie. Pomożesz mi? 1999 rok. Spontaniczny wyjazd, kilka dni w Bieszczadach. Wracałam ze wspomnieniami, zdjęciami zapisanymi na kliszy aparatu. Nigdy nie pomyślałabym, że za chwilę stracę swoje dawne życie. Z gór wiozłam jeszcze jedną rzecz – ukąszenie kleszcza. Pierwsze objawy pojawiły się dopiero po jakimś czasie. Na drugim roku studiów zapisałam się na aerobik. Zdarzało się, że po zajęciach bolała mnie noga. Myślałam, że może to efekt jakiegoś dawnego stłuczenia; coś, czym nie należy się przejmować. Tak naprawdę choroba ujawniła się dopiero po studiach, po kilku latach od wyjazdu w góry… W tym czasie wyszłam za mąż, znalazłam pracę. Wszystko się układało. Niestety noga była w coraz gorszym stanie. Pojawiły się problemy z chodzeniem. Któregoś dnia wstałam rano i nie mogłam postawić kroku. Od razu pojechałam do lekarza. Zrobiono mi rezonans magnetyczny i postawiono diagnozę – stwardnienie rozsiane. Powiedziano mi, że powoli, zupełnie świadomie, będę tracić władzę nad całym swoim ciałem... Przez 7 lat byłam niewłaściwie leczona. Jednocześnie bakterie przeniesione przez kleszcza siały coraz większe spustoszenie w organizmie. Boreliozę mylono ze stwardnieniem rozsianym. Pojawiały się coraz większe problemy z chodzeniem i koordynacją ruchową. Na początku ciężko było podważyć diagnozę lekarzy, objawy stwardnienia wyglądają bardzo podobnie. Leczenie SM nie przynosiło jednak żadnych efektów. Mój stan pogarszał się w bardzo szybkim tempie. Moje życie stało się męczarnią. Chodziłam na rehabilitację, ćwiczyłam. Z czasem musiałam zrezygnować z pracy, choroba posadziła mnie na wózek. Dopiero w 2013 roku zrobiono mi dodatkowe badania – te pod kątem bakterii. Wyniki wywróciły wszystko do góry nogami. Przez 7 lat nie wiedziałam, że choruję na boreliozę, a ona, zupełnie niezauważona, niszczyła mój organizm. Bakterie zaatakowały układ nerwowy, doszło do poważnych powikłań. Nie chodzę, mam problemy z koordynacją ruchów rąk... Myślałam, że moja choroba to najstraszniejsza rzecz, jaka mogła mi się przytrafić. Życie pokazało mi, że nie istnieje coś takiego, jak limit nieszczęść. Cztery lata temu zmarł mój mąż. Dzisiaj nie chcę do tego wracać, nie potrafię o tym mówić. Wpadłam w bardzo głęboką depresję. Na pewien czas przerwałam leczenie… Gdyby nie przyjaciele, którzy wtedy byli ze mną, nie wiem, jak wyglądałoby teraz moje życie. Dzięki nim po pewnym czasie wróciłam do leczenia. Dobrano mi odpowiedni sposób podawania antybiotyku dożylnego. Niestety – leczenie jest bardzo drogie. Przez to, na pewien czas znów musiałam je przerwać. Dziś proszę o pomoc, bo jeśli nie wrócę do leczenia, nigdy nie pokonam choroby. Dodatkowo – przez to, że stałam się niepełnosprawna, potrzebny jest mi odpowiedni sprzęt. Zalecono mi wózek z pionizatorem, który przyczyni się do lepszego krążenia, a co za tym idzie szybszego gojenia odleżyn, które także blokują cały proces leczenia bakteryjnego i osłabiają mój organizm. Wózek z pionizatorem pozwoli ułożyć ciało tak, by nie uciskać ran, by skóra szybciej się zrastała.  Nie chcę po prostu wegetować. Chcę mieć ciągle plany i siły na ich realizację. Niestety to wszystko kosztuje. Proszę Cię o pomoc, bo tylko z Tobą jestem w stanie odzyskać dawne zdrowie. Nie zostawiaj mnie, proszę. –––––––––––––– Zobacz materiał o Sławie w programie "Interwencja":

46 600,00 zł ( 69.4% )
Still needed: 20 542,00 zł
Malwina Tkacz
Malwina Tkacz , 20 years old

Wypadek zniszczył życie Malwiny. Pomóżmy jej skrócić drogę do samodzielności!

Takiego telefonu żaden z rodziców nigdy nie powinien odebrać… “Jestem z policji. Pani córka miała wypadek.” Szok, niedowierzanie - to na pewno Malwina?! Czy to właśnie ona spadła z 3 piętra? To moją córeczkę zabierają do szpitala?! Niestety, na wszystkie pytania była tylko jedna odpowiedź - tak. Od tego telefonu już nic nie było takie, jak kiedyś… Pędem pojechałam na miejsce wypadku - to były pustostany, opuszczone, niezabezpieczone bloki. Malwina była tam z przyjaciółmi, biegła, potknęła się o szkło, spadła na ziemię z wysokości trzeciego piętra - ale o tym dowiedziałam się dużo później. Zatrzymali mnie policjanci, nie mogłam jej nawet zobaczyć. Córeczka była już w helikopterze pogotowia. Ja nadal nie dowierzałam, że ten koszmar dzieje się naprawdę… Od razu zabrali Malwinkę na salę operacyjną, trzeba było ratować jej życie. Miała złamany kręgosłup, zmiażdżony rdzeń kręgowy, uszkodzone płuca, połamane żebra po obu stronach, liczne obrażenia wewnętrzne. Nie wiedziałam, co to oznacza, bo modliłam się tylko o jedno - by przeżyła. Przyszedł lekarz i wtedy powiedział to, z czym nie umiemy się pogodzić do dzisiaj: Malwina już nigdy nie będzie chodzić. Dotarło to do nas dopiero dużo później… Moje dziecko cudem przeżyło upadek z takiej wysokości - dostała drugą szansę od losu i ze wszystkich sił walczy, by ją wykorzystać. Gdy obudziła się ze śpiączki, dowiedziała się, że prawdopodobnie nie będzie chodzić. Nie uwierzyła - wiara w to, że jeszcze stanie na własnych nogach pozwala Malwince przetrwać każdą kolejną godzinę rehabilitacji, przezwyciężać wszystkie trudności! Patrząc na to, ile już osiągnęła wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych! Zaraz po wypadku nie umiała nawet utrzymać książki w rękach - była taka słabiutka… Jej marzeniem było wtedy samodzielnie usiąść i utrzymać się na wózku inwalidzkim. Nie myślała nawet o tym, że kiedyś będzie mogła wstać… Była załamana, nadal jest bardzo ciężko, chociaż Malwinka nieustannie o siebie walczy. Ma dopiero 14 lat, całe życie jeszcze przed nią! Nie pogodzimy się z tym, że miałaby je spędzić na wózku… Od tamtego strasznego dnia minęło już 7 trudnych miesięcy. W tym czasie, dzięki swojemu uporowi, Malwina osiągnęła odrobinę samodzielności: porusza się na wózku, chociaż na jej drodze jest jeszcze wiele przeszkód, których sama nie pokona. Nie czuje nic od pasa w dół - musi być pampersowana, sama się cewnikuje co 3 godziny. Bardzo wierzy, że to tylko tymczasowe i jeszcze będzie tak, jak kiedyś... W międzyczasie na świat przyszedł mały braciszek - urodziłam synka. Po porodzie została zabezpieczona krew pępowinowa od maluszka - dzięki temu w przyszłości będziemy mogli przeszczepić Malwince komórki macierzyste. Teraz jednak skupiamy się przede wszystkim na intensywnej rehabilitacji - to, ile Malwina osiągnie przez pierwsze 12 miesięcy po wypadku wpłynie na całą jej przyszłość! Wiara w lepsze jutro to największa motywacja mojej córki. Mimo wszystkich trudności, chce skończyć szkołę - w tym roku ostatnią klasę podstawówki. Myśli o przyszłości, o pracy biurowej, by mogła poradzić sobie na wózku inwalidzkim. Ostatnio poprosiła o maszynę do szycia… Widzę wiarę i determinację Malwinki, widzę jej uśmiech, gdy udaje jej się coś, co jeszcze wczoraj było nie do pomyślenia. Właśnie dlatego wierzę, że przed nią jeszcze wiele dobrego i któregoś dnia stanie na nogach o własnych siłach. Obie wiemy, że droga do sprawności będzie długa i kręta. Rehabilitacja kosztuje fortunę, a to jedyna szansa, by nie umarła nadzieja… Proszę, pomóż mojej córce. Malwina nie może stracić nadziei, bo wtedy straci wszystko… Małgosia, mama Malwinki

32 479,00 zł ( 54.74% )
Still needed: 26 851,00 zł
Karol Kseń
Karol Kseń , 24 years old

Życie, które pękło w jednej sekundzie. Prosimy, pomóż je poskładać...

Kiedy zdarzył się wypadek, Karol miał tylko 19 lat. Przed sobą całe życie. Życie, które w jednej sekundzie pękło jak bańka mydlana i zawisło na włosku. 25 lipca, wieczór. Na wyświetlaczu telefonu pojawił się obcy numer. Dzwonili ze szpitala. “Państwa syn miał wypadek. Jego stan jest ciężki…”. Jadąc do szpitala nie wiedzieliśmy nawet, czy nasz syn jeszcze żyje. Tamtego dnia Karol wracał samochodem z pracy. z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w naczepę stojącej na poboczu ciężarówki. W szpitalu powiedzieli nam, że Karol doznał ciężkiego urazu czaszkowo-mózgowego. Żył, ale jakaś część jego i naszego życia właśnie wtedy się skończyła. Jego stan był krytyczny.  W szpitalu usłyszeliśmy wyrok – mniej niż 1% szans na przeżycie. W jednej sekundzie staliśmy się bezsilni, nikt z nas nie mógł nic zrobić, została tylko modlitwa, a potem długie tygodnie walki o to, aby samodzielnie oddychać, otwierać oczy. Każdy dźwięk telefonu wywoływał u nas gęsią skórkę i potworny strach przed najgorszą informację. Nie przesypialiśmy nocy, bo cały czas musieliśmy być gotowi na informację ze szpitala, że czas się pożegnać. Do dziś czujemy ten strach przed wejściem na oddział. Do dziś boimy się, że wejdziemy i zastaniemy tylko puste łóżko. Teraz każdy dzień jest inny. Jednego dnia nieznaczna poprawa i niesamowita radość, że będzie dobrze, w kolejnym gorączka i panika, co dalej. W maju Karol miał pisać maturę. Zamierzał iść na studia. Jego skrytym marzeniem był mały domek nad jeziorem oraz prowadzenie małej rodzinnej firmy. Niestety życie napisało nam inny scenariusz. Dużo czarniejszy. Dzisiaj wiemy, że Karol nie napisze matury. Na pewno nie w tym roku… Obecnie Karol jest bez świadomości, ale my wierzymy, że wróci do nas. Wiemy też, że to nie takie proste, ale wierzymy, że nasz Wojownik wygra tę walkę. Choć będzie to walka naznaczona wieloma cierpieniami, tygodniami rehabilitacji, niepewnością, to na końcu tej drogi znowu usłyszymy głos i słowa Karola. Niestety – żeby mogło tak być, potrzeba dużo czasu oraz dużo pieniędzy wydanych na rehabilitację. Dlatego też prosimy o pomoc, bo sami nie zdobędziemy takich pieniędzy, a przecież nie możemy zostawić naszego syna bez pomocy...  Jak widać, jedna chwila wystarczy, by Twoje życie całkowicie się zmieniło, by wszystkie plany i marzenia zmieniły się w proch. Wypadek właśnie tak zmienił Karola. Karol wyrwał się z rąk śmierci, wywalczył swoje życie i teraz musi wywalczyć sprawność.  Wierzymy że dobro powraca, a każda pomoc da Karolowi szansę na powrót do zdrowia. Prosimy, pomóż nam odzyskać syna...

113 296,00 zł ( 69.83% )
Still needed: 48 938,00 zł

Follow important fundraisers