Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Martyna Kruk
Urgent!
Martyna Kruk , 13 years old

13-letnia Martyna walczy z DRUGIM nowotworem❗️ Potrzebne wsparcie❗️

Zaczęło się w 2022 roku. Martyna skarżyła się ból w plecach i żebrach. Lekarze mówili, że to mogą być kwestie wzrostowe, bo bóle nie były ciągłe. Nawet badania krwi nic nie wykazały. W lipcu córka pojechała na kolonię i… zasłabła. Natychmiast pojechaliśmy na miejsce i w końcu kolejne badania dały nam odpowiedź, która zwaliła z nóg – guz. Mięsak Ewinga. Trafiliśmy na oddział onkologii. Lekarze od razu zlecili chemię i trwała do stycznia. Potem guz został usunięty i kolejna chemia, dalej leczenie protonowe i wizyty kontrolne co 3 tygodnie do końca lutego. Już wszystko miało być dobrze, ale Martyna znów zaczęła skarżyć się na bóle szyi i kręgosłupa. Tym razem mieliśmy nadzieję, że to kwestia garbienia albo czegoś niegroźnego… niestety. 13 marca pojechaliśmy na SOR. USG, rezonans i badania krwi znów były w porządku, ale poprosiliśmy o tomograf. 5 kwietnia okazało się, że w przestrzeni zagardłowej jest nowy guz. Z tego co zrozumieliśmy, ta jednostka chorobowa ma to do siebie, że nowotwór krąży we krwi. Jeśli chemioterapia się z nim nie upora, przebywa tam cały czas i w końcu może się ujawnić. Leczenie będzie trudne. Dostaliśmy skierowanie do Krakowa, ponieważ wdrożona radiologia może niszczyć organy. Po jednej chemii chcemy zacząć protonoterapię, a potem znów na chemioterapię i w zależności od tego jak sprawy się potoczą, będziemy myśleć dalej. Nowotwór już drugi raz zaatakował naszą córkę. Dla niej to niezwykle trudne. Martyna ma dopiero 13 lat i całe życie przed nią, dlatego nie możemy się poddać i nie chcemy. Ale niestety, koszty wzrastają. Leczenie, dojazd… to wszystko pożera nasz budżet i w końcu zdecydowaliśmy się poprosić o wsparcie. Każda wpłata, nawet najmniejsza, bardzo nam pomoże. Nowotwór to naprawdę paskudny przeciwnik, ale z pomocą jesteśmy w stanie z nim wygrać. I tym razem nie pozwolimy, by zniszczył i zabrał życie naszej Martynie. Rodzice

0 zł
Hanna Łochyńska
Hanna Łochyńska , 45 years old

Każdy dzień naszej mamy wypełniony jest ogromnym cierpieniem❗️ Ratunku❗️

Życie naszej ukochanej mamy każdego dnia wypełnia ogromny ból. Jej stan z każdym rokiem się pogarsza, a lista diagnoz wydłuża się w zastraszającym tempie. Codziennie patrzymy na naszą schorowaną mamę i zastanawiamy się, dlaczego musi tak potwornie cierpieć?  W 2013 roku nasza mama poważnie zachorowała. Zdiagnozowano padaczkę pourazową, która z dnia na dzień zmieniła życie całej naszej rodziny. Ataki występowały tak często, że uniemożliwiły jej aktywność zawodową – do dziś zdarzają się parę razy w tygodniu. Niedługo po zachorowaniu mamę dotknęło ciężkie załamanie, depresja dwubiegunowa. Od tego czasu ze wszystkich sił staramy się jej pomóc. Po kilku latach okazało się, że to nie był koniec zmartwień. Od 2020 roku stan zdrowia mamy zaczął się pogarszać. Diagnostyka ukazała nowotwór szyjki macicy. Mama musiała przejść terapię hormonalną oraz poważną operację. Niestety padaczka, problemy urologiczne i nawracająca rwa kulszowa powodują pogorszenie się jej stanu zarówno zdrowotnego, jak i psychicznego. Niczego bardziej nie pragniemy, niż odzyskania naszej uśmiechniętej mamy… Z całego serca dziękujemy Wam za dotychczasową pomoc. Niestety, walka o zdrowie mamy nadal trwa i po raz kolejny musimy poprosić Was o wsparcie. Stan mamy w ostatnim czasie dramatycznie się pogorszył. Choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa, niedowład kończyn, zmiany naczyniopochodne w mózgowiu, cukrzyca – wszystkie te diagnozy sprawiają, że nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Jej życie wypełniają nieustanne badania i pobyty w szpitalach.  W najgorszych momentach mama nie może utrzymać kubka z herbatą, a dłuższy spacer to zadanie nie do wykonania. Obecnie ze względu na niedowład porusza się jedynie przy podparciu. Ból reki po dłuższym poruszaniu kończyną jest nie do zniesienia – rwący, promieniujący przez cała długość, kończący się dopiero na dłoni. Naszej mamy coraz częściej nie da się zrozumieć, cały czas się powtarza i o wielu rzeczach zapomina. Koszty leczenia są coraz większe, a pieniędzy zaczyna brakować niemalże na wszystko… Leczenie, rachunki, jedzenie – to są wybory, przed którymi stajemy w każdym miesiącu… Prosimy, wyciągnijcie do naszej mamy pomocną dłoń. Doszliśmy do ściany i nie jesteśmy w stanie dalej poradzić sobie sami. Każda wpłata to dla nas ogromne wsparcie, za której będziemy nieopisanie wdzięczni. Wierzymy, że z Waszą pomocą uda się dać naszej mamie szansę na lepsze jutro i choć częściowy powrót do zdrowia! Mateusz, syn Hanny

0 zł
Tymek Geba
Tymek Geba , 4 years old

Tymek przeszedł już wiele operacji, a to dopiero początek zmagań z chorobą... Pomóż!

Tymek to nasz jedyny ukochany synek. Nie da się opisać słowami, jak bardzo cieszyliśmy się z jego przyjścia na świat. Nie spodziewaliśmy się jednak, że czeka nas tak ogromne wyzwanie. Od pierwszych miesięcy walczymy o zdrowie synka i robimy wszystko, by w przyszłości mógł jak najlepiej funkcjonować. Chwilę po porodzie okazało się, że główka Tymka wygląda nieprawidłowo. Skierowano nas na szereg badań, w końcu w poradni genetycznej otrzymaliśmy odpowiedź. Gdy synek miał 5 miesięcy zdiagnozowano u niego Zespół Crouzona. Zaczęliśmy szukać pomocy u specjalistów. Tymek miał niespełna 9 miesięcy, gdy przeszedł pierwszą operację główki. Pękały nam serca na myśl, że nasze maleństwo musi przechodzić przez tak poważny zabieg. Niestety, był to tylko początek naszych zmartwień. Wskutek komplikacji konieczne były kolejne operacje. W sumie było ich 6, a to jeszcze nie koniec… Wiemy, że do osiągnięcia dorosłości, synek będzie musiał cały czas przechodzić zabiegi, które mają zadbać o to, żeby jego główka prawidłowo rosła. Tymek wymaga stałej kontroli lekarskiej, aby na bieżąco dostosowywać dalszy plan leczenia.  Gdy myśleliśmy, że nic więcej nas już nie zaskoczy, do listy naszych zmartwień dołączyła kolejna diagnoza – autyzm. Tymek w wieku 3 lat nadal nie mówił, nie interesował się otoczeniem, trzepotał rączkami… Komunikacja jest obecnie naszym największym utrudnieniem. Synek porozumiewa się z nami za pomocą gestów, wskazuje swoje potrzeby rączką. Nieustannie odbywamy wszelkie konieczne terapie, by Tymek mógł w końcu powiedzieć swoje pierwsze zdania i zaczął prawidłowo funkcjonować. Synek chodzi na zajęcia do neurologopedy, terapię integracji sensorycznej, terapię ręki, zajęcia z pedagogiem i rehabilitację.  Wielospecjalistyczna opieka jest kluczowa, by nasz synek mógł jak najlepiej się rozwijać. Wiemy, że działania, które podejmujemy dziś, mają ogromny wpływ na jego przyszłość. Każde wsparcie to dla nas nieoceniona pomoc w walce o zdrowie naszego ukochanego, jedynego dziecka.  Rodzice

50 zł
Mateusz Andrzejewski
Mateusz Andrzejewski , 32 years old

Wypadek odebrał mi sprawność... Pomóż odzyskać zdrowie!

To był jeden krótki moment. W styczniu tego roku niefortunnie pośliznąłem się na lodzie. Upadek okazał się niestety tragiczny w skutkach, a ja od tamtej chwili wciąż walczę o powrót do sprawności… Wskutek wypadku doszło u mnie do uszkodzenia rzepki. Obecnie nie jestem w stanie w ogóle zginać nogi, co niezwykle utrudnia codzienne funkcjonowanie. Dodatkową trudnością jest fakt, że moja druga noga też nie jest w pełni sprawna. Przed laty doszło w niej do uszkodzenia stawu kolanowego oraz łękotki. Nawet tak podstawowe rzeczy jak przemieszczanie się czy ugotowanie obiadu są dla mnie obecnie ogromnym wyzwaniem. Na co dzień mieszkam z dziadkiem, który ze względu na wiek też potrzebuje wsparcia. Powinienem uczęszczać na rehabilitację i fizykoterapię, lecz ze względów finansowych nie mogę sobie na to pozwolić… Jeżeli nie uda mi się rozpocząć terapii, stan nogi może się pogorszyć, a to będzie oznaczało konieczność korzystania z wózka. Jest to rzecz, której chcę uniknąć za wszelką cenę, ponieważ oznaczałoby to dla mnie zamknięcie w domu – mieszkam w bloku bez windy… Szansą na powrót do zdrowia jest dla mnie operacja nogi, jednak wiąże się ona z ogromnymi kosztami, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie…  Proszę, wyciągnijcie do mnie pomocną dłoń. Każda wplata to dla mnie krok w stronę zdrowia ogromna szansa na odzyskanie sprawności! Mateusz

120,00 zł ( 0.16% )
Still needed: 74 349,00 zł
Kacper Wesserling
Kacper Wesserling , 19 years old

❗️W makabrycznym wypadku Kacper stracił nogę! POMÓŻ❗️

Kacper od zawsze był uśmiechniętym, pełnym energii chłopakiem. Jak każdy nastolatek, miał swoje marzenia i plany na przyszłość. Zdał egzamin na prawo jazdy, skończył szkołę i zaczął pracę. Planował też wyprowadzić się z domu i wraz z dziewczyną rozpocząć wspólne życie. Niestety, wydarzył się makabryczny wypadek... Do dzisiaj właściwie nikt nie wie, jak to się stało. Pewnej nocy Kacper nie wrócił do domu. Próbowałam się z nim skontaktować, niestety bezskutecznie. Z samego rana zmartwiona i zestresowana pojechałam na komisariat policji. W mojej głowie pojawiały się różne wizje, ale nawet przez chwilę nie spodziewałam się tego, co faktycznie się stało! Policjanci odesłali mnie na pobliski SOR. Wtedy już wiedziałam, że musiała stać się jakaś tragedia! Ta niepewność o los mojego syna była tak przytłaczająca… Gnałam do szpitala, chcąc tylko go zobaczyć, modląc się, że wszystko z nim w porządku!  Moje prośby nie zostały jednak wysłuchane. Jak się okazało, Kacper został potrącony przez pociąg! Nie mogłam w to uwierzyć! Widok poturbowanego, walczącego o życie syna, będzie mi się śnił już chyba do końca życia. Żadna matka nie powinna oglądać swojego dziecka w takim stanie! Kacper w wypadku doznał wielu urazów. Miał złamaną miednicę, żebra i nogę, ostre niedokrwienie prawej kończyny dolnej, pękniętą prawą tętnicę udową oraz uszkodzone nerki i nerwy wzrokowe. Lekarze dawali mu minimalne szanse na przeżycie! Na szczęście go uratowali, ale nie obyło się bez konsekwencji… Obrażenia w obrębie prawej strony ciała Kacpra były zbyt wielkie. Aby uratować jego życie, lekarze byli zmuszeni amputować całą prawą nogę! Byłam przerażona – wiedziałam, że to może przekreślić wszystkie marzenia i plany na przyszłość mojego syna! Kacper spędził wiele długich tygodni w szpitalu. Jego stan na szczęście stopniowo się polepszał. Mimo tych tragicznych wydarzeń, syn się nie poddaje i cały czas walczy o to, by odzyskać resztki swojego dawnego życia i namiastkę normalności. Wszyscy staramy się go wspierać i dodawać otuchy! Obecnie Kacper ma protezę udową z koszem biodrowym. Niestety, używanie jej powoduje obrzęki, otarcia, stan zapalny oraz deformację kikuta. To wszystko sprawia synowi ogromny dyskomfort i ból – z tego względu porusza się głównie o kulach. Już zdecydowanie zbyt długo patrzyłam na cierpienie mojego dziecka! Zrobię wszystko, by wreszcie się zakończyło! Na szczęście pojawiła się nadzieja dla Kacpra na powrót do pełnej samodzielności! Syn został zakwalifikowany do operacji wszczepienia implantu biodrowego, co pozwoli mu na normalne funkcjonowanie. W końcu mógłby uwolnić się od bólu, a przede wszystkim zacząć poruszać się z protezą, w sposób zbliżony do naturalnego!  Procedura wszczepienia implantu niestety nie jest refundowana w ramach NFZ, a koszt zabiegu jest ogromny! Nie mogę pozwolić, by pieniądze stanęły na przeszkodzie w walce o lepsze jutro mojego syna! Z całego serca proszę Was o pomoc – tylko dzięki Wam, marzenia Kacpra o samodzielnym chodzeniu, studiach i pracy mogą się spełnić! Kasia, mama Kacpra

631,00 zł ( 0.59% )
Still needed: 105 752,00 zł
Sara i Antoni Formela
Sara i Antoni Formela , 2 months old

Walczymy nie o jedno, ale o dwa wspaniałe życia❗️Potrzebna pomoc❗️

Wszystko jest łaską… Jestem o tym przekonana, jednak czasem trudno przyjmować i godzić się z rzeczywistością, z którą musimy się z mierzyć… W sierpniu 2023. roku bez testu ciążowego czułam, że noszę pod swoim sercem życie. Jak się później okazało – miało nas ogarnąć podwójne szczęście…  Mamy z mężem trójkę starszych dzieci i zawsze pierwszy trymestr ciąży znosiłam ciężko. Tym razem było jednak naprawdę ekstremalnie. Wiele więc wytłumaczyła informacja od lekarza na badaniu USG, że w moich brzuchu rozwija się dwoje dzieci! Byliśmy przeszczęśliwi – podwójnie! A właściwie kilkukrotnie, bo mąż zawsze marzył o bliźniętach, syn marzył o braciszku, a córeczki o siostrzyczce. Ciąża, mimo że wymagająca, przebiegała bardzo dobrze i bez komplikacji. W 29. tygodniu na badaniach wszystko było dobrze, ale już dwa dni później zaczęłam odczuwać lekki dyskomfort. Poprosiłam męża, by zawiózł mnie do szpitala… Jak się okazało – miałam już wtedy pełne rozwarcie, a dzieci trzymały tylko worki owodniowe. W filmowym tempie trafiliśmy na salę porodową.  Niedługo później na świat przyszła Sara i Antoś: 1350 i 1390 g SZCZĘŚCIA. Myślałam wówczas, że dzieci, ze względu na szybsze przyjście na świat, potrzebują kilku tygodni obserwacji w szpitalu i będziemy mogli zabrać je do domu… Niestety. Bardzo szybko lekarze uświadomili nas, że wcześniaki to tykające bomby, które w każdej sekundzie mogą czymś zaskoczyć. Mieli rację… Ich rozmiary paraliżowały. Te malutkie kuleczki na środku inkubatora to nasze dzieci, choć niedojrzałe, to tak idealne i piękne. Baliśmy się ich dotykać, bo skórka zdawała się być cieniutka jak pergamin. Szybko okazało się, że wyniki są złe… U Sarci zdiagnozowano perforację i martwicze zapalenie jelit, natomiast u Antosia śródczaszkowy nieurazowy krwotok… W przypadku córeczki konieczna była natychmiastowa, poważna operacja. Początkowo miała trwać dwie godziny – zakończyło się na pięciu… Gdy lekarz odebrał telefon, usłyszałam tylko, że jest bardzo źle… Wszyscy przygotowywali nas na najgorsze… Nasze serca krwawiły rozdarte między jednym szpitalem a drugim. Wbrew przewidywaniom i Sara i Antoni z każdym dniem zaskakiwali lekarzy. Zdarzały się infekcje, u Sary także sepsa, jednak nasze dzieci z tego wyszły! Sara po prawie miesiącu została odłączona od respiratora, wróciła do szpitala do brata, gdzie dalej rośli i nabierali sił. Po czasie mogliśmy w końcu zabrać ich do domu – do starszego rodzeństwa... Pozostajemy pod kontrolą specjalistów i wierzymy, że wszystko będzie dobrze. Sara ma wyłonioną stomię, a ja do dziś nie dowierzam, że są dłonie, które potrafią zoperować jelita dziecka, które waży jedynie 1300 g! Codziennie dziękuję Bogu, za wszystkich ludzi, których spotkaliśmy na naszej drodze. Ludzi, którzy uratowali Sarę i Antosia… To niestety nie koniec naszej walki. Dzieci wymagają intensywnej rehabilitacji, dalszego wsparcia specjalistów i stałej opieki. Koszty są bardzo wysokie w przypadku jednego dziecka, a co dopiero dwóch… Wierzymy jednak, że otacza nas mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy nie przejdą obojętnie obok naszej trudnej sytuacji… Bardzo prosimy o pomoc! Rodzice Sary i Antosia

37 168 zł
Kamil Nuckowski
Kamil Nuckowski , 40 years old

Pod uśmiechem Kamila kryją się lata cierpienia! Pomóż w walce o sprawność!

Moje dni przepełnione są dobrem i wdzięcznością za każdą, najmniejszą rzecz. Staram się czerpać z życia jak najwięcej i zarażać moim pozytywnym nastawieniem inne osoby. Niestety, bywają chwile, w których nie jest to łatwe… Od dzieciństwa tkwię w szponach chorób i niepełnosprawności! W ciągu pierwszych miesięcy życia moi rodzice dowiedzieli się od lekarzy, że już zawsze będę poruszać się na wózku. Diagnoza złamała im serca, jednak to nie wszystko! Teczka z moją dokumentacją medyczną z każdą wizytą stawała się coraz grubsza. Każdego dnia jestem wdzięczny, że postanowili zawalczyć o moją sprawność. To dzięki ich determinacji, licznym operacjom, rehabilitacji i wdrożeniu specjalistycznego leczenia, potrafię chodzić o własnych siłach! Pomagają mi w tym specjalistyczne aparaty, które nazywam swoją „zbroją”. Choć ich waga jest bardzo duża, jestem za nie bardzo wdzięczny. Bez nich nie byłbym w stanie samodzielnie postawić ani jednego kroku! Codziennie podejmuję wiele wysiłku, aby rehabilitować się pod okiem profesjonalistów. Wykonuję także dużo specjalistycznych ćwiczeń w domu. Mimo mojej wielkiej determinacji to jednak wciąż za mało! Lekarze i fizjoterapeuci apelują, że regularnie powinienem brać udział w turnusach rehabilitacyjnych. Wierzę, że każdy taki wyjazd zwiększa szansę na polepszenie mojego stanu. To nadzieja na poprawę sprawności, o którą walczę od lat. Nigdy nie chciałem być dla nikogo ciężarem, więc bardzo cieszę się, że mogę być aktywny zawodowo. Niestety moje zarobki nie wystarczą, aby pokryć koszt turnusów. Znalazłem się więc w pułapce, z której wydostać się mogę tylko dzięki Waszej pomocy! W trudnych chwilach pomagają mi momenty, podczas których mogę uciec od przykrej rzeczywistości. Dzieje się tak podczas spotkań z bliskimi, czy oglądania najróżniejszych sportowych wydarzeń. Płynąca z zawodów wola wygranej niesamowicie napędza mnie do działania. Myśl, że kiedyś mogę nie dotrzeć na stadion o własnych siłach, sprawia mi ogromny ból… Wizja wtrącenia w przestrzeń pustki i samotności codziennie mnie przygniata. Każdego dnia boję się, że niewystarczająca rehabilitacja zbierze swoje żniwa, a osiągnięte dotychczas efekty owieje mgła zapomnienia. Zawsze starałem się być dla innych wsparciem... Dziś to ja potrzebuję pomocy! Będę wdzięczny za każdy, nawet najdrobniejszy gest! Kamil

285,00 zł ( 1.33% )
Still needed: 20 992,00 zł
Karolina Mazurek
Urgent!
Karolina Mazurek , 10 years old

Karolinka walczy z rzadkim, złośliwym nowotworem❗️PILNE 🚨

Moja 10-letnia córka 1 stycznia 2024 trafiła na ostry dyżur z wymiotami i bólem głowy. Lekarze robili różne badania, szukając przyczyny. W najgorszych snach nie spodziewałam się, że już za chwilę Karolinka będzie musiała stoczyć walkę o własne życie! 4 stycznia dostaliśmy wynik tomografu, który opisał guz przy przysadce mózgowej. W jednej chwili cały nasz świat się zawalił… Zostałyśmy karetką przewiezione do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie wykonano rezonans i biopsję. Diagnoza była druzgocąca – mięsak przy przysadce mózgowej. Lekarze byli zdziwieni umiejscowieniem nowotworu. Jest bardzo nietypowe i ciężko określić, jakie są szanse na wyzdrowienie Karolinki.  Niezwłocznie wdrożono ostre leczenie chemioterapią, które wycieńczyło dziecko tak bardzo, że przez trzy tygodnie nie była w stanie nic zjeść, ani wypić. Karolinka była dokarmiana dożylnie. Ponad miesiąc spędziłyśmy w szpitalu, a ja patrzyłam, jak moja córeczka jest coraz słabsza. Serce rodzice pęka, gdy widzi, jak dziecko cierpi… Wyszłyśmy ze szpitala zaledwie na sześć dni i trzeba było wracać na kolejną chemię. Skutki uboczne leczenia były przerażające: zerowa odporność, złe wyniki morfologii – konieczne było przetaczanie krwi. Stany zapalne w buzi były tak duże, że córka nie była w stanie nawet mówić. A za chwilę rozpoczynała się następna dawka wycieńczającej chemioterapii… Po trzeciej dawce wykonano rezonans kontrolny. Nie mogliśmy w to uwierzyć… Okazało się, że leczenie nie działa! Guz się nie zmniejszył, dodatkowo nastąpiło zwężenie tętnicy szyjnej. Pojawiło się widmo operacji, której do tej pory lekarze chcieli uniknąć z powodu ogromnego ryzyka. Przyszły również badania genetyczne guza, a wraz z nimi kolejne tragiczne informacje… Zidentyfikowano spindle cell Rhabdomyosarcoma z fuzją genów TFCP2. Jest to bardzo rzadki przypadek.  Profesor neurochirurgii stwierdził, że zabieg usunięcia guza spowoduje poważne okaleczenie. Przewidywane skutki to utrata wzroku, słuchu i paraliż połowiczny twarzy… Zdecydowano, że operacja zostanie przeprowadzona dopiero wtedy, gdy tętnica zupełnie straci drożność. Tymczasem skierowano nas na protonoterapię, która ma trwać 6 tygodni. Równocześnie Karolinka otrzymuje nową chemię. Nie wiemy co dalej, jesteśmy bezradni… Nie wiadomo, jakie będą rezultaty, pozostaje tylko mieć nadzieję, że stosowane leczenie przyniesie pożądane efekty. Musiałam zrezygnować z pracy – nie wyobrażam sobie w takich chwilach nie czuwać przy mojej córeczce. W aktualnej sytuacji pensja męża nie wystarcza na przeżycie – w domu została jeszcze trójka rodzeństwa Karolinki. Codzienne opłaty, rachunki, wyżywienie, leki, dojazdy do szpitala zaczynają nas przerastać. Co noc spędza mi to sen z powiek… Dlatego zdecydowałam się zwrócić o pomoc. Każda wpłata to dla nas ogromne wsparcie. Mama Karolinki

317 zł
Adriana Cichocka
Urgent!
Adriana Cichocka , 48 years old

Guza wyczułam z dnia na dzień – właśnie wtedy rozpoczął się mój koszmar... POMOCY❗️

Choroba zaatakowała nagle. Pewnego dnia, gdy się obudziłam, nic nie było już takie samo. Od tamtej pory walczę, by odzyskać zdrowie, sprawność i mieć jeszcze szansę na szczęśliwe życie… Pomożesz mi? Guza w piersi wyczułam z dnia na dzień. Natychmiast udałam się do lekarza pierwszego kontaktu, skąd kierowano mnie do specjalisty i na szczegółowe badania. Po dwóch miesiącach padła diagnoza, która wywróciła moje życie do góry nogami. Świat się dla mnie zatrzymał, choć słońce nadal świeciło. Dla mnie jednak nastał mrok… Nowotwór złośliwy piersi… – diagnoza brzmiała jak wyrok. Lekarze zaproponowali leczenie chemioterapią, a następnie operację usunięcia piersi. Niestety nadal nie otrzymałam pierwszej dawki, ze względu na nawracające infekcje, przez które nie mogę rozpocząć leczenia. Choroba nie odpuszcza, nie czeka, nie zatrzymuje się, tylko sieje w moim organizmie coraz większe spustoszenie… Przed diagnozą uwielbiałam spacery po lesie, po górach. Jestem duszą artystyczną, dlatego spełniałam się również w pracach manualnych. Niestety choroba odbiera mi wszystko, co dobre i ważne… Na co dzień mieszkam i żyję sama. Nie mam żadnego wsparcia, osoby, która byłaby przy mnie w tych trudnych chwilach. Niestety poza przerażającą diagnozą spadły na mnie również związane z nią koszty, których nie jestem w stanie pokryć sama… Jestem zmuszona poprosić Was o pomoc… Nigdy nie sądziłam, że będę musiała podjąć się tak desperackiej walki o życie, ale nie mam innego wyboru. Chcę żyć, doświadczać, cieszyć się każdą chwilą. Wierzę, że jeszcze dużo wspaniałych leśnych i górskich spacerów przede mną. Proszę, pomóżcie mi wygrać walkę z bezlitosnym nowotworem… Ada

50 zł

Follow important fundraisers