Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Katarzyna Metzger
Katarzyna Metzger , 45 years old

Nie tracić wiary, nawet gdy jest bardzo źle... Proszę o pomoc!

Gdy jest bardzo ciężko, to marzenia dają siłę do życia. Mi także. Uśmiecham się, działam, staram się korzystać z każdego dnia. Tak, jestem niepełnosprawna, spotkało mnie w życiu wiele bólu, ale także wiele dobra… Dzisiaj proszę Was o pomoc wierząc, że nie pozostaniecie obojętni. Wózek inwalidzki to moje życie, moje nogi i samodzielność. Niestety, obecny jest już do niczego, potrzebuję nowego wózka. Niestety, brakuje mi ponad 30 tysięcy złotych… Urodziłam się jako wcześniak, 41 lat temu. Przez to zmagam się z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym, który zdiagnozowano, gdy miałam kilka miesięcy. Jestem niepełnosprawna. Może nie miałam najłatwiej na starcie, jednak jakoś nauczyłam się radzić sobie w życiu. Tylko dzięki wysiłkowi i poświęceniu mojej mamy moja sprawność była większa, niż ktokolwiek zakładał. Nie obyło się jednak bez operacji. Nie był to dla mnie miły czas, ale starałam się żyć jak inni. Gorsze chwile osładzałam sobie czytaniem. Miłość do książek pomagała mi podróżować i marzyć. Nauczyciele pomogli mi odkryć moją pasję, która stała się ucieczką do pięknych światów - tam, gdzie nie ma bólu, niepełnosprawności, ograniczeń... Już w szkole podstawowej zaczęłam pisać wiersze, bajki i opowiadania. Pisanie stało się moją pasją, jest nią także dzisiaj. Trzeba mieć pasję, żeby mieć siłę - będę to mówić zawsze. A sił muszę mieć dużo... Dzięki intensywnej i długotrwałej rehabilitacji przez długi czas bez problemów poruszałam się po mieszkaniu tylko o kulach. Na dłuższych dystansach wspomagałam się wózkiem, ale na te krótsze mogłam chodzić! Niestety, 10 lat temu spotkało mnie nieszczęście… Wypadek komunikacyjny, po nim przestałam być samodzielna. Z dnia na dzień stałam się zależna od innych... Zostałam potrącona przez busa przeznaczonego do przewozu osób niepełnosprawnych. Złamane udo, silne potłuczenia… Wózek, wcześniej tylko wsparcie, wtedy stał się moją codziennością. Efekty walki o sprawność, którą toczyłam latami, przepadły. Musiałam zacząć od nowa, a początek był o wiele trudniejszy. Dziś, kiedy chcę wyjść z domu, muszę pokonać aż 11 schodów. To ogromny problem. Pomagają mi rodzice. Są coraz starsi, a muszą unieść moich kilkadziesiąt kilogramów wraz z wózkiem. To dla nich ogromny ciężar... Mimo trudności cały czas walczę o to, by w przyszłości znów poruszać się o kulach. Marzę o lepszym życiu, w którym nadal będę mogła być aktywna. Będzie to możliwe tylko dzięki rehabilitacji i posiadaniu odpowiedniego sprzętu. Nowy, dużo lżejszy wózek i elektryczna przystawka do niego pozwolą mi być niezależną, pozwolą odciążyć rodziców! Niestety takie sprzęty kosztują krocie. Bez wsparcia i pomocy nigdy ich sama nie kupię... Bardzo proszę, pomóż mi.Katarzyna

25 502,00 zł ( 69.68% )
Still needed: 11 094,00 zł
Michał Rasiński
Michał Rasiński , 41 years old

Najpierw tętniak potem udar! Dla synka Michał walczy o życie!

Ponad 2 lata temu urodził się Romuś – syn Michała, jego ogromne szczęście i duma. Romuś od dawna nie widział swojego taty, bo przyszedł dzień, w którym omal nie stracił go na zawsze... Michał pracował w domu i tam znalazła go jego mama. Leżał w łazience bez kontaktu, bez sił, bez życia. Michałowi pękł tętniak, a jego mózg zalała krew… Zdążył powiedzieć, że nic nie widzi. Pogotowie przyjechało na czas – Michał przeżył, ale to miał być dopiero początek tej tragedii! Helikopter przetransportował Michała do szpitala w Kielcach, a natychmiastowa operacja ocaliła mu życie! Po operacji wydawało się, że wszystko będzie dobrze, wrócił wzrok, kontakt… Rodzina zaczęła powoli odzyskiwać nadzieję… W chwili kiedy opadały emocje, 13 dni po pierwszej operacji, wydarzył się dramat! Rozległy udar mózgu – w jednej chwili wszystko przepadło. Micha stracił pamięć i nie mówił. Do tego doszło jeszcze porażenie prawej strony ciała. Michał nie jest w stanie wyartykułować niczego, poza najprostszymi słowami. Zapamiętał tylko – o Jezu, jak boli. Musi nauczyć się wszystkiego od nowa. Rodzina znalazła prywatną klinikę, gdzie Michał zaczął robić postępy już po 10-dniowym pobycie.  Żona Michała obiecała stynkowi, że będzie walczyła o jego tatę – “Muszę walczyć, by Michał odzyskał siły nie tylko dla mnie, ale także dla naszego malutkiego synka. To on potrzebuje go najbardziej i bardzo tęskni za tatą. Mąż rozpoczął już rehabilitację. Widać już pierwsze postępy, a to daje nadzieję, że  Michał znów będzie tą osobą sprzed udaru.” Leczenie Michała pochłania wszystkie oszczędności. Na kolejny trzymiesięczny turnus rehabilitacyjny już rodziny nie stać.  W takim stanie pacjent musi ćwiczyć, inaczej nigdy nie odzyska zdrowia.  “Proszę, pomóż!” Monika, żona Michała

157 670,00 zł ( 77.51% )
Still needed: 45 729,00 zł
Piotr Kozak
Piotr Kozak , 25 years old

Let's save Peter's health

The disease struck out of nowhere. By no means could we prepare for what has happened. A deadly threat. An extremely dangerous opponent. The cause of our fear, tears, suffering and many sleepless nights. The relentless fight left countless scars on Piotrek's health. Today, in order to regain what has been lost due to the illness, we need as much rehabilitation for Piotrek as possible. Sadly, the rehabilitation is equally as effective as it is costly.  My son was about to take his school final exams. He planned on graduating and going to university. Then, everything came to a sudden stop and Piotrek had to abandon all of his plans and dreams. Last August, he unexpectedly lost the ability to walk. It turned out that my son had a tumour in his spinal canal. Soon, the worst possibility proved to be true: my son was diagnosed with b-cell lymphoma which affected his peripheral nervous system. There was no doubt that the treatment will be extremely hard.  The hospital all of a sudden became our home. Despite undergoing an immediate medical procedure, the paresis of Piotrek’s legs and spine didn't go away. He also underwent chemotherapy which made him feel very unwell. Everyday I saw how much he suffered, though there was nothing I could do. There is no worse situation that a mother can be put into... If that hadn’t been enough, my son's condition was additionally worsened by sepsis. It was a frightening time for the whole family, though we hope the worst is long gone and only the better is yet to come. The latest diagnostic tests show that the disease is in a state of retreat. Currently, my son's biggest dream is to get back on his feet. It’s only been a couple of weeks since he started to move his legs and now, with some help from other people, he's able to sit on the bed and get dressed. The rehabilitation clearly shows impressive results and step by step, we are heading towards the recovery.  Piotrek is at the beginning of a long journey that hopefully leads to him regaining his full health. We are all ready for hard work and extreme dedication that is required for Piotrek to recover. However, we have to be patient, as there is a single matter that is  completely out of our control. The annual cost of rehabilitation is over 200 000 PLN. No matter how dedicated we are, it is a sum impossible for us to afford. That is why we ask for every bit of help there is. My son is merely twenty years old. He has a whole life to live and now is the time to decide what this life will be like. The disease left Piotrek's health in ruin and it is up to all of us to rebuild what is seemingly gone. Even though a costly army of specialists and rehabilitants is required to achieve our goal, we strongly believe that, with a bit of help from you, Piotrek will soon stand up on his own. Please, give my son hope. Let him get back on his feet.

149 706,00 zł ( 68.89% )
Still needed: 67 592,00 zł
Hanna Olszak
Hanna Olszak , 9 years old

W jej oczach ból, w naszym życiu strach – Hania cały czas potrzebuje pomocy!

Od samej miłości, którą Hania zasypywana jest każdego dnia, nasza córeczka nie wyzdrowieje. Urodziła się poważnie chora i musimy zrobić wszystko, by móc walczyć o jej zdrowie. Hania przyszła na świat cztery lata temu jako nasza piąta córeczka. Miała być zdrowa, a my mieliśmy cieszyć się tak samo jak za każdym poprzednim razem.  Kiedy zobaczyliśmy ją po raz pierwszy, cieszyliśmy się, ale silniejsze niż szczęście tym razem było przerażenie. Hania w swoim niespełna dwuletnim życiu wycierpiała więcej, niż niejeden dorosły.  Gdy patrzymy w jej smutne i pełne strachu oczy, wiemy, że musimy zrobić wszystko, aby jej pomóc, aby wynagrodzić całe jej cierpienie.  Hania urodziła się z artrogrypozą – miała zniekształcone, nienaturalnie powykręcane nóżki i rączki. Leżała mała i bezbronna, a lekarze rozkładali ręce – nie widzieli wcześniej podobnego przypadku. Mieliśmy pustkę w głowie – nie wiedzieliśmy dokąd iść i do kogo się zwrócić, aby ratować nasze dziecko. Kiedy Hania płakała, my płakaliśmy razem z nią. My, dorośli ludzie, płakaliśmy jak dzieci. Od tamtej pory wiemy, że nie ma nic gorszego dla rodziców, niż uczucie bezsilności. Stan, w którym muszą patrzeć na cierpienie własnego dziecka ze świadomością, że nie mogą nic zrobić. Stan, który do nas powracał wyjątkowo często. W pierwszym dniu życia nóżki Hani zostały włożone w gips. Wiedzieliśmy, że Hania cierpi, ale wiedzieliśmy też, że to jedyna droga, by kiedyś była sprawna. Hania płakała niemal cały czas, a dla nas jej łzy były najgorszą torturą. Wtedy nie byliśmy sobie w stanie nawet wyobrazić, że może być jeszcze gorzej. Nadzieję straciliśmy, kiedy znów stanęliśmy przerażeni nad łóżeczkiem Hani i znów nie wiedzieliśmy, co robić. Małe ciało naszej Hani wyginało się w łuk – tak, jakby jakaś nieznana siła nagle podnosiła jej główkę i tułów do góry. W szpitalu stwierdzono padaczkę lekooporną (zespół Westa) oraz wadę mózgu – Polimikrogyrię. Na początku napady pojawiały się kilka razy dziennie, z czasem – kilkanaście. Czuwaliśmy nad nią dzień i noc – gotowi na to, że atak może pojawić się w każdej chwili. Czuwaliśmy i modliliśmy się, by ataki dały wreszcie spokój... Dobieranie odpowiednich leków trwało 6 tygodni, w czasie których rozwój naszej córeczki stanął w miejscu. Każdy atak padaczki był jak reset – siał spustoszenie w jej głowie i cofał to, co udało się do tej pory wypracować. Kiedy leki zaczęły działać, próbowaliśmy nadrabiać zaległości. Znowu mieliśmy nadzieję i znowu szybko ją straciliśmy. Po dwóch miesiącach leki przestały działać. Nie zgłaszała żadnych potrzeb, tak jakby nie chciała absorbować nas swoją obecnością. Stałam nad nią i płakałam. Dziewczynki pytały: mamo dlaczego Hania jest taka chora, dlaczego właśnie ona? Nie potrafiłam wtedy i nie umiem do dziś odpowiedzieć im na to pytanie... W jednym lekarze, rehabilitanci i my rodzice jesteśmy zgodni – Hania potrzebuje stałej i intensywnej rehabilitacji oraz odpowiedniego sprzętu. Hania ma teraz 4 latka. Nie potrafi przekręcić się z brzuszka na plecy, nie umie sama siedzieć ani stać. Nie mówi, ma problemy z gryzieniem i chwytaniem. Komunikuje się z nami z pomocą płaczu, śmiechu, mimiki twarzy. Jest stale rehabilitowana. Zaczęła dotykać przedmiotów i własnej twarzy. Potrafi przełożyć lekki przedmiot z jednej rączki do drugiej. Płacze, gdy chce jeść i gdy zostaje sama. Rozpoznaje członków rodziny. Niedługo przyjdzie czas, kiedy będzie mogła iść do specjalistycznego przedszkola edukacyjnego, które niestety też kosztuje... Mamy świadomość, że im więcej ćwiczeń, tym lepszych efektów możemy się spodziewać. Dodatkowo życie z niepełnosprawnym dzieckiem to ciągłe wydatki na sprzęt, środki higieny... Już raz pomogli nam wspaniali ludzie. Niestety przyszedł moment, kiedy trzeba poprosić o pomoc jeszcze raz... Dla rodzica nie ma gorszego widoku, niż widok cierpienia własnego dziecka, dlatego zrobimy wszystko, by w życiu Hani było go jak najmniej. Bardzo chcemy, by nasza najmłodsza córeczka umiała się samodzielnie poruszać. Prosimy, pomóżcie nam zapewnić naszej córeczce rehabilitację, dzięki której będzie to możliwe... Rodzice

111 756,00 zł ( 79.16% )
Still needed: 29 414,00 zł
Wiktor Foks
Wiktor Foks , 21 years old

Pomocy ! Nowotworowy guz na kręgosłupie Wiktora to śmiertelne zagrożenie!

W szesnastoletnie życie wdarł się rak! Niepostrzeżenie rozwijał się w młodym organizmie, by w konsekwencji zniszczyć swojego żywiciela. Wiktor skarżył się na bóle brzucha, ale przecież każdy młody człowiek ma jakieś przypadłości i nikt od razu nie podejrzewa nowotworu. Potem człowiek zastanawia się, czy można by go wykryć wcześniej, czy wtedy jego dziecko miałoby większe szanse… Kiedy ból był nie do  wytrzymania, gdy poza brzuchem zaczęły boleć plecy, lekarze postanowili wykonać rezonans. Wiecie, jaki był wynik tego badania? Dyskopatia! Jedyne czego dopatrzyli się lekarze, to zwyrodnienie kręgosłupa, które powoduje ucisk i ból. Wiktor wrócił do domu, ale nie na długo. Wieczorem ból był nie do wytrzymania, zaczęły drętwieć nogi, a w nocy zatrzymał się mocz!  Tej samej nocy poznałam największego wroga, który chce mi zabrać dziecko. W ciele syna, przy kręgosłupie lekarze znaleźli guz, nowotwór złośliwy- mięsak! Natychmiast zapadła decyzja – będziemy operowali! W ekspresowym tempie zorganizowano asystę i blok operacyjny. Po chwili byłam już przed salą i zagryzałam zęby ze strachu!  Lekarze powiedzieli, że być może uda się usunąć guza w całości, ale w czasie operacji odstąpili od tego pomysłu. Usytuowanie nowotworu naciekającego na kręgosłup wykluczyło opcję całkowitego pozbycia się guza. Lekarze ocenili, że jest zbyt blisko tętnicy i operacja jest zbyt ryzykowna.  Usłyszałam, że Wiktor ma nowotwór złośliwy tzw. mięsak. Teraz lekarze nie są tego już tak pewni i ponownie badają pobrane w trakcie operacji tkanki guza. Ta niepewność jest jeszcze gorsza. Mój syn cierpi, a ja nie mogę mu pomóc.  Wiktor był i wierzy, że jeszcze będzie sportowcem, choć trudno wierzyć w chwili, kiedy ledwo trzyma się na nogach, gdy jego kręgosłup podtrzymuje specjalny gorset... Wiktor rozpoczął chemioterapię. Bardzo ciężko ją znosi. Pojawiła się gorączka, do tego syn wciąż jest częściowo unieruchomiony. Wciąż istnieje duże ryzyko, że guz zacznie odrastać. W leczeniu nowotworu najtrudniejsze jest czekanie na rezultat leczenia. Nigdy nie wiadomo, czy chemia zadziałała, czy niszczy raka i pacjenta, czy tylko jedno z nich… Na świecie jest wiele terapii, które są skuteczniejsze niż standardowa chemioterapia, lub pełnią rolę uzupełnienia leczenia. Taka terapia mogłaby okazać się zbawieniem dla Wiktora. W tej chwili toczy się gra o największą stawkę – jego życie! Drugiej szansy nie dostaniemy, dodatkowego czasu na walkę też nie dlatego tak ważna jest pomoc, o którą dzisiaj prosimy. Leczenie Wiktora będzie wiązało się z ogromnymi kosztami, dlatego już teraz chcę zbierać na rehabilitację i dalszą terapię. Proszę, pomóż! Mój syn ma dopiero 16 lat. Całe życie przed nim... Justyna, mama Wiktora

411 501 zł
Paweł Rodzeń
Paweł Rodzeń , 23 years old

Marzenia? Mogę je spełnić, ale potrzebuję Twojej pomocy...

Od „zawsze” poruszam się na wózku – od urodzenia, wraz z rodzicami i rodzeństwem, walczę z Dziecięcym Porażeniem Mózgowym. Przez 19 lat, mimo dużego napięcia moich mięśni, udało mi się wywalczyć to, że potrafię sam zjeść śniadanie czy obiad, sam się podpisać, napisać coś na komputerze... Dzięki ciągłej rehabilitacji, przy pomocy rodziców przejdę parę kroków do toalety, czy mojej sypialni. Każdy dzień to ciężka praca o to, aby tego, co dotąd osiągnąłem, nie utracić. Każda choroba czy operacja powoduje regres w mojej samodzielności. Mam problem z koordynacją i koncentracją. Ale nie poddaję się. Jedną z form mojej rehabilitacji jest jazda na specjalistycznych nartach (wózek na trzech nartach prowadzony przez tatę). W dużym stopniu wspomaga moją wieloletnią rehabilitację, motywuje i uczy mnie wytrwałości w dążeniu do celu. Dzięki jeździe na nartach doświadczam tego, czego nigdy wcześniej nie miałem okazji poznać – jazda w dół – prędkość, skręty – siła odśrodkowa, jazda wyciągiem krzesełkowym i bycie na szczycie góry... Niestety do tego potrzebny jest odpowiedni sprzęt i turnus rehabilitacyjny. Wszystko to wpływa nie tylko na mój rozwój fizyczny, ale przede wszystkim na rozwój psychiczny i pozytywnie przenosi się do mojego życia codziennego. W końcu nie czuję się jak więzień własnego ciała i w końcu czuję, że mogę robić to samo, co inni.  Paweł

13 669,00 zł ( 40.91% )
Still needed: 19 741,00 zł
Karol Trusiak
Karol Trusiak , 33 years old

Po pęknięciu krwiaka Karol musi zaczynać życie od nowa. Potrzebna pomoc!

Czasami jeden dzień potrafi wywrócić całe życie do góry nogami. Człowiek budzi się rano, podobnie jak wczoraj, czy przedwczoraj, ale nagle i niespodziewanie dzieją się rzeczy, które całkowicie zmieniają bieg historii, powodując ból i smutek. Od tego momentu wszystko wygląda inaczej. Karol ze zwyczajnego chłopaka stał się człowiekiem w pełni zależnym od osób dookoła. Potrzebuje pomocy we wszystkim 24h na dobę... To był ostatni dzień majówki. Karol od rana pracował przy motorze, który niedawno sobie kupił. Pasjonował się motoryzacją i każdą wolną chwilę spędzał w garażu. Tego dnia wrócił jednak szybciej niż zwykle, skarżąc się na okropny ból głowy i drętwienie prawej strony ciała. Tak wyglądała zapowiedź zbliżającej się tragedii. Niedługo potem stracił przytomność… Natychmiast zadzwoniliśmy po pogotowie. Minuty oczekiwania ciągnęły się w nieskończoność. Nerwowe wypatrywanie ratunku. Ostatecznie do szpitala przetransportował go helikopter. Jego stan był krytyczny. Na miejscu okazało się, że w głowie powstał krwiak. Karol trafił na Oddział Intensywnej Terapii. Obrzęk mózgu ciągle się powiększał. Lekarze powiedzieli nam, że musimy przygotować się na najgorsze, bo w mózgu mogły już zajść nieodwracalne zmiany.  Po wybudzeniu ze śpiączki farmakologicznej Karol długo nie odzyskiwał świadomości... Pomimo naszej bezradności każdą możliwą chwilę spędzaliśmy z nim, opowiadając o wszystkim. Mieliśmy nadzieję, że jakoś się uda w końcu go obudzić, sprawić by w końcu do nas wrócił. I stało się. Otworzył oczy i zaczął reagować na bodźce. W całej tej beznadziei wreszcie pojawiło się światełko w tunelu. Teraz najważniejsza jest intensywna rehabilitacja. Karol nie mówi, nie chodzi i musi nauczyć się wszystkiego od nowa. Dorosły człowiek staje bezradny jak malutkie dziecko. Wiemy, że przy takim uszkodzeniu mózgu, jakiego doznał Karol, powrót do normalnego życia będzie długi i kosztowny. Prosimy o wsparcie, bo bez pomocy dobrych ludzi Karol nie ma szansy odzyskać zdrowia. Nie ma szansy wrócić do nas... Rodzina Karola --- Możesz pomóc Karolowi poprzez LICYTACJE

64 389,00 zł ( 81.46% )
Still needed: 14 654,00 zł
Lucyna Siwińska
Lucyna Siwińska , 42 years old

Samodzielność? Nie znam takiego słowa, ale możesz mi pomóc to zmienić!

Od dwudziestu lat nie wyszłam sama z domu. Zawsze jest mi potrzebna opieka. Cierpię na nieuleczalną chorobę, jaką jest zanik mięśni obręczynowo-kończynowy i bez drugiej osoby po prostu nie dałabym sobie rady. Na moją chorobę nie ma leku i wiem, że już nigdy nie stanę na własnych nogach. Wózek to moje jedyne okno na świat. Tak już pozostanie zawsze... Moja choroba atakuje powoli wszystkie mięśnie, skutecznie uniemożliwia codzienne życie. Takie normalne czynności, które są oczywiste dla zdrowej osoby, jak chociażby podniesienie szklanki, dla mnie jest niewykonalne. Mam 37 lat, ale potrzebuję całodobowej opieki.  Przez całe życie wierzyłam i miałam nadzieję, że wynajdą lek na tą chorobę i jeszcze kiedyś będę mogła chodzić. Niestety tak się nie stało i teraz już wiem, że przez liczne przykurcze nie stanę już na własnych nogach. Przeszłam operację przeszczepu ścięgien Achillesa, ale i to nie pomogło, będę, ponieważ od siedzenia na wózku przykurcze robię się coraz większe. I tak koło się zamyka… Ręce mam natomiast to na tyle słabe, że nie jestem w stanie sama poruszać kołami wózka.  Moim marzeniem jest wózek inwalidzki o napędzie elektrycznym. Dzięki niemu mogłabym wreszcie sama wyjść na spacer, do lekarza czy sklepu. Dzięki takiemu wózkowi mogłabym choć przez chwilę poczuć, jak to jest być samodzielną.  To przykre, ale do tej pory nie dowiedziałam się, co to znaczy. Bardzo proszę ludzi o dobrym sercu o pomoc w zakupie takiego sprzętu. Koszty są ogromne, a mnie ani moich najbliższych na to nie stać. Boje się, że przy postępującej chorobie stanę się w końcu więźniem we własnym domu. Bardzo tego nie chcę! Lucyna

32 153,00 zł ( 86.85% )
Still needed: 4 868,00 zł
Michał Łuczyński
Michał Łuczyński , 32 years old

Cud sprawił, że Michał wtedy nie zginął... Potrzebna pomoc!

“Michał miał wypadek!” - gdy odebraliśmy z żoną ten telefon, najpierw do nas nie dotarło. To dzieje się w filmach, przecież to nie może być prawda! Niestety… Życie często jest o wiele bardziej brutalne. Kierowca tira wymusił pierwszeństwo, syn nie miał z nim żadnych szans… Ten czerwcowy dzień, który zaczął się przecież jak tysiące innych, okazał się najstraszniejszy w naszym życiu. Michał walczy o powrót do dawnego życia. Niedługo miał brać ślub… W imieniu mojego syna, jego narzeczonej i całej naszej rodziny z całego serca proszę o pomoc. Tego, co się wydarzyło na drodze, dowiedzieliśmy się dopiero później… W tamtym momencie w głowie kotłowała się tylko jedna myśl, jednak modlitwa - żeby Michał żył. Dopiero co przyjechał do domu na urlop… Pojechał tylko na przejażdżkę, był dobrym kierowcą. Niestety, tamtego dnia tira prowadził kierowca, który nie miał doświadczenia. Widział, że Michał nadjeżdża. Sądził, że zdąży. Zapomniał jednak, że nie prowadził osobówki, a wielki pojazd… Nie zdążył uciec. Syn widział, co się zaraz stanie… Przytomnie położył motor, który sekundy później wbił się w bok tira. Michała wyrzuciło wiele metrów dalej, uderzył o ziemię. Kask ochronił głowę. Reszta była zmiażdżona… Ściągnięto najlepszych specjalistów do operacji. 8 lekarzy ratowało życie Michała przez 9 długich godzin, składając jego potrzaskane kości jak puzzle, ratując poobijane płuca, serce, wszystko… Lekarze stwierdzili rozległe obrażenia: uraz wielonarządowy oraz uszkodzenia kręgosłupa i bioder. W praktyce oznaczało to tyle, że nasz syn walczył o życie i nie było wiadomo, czy z tego wyjdzie.  Przez pierwsze dni za Michała oddychała aparatura. Gdy minęło najgorsze, gdy stał się wymodlony cud, rozpoczęło się szacowanie strat… Syn to silny, dzielny chłopak. Lekarze są w szoku, jak szybko (jak na taki poważny stan) dochodzi do siebie, z jaką zawziętością walczy. Niestety, uszkodzenia kręgosłupa i bioder sprawiły, że dziś nie chodzi i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie mógł, mimo że rdzeń jest cały. Jednak widzą postępy, mamy ogromną nadzieję, że syn jak najszybciej odzyska sprawność! Lekarze mówią, że przy zachowaniu ciągłej, intensywnej rehabilitacji za dwa lata będzie samodzielny. To nam daje nadzieję, kopa do działania. Nie możemy przerwać, nie możemy zejść z tej ścieżki, którą idziemy. Niestety… Pojawiają się schody. Pieniądze, bardzo duże, których nie mamy… NFZ oferuje tylko 118 dni rehabilitacji, potem - niezależnie od stanu chorego - zostawiają go przysłowiowo pod płotem i radź sobie człowieku sam… Michał chce walczyć, intensywnie ćwiczy i mimo bólu i świadomości tego, że czeka go długa droga, nie poddaje się. Niestety, skończyła się rehabilitacja w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. Teraz za wszystko musimy płacić sami… Już 4 listopada syn jedzie do specjalistycznego ośrodka, w którym miesiąc intensywnej rehabilitacji kosztuje aż 15 tysięcy złotych! Nie mamy takich pieniędzy, dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc w opłaceniu rocznej terapii. Każda złotówka ma znaczenie... Bez dalszej pracy wszystko stracimy. Wraz z rodziną robimy wszystko, żeby w tej trudnej sytuacji pomóc Michałowi. Bardzo pomaga i wspiera syna - i także nas - jego narzeczona. Wierzymy mocno, że do ślubu - choć przełożonego - Michał pójdzie o własnych siłach, a może nawet zatańczy pierwszy taniec? Michał to naprawdę silny psychicznie, młody mężczyzna, który bardzo chce stanąć na nogi. Do czasu wypadku miał dobrą, legalną pracę za granicą jako specjalista ds. zaopatrzenia.  W pracy musiał być stale aktywny - jego zajęcie zawodowe polegało na ciągłej mobilności i podróżowaniu. Niestety, teraz nie może nawet myśleć o powrocie do pracy. Tragiczny wypadek, błąd kierowcy tira, pokrzyżował jego plany na dalsze życie. Jednak Michał ma dopiero 28 lat, jeszcze wiele przed nim! Tak mocno w to wierzymy... Michał ma ogromną szansę znowu być aktywnym mężczyzną. Bez pomocy to się jednak nie uda. To właśnie teraz jest czas, że można osiągnąć najwięcej. Syn mówi często: „Nie ma mocy, która mogłaby nam nadzieję odebrać - co nie znaczy, że nie możemy czasem przegrać, by potem wygrać". Wierzymy w tą wygraną, to dodaje nam sił. Prosimy, pomóż!  Mirek - tata Michała z rodziną

16 030,00 zł ( 9.19% )
Still needed: 158 225,00 zł

Follow important fundraisers