Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alan Stępień
Urgent!
Alan Stępień , 4 years old

RATUJ 4-letniego Alanka❗️Nowotwór złośliwy sieje spustoszenie – musimy to zatrzymać❗️

Chciałabym, by było inaczej... Chciałbym usłyszeć, że to wszystko nieprawda, że mój synek nie umiera, a diagnoza lekarzy to wielka pomyłka. W jednej chwili straciłam niemal cały mój świat. 18 października obchodziliśmy 4. urodziny Alanka. Były kulki, balony, dużo dzieci i dużo zabawy. Nic nie zapowiadało tego, że za chwilę spotka nas taka tragedia. Nie mieliśmy nawet jak się na nią przygotować... Pod koniec października u Alanka zauważyłam guza w okolicy łuku brwiowego. Mój synek zawsze był bardzo energicznym dzieckiem, dlatego założyłam, że zwyczajnie gdzieś się uderzył – w końcu to 4-latek.  Po kilku dniach guz, zamiast się zmniejszać, robił się coraz większy. Zaniepokojeni udaliśmy się do internisty, który po dokładnym zbadaniu synka i analizie bardzo dobrej morfologii uznał, że wszystko jest w porządku. Potwierdził, że prawdopodobnie Alanek musiał się w coś uderzyć. Ze skierowaniem do okulisty opuściliśmy gabinet.  Na kontrolną wizytę umówiliśmy się dopiero na poniedziałek, ale niestety w trakcie weekendu guz zwiększał się na tyle szybko, że zaczął deformować i zamykać oczko Alanka. Postanowiliśmy nie czekać i zabrać czym prędzej synka na SOR. Na miejscu lekarze nie stwierdzili żadnych dolegliwości okulistycznych. Uspokojeni siedzieliśmy na korytarzu, oczekując na dokumentację medyczną. Jeden z przechodzących właśnie lekarzy, zwrócił na nas uwagę. Podszedł do Alanka i zapytał, czy może zbadać guza, bo go coś bardzo zaniepokoiło. Po chwili oznajmił nam, że natychmiast mamy udać się na tomograf, a on za chwilę przybiegnie ze skierowaniem. Byliśmy bardzo zaskoczeni. Alanka przyjęto na oddział i przeprowadzano wszystkie badania. Czekaliśmy na wyniki, rozmyślając, jaki smak lodów za chwilę zjemy. Obiecałam synkowi, że resztę popołudnia spędzimy, tak jak on będzie chciał. W końcu przyszli do nas lekarze. Poprosili, bym na chwilę usiadła. “Pani syn ma guza” – dodał jeden z lekarzy. Roześmiałam się w głos – “przecież to widzę na własne oczy” – powiedziałam. “Pani, źle nas zrozumiała. Alanek ma 20 cm guzów w nadnerczach, a zgrubienie na czole to przerzut. To nowotwór złośliwy, przykro nam”.  Nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się po kilku minutach, leżąc w szpitalnym łóżku. Zemdlałam. Nie mogłam uwierzyć w słowa lekarzy. Przecież za chwilę mieliśmy iść razem na lody, a potem na spacer… Nikt z nas nie spodziewał się, że życie Alanka jest w takim niebezpieczeństwie.  Neuroblastoma IV stopnia zaczęła siać spustoszenie w nadnerczu, stamtąd dawała przerzuty do oczodołu i zatoki szczękowej oraz szpiku. W związku z tym lekarze natychmiast podjęli decyzję o wdrożeniu intensywnego leczenia. Alan został objęty najcięższym protokołem.  Od momentu przyjęcia pierwszej chemii nie ma takiego dnia, by nie cierpiał. W ciągu kilku dni zmienił się tak bardzo, że nie poznawała go najbliższa rodzina, nie poznawałam go nawet ja… Alan przelewał się przez ręce. Nie jadł, nie pił, nie oddawał moczu. Męczyły go silne wymioty. Z oczu płynęła krew… Był tak osłabiony, że nie wstawał z łóżka. Nie miał siły przejść kilku kroków. Poruszał się wyłącznie na wózku.  A ja byłam przy nim każdego dnia. Z bliska przyglądałam się, jak rak odbiera mi moje najdroższe dziecko… Starałam i wciąż staram się być silna. Ale czasem po prostu nie potrafię… Tych wspomnień nie wymarzę nigdy z mojej pamięci. Pewnego dnia moje serce bezpowrotnie rozsypało się na milion kawałków. 27 lutego Alanek przeszedł bardzo ciężką operację. Lekarze wycięli 98% z 20-centymetrowej masy nowotworowej znajdującej się w jego nadnerczach. Miesiąc temu Alanek przyjął ostatnią dawkę megachemii. 21 i 22 marca, czyli w ciągu ostatnich dwóch dni, przeszedł autoprzeszczep szpiku z pobranych wcześniej komórek macierzystych.  Przez najbliższe tygodnie będzie dochodził do siebie, oczekując na kontrolne badania. Wtedy dowiemy się, czy magachamia wyniszczyła wszystkie ogniska nowotworowe. Przed nami jeszcze radioterapia i immunoterapia. Długie i agresywne leczenie. Mój synek nie jest już tym samym dzieckiem. Silne leki, a także uciskające guzy zmieniły jego zachowanie. Alanek szybko się denerwuje, nie chce współpracować. Na każdym kroku musimy uważać, by nie zrobił sobie krzywdy. Wspieram go, przytulam i zapewniam, że jeszcze będzie dobrze... Jego przypadek jest niezwykle ciężki. Niestety, dodatni N-MYC sprawia, że wznowa przyjdzie niemal na pewno. Muszę zrobić wszystko, by go przed tym uchronić. Szansą jest prowadzona w USA terapia przeciwko wznowie dla takich dzieci jak Alanek. Niestety jej koszt jest ogromny, co czyni ją na ten moment poza naszym zasięgiem… To jednak jedyna możliwość, by wyleczyć mojego synka, by wyrwać go ze szponów tej okrutnej choroby. Nie mogę siedzieć i czekać bezczynnie, wiedząc, że istnieje leczenie, które może mu pomóc. Proszę, jak mama mamę, przyjaciółka przyjaciółkę, pomóż mi… Spotkał nas dramat, o którym nie śniłam w najgorszych snach. Nie wyobrażam sobie życia bez Alanka. Jest sensem mojego życia… Jeżeli go stracę, moje życie także straci sens.  Proszę o każdą pomoc. Oliwia, mama dzielnego Alanka ➡️ ALAN vs. NEUROBLASTOMA – Licytacje charytatywne dla Alanka [FACEBOOK]

365 488,00 zł ( 20.2% )
Still needed: 1 443 023,00 zł
Szczepan Skibniewski
Szczepan Skibniewski , 45 years old

Maszyna wciągnęła i zmiażdżyła mu rękę – potrzebna proteza!

Życie mojego taty dotychczas kręciło się wokół innych. Był zawsze gotowy pomóc, podnieść bliskich na duchu, wesprzeć swoją wiedzą i siłą. Niestety okrutna tragedia przecięła jego życie na pół… Maszyna w pracy wciągnęła i zmiażdżyła jego prawą rękę!  Mój tata, Szczepan, odkąd pamiętam był osobą, której uśmiech rzadko kiedy schodził z twarzy. Nawet w najtrudniejszych chwilach był w stanie znaleźć pozytywy, tak aby podtrzymać nas, swoich bliskich, na duchu. Jedną z jego naczelnych wartości była pomoc innym. Ciężko mi nawet zliczyć, jak wiele dobra dla innych uczynił przez 45 lat swojego życia: co roku uczestniczy jako wolontariusz w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, regularnie wspiera różne akcje charytatywne, a szczególnie bliskie jego sercu jest dobro zwierząt.  Niestety, 3 lutego wydarzyła się tragedia, która zmusiła tatę do zatrzymania się… Tamtego dnia tata miał mieć wolne, planowaliśmy spędzić ten dzień rodzinnie, w domu. Jednak pech sprawił, że musiał jeszcze na chwilę pójść do pracy, dokończyć coś, czego nie zdążył zrobić w tygodniu. Kilka sekund zadecydowało, że życie mojego taty zmieniło się na zawsze! Wskutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń podczas prac konserwacyjnych, fragment kurtki taty został wciągnięty do maszyny. Tata walczył z całych sił i próbował się wyswobodzić! Wszystko trwało dosłownie sekundy – MASZYNA WCIĄGNĘŁA CAŁĄ JEGO PRAWĄ RĘKĘ! Niestety, pomimo wielkiego wysiłku lekarzy, ręki mojego taty nie udało się uratować. Zniszczenia były zbyt obszerne, by cokolwiek dało się zrobić… Jedynym wyjściem była amputacja. Z dnia na dzień z osoby bardzo aktywnej, pełnosprawnej, stracił swoją dominującą, prawą rękę. Dla nas wszystkich jest to ogromny szok, ale tata postrzega to jako osobisty KONIEC ŚWIATA! Tata jest pod najlepszą możliwą opieką lekarzy i dzięki ich wysiłkom, będzie mógł częściowo powrócić do poprzedniego życia. Lekarze ocenili, że możliwe stanie się założenie protezy ręki, dzięki której będzie mógł wykonywać wiele czynności „po staremu”. Koszt protezy ręki jest dla naszej rodziny niewyobrażalny – to ponad 700 000 zł!  Takich oszczędności nie zebralibyśmy nawet pracując przez całe życie. Bardzo głęboko wierzymy, że mój tata wyjdzie z całej sytuacji silniejszy i w swoim życiu uczyni jeszcze wiele dobrego dla innych. Osoba, która całe swoje życie pomagała innym, teraz sama potrzebuje naszej pomocy. W imieniu mojego taty i całej naszej rodziny prosimy o pomoc i  dziękujemy Wam za każdą wpłaconą sumę i chęć pomocy! Ufamy, że jeszcze będzie przepięknie! Syn Dawid z rodziną

72 640,00 zł ( 9.83% )
Still needed: 665 614,00 zł
Nadia Gebauer
Urgent!
7 days left
Nadia Gebauer , 21 months old

OSTATNIE 0,5 KG nadziei❗️Nadusia potrzebuje terapii genowej❗️Walczymy z SMA❗️

Nasze życie zawaliło się wraz z telefonem ze szpitala – “Państwa córka ma SMA”. To był szok… Ale potem było jeszcze gorzej, gdy zaczęłam czytać w internecie, co to za choroba: “Dziecko umiera przed ukończeniem 2 roku życia”. “Choroba nieuleczalna, genetyczna”. “Zanikają wszystkie mięśnie, w tym te odpowiedzialne za oddychanie” – te słowa wciąż mam przed oczami. Ale dla Nadusi jest nadzieja! Dlatego z całego serca prosimy o pomoc – rozpoczęliśmy walkę o terapię genową, dzięki której nasza córeczka może normalnie żyć! Urodziła się 8 lipca 2022 roku jako zdrowe dziecko. Ale mieliśmy pecha… Gdyby przyszła na świat zaledwie 2 miesiące później, dziś nie musielibyśmy prosić o pomoc, zbierać ponad 9 milionów złotych… Gdyby Nadia urodziła się we wrześniu, dostałaby refundowaną terapię genową. Tymczasem się do niej nie kwalifikuje… Na początku sądziliśmy, że mamy zdrowe dziecko – nie było grama podejrzeń, że jest inaczej. Pojechaliśmy z maleństwem do domu, gdzie czekały już starsze siostry. Ale radość naszej rodziny została brutalnie przerwana… 10 dni po przyjściu Nadii na świat zadzwonił telefon. Po drugiej stronie usłyszeliśmy lekarza – jest wynik badań przesiewowych. Nie ma dobrych wieści… Nadia ma SMA, rdzeniowy zanik mięśni! Coś, co miało być tylko procedurą, okazało się wyrokiem… Zaczęliśmy szukać na własną rękę, z czym mamy do czynienia. Pierwsze znalezione informacje zmroziły mi krew w żyłach… Nie mogłam przestać płakać. Moja córka ma chorobę genetyczną, wskutek której obumierają komórki nerwowe przekazujące sygnały do mięśni. Nieleczona prowadzi do zaniku niemal wszystkich grup mięśniowych, paraliżu, niewydolności oddechowej... Myślałam, że nie ma ratunku, ale dziś wiem, że nie można się poddawać! Mimo że przed nami ciężka droga, pełna cierpienia, to dla Nadii jest nadzieja! Badania przesiewowe, mimo że dla nas tak tragiczne, dały Nadii szansę na szybkie rozpoczęcie leczenia jedynym wtedy refundowanym lekiem, który, choć nie hamuje, to opóźnia postęp choroby. Już po 4 dniach pojechaliśmy do szpitala na pierwsze jego podanie – wprost do kręgosłupa.   Niestety, podanie jest bardzo bolesne, a ten lek musi być podawany regularnie, do końca życia! Za pierwszym razem to był horror… Ogromne problemy przy wkłuciu, ostatecznie udało się za 3 razem. Do dziś słyszę ten przeraźliwy krzyk mojej córeczki, który poharatał moje serce… A to dopiero początek… Znaleźliśmy informację, że już w Polsce dostępny jest inny lek – najdroższy na świecie. To terapia genowa, podawana raz na całe życie! Zatrzymuje SMA i podana odpowiednio wcześnie sprawia, że dziecko ma szansę funkcjonować jak zdrowi rówieśnicy!  Nasz lekarz powiedział: “Szukajcie fundacji i spróbuje zebrać na terapię genową. Dla Nadii to ogromna nadzieja. Nie macie czasu do stracenia.” Wiemy, że przed nami misja prawie niemożliwa, ale musimy spróbować! Inaczej nie moglibyśmy spojrzeć sobie w oczy… Siostry Nadusi wiedzą, że mała jest chora. Najstarsza, Maja, przeżywa to najbardziej… Nie dopuszcza jednak do siebie myśli, że Nadia może nie chodzić, że może być niepełnosprawna! “Mamusiu, jak Nadusia może być tak bardzo chora. Przecież nic po niej nie widać. Jak ten potwór może się w niej kryć…” – słyszę bardzo często. Dlatego robimy wszystko, by zatrzymać tego potwora, jakim jest SMA! Jeśli Nadia szybko dostanie terapię genową, on nie wpłynie na jej życie. Nie uczyni jej niepełnosprawną, nie będzie groził tragedią!  Potrzebujemy Cię – Ciebie, Twojej rodziny, znajomych, innych, obcych zupełnie nam ludzi, do których może dotrzeć ten apel i który zgodzą się pomóc Nadusi. Tylko w Was, drodzy Pomagacze, nasza nadzieja… Nasza córeczka jest wśród tych dzieci, które nie zakwalifikowały się do podania terapii genowej. Nie dostały swojej szansy na normalne życie… Musimy walczyć o nią sami – zrozpaczeni rodzice, którzy jednak zrobią wszystko, by ratować swoje dziecko. Dlatego dziś stajemy przed Wami i prosimy o ratunek!  Rodzice i siostry Nadusi ➡️ Licytacje dla Nadii ➡️ Strona Nadusi na FB ➡️ Strona Nadusi na Instagramie ➡️ Tik-Tok 

5 834 695,00 zł ( 60.81% )
Still needed: 3 758 923,00 zł
Malwinka Marszałek
Urgent!
Malwinka Marszałek , 23 months old

Malwinka suffers from a terrible disease! Help stop the Rett syndrome!

In my life, I've experienced both tragic and happy moments, but it wasn't until I learned about my daughter's disease that I discovered what emotions I am capable of. As a father and an athlete, I won't surrender, and I will fight for my daughter's life! I must ask you for support, though. We won't succeed without you! Malwinka has a chance for recovery, and I will do my best to make it happen.  My name is Bartłomiej Marszałek, and you may have heard about me - I am a Polish F1 powerboat driver. I kept my personal life private until now. I decided to tell my story for the sake of my beloved daughter, who is very sick and needs your help. For many years, I participated in numerous charitable events, helping people in need. I didn't expect my daughter to become one of them, though. The good news is that Rett syndrome was detected early, thanks to my wife's maternal instincts. Despite the doctors reassuring us about our daughter's perfect health, we did our research and ordered through genetic testing. The results sounded like a sentence!  Children with Rett syndrome are often called "living dolls" or "silent angels". Although it's unfair and heartbreaking, it's also adequate and shows what happens to girls who don't receive treatment on time.  The symptoms include loss of mobility, loss of speech, disinterest in other people, weakened immune system, breathing issues, epilepsy, encephalitis, and other health issues. It's a terrible fate for an innocent child!  We had to act fast despite our initial shock, disbelief, and despair. We became Rett syndrome experts and even learned about all treatment methods available worldwide.  Finally, we saw the light at the end of the tunnel!  We found a new drug oral solution that slows down the progression of the disease! A single bottle covers only one week of treatment and costs 10,300 dollars, though.  Malwinka will take it until gene therapy - a chance for recovery for children with Rett syndrome - gets FDA-approved.  This promising treatment will soon be available in the USA. Meanwhile, female pediatric patients are dosed in gene therapy clinical trials. So far, the outcomes are promising. A healthy gene is delivered to cerebrospinal fluid in the brain to replace the mutated gene and stop the progression of the disease. The estimated cost of gene therapy is 3 million dollars.  It is a chance for all girls suffering from Rett syndrome, including our little girl! If only she lives to receive it… As soon as it's available, we will change the goal and amount to raise.  Meanwhile, we pin all our hopes on a oral solution - a treatment recommended by American doctors, which she's been taking since last year. Her health condition has improved compared to her peers who have the same disease.  This hope keeps us going. Otherwise, we wouldn't have the strength to get out of bed. We must do everything to prevent our child from the tragic consequences of Rett syndrome!  Malwinka received treatment at the last minute. Only a week before, she had developed her first terrifying symptom. While she was sitting on my lap, her irises suddenly went up so high that we could only see the whites of her eyes! We knew if we didn't intervene, it would only get worse!  After one week after taking the first dose, symptoms like nystagmus, sleep apnea, and hyperventilation disappeared, and now she can sleep the whole night! It's all thanks to the new treatment, which cannot be stopped - otherwise, the consequences will be tragic.  That is why we must ask you for help. We have spent almost all our life savings. Once a month, I fly to the USA for a new bottle - it's cheaper than the shipment. Although we don't regret any penny spent on our daughter, soon we'll run out of money. Malwina still has at least 2,5 years of treatment ahead of her until gene therapy is approved for children of 4 years of age and more.  On behalf of my wife, our daughter, son, and me, I am asking you for support from the bottom of my heart. We've already come so far! We cannot deprive Malwinka of a chance for a normal life! Thank you in advance for every donation! Thanks to you, our hope won't die.   

3 482 038,00 zł ( 46.75% )
Still needed: 3 964 770,00 zł
Helena Mucha
Helena Mucha , 17 months old

Skóra, która pali ogniem bólu.. Helenka potrzebuje pomocy!

Przez całą ciążę myśleliśmy, że urodzi się nam zdrowa córeczka. Byliśmy z tego powodu tacy szczęśliwi! Nie mogliśmy się już doczekać, kiedy weźmiemy naszą Helenkę w ramiona, by ją tulić, całować, łaskotać… Nikt nas nie przygotował na to, co się wydarzyło. Nie mógł. Żadne badanie prenatalne nie wykazałoby bowiem tego, co się okazało po jej przyjściu na świat… Po ciężkim porodzie, który ostatecznie musiał być zakończony cesarskim cięciem, okazało się, że Helenka ma na ciele mnóstwo ran głównie na stopach, dłoniach i głowie… To był totalny szok! Nie wiedzieliśmy, co myśleć, baliśmy się jej dotknąć! Jednak dopiero ostateczna diagnoza zwaliła nas z nóg… Helenka urodziła się z bardzo rzadką chorobą skóry: pęcherzowe oddzielanie się naskórka (EB). Jest to bardzo ciężka choroba genetyczna. Nieuleczalna... Następne 3 tygodnie spędziliśmy w Warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Zamiast wrócić z naszym Maleństwem do domu, by uczyć się nowego rytmu dnia i nocy – musieliśmy opanować sztukę zmiany opatrunków. Teraz mamy już w tym wprawę, ponieważ robimy je samodzielnie w domu co dwa dni. Nadal jednak jest to dla nas ogromnie trudne, gdy patrzymy na cierpienie naszej Kruszynki… Musimy cały czas wyjątkowo troskliwie się z nią obchodzić. Pęcherze pojawiają się bowiem na całym ciele pod wpływem delikatnych otarć lub nawet samoistnie. Zdarzają się również w buzi i przełyku, co utrudnia Helence jedzenie i sprawia ogromny ból!  Jednak w najgorszym stanie są jej nóżki. Istniejące tam rany ma od urodzenia, a gdy tylko następuje poprawa, to pojawiają się nowe pęcherze… To takie demotywujące, gdy tak bardzo się starasz pomóc własnemu dziecku, a rezultatów właściwie nie widać... Jesteśmy tym zdruzgotani… Zwłaszcza że dziś już wiemy, że nie ma terapii dla tak małych dzieci! Helenka musi być pod opieką wielu specjalistów: dermatologa, chirurga, fizjoterapeuty, dietetyka, okulisty itd. Oprócz tego musi mieć specjalistyczne opatrunki i środki do pielęgnacji, co wiąże się z dużymi kosztami.  Skoro na ten moment nie osiągniemy trwałej poprawy jej zdrowia, jesteśmy zdani na pomoc innych, aby zapewnić jej jak najlepsze życie. Helenka wymaga bardzo drogich opatrunków, maści, leków. Będzie ich potrzebowała właściwie do końca życia...  Każda pomoc jest dla nas bardzo ważna! Z góry dziękujemy, jeśli zdecydujesz się pomóc właśnie naszej Helence. Rodzice

210 267,00 zł ( 41.34% )
Still needed: 298 315,00 zł
Szymon Laszko
Urgent!
3 days left
Szymon Laszko , 9 years old

Rak kości zabiera mi synka❗️Z oddziału onkologii ja - tata - krzyczę o ratunek...

BARDZO PILNE! Mój synek walczy z RAKIEM! Kiedy blisko 9 lat temu przyszedł na świat, zrozumiałem, czym jest sens życia... Zrobiłbym dla niego wszystko. Oddałbym swoje życie, żeby jego mogło trwać... Nie sądziłem, że czeka go coś innego niż szczęśliwa przyszłość. W najgorszych koszmarach nie przypuszczałem, że moje dziecko zachoruje na RAKA, a ja będę musiał prosić o pomoc, by ratować jego życie... Szymon urodził się 23 czerwca 2014 roku, sprawiając mi najpiękniejszy prezent na Dzień Ojca. Kiedy wziąłem go w ramiona, takiego kruchego i bezbronnego, wiedziałem, że mam kogoś, dla którego warto codziennie wstawać rano... Kogoś, kogo będę kochać i kto będzie kochać mnie już zawsze. Wszystko, co robię od czasu jego narodzin, robię dla niego. Synek rósł jak na drożdżach, okazał się pogodnym, energicznym dzieckiem, które z uśmiechem wita każdy dzień. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, co nas czeka - koszmar raka, onkologia i walka o życie - zaśmiałbym się w głos, po prostu bym nie uwierzył... W listopadzie 2022 roku Szymka zaczęła boleć lewa nóżka. Myślałem, że po prostu gdzieś się uderzył albo nadwyrężył ją podczas gry w piłkę... Ból jednak nie ustępował. Pewnego grudniowego dnia obudził się i zaczął kuleć. Umówiliśmy go z żoną do lekarza. Myślałem, że wyjdziemy z gabinetu z receptą i w przeciągu kilku dni stan syna się poprawi, tak się jednak nie stało. Lekarze długo nie mogli zdiagnozować syna. Kazali nam zrobić kolejne badania... Potem kolejne. Stawiali różne diagnozy... Najpierw myśleli, że to choroba Perthesa, martwica kości, potem, że to zapalenie kości i szpiku... Lekarze wciąż nie mogli znaleźć odpowiedzi, a stan Szymona pogarszał się, synek przestał chodzić i bardzo, bardzo cierpiał... Gdy padło podejrzenie nowotworu, zdesperowany i bezsilny, wyjechałem z synkiem do szpitala w Izraelu... Wiedziałem, że tam, w najlepszym ośrodku, leczy się sporo dzieci chorych onkologicznie. Miałem ogromną nadzieję, że Szymek nie będzie jednym z nich... Niestety, po zrobieniu biopsji lekarze nie mieli dla nas dobrych wieści. Kostniakomięsak, osteosarcoma, nowotwór złośliwy kości - usłyszałem i zawalił mi się świat...  Ból, który czuję na myśl, że mój syn ma raka, jest nie do opisania... Na dodatek okazało się, że przez długie szukanie diagnozy nowotwór rozprzestrzenił się i dał przerzuty do płuc! Nasze życie wypełnił zapach chemii i szpitala... Patrzę na łysą główkę mojego synka i ze strachu niemal nie mogę oddychać. Czy wygramy tę walkę? Na raka umiera tyle dzieci... Czy Szymek ocaleje, czy będzie wśród nich? Synek jest już po jednej operacji usunięcia guza z prawego płuca i 3 kursach chemioterapii... Patrzenie, jak twoje dziecko jest podłączone do kroplówki z chemią, jest trudne. Nie obywa się bez skutków ubocznych. Tęsknota za zwykłym życiem to kolejne oblicze nowotworu. I strach... Za leczenie musimy płacić ogromne pieniądze. Sprzedaliśmy już dom... Sprzedam wszystko, byle tylko on żył! Zrobię wszystko, pójdę wszędzie... Dlatego jestem tu i błagam o ratunek. Synek w trakcie 4. kursu chemioterapii, szykuje się też do operacji na biodrze - czeka go usunięcie kości i wstawienie implantu. Szymek nie zostanie już piłkarzem, ale to nieważne - dla mnie najważniejsze jest, by żył! Potem planuje się jeszcze 8 kursów chemioterapii. Lekarze będą się zastanawiać, co z lewym płucem (na nich też są przerzuty), kiedy będzie dobry czas na kolejną operację. Synek jest w gipsie, nie chodzi, mama wozi go na wózku. Są w Izraelu sami... Przed nimi jeszcze kolejne miesiące walki o życie. Wszystkie pieniądze poszły na operację i na dotychczasowe leczenie synka, środki powoli się kończą, a musimy zapłacić za dalsze leczenie. Wiem, że bez pomocy nie damy rady. Proszę Cię, błagam, jak tylko może błagać zrozpaczony ojciec - pomóż nam! Daj mojemu synkowi szansę na ratunek... Michał Laszko - tata Szymonka

324 308,00 zł ( 21.13% )
Still needed: 1 209 850,00 zł
Antoś Janas
Antoś Janas , 5 years old

Ratujemy 5-letniego Antosia❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

To jak ziszczenie naszych największych koszmarów, z których nie można się obudzić. Jak się z tym wszystkim zmierzyć po raz trzeci? Jak wytłumaczyć 5-latkowi, że ten koszmar wrócił, a on po raz kolejny wróci na oddział szpitalny? Na kolejne niezliczone worki chemii, kroplówki, naświetlania, skutki uboczne, badania, których tak bardzo nie znosi? Nasz synek ma zaledwie 5-lat, a stoczył już długotrwałą i niezwykle wyczerpującą walkę z chorobą. Pierwszy raz diagnozę o złośliwym nowotworze mózgu usłyszeliśmy we wrześniu 2020 roku. Antoś przeszedł wtedy operację usunięcia guza oraz 22 cykle chemioterapii.  Niestety nastąpiła wznowa choroby. Kolejną operację przeszedł 23 czerwca 2022 roku wraz z ponownym leczeniem, 8 długich kursów chemioterapią w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach oraz pilny wyjazd do kliniki w Essen-Niemczech na 30 trudnych naświetlań z codziennym usypianiem. Dodatkowo w wyniku powikłań Antoś potrzebował i wciąż potrzebuje stałej rehabilitacji ruchowej i opieki neurologopedycznej.  Po roku nadszedł dzień kontroli – rezonans Antosia. Dzień nerwów i stresu. Staraliśmy się jednak podjeść do tego, jak do rutyny – minął kolejny rok, musimy tylko się upewnić, że wszystko jest w porządku. Wszystko prysło, gdy zobaczyliśmy wbity w ziemię wzrok pani doktor. “W odcinku szyjnym Antosia pojawiła się mała kropka, musimy sprawdzić, co to jest”. Niestety, kolejny dzień przyniósł kolejny nóż w nasze serca – odcinek piersiowy też świeci. Tysiąc pytań, jak, czemu i dlaczego kłębiły się w naszych myślach. To niemożliwe – myślałam.  Mała iskierka tli się w nas jeszcze aż do konsultacji z kliniką w Essen. Mamy nadzieję, że choć Polscy lekarze nie mają złudzeń, usłyszymy, że to jakiś błąd, pomyłka… Wizytę mamy wyznaczoną na 7 marca. Czujemy, że zaczynamy toczyć walkę po raz trzeci. Niestety, tym razem walczymy również z czasem. Nie mamy go za dużo, bo każdy dzień zwłoki działa na niekorzyść naszego synka, każdy dzień może narobić jeszcze większe spustoszenie w jego małym organizmie. Tylko za GRANICĄ Antoś ma szansę – szansę na ŻYCIE, bo tam są dostępne protokoły leczenia, które dają największą nadzieję. Ale to wiąże się z ogromnymi kosztami. Choć jest jeszcze małym chłopcem, Antoś wie już aż za dobrze, z jakim bólem i cierpieniem będzie musiał się mierzyć. Jak mu przekazać, że dziś nie pójdzie do przedszkola, nie będzie się mógł bawić z nowymi kolegami i koleżankami, których poznał zalewie we wrześniu ubiegłego roku? Jak powiedzieć, że jego największe marzenie, żeby zobaczyć orki w ZOO we Francji, które tak planował zobaczyć od roku, musi zamienić na łóżko szpitalne i kolejne miesiące cierpienia? Wiemy, że gdy nadejdzie chwila pakowania walizki, pojawią się pytania, których tak bardzo się boimy: "Czy znowu wypadną mi moje włosy? Czy znowu będzie tak bardzo bolało?” Być może ktoś z nas powiedziałby: “To tylko włosy – odrosną”, ale dla Antosia to symbol choroby i ogromnego cierpienia.  Dla nas rodziców to walka z samym sobą, żeby jak najgłębiej ukryć, swój strach, płacz, przerażenie, bezradność, złość, bezsilność… Tak wiele emocji w nas siedzi, zrozumie je tylko rodzic walczący o życie dziecka… Nie chcemy ich pokazywać na zewnątrz, by Antoś czuł się bezpiecznie. To nie pierwsza bitwa, nie druga, a trzecia już wojna, z którą będzie się musiał zmierzyć na śmierć i życie. Znów przyjdzie płacz, cierpienie, strach i tęsknota za tatą, młodszym bratem i rodziną, z którą nie będzie mógł się widywać podczas leczenia. My – rodzice Antosia nie prosimy Was o pomoc, my o nią BŁAGAMY. Błagamy o to, by dar, jakim jest życie Antosia, nie zostało przekreślone z powodu braku pieniędzy i braku możliwości systemu. Bez Was nie damy rady, ale z pomocą każdej osoby wszystko jest możliwe. Nie zostawiajcie nas z tym samych. Prosimy… Rodzice Antosia ➡️ Licytacje – Wykopmy nowotwór z główki Antosia [FACEBOOK]

248 175,00 zł ( 23.32% )
Still needed: 815 655,00 zł
Piotr Moczulski
Piotr Moczulski , 40 years old

Straszny wypadek mógł ZABIĆ mojego brata! Piotrek, BŁAGAM – wróć do nas!

Mój brat poleciał na wymarzone wakacje do Tajlandii. Tyle mówił o tym wyjeździe, bardzo się cieszył, że odwiedzi tak piękne miejsce. Minęło kilka dni od jego wylotu, gdy odebrałem telefon od kolegi, który z nim przebywał. Powiedział, że zdarzył się straszny wypadek!  Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem! Piotrek jechał z kolegą skuterem i nagle stali się ofiarami wypadku komunikacyjnego! Brat od razu stracił przytomność. Ratownicy medyczni zabrali go do miejscowego szpitala, w którym przez kolejne siedem godzin musiał czekać na transport do głównego szpitala, gdzie miał uzyskać potrzebną pomoc. Tak długi czas oczekiwania, w momencie gdy liczy się każda minuta, to często wyrok dla ludzi w tak ciężkim stanie. A stan Piotra był naprawdę bardzo poważny. W trakcie wypadku doznał przede wszystkim dużego obrzęku mózgu, który na szczęście, póki co, nie musiał być operowany. Lekarze z całych sił walczyli o jego życie i na szczęście udało im się go ustabilizować.  Niestety, do dziś brat się nie wybudził. Jest podłączony do respiratora, który kontroluje każdy jego oddech. Specjaliści, którzy się nim zajmują, są bardzo ostrożni w wydawaniu opinii, jak bardzo wypadek wpłynął na jego sprawność. Musimy czekać, aż w końcu się wybudzi… Tak bardzo chciałbym przy nim być, uścisnąć jego dłoń i zapewnić, że z tego wyjdzie. A niestety od szpitala, zamiast dostawać jakieś nowe, dobre wieści, otrzymuję kolejne faktury, które niedługo pochłoną wszystkie moje oszczędności… Boję się, że zaraz nie będę miał już czym płacić, tylko co wtedy? Na to pytanie nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć… To okropne jak w jednej chwili fundamenty zwane życiem, które wydawały się być stabilne, rozsypały się na drobny pył pod moimi nogami. Jest mi niesamowicie ciężko prosić o pomoc, ale naprawdę nie mam innej opcji. Chciałbym móc skupić się w tym ciężkim momencie tylko na zdrowiu i życiu brata, ale sytuacja wymaga ode mnie walki o zapewnienie mu dalszego leczenia, a później rehabilitacji!  Nie mogę się poddać! Dlatego z całego serca, błagam – wesprzyj Piotra w tej niesamowicie trudnej sytuacji i wpłać, chociaż najmniejszą wpłatę. Każda złotówka jest dla nas na wagę złota!  Tomek, brat Piotra

44 127 zł
Dorian Dzieża
Urgent!
Dorian Dzieża , 14 years old

DRAMATICALLY URGENT! His own body is killing him - please save Dorian!

DRAMATICALLY URGENT! It is more than a race against time - it is a life-and-death situation! Dorian has severe S-curve scoliosis, which causes pressure on internal organs, including the heart and lungs. He has trouble breathing! An urgent, life-saving treatment is required! Dorian is only 14 years old and has his whole life ahead of him. We have no time to lose - HELP!  Judyta, Mom: Every day, I fear for his life. It breaks my heart that he lives with so much pain and cannot play football, go to the city, or jump down the stairs. Not only is it impossible, but it can get worse. Without spine surgery, his heart and lungs will get damaged. Only treatment abroad can save him.  Dorian was a long-awaited baby. When I got pregnant, I had the best OBG-YN and underwent all prenatal tests. Everything seemed perfect until the seventh month of gestation. It came as a shock to me when I learned that my baby had hydrocephalus. Soon after, it all started to go downhill.  After I had my check-up at the beginning of the ninth month, my OB-GYN rushed me to the hospital. Endless tests and examinations revealed a terrible diagnosis - Dorian had myelomeningocele. My world fell apart. I cried constantly, although I knew nothing about that condition. However, judging by the look on the doctor's face, I thought it must have been bad news. When my son was born, I saw him briefly and only kissed him and told him I loved him. He was transferred to a different NICU. At only one day old, he underwent surgery to repair the opening in his spine, followed by surgery to place a shunt to help drain the extra fluid from the brain. I was scared and missed my baby boy so much! In total, my son underwent nine surgeries!  Further tests revealed another diagnosis - Chiari malformation type 2, a genetic condition in which tissue of the lower back part of the brain extends into the spinal canal (foramen magnum). It can cause hydrocephalus, leg paralysis, myelomeningocele, and neurogenic bladder (loss of bladder control).   Dorian’s life is in danger again! Despite our best efforts, regular physical therapy, doctor’s appointments, and surgeries, the scoliosis is getting worse!  Today, his spine is curved by 150%, causing pressure on the heart and lungs. Dorian has breathing difficulties and gets easily exhausted. Although he uses a wheelchair, he goes to bed after school due to the excruciating pain in his body. He often cannot sleep at night! His body is deformed and leaned forward. None of the doctors wants to perform a complex spine surgery, although it would save Dorian’s life! However, the Chiari malformation makes the surgery more risky. Finally, we saw the light at the end of the tunnel! Dorian has a chance to undergo a life-saving, multi-stage, complicated surgical procedure in the USA, performed by a renowned orthopedic surgeon, Dr Feldman, and a neurosurgeon. It’s our last resort! Unfortunately, it costs several million zlotys! It is a price for my son’s life.  Dorian: It’s more than a spine surgery - it is a life-saving procedure. I try not to complain and stay positive, but sometimes my pain is unbearable. Although the surgery cost is dreadful, I am more concerned with what will happen to me if I fail to raise the funds. Please, help me. Like other teens, I have many dreams. I love football and cars. The only difference between me and my peers is that I dream of regaining HEALTH and STAYING ALIVE. I am moved by so many people opening their hearts and willing to help! It gives me motivation and strength.  Dorian’s mom: Dorian is a happy and extraordinary child who deserves a second chance. I am begging you, please help me save my child! 

3 099 934,00 zł ( 98.36% )
Still needed: 51 666,00 zł

Follow important fundraisers