Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Filip Osiowski
Filip Osiowski , 22 years old

By odzyskać sprawność, by odzyskać życie...

Kochanowski z Mickiewiczem mieli rację. Zdrowie... ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił. Jeśli bolą cię nogi od chodzenia, to trzeba się cieszyć, że możesz chodzić, być samodzielnym. Nie przejmować się wysokim krawężnikiem, czy nierównym chodnikiem. Z wózka ta perspektywa wygląda, niestety zupełnie inaczej...  Jedna chwila nieuwagi... To było kilka dni po Bożym Narodzeniu ubiegłego roku. Nie pamiętam tego dnia, i lekarze mówią, że już sobie nie przypomnę... Skończyło się moje stare życie, a zaczęło nowe. Inne, trudniejsze. Spadłem z dachu, z 10 metrów i obudziłem się po dwóch miesiącach, po 6 ciężkich operacjach ratujących życie, operacji składania złamanego kręgosłupa i kilku mniejszych zabiegach. Przeżyłem, ale... Moje szczęśliwe życie zostało jedynie mglistym wspomnieniem. Jeździłem na nartach, snowboardzie, byłem w sekcji tenisa AWF, miałem zdawać egzamin na instruktora windsurfingu, na wiosnę miałem wyjechać na kolejny obóz surfingowy do Maroka. Miałem... Dzisiaj walczę, aby samodzielnie przesiąść się z wózka na łóżko, walczę, aby ustać w pionizatorze, walczę i będę walczył, żeby odzyskać samodzielność. Skończyłem niedawno 19 lat, czeka mnie powrót do przerwanej nauki, matura. To nie czas na niemoc, to czas na mobilizację! I chociaż nie brakuje mi sił, ani motywacji, to brakuje mi pieniędzy... Rehabilitacja, czyli moja ostatnia nadzieja generuje ogromne koszty. Jestem więźniem własnego ciała. Nawet dom, w którym powinienem czuć się bezpiecznie, teraz, nieprzystosowany stanowi dla mnie zagrożenie... Sam nie jestem w stanie zawalczyć o swoje życie... Proszę, pomóż mi! Filip

93 513,00 zł ( 64.03% )
Still needed: 52 530,00 zł
Wojciech Papiernik
Wojciech Papiernik , 54 years old

Nasze najstraszniejsze obawy stały się rzeczywistością! Wciąż potrzebna pomoc dla Wojtka!

Od pięciu miesięcy życie Wojtka to niczym walka na ringu – Wojtek kontra skutki porażenia prądem o bardzo wysokim napięciu. Pierwsza runda wygrana! To była niezwykle ciężka walka – walka o życie! Teraz Wojtek i cała jego rodzina mierzą się z kolejnym wyzwaniem – powrotem do normalnego życia. Oto jego historia:14 lutego… dzień miłości, radości, szczęścia. Dla nas ten dzień już nigdy nie będzie radosny, już zawsze będzie dniem nieszczęścia, które dotknęło naszą rodzinę. Ten dzień będzie początkiem jeszcze większej niż kiedykolwiek miłości do naszego taty, męża, okupionej bólem, cierpieniem, litrami wylanych łez. Nasz kochany tata ponad 26 lat pracował jako elektryk w spółce PKP. Lubił swoją pracę, ale często musiał narażać swoje życie i zdrowie. Wiedzieliśmy, co robi i że jego praca jest zawsze obarczona ryzykiem. Codzienne obcowanie z prądem o napięciu 3000 V wymaga olbrzymiego doświadczenia i zachowania największych środków ostrożności. 14 lutego wydarzyło się coś, o czym nawet nie chcieliśmy myśleć. Tata pracował przy konserwacji maszyny, kiedy poraził go prąd. Stracił przytomność i doszło do zatrzymania krążenia. Na miejscu reanimowali go koledzy, a potem ratownicy medyczni, którzy przewieźli go do szpitala.  Nie mogliśmy uwierzyć, kiedy otrzymaliśmy telefon o wypadku. W tej jednej sekundzie nasz świat się zatrzymał, a pojawił się ogromny strach i niepewność. Ze względu na obrażenia tata musiał zostać wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Przebywał w niej 4 dni, ale gdy lekarze odstawili mu leki, tata się nie wybudził. Lekarze zrobili mu dodatkowe badania, które wykazały obrzęk mózgu. Musieliśmy jak najszybciej przenieść tatę do szpitala rehabilitacyjnego. W takim miejscu, pod odpowiednią opieką lekarską i terapeutyczną, tata miał szansę wybudzić się i wracać do zdrowia. I do nas, do domu, gdzie czeka na niego kochająca rodzina. Minione pięć miesięcy to czas sinusoidy emocjonalnej. Momenty ogromnego smutku i płaczu, gdy sytuacja Wojtka tuż po wypadku była dramatyczna – zatrzymanie krążenia, obrzęk mózgu, rozległe poparzenia kończyn, a później ciągłe infekcje i zapalenie płuc po momenty radości i szczęścia, gdy sytuacja zdrowotna się poprawiała, gdy Wojtek otworzył oczy, reagował na bodźce mechaniczne i dźwięki. To była pierwsza runda, którą wspólnie zwyciężyliśmy! Teraz czas na drugie starcie – mamy nadzieję, że ono pozwoli wygrać całą walkę! Aktualnie Wojtek przebywa w ośrodku rehabilitacji neurologicznej w Otwocku, gdzie każdego dnia jest pod opieką specjalistów z zakresu rehabilitacji, logopedii i psychologii. Pobyt w specjalistycznym ośrodku to ogromna szansa na powrót do normalności. Intensywna rehabilitacja i wola walki Wojtka doprowadziły do bardzo dużego postępu. Przełomowym momentem była decyzja o usunięciu rurki tracheostomijnej, dzięki czemu wprowadzono normalne odżywianie, a także przyczyniło się to do znacznej poprawy dźwięczności wypowiadanych słów. Od tego momentu komunikacja z Wojtkiem jest o wiele łatwiejsza. Ten postępujący proces może być kontynuowany jednie w specjalistycznym ośrodku, w którym dzięki opiece wielu specjalistów z dziedziny medycyny i innych nauk Wojtek może stopniowo pisać swoją historię od nowa. Jest to jednak długotrwały i bardzo kosztowny proces. Miesięczny pobyt w ośrodku wyceniany jest na 20 tys. złotych. Zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie finansowe, które umożliwi Wojtkowi dalszy pobyt w ośrodku i kontynuację rehabilitacji. Jesteśmy przekonani, że Wojtek już niedługo o własnych siłach wróci do domu. Dziękujemy za wsparcie!  Wiktor, Ola i Daria, dzieci Wojtka i żona Joanna

61 167,00 zł ( 76.66% )
Still needed: 18 621,00 zł
Franciszek Radziszewski
Franciszek Radziszewski , 64 years old

SM - dwie litery, które rujnują życie...

Służy radą, uśmiechem, słowem wsparcia. Zawsze otwarty i ciepły, mimo tego, co przeżywa na co dzień... Kiedy mógł, pomagał słabszym, osamotnionym, izolującym się w poczuciu beznadziei współmieszkańcom. Franciszek jest mieszkańcem domu pomocy społecznej. Od lat zmaga się ze stwardnieniem rozsianym, podstępną chorobą, która po cichu zabiera sprawność i siły... Każdy rzut choroby niesie za sobą pogorszenie stanu zdrowia. Franciszek od lat porusza się na wózku inwalidzkim. Nie pozwolił jednak, by choroba zamknęła go w pokoju. Walczy, codziennie, od lat podejmuje rękawicę z nadzieją, że sprawność powróci. Niestety w lipcu 2018 roku przeszedł poważną operację, a pomiędzy lipcem a październikiem 2019 roku aż 3 operacje – będące konsekwencją powikłań po pierwszym zabiegu. Komplikacje, osłabienie, brak ćwiczeń spowodowały, że Franek został „przykuty” do łóżka i całkowicie zależny od pomocy z zewnątrz. Niestety pandemia i zamknięcie DPS-u całkowicie przekreśliły szanse na powrót do kondycji pozwalającej na swobodne poruszanie się na wózku. Czeka go kolejna walka o niezależność i nadzieję, która będzie niemożliwa, bez Twojej pomocy... Leczenie pochłania ogromne środki, których stale brakuje! Nie bądź obojętny, prosimy! Znajomi Franciszka

8 737 zł
Monika Zębala-Wójtowicz
Monika Zębala-Wójtowicz , 49 years old

Wypadek zabił jej męża, a ona walczy o życie. Pomocy!

Mieli zwiedzić na jednośladach cały świat - łączyła ich wspólna pasja, na wycieczki motocyklowe gotowi byli o każdej porze dnia i nocy. Mnóstwo czasu spędzali na planowaniu tras, rozmowach, wspomnieniach.  W drodze mąż Moniki spędził ostatnie chwile swojego życia. Nieszczęśliwy wypadek doprowadził do tego, że już nigdy nie ruszą we wspólną podróż. Monika przeżyła, miała ogromne szczęście, bo jak mówili lekarze, to nie było oczywiste. Rozległe obrażenia doprowadziły ją na skraj, ale silny organizm stoczył pierwszą trudną walkę. Zwyciężyła, ale teraz przed nią znacznie większe wyzwanie. Po wypadku jej stan wciąż jest ciężki, ale widzimy pierwsze sygnały zwiastujące poprawę. Kiedy Monika dojdzie do siebie i będzie mogła opuścić szpital, od razu musi zostać przetransportowana do specjalistycznego ośrodka, w którym fizjoterapeuci, rehabilitanci i lekarze będą ją wspierać w walce o sprawność. Potrzebny jest precyzyjny plan oraz wskazanie obszarów, nad którymi praca rozpocznie się natychmiast. To szczególnie ważne, bo im szybciej rozpoczniemy działania, tym większe mamy szanse na sukces!  Cała rodzina wierzy w Monikę. Ona zawsze twardo trzymała się planów, uwielbiała je przygotowywać, a później realizować. Czasem mieliśmy wrażenie, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych… Mamy nadzieję, że znów nam to udowodni, jednak już wiemy, że sami nie damy rady jej wesprzeć. Koszty pobytu w ośrodku dla osób walczących o sprawność są ogromne, a my tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie będą efekty, jak szybko pojawią się pierwsze postępy. Jeśli jeden turnus nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, nie będziemy mogli się poddać, musimy być gotowi na wszystko. By powrót Moniki był możliwy potrzebujemy Waszej pomocy! Wasze wsparcie to dla nas ogromna nadzieja na powrót rzeczywistości, którą mieliśmy jeszcze niedawno. Bardzo chcemy wspierać Monikę na tej drodze, nie możemy martwić się o kolejne przelewy i płatności. Na tym etapie chcemy dać jej wszystko to, czego potrzebuje!  Los wystawił na próbę nasz wszystkich. Wiemy, że czeka nas trudny czas, pełen wzlotów i upadków. Zdajemy sobie sprawę, że wspólnie będzie nam znacznie łatwiej pokonać przeszkody, które postawi przed nami rzeczywistość. Jesteśmy gotowi do walki o Monikę, jednak potrzebujemy Waszego wsparcia. Każda pomoc zbliża nas do najważniejszego celu. Każda jest na wagę nowego życia, które wciąż jest przed Moniką.  Ten wypadek odebrał Monice człowieka, którego kochała i pasję. Nie pozwólmy, by zabrał jej to, co jej zostało - miłość do życia. 

8 010,00 zł ( 7.84% )
Still needed: 94 118,00 zł
Dorota Lisiczko-Zając
Dorota Lisiczko-Zając , 37 years old

By jej życiu nie zagroził już więcej RAK❗️Potrzebna pomoc dla młodej mamy!

Była panną młodą z oddziału onkologii… Gdy już mieli ślubować sobie, że to na dobre i na złe, w ich życiu pojawił się ten trzeci, niechciany – rak… Zamiast białej sukni były białe kitle lekarzy, zamiast łez szczęścia był płacz z bezsilności i strachu. Zamiast welonu na pięknie ufryzowanych lokach – chusta na łysej głowie. Miłość przetrwała, bo oni już wiedzieli, że na zawsze razem, nie tylko w zdrowiu, ale w chorobie… Dorota dziś jest szczęśliwą żoną Grzesia i młodziutką mamą… Jeszcze raz potrzebna jest pomoc, o którą z całego serca prosimy, by dopisać do jej historii szczęśliwe zakończenie… Dorotka: Odkąd pamiętam, rozpierała mnie energia. Pracowałam jako doradca zawodowy osób niepełnosprawnych, jako pilot brałam udział w rajdach samochodowych. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko miłości... W 2012 r. na portalu randkowym poznałam Grzesia. Przemierzył pół Europy, by spotkać się ze mną w Kołobrzegu! Wiedzieliśmy, że to wielka miłość… Kiedy zapytał, czy zostanę jego żoną, szczęśliwa przyjęłam oświadczyny. 2016 rok miał być najpiękniejszym rokiem w naszym życiu – tym, w którym zaczniemy wspólną drogę, od teraz i na zawsze. Tymczasem był rokiem, w którym zamiast patrzeć z uśmiechem w przyszłość wspólnie płakaliśmy, bojąc się, czy ta przyszłość w ogóle nastąpi... Nagle zaczęło mnie boleć biodro, ból ścierał mój wieczny uśmiech niczym gumka do mazania… Potem zaczęły się problem z nerkami. Pewnej nocy, o 4 nad ranem, obudził mnie przeraźliwy atak bólu. Jakby ktoś żywcem mi rozrywał ciało… Przerażony Grześ zawiózł mnie do szpitala. Gdy lekarka przyszła do mnie z wynikami badań, spojrzałam na kartkę i świat mi zawirował przed oczami. 80% szpiku kostnego było zajęte przez komórki nowotworowe. Płakałam, wtulona w narzeczonego… Lekarze powiedzieli mi, że to nowotwór tkanki miękkiej. Natychmiast zarządzili chemioterapię. Nie wiedziałam, jak to wytrzymam… Nie bałam się chemii, leczenia. Gdzieś czaił się strach, że może Grześka to wszystko przerośnie i mnie zostawi. Gdy w końcu powiedziałam mu o swoich obawach, mocno mnie przytulił… Powiedział, że mam się nie bać, że przejdziemy przez to wszystko razem. Nie wiem, czy bym to zniosła, gdyby nie był wtedy przy mnie. Pomagał mi, podnosił na duchu, nosił do toalety, gdy całkowicie opuściły mnie siły. Wciąż planowaliśmy ślub… Wszystko było gotowe, 4 czerwca – data zaklepana w urzędzie, zaproszenia wysłane do gości, sukienka czekała w szafie… Moja przyjaciółka zrobiła mi niespodziankę – wieczór panieński. Niestety, byłam tak słaba, że w drodze na przyjęcie przewróciłam się i upadłam na biodro, które połamało się jak zapałka. Koleżanki na rękach zaniosły mnie do auta i zawiozły do szpitala. Osłabione przez raka kości były w fatalnym stanie. Szalałam z bólu i rozpaczy – wymarzony ślub trzeba było przełożyć. To jednak nie był koniec tragicznych wieści, które spadły na mnie niczym lawina. Wtedy lekarze zmienili diagnozę – z raka tkanek miękkich na chłoniaka. Czekał mnie przeszczep szpiku. I tragiczne wieści – szanse na wyzdrowienie dawano mi bardzo niewielkie… Nie płakałam, nie miałam już łez. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Postanowiłam spróbować leczenia zagranicą – w Meksyku. Poprosiłam o pomoc, a dobrzy ludzie, którym jestem bardzo wdzięczna, wpłacali pieniądze. Ogrom wsparcia od bliskich i od tych, których nigdy nie miałam okazji poznać. I udało się…Choroba cofnęła się. To był cud… Po serii badań potwierdzili to również lekarze w Polsce. Szalałam z radości! Odzyskałam zdrowie, miałam miłość… W lipcu 2017 roku pobraliśmy się. Zaś rok później... Grzesia nie było, ja zabrałam się za mycie okna. Bardzo szybko się zmęczyłam. Bałam się, że to oznaka, że choroba wróciła, ale gdzieś świtała inna myśl… Gdy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu. Wiosną 2019 r. przyszedł na świat nasz największy skarb: zdrowy jak rydz, przecudowny synek Grześ. Chciałam bardzo, by tak właśnie miał na imię na część jego kochanego taty, który trwał przy mnie w najtrudniejszych chwilach życia. Jestem tak szczęśliwa, że jestem mamą, że mam przy sobie dwóch moich najukochańszych mężczyzn… Chciałabym raz na zawsze zapomnieć o raku, o bólu, o strachu, jednak życie mi na to nie pozwala. Mimo że wygrałam z nowotworem, dalej muszę zmagać się ze spustoszeniem, jakie pozostawił w moim organizmie. Biodro, które rak połamał niczym zapałki, wciąż mi dokucza. Walczę o to, żeby znowu chodzić, żeby odzyskać samodzielność. Oprócz rehabilitacji ważna jest też leczenie wspomagające i suplementacja, która poprawia, samopoczucie i poprawia wyniki badań. Leczenie generuje jednak ogromne koszty, coraz bardziej ponad nasze siły... Chcę być zdrową mamą dla mojego synka… Chcę zobaczyć, jak dorasta. Chcę cieszyć się każdym dniem. Chcę mieć siłę, by pomagać, by oddać innym trochę tego dobra, które ja dostałam od wspaniałych ludzi. Chcę żyć. Dlatego jeszcze raz, mam nadzieję, że po raz ostatni, proszę Was o pomoc… Tekst opracowany na podstawie artykułu o Dorotce w tygodniku "Chwila dla Ciebie"

17 335,00 zł ( 14.93% )
Still needed: 98 768,00 zł
Łukasz Przybułek
Łukasz Przybułek , 40 years old

Wypadek w pracy zrujnował nam życie! Pomocy!

Wszystko miało wyglądać inaczej! Mieliśmy marzenia, plany na przyszłość... Mieliśmy też poczucie, że przed nami wiele szczęśliwych lat. I nagle, jak grom z jasnego nieba, koniec... Mój mąż 19 maja 2020 uległ poważnemu wypadkowi. W pracy, w miejscu, w którym czuł się pewnie i bezpiecznie... Upadek z dużej wysokości, uszkodzenie kręgosłupa i złamane życie.  Zoperowano go niemal natychmiast i tylko to go uratowało. Mąż cały czas przebywa sam w szpitalu. Z powodu trwającej pandemii nie ma szans, żebyśmy mogli się spotkać choć na chwilę. Pozostaje jedynie kontakt przez telefon lub z poziomu balkonu, jeśli jest ładna pogoda i rehabilitant go tam wyprowadzi na wózku.  Właśnie, wózek... To obecnie jedyny sposób, żeby mógł się przemieszczać. Wypadek zabrał czucie w nogach, powodując paraliż kończyn dolnych.  Najczarniejsze scenariusze mówią, że już nigdy nie stanie samodzielnie na nogach, a to byłby dla nas ogromny dramat. Mieszkamy w bloku na pierwszym piętrze. Nasze mieszkanie nie jest przystosowane do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Ani windy, ani podjazdu, ani miejsca w łazience, czy pokoju. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak my sobie z tym wszystkim poradzimy... Łukasz przez następne miesiące będzie potrzebował Intensywnej rehabilitacji. To jedyna nadzieja na powrót do zdrowia i sprawności. Niestety, pochłaniająca bardzo duże kwoty. A pierwsze miesiące po wypadku to najważniejszy czas, kiedy można najwięcej jeszcze odzyskać. Kiedy ciało jeszcze pamięta odruchy sprawności. Jeśli zmarnujemy tę szansę, nigdy sobie tego nie wybaczę. Dlatego proszę o pomoc dla siebie i męża... Łukasz był jedynym żywicielem rodziny. Ja poświęciłam się wychowaniu dzieci, a teraz muszę walczyć o jak największą sprawność Łukasza, o jego przystosowanie do życia po wyjściu ze szpitala, o przyszłość! Brakuje nam pieniędzy, ale nie brakuje nadziei, że nasze życie wróci jeszcze na właściwe tory. Pomóż mi zawalczyć o mojego męża! Ja i nasze córki czekamy na niego. Nina - żona Łukasza     

64 671,00 zł ( 84.85% )
Still needed: 11 542,00 zł
Marek Piotrowski
7 days left
Marek Piotrowski , 59 years old

Help for Marek Piotrowski

Marek Piotrowski – an icon of Polish kick-boxing and spot in general was the most successful kickboxer in Polish history with many triumphs in the 80s and 90s. Born on 14 August 1964 in Dębe Wielkie. At the age of 24, with $70 in his hand, he decided to travel to the USA to start his professional career. In October 1988 he fought his first fight in the U.S. In Rockford, Illiniois where he defeated Bob Handegan via knockout in the 4th round. On August 19, 1989, in his fifth fight overseas, he shocked the kickboxing world by defeating the reigning national champion Rick "The Jet" Roufus in the 10th round via a unanimous decision. This victory won Marek the P.K.C. middleweight belt. His stunning performances in the ring earned him the nickname “The Punisher”. On November 4, 1989 Marek defeated Don "The Dragon" Wilson and became a professional world champion of ISKA, PKC and FFKA organizations. In July 1992 he fought the Canadian Conrad Pla for the I.S.K.A North American title, whom he defeated in 3rd round via K.O. On November 22, 1992 Marek fought the legenedary Dutch kickboxing champion Rob Kaman for a shot at the I.S.K.A. World title under Oriental Rules (which allowed for low kicks). He lost by TKO in the seventh round after an extremely dramatic battle. After this defeat, he once again fought for the lost titles. For the next few years he was looking for a chance to avenge his losses to Kaman and Roufus, but he never got another chance. During his kickboxing career, Piotrowski continued his career as a professional boxer, fighting a total of 21 light heavyweight duels from 1992 to 1996. He won all of them! His last fight took place on December 13, 1996 in Hannover, where he won a boxing match. In 1997 he was offered the opportunity to fight for the IBF World Boxing Championship with Reggie Johnson, but was forced to resign due to health problems. He spent most of his savings on medical treatment and drove a taxi in Detroit for three years just to make ends meet. In 2002 he returned to Poland. In 1991 Aleksander Bilik published the book "Kickbokser", describing Marek Piotrowski's career until 1990, and in 2007 he made a full-length documentary film "Wojownik- Warrior", directed by Jacek Bławut, describing his career. In 2009 he was awarded the Knight's Cross of the Order of Polonia Restituta by the President of the Republic of Poland Lech Kaczyński for his sporting achievements and social work. Later, he also received the Officer's Cross of the Order of Polonia Restituta from the Minister of Sport and Tourism, Witold Bańka, awarded by the President of the Republic of Poland, Andrzej Duda. In total, Marek Piotrowski’s career consisted of: 13 fights in contact karate, 44 fights in kickboxing, 42 of them wins and 21 fights in boxing, all wins. His persistence in pursuit of his goals has lead to admiration all over the world. As a result of a progressive disease, which is not fully diagnosed, he had no opportunity to continue his career and that is why now we can help him. Today's times of modern, precise diagnoses, interdisciplinary medical teams, gives us a chance to find the right way to treat extremely difficult clinical cases such as Piotrowski’s. Based on experience, knowledge and constant cooperation with other medical centers and institutes, we try to help in achieving respiratory, motor and functional efficiency.  Unfortunately, the costs of treatment and rehabilitation are very high and significantly exceed the financial capabilities of the family, therefore, in order to be able to comprehensively, systematically and professionally help, your constant support is very much needed.

643 380 zł
Michał Włodarski
Michał Włodarski , 33 years old

Młody, obudź się!

Gdybyś wiedział, że życie, jakie masz skończy się dziś, czy ten dzień przeżyłbyś zupełnie inaczej? Michał nie skończył jeszcze 30-stki, był niezwykle ambitny, uzdolniony i pilny. W tej rodzinie to on był ścisłym umysłem. Na tym etapie wszystko się zaczyna, nikt nie myśli o końcu. Dlaczego więc o Michale mówimy w czasie przeszłym? Jego życie, wszystkie plany i marzenia przekreślił wypadek. Kilka bądź kilkanaście minut przebywania w morderczych oparach gazu, który doprowadził młody i silny organizm na skraj wytrzymałości… Mój brat otarł się o śmierć. Kiedy Michał trafił do szpitala lekarze mówili wprost, że najlepiej, jeśli jak najszybciej się pożegnamy. Nikt nie mówił o nim w kontekście szans. Nikt nie chciał dać mu chociażby kilkunastu procent szans. Brutalna rzeczywistość stawała się nie do zniesienia. Zanik mięśnia sercowego, ostra niewydolność nerek, zanik mięśni, niedowład czterokończynowy, śpiączka. To wszystko brzmiało jak koszmar. Śpiączka zdawała się przedłużać w nieskończoność… Po kilku dniach stał się jednak cud! Michał obudził się z długiego snu, mówił, poruszał się, myślał logicznie. Byliśmy przekonani, że właśnie stało się coś niesamowitego. Niestety, nasza radość trwała tylko chwilę. W nocy wydarzył się dramat, organizm Michała znów się wyłączył. Brat ponownie zapadł w śpiączkę. Lekarze znów jak mantrę powtarzali, że to zbyt wiele, że serce nie jest w stanie wytrzymać takich skoków ciśnienia. Kolejne ciosy zdawały się zadawać jeszcze większy ból… Zalecono leczenie paliatywne i na tym wskazania właściwe miały się skończyć. Nikt z nas nie uwierzył w ten wyrok. Całą rodziną zaczęliśmy szukać ratunku i pomocy. Punktu zaczepienia, w którym ktoś mógłby nam podarować chociażby promyk nadziei… Znaleźliśmy po długich poszukiwaniach miejsce, w którym Michał znalazł doskonałą opiekę - rehabilitacja prowadzona przez specjalistów przyniosła rezultaty. Ta droga nie była prosta - wyczerpujące zajęcia, wysiłek i ogromne siła. Wyczerpujące, codzienne zajęcia przyniosły niesamowite rezultaty! Pierwszy krok, pierwsze słowo! W naszych sercach na nowo zaświeciła nadzieja! Od 22 grudnia 2017 Michał przebywa w domu. Mamy z nim kontakt. Potrafi komunikować o swoich potrzebach, porusza się na wózku. Każdy dzień z nim to cud! W lutym 2020 przebywaliśmy w Bangkoku, gdzie Michał poddał się przeszczepowi komórek macierzystych. Brat poczynił postępy, jakich nie spodziewałby się nikt! Przełamywał kolejne bariery, na których pokonanie nikt nie dawał mu szans. Wiemy jednak, że może być znacznie lepiej. Wiemy, że Michał może wrócić do nas. Że może być niemalże tak, jak było kiedyś… By tego dokonać, potrzebujemy czegoś, co pozostaje poza naszym zasięgiem. Michał potrzebuje terapii, która w połączeniu z intensywną rehabilitacją może dać mu szansę na kolejne postępy. Potrzebujemy środków, by zapewnić mu to, co najważniejsze w walce - wsparcie. Proszę, pomóż nam! Toczymy najważniejszą walkę w życiu. Całą rodziną. Nie pozwól na to, żeby na drodze do sprawności Michała stanęły przeszkody. On da z siebie wszystko, by wygrać. Siostra Michała

44 136,00 zł ( 21.79% )
Still needed: 158 411,00 zł
Ewa Ochenduszko
Ewa Ochenduszko , 47 years old

Wypadek prawie odebrał życie... Pomóż Ewie wrócić do zdrowia!

Tamtego dnia - jak co dzień - Ewa odprowadzała swoją 5-letnią córeczkę do przedszkola. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że jej życie mogło skończyć się w tak prozaicznej chwili… Wystarczyła sekunda, nieuwaga kierowcy… Chwila i było po wszystkim. Po całym szczęśliwym życiu. Tak zaczął się koszmar… Na przejściu dla pieszych Ewa została potrącona przez rozpędzony samochód. Z bardzo poważnymi obrażeniami głowy i organów wewnętrznych oraz z licznymi złamaniami została przewieziona do szpitala na oddział intensywnej terapii.  Ten poranek na zawsze zmienił nasze życie. Najpierw był szok, niedowierzanie i złość na los, jaki nas spotkał. Przecież Ewa nie zrobiła nic złego! Zgodnie z przepisami przechodziła przez ulicę... Nie miała szans w starciu z rozpędzonym autem. Nasza Ewa to kochająca żona i mama. Miała jeszcze tak wiele planów do zrealizowania w swoim życiu, a teraz? Wszystko zostało jej odebrane. Żyje, choć ciągle o to życie walczy. Do dzisiaj ma podtrzymywane niektóre funkcje życiowe i fizjologiczne - oddycha tylko przy pomocy respiratora. Jedyną szansą na powrót do zdrowia i stęsknionej rodziny jest bardzo długa i bardzo kosztowna rehabilitacja. Wierzymy, że jeszcze będzie pięknie, że przed Ewą i jej rodziną wspaniała przyszłość. Taki scenariusz wymaga pomocnych dłoni. Na twarzy Ewy pojawił się pierwszy uśmiech. Nie pozwólmy, by zniknął, by zniknęła nadzieja! Córeczka Ewy tak bardzo tęskni… Mama przecież zawsze pokazywała jej, jaki świat jest piękny! Miały tyle przygód, tyle radości. A teraz mamy nie ma obok... Pomóż Ewie wrócić! Rodzina Ewy

80 731,00 zł ( 79.04% )
Still needed: 21 397,00 zł

Follow important fundraisers