Julcia walczy o życie i zdrowie - padaczka zmieniła je w piekło❗️Ratunku!
Wzywamy do pełnej mobilizacji! Z Julką jest naprawdę źle… Ta zbiórka miała być inna, ale telefon do mamy dziewczynki pokazał nam, że sytuacja jest dramatyczna. Julka w czwartek trafiła na OIOM, dziś samolot medyczny zabrał ją do szpitala w Gdańsku. Co minutę jej małym ciałem szarpią serie ataków… Drgawki, brak oddechu… Julcia przestała mówić, traci kontakt, jest przerażona. Pilnie potrzebna jest pomoc! Do zebrania będzie prawdopodobnie około 200 tysięcy złotych... Rodzice Julki błagają o ratunek: Codziennie jeździmy do szpitala, w którym leży nasza córeczka. Możemy zobaczyć ją tylko na chwilę… Na oddziale wprowadzono restrykcyjne zalecenia co do odwiedzin z powodu pandemii. Gdy wychodzimy, Julka płacze, my też… Powtarzamy, że to minie, że musi być silna. Płacze, że ona już nie chce, że nie ma już siły… Widok jej łez i cierpienia łamie nam serce. Jesteśmy bezradni wobec jej choroby. Lekarze też… Tylko 2 lata dane nam było cieszyć się zdrową córeczką. Potem zaczął się szpitalny koszmar. Julka z dnia na dzień czuła się coraz gorzej… Zespół hemolityczno-mocznicowy - tak brzmiała diagnoza, która wywróciła nasze życie do góry nogami. Nerki Julci przestały pracować, córeczka spuchła tak, że ledwo było widać jej oczy… Podłączono ją do maszyny, która dializowała ją przez 20 godziny na dobę. Już wtedy nasz świat się rozsypał, wiedzieliśmy jednak, że musimy być silni, by być wsparciem dla Julci. Modliliśmy się, by choroba zniknęła. Po trudnych 6 tygodniach nasze modlitwy zostały wysłuchane… Nerki podjęły pracę, są jednak uszkodzone na zawsze. Myśleliśmy, że już nic gorszego w życiu nas nie spotka. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że prawdziwa walka o życie Julci jest dopiero przed nami. Gdy Julka miała 9 lat, zaczął się nasz prawdziwy koszmar. Córeczka cały czas wymiotowała, lekarze badali żołądek… Gdy straciła przytomność, trafiliśmy na dziecięcy oddział neurologiczny. Dopiero tam powiedziano nam, że to padaczka… Mimo wdrożenia leczenia choroba przybrała na sile. Julcia zaczęła mieć ataki o ogromnej sile. Wykrzywiała jej się buzia, ciałem wstrząsały drgawki, ręce i nogi paliły piekącym bólem. Traciła przytomność… W jednej chwili śmiała się, biegała, jeździła na rowerze. W drugiej leżała na podłodze z oczami wywróconymi na drugą stronę, drgając i walcząc o życie. Jeździliśmy od lekarza do lekarza, próbowaliśmy różnych leków, ale padaczka uodparniała się na każdy z nich. Choroba w mgnieniu oka przejęła kontrolę nad naszym życiem… Zniknęła beztroska, zaczęło się życie pod dyktando strachu. Każdy dzień to lęk, czy kolejny atak nie będzie tak mocny, że skończy się wezwaniem karetki i szpitalem. Każda noc to czuwanie, żeby Julka nie zrobiła sobie krzywdy, a przy ataku nie udusiła własną śliną. Napady to ogromne obciążenie dla mózgu, straszny wysiłek. Córeczka przestała pisać, czytać, zaczęła mieć kłopoty z mową, pamięcią. Przestała chodzić do szkoły. Wcześniej marzyła o tym, by być nauczycielką… W październiku Julka wpadła w stan padaczkowy. Ataki miała praktycznie cały czas… Najpierw co 15 minut, potem co 5, a na koniec już co minutę… Trudno to opisać, jeszcze trudniej przeżyć. Z oczu same kapią łzy – człowiek, gdyby mógł, zabrał jej ten cały ból, sam zachorował, żeby tylko ona przestała cierpieć! Julka przez 5 dni była w śpiączce. Patrzyliśmy, jak nasze wymęczone chorobą dziecko śpi i modliliśmy się, by burza w jej główce zniknęła na zawsze… Niestety, po przebudzeniu choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Spędziliśmy na OIOM-ie 3 tygodnie, patrząc, jak padaczka zabija nasze dziecko. Kiedy kończył się jeden atak, zaczynał następny… Julka krzyczała z bólu, drgała, z ust ciekła jej ślina. Po lekach miała omamy. Kiedy cierpi dziecko, sekundy wydają się wiecznością… Julka umierała, a my razem z nią. Lekarze zdecydowali o wycięciu ogniska padaczkowego, by ratować życie Julki. Usunięto jedno z nich, ale miejsca zapalne zdążyły się rozlać i zająć część czołową mózgu. Ataki nie ustąpiły. Zdarzają się nawet 40 razy w ciągu dnia. Przez chwilę było już lepiej, Julka znów zaczęła mówić… Aż do ostatniego tygodnia. Julka płakała, gdy trafiła na oddział. Wiedziała, co ją czeka, pamięta dobrze tamten ból, tamten szok, gdy zobaczyła się w lustrze po operacji. Padaczka zabrała jej nawet ukochane złote włosy… Marzy nam się, by zatrzymać to piekło, w którym żyje nasze dziecko. Chcemy zabrać Julkę na diagnostykę padaczki do kliniki w Niemczech, w której leczy się najcięższe formy tej choroby. Czekamy na kosztorys, ale już teraz wiemy, że będą to ogromne pieniądze. Na leczenie naszego dziecka, wyjazdy do lekarzy, pobyty w szpitalach i leki wydaliśmy wszystkie nasze oszczędności. Prosimy o pomoc, bo jesteśmy pod ścianą. Pomóż nam ratować Julkę! ➡️ Licytacje dla Julii