Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mariusz Mika
Mariusz Mika , 36 years old

Straciłem rękę, nie tracę wiary... Proszę, pomóż mi wrócić do życia!

Nie pamiętam momentu wypadku, tego, co działo się wcześniej, ani później. W jednej chwili byłem jeszcze w Amsterdamie, a w drugiej obudziłem się w szpitalu. Nie mogłem mówić, wszędzie były rurki i niezliczone ilości kabelków. Nie wiedziałem, co się stało, nie wiedziałem, ile spałem. Była przy mnie mama. Trzymała mnie za rękę, lewą. Prawej ręki już nie miałem… Wracałem z pracy z zagranicy do domu, do Polski. Miałem mnóstwo bagażu. Szedłem na pociąg, prawdopodobnie byłem zbyt blisko peronu. Pociąg zahaczył o torby i pociągnął mnie razem z nimi. Ale nie wiem tego na pewno. Niczego nie pamiętam… Tylko nocami śnią mi się koszmary. Ciemna noc, pędzące pociągi wszędzie dookoła, jadące prosto na mnie… Budzę się wtedy i dotykam miejsca, w którym kiedyś była ręka. Nie, to nie jest koszmar. To zdarzyło się naprawdę… Kolejne dwa miesiące po wypadku spędziłem w holenderskim szpitalu. Niedługo minie równo rok od chwili, która zmieniła wszystko - zabrała mi marzenia, plany. Wszystko… 12 października 2018 roku. Dostałem nowe życie, życie bez ręki, z uszkodzoną nogą, połamaną miednicą i mnóstwem innych obrażeń. Bardzo trudne życie… Wypadek to był dopiero początek problemów… Za wszystkie zarobione pieniądze opłaciłem specjalny transport do Polski. Dzisiaj, choć trudno mi to przyznać, jestem na utrzymaniu mamy, która zarabia najniższą krajową… Ja dostaję 185 zł. dodatku pielęgnacyjnego. Chociaż już w lutym złożyłem wniosek o rentę, mam wszystkie niezbędne papiery, wyrok sądu, to nadal jej nie dostaję… Przez trzy lata pracowałem w Polsce, wiele lat w Holandii. Legalnie, z umową, opłacałem ubezpieczenie. A teraz, gdy przyszło do mnie takie nieszczęście, zostałem z niczym… Ubezpieczyciel nie chce mi wypłacić odszkodowania, sprawa trafiła do sądu. Czekam na rentę jak na zbawienie. Ona pozwoli mi się usamodzielnić! Mieszkamy z mamą w małym mieście, nie ma tu szans na pracę dla mnie, osoby już teraz niepełnosprawnej. Chciałbym wyprowadzić się do Wrocławia, wynająć pokój, znaleźć pracę, usamodzielnić. Mam dopiero 32 lata, przecież całe życie jeszcze przede mną…   Teraz dnie spędzam w domu, to naprawdę bardzo trudne… Wcześniej byłem aktywny, chodziłem po górach, jeździłem na motorze, pracowałem, pomagałem bliskim. Nagle zostałem skazany na pomoc innych, ale wierzę, że to się jeszcze odmieni! Proteza ręki - to moje marzenie, szansa na sprawność, samodzielność, nowe życie! Regularnie się rehabilituję, bo mam problemy z chodzeniem i utrzymaniem równowagi. Biegać już nigdy nie będę, ale staram się myśleć pozytywnie… Gdy czegoś uczę się od nowa i mi nie wychodzi, śmieję się sam z siebie. To musiało wyglądać pokracznie, jak przez pół godziny kroiłem bułkę i chciałem posmarować ją masłem! Staram się radzić sobie drugą ręką, zębami, kolanami… Jakoś muszę.  Niestety, bioniczna proteza ręki, taka najlepsza, która zastąpiłaby mi moją, to koszt ponad 300 tysięcy złotych. Nigdy w życiu na nią nie uzbieram, szczególnie teraz… Proszę o pomoc, bo wierzę, że warto spróbować. Nic innego mi nie zostało... Każda złotówka jest dla mnie cenna, bo przybliża mnie do wymarzonej protezy i samodzielności. Nigdy nikomu nie życzę tego, co spotkało mnie, choć nigdy nie wiemy, co w naszym życiu się wydarzy… Czasami sekunda zmienia w ruinę życie budowane latami. Proszę, pomóż mi odbudować moje… 

4 799,00 zł ( 1.35% )
Still needed: 350 680,00 zł
Dorota Bukowska
Dorota Bukowska , 52 years old

Dotkliwe pobicie obudziło straszną chorobę... Proszę o pomoc dla mojej mamy!

Moja mama to moja bohaterka. Przeszła tak wiele… Walcząc ze śmiertelną chorobą, zmagała się także z przemocą w domu. Została dotkliwie pobita przez swojego partnera. Uraz mózgu spowodował dodatkowo rozwój choroby - stwardnienia rozsianego. Bardzo proszę o pomoc dla mojej mamy. Wierzę, że jeszcze będzie szczęśliwa… Ma dopiero 48 lat, połowa życia przed nią! Tak bardzo bym chciał, by nadeszły lepsze dni. Mama Dorota od 24 roku życia ma stwierdzone SM. Do pewnego czasu przebiegało bez objawów i była nadzieja, że tak będzie dalej. Świadomość nieuleczalnej choroby kładła się cieniem na codzienność, ale nauczyliśmy się z tym żyć. Aż do dnia tamtej tragedii… Po rozwodzie z moim tatą, mama weszła w toksyczny związek. W 2011 została tak mocno pobita przez swojego partnera, że doznała wieloogniskowego stłuczenia mózgu, była cała poturbowana. Bardzo prawdopodobne, że wraz z tymi obrażeniami SM również dało o sobie znać...  Całe zajście skończyło się oddziałem intensywnej terapii i ciężkim stanem mamy. Tak bardzo się o nią bałem… Niestety, już nic nie było takie, jak wcześniej. Po wyjściu ze szpitala mama wymaga nieustannej opieki. Na co dzień zajmuje się nią jej mama, a moja babcia. Jako syn i wnuk pracuję i pomagam, jak tylko mogę.  Dotychczas mama była na kilku turnusach rehabilitacyjnych, które finansował PCPR. Dzięki ciężkiej pracy i rehabilitacji dziś mama jest w stanie sama przemieszczać się po mieszkaniu, opierając się ścian i innych przedmiotów wyposażenia domowego. Sama schodzi i wchodzi po schodach przy poręczy. Poza domem i na otwartej przestrzeni potrzebna jest druga osoba przy poruszaniu się. Mama potrafi też jakiś czas ustać sama przy pomocy kuli. O to walczyliśmy przez wiele, wiele miesięcy. Mama jest komunikatywna, lecz ma problemy z pamięcią krótkotrwałą.  Głęboko wierzę, że rehabilitacja pomoże mamie w sprawnym chodzeniu, poruszaniu oraz cieszeniu się życiem jak na zdrową osobę przystało! Przecież zasługuje na to po wielu latach cierpienia… Następnymi krokami będzie skupienie się na pamięci krótkotrwałej mamy.  Szczerze przyznam, że dużo czasu minęło, zanim zdecydowaliśmy się poprosić o pomoc i założyć zbiórkę środków na pomoc mamie. Z drugiej strony lepiej działać późno niż wcale. Wierzę, że na wszystko jest odpowiedni czas… I teraz przyszedł czas, że bardzo proszę o pomoc dla mojej mamy. Będziemy walczyć o każdy, najmniejszy nawet postęp. Ta historia musi mieć szczęśliwe zakończenie! To historia mojej mamy… Mateusz

7 738,00 zł ( 26.52% )
Still needed: 21 433,00 zł
Joanna Żądło
Joanna Żądło , 34 years old

Znów stanąć na nogi – to mój cel!

Ile czasu potrzeba, żeby zawaliło się całe życie? W moim przypadku wystarczyła chwila, mgnienie oka... We wrześniu 2019 roku uległam wypadkowi, od którego skutków nie mogę się uwolnić. Wyszłam na balkon, probowałam poprawić antenę i w ten sposób osunęła mi się noga – upadłam... Zwykły wypadek... Doznałam uszkodzenia rdzenia kręgowego i paraliżu kończyn dolnych. W tak zupełnie błahy sposób zakończyło się moje życie.  Z aktywnej, pełnej planów i ambicji osoby zmieniłam się w taką, która z trudem podnosi się z łóżka. Jestem załamana, zrozpaczona, ale chcę walczyć! Jednak problemy stale się piętrzą... Przeszłam szereg skomplikowanych operacji, po których niezbędna jest intensywna rehabilitacja. Sytuacja związana z pandemią sprawiła, że refundowana terapia stała się niemożliwa. Widzę rezultaty mojej ciężkiej pracy, tym bardziej jest mi ciężko psychicznie, kiedy pomyślę, że będę musiała zrezygnować. Oszczędności topnieją bardzo szybko, a przede mną jeszcze długa droga do sprawności. Proszę, pomóż mi.  Asia Pomóżmy Asi stanąć na nogi - Licytacje charytatywne

22 894,00 zł ( 35.86% )
Still needed: 40 936,00 zł
Bogdan Tadeusiak
Bogdan Tadeusiak , 67 years old

Krok po kroku do odzyskania sprawności! Proszę, pomóż!

Mój ukochany tata całe swoje życie poświęcił pracy i rodzinie. Robił wszystko, aby zapewnić nam godne życie. Przez 40 lat wraz z mamą prowadził gospodarstwo rolne. Rodzice byli zawsze razem – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. 1 grudnia 2018 – ten nieszczęsny dzień zmienił wszystko...  To był zwyczajny dzień. Tata pracował, później poszedł na zebranie z radnym gminy. Długo nie wracał. Mama zaczęła go szukać. Znalazła go leżącego 400 metrów od domu z rozbitą głową, udała się do najbliższego domu o pomoc – nie miała przy sobie komórki – ale nikt nie odpowiedział. Udało jej się zatrzymać przejeżdżające auto. Kierowca zadzwonił po pogotowie. Okazało się, że stan taty jest bardzo poważny i musi być operowany w trybie nagłym. Wtedy czas się dla nas zatrzymał...  Dopiero po trzeciej w nocy lekarz prowadzący poinformował, że stan taty jest krytyczny i zostało mu tylko kilka godzin życia. Mama przeżyła szok. Lekarz powiedział, że to załamanie nerwowe. Nic dziwnego, tata to jej całe życie...  Do dziś nie wiemy, co wydarzyło się tamtego dnia. Najważniejsze jednak, że tata przeżył. Udowodnił, że jest silny i walczy. Nie potrafił samodzielnie oddychać, wykonano zabieg tracheotomii. Przez dwa miesiące leżał na OIOMIE, następnie dwa na chirurgii, po czym udało się zakwalifikować tatę do centrum wybudzeń VOTUM na leczenie refundowane przez NFZ. Mama nie wyobrażała sobie, aby zostawić tatę samego, więc pojechała z nim – 350 km od domu. Mimo skromnej emerytury, wynajęła pokój i mogła być przy nim każdego dnia. Rok szybko minął i przez ten czas udało się usunąć rurkę tracheostomijną, wypracować połykanie, tata każdego dnia staje coraz bardziej świadomy.  Od czasu wypadku taty, coś w nas umarło. To powoduje, że nie potrafimy cieszyć się życiem. Od 2,5 miesięcy tata jest już w domu, opiekuje się nim mama, choć nie jest jej łatwo, ponieważ sama jest schorowana. W styczniu złożyliśmy wnioski o sprzęt do PFRON-u, aby ułatwić mamie opiekę. Jeszcze nie ma decyzji, ale już wiemy, że otrzyma dofinansowanie tylko na jedną rzecz. Mamy też problem z zorganizowaniem opieki długoterminowej pielęgniarskiej oraz rehabilitacyjnej. Koszt fizjoterapii musimy pokryć z własnych środków. Niestety, środki pielęgnacyjne, lekarstwa, zajęcia z neurologopedą i rehabilitacja to wydatki niemożliwe do udźwignięcia ze skromnej emerytury i świadczeń. Boimy się, że to, co zostało wypracowane, zostanie zaprzepaszczone ze względu na brak pieniędzy.  Błagam o pomoc – mój tata zawsze był przy mnie, a teraz on potrzebuje pomocy. Tak bardzo pragnę, by nie czuł bólu, by jeszcze kiedyś z nami porozmawiał, by do naszego życia wróciła radość. Proszę, wesprzyj zbiórkę, pomóż mojemu tacie w walce o zdrowie.  Córka Edyta 

4 320,00 zł ( 12.29% )
Still needed: 30 804,00 zł
Ola Kretschmer
Ola Kretschmer , 11 years old

Na drodze ku samodzielności - pomagamy Oli!

Jakiego byśmy zdjęcia córeczce nie zrobili, ona się na każdym uśmiecha. Takie to jest dziecko. Człowiek zapomina o swoich zmartwieniach, widząc tak rozpromienione stworzenie. Ola na pierwszy rzut oka wygląda jak zdrowa dziewczynka, ale dopiero widząc wózek, uświadamiamy sobie, że już do końca życia będzie musiała się mierzyć z wrodzoną niepełnosprawnością. Codzienność każdego dnia będzie jej rzucała kłody pod nogi, a naszym zadaniem będzie te kłody wspólnymi siłami pokonywać. Oleńka nie miała łatwego startu. Urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Dzień, w którym dowiadujesz się, że z twoim dzieckiem będzie "coś nie tak", chciałbyś na zawsze wyrzucić z pamięci. Przez głowę przelatuje tysiąc myśli, jedna gorsza od drugiej. Strach, niepewność... Jak to wszystko będzie teraz wyglądało? Jak ona sobie poradzi w życiu? Mimo swojego niełatwego życia stara się być samodzielna, jednak niepełnosprawność bardzo jej to utrudnia. Patrzę na moją córeczkę i chciałabym przychylić jej nieba. Wiem, że nie sprawie, że Ola wyzdrowieje, nie wymarzę jej trudnej przeszłości, ale mogę każdym możliwym sposobem, ułatwiaj jej codzienność. Teraz stoimy przed największym wyzwaniem: do pełnej samodzielności Ola potrzebuje windy, która ją zwiezie z jej pokoju na parter budynku. To będzie kolejny krok ku samodzielności, a dla mnie i męża duże odciążenie. Niestety, koszt takiej windy jest dla nas naprawdę duży, a tak naprawdę nie do zdobycia. Otrzymaliśmy dofinansowanie, jednak to tylko mały ułamek potrzebnej kwoty. By go nie stracić, zbiórkę musimy zakończyć w listopadzie. Proszę, pomóż mojej córeczce! Tylko z Tobą może nam się udać! Rodzice Oli

74 782,00 zł ( 74.89% )
Still needed: 25 063,00 zł
Maja Nawrot
Maja Nawrot , 18 years old

Pasja ojca i córki - pomóż Mai zdobyć kolejne szczyty!

Majeczka jest bardzo dzielna. Każdego dnia zadziwia mnie swoją siłą i determinacją. Ciężką pracą osiągnęła tak wiele, jednak problemy nie znikają… Mimo wszystkich trudności chcemy pokazać jej, że świat jest piękny i może być przyjazny, także dla niej. A może zwłaszcza dla niej… Przecież żadne dziecko nie zasłużyło na tak ciężką chorobę… Bardzo prosimy o pomoc, byśmy mogli naszej córeczce pomagać zdobywać kolejne szczyty! Maja cierpi na dziecięce porażenie mózgowe i szereg innych, utrudniających codzienność chorób. Od piątego miesiąca życia jest rehabilitowana, dzięki czemu potrafi między innymi samodzielnie siadać. Dla nas to wielkie osiągnięcie okupione ciężką pracą! Każdy mały sukces cieszy i nas, i córeczkę. Jej życie nigdy nie będzie takie, jak rówieśników, ale innego nie dostanie. Dlatego musimy zrobić wszystko, by było jak najpiękniejsze! Bardzo staramy się, żeby Maja spędzała czas na świeżym powietrzu. To pozwala jej się rozwinąć. Razem z córką zdobyliśmy Koronę Gór Polski, czyli 28 szczytów! Nie był to łatwy wyczyn, ale było warto - dla każdego jej uśmiechu będziemy przenosić góry, a zwłaszcza je zdobywać! Niestety, każdy nasz wyjazd do lekarza, na rehabilitację czy w góry to ogromne przedsięwzięcie. Maja potrzebuje specjalistycznego fotela samochodowego, którego zakup znacznie przewyższa nasze możliwości. Mimo że z wieloma rzeczami staramy się sobie radzić sami, tej góry sami nie zdobędziemy. Dlatego bardzo prosimy o pomoc. Góry to nasza wspólna pasja - to wyprawy ojca i córki. Teraz nie możemy jej pielęgnować... Nie umiemy sobie wyobrazić dnia, gdy Maja utknie w domu, w czterech ścianach, do których będzie musiał ograniczyć się jej świat. Proszę, nie pozwól na to. Tata Mai

19 767,00 zł ( 47.27% )
Still needed: 22 042,00 zł
Eliza Ambroziak
Eliza Ambroziak , 17 years old

O krok od pokonania największej bariery... Pomóż Elizie w walce o samodzielność

To miało być dopełnienie rodzinnego szczęścia. Marzyliśmy o kolejnym dziecku, które wprowadzi do naszego życia nowe wyzwania, radość i spełnienie.  Jak zwykle w takich scenariuszach nie przewidzieliśmy jednego. Że nasze dziecko może wymagać znacznie większej opieki niż inne, że jego życie, zamiast możliwości będzie stawiać przed nim kolejne ograniczenia. Choroba Elizy nauczyła nas tego, że w życiu nic nie da się zaplanować, a to, co wydaje się pewne, może w ciągu kilku chwil bezpowrotnie zniknąć.  U Elizy szybko zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce. Nasza córka jest niepełnosprawna, właściwie od zawsze, a rytm jej życia wyznaczany jest głównie przez wizyty u kolejnych specjalistów. Rehabilitację zaczęliśmy bardzo szybko, wierząc, że w ten sposób uda się powstrzymać rozwój choroby i ograniczyć jej wpływ na codzienne funkcjonowanie córki. Niestety, okazało się, że ogromne zaangażowanie, ból i wysiłek pomagają zwalczać ból, pracować nad zakresami ruchów, ale nie dają szansy na wyleczenie. Eliza jest już nastolatką, a my przez te wszystkie lata nauczyliśmy się funkcjonować w cieniu choroby. Reagujemy na każdą, właściwie najmniejszą zmianę. Niestety, w naszym życiu ostatnio zaszło ich zbyt wiele… Moja żona, która dotychczas w dużej mierze pracowała na pełen etat z domu, została poddana operacji. Kiedy jej zdrowie zawiodło, zostało nam tylko jedno rozwiązanie: to ja musiałem przejąć jej obowiązki. Rezygnacja z pracy, realizacja codziennych wyzwań związanych z wychowywaniem dzieci i nieustanną opieką nad Elizą spowodowała, że nasza sytuacja bardzo się skomplikowała.  Szczególnie, że na drodze stanął nam problem, a właściwie kilkadziesiąt. Mieszkamy na drugim piętrze, Eliza nie porusza się samodzielnie. Waga jej wózka to około 100 kilogramów. Ona też z każdym dniem zdaje się rosnąć, a my… no cóż, powoli zaczyna brakować mi sił na noszenie takich ciężarów. Mam świadomość, że jeśli moje zdrowie zawiedzie, rodzina zostanie bez pomocy i środków do życia, a na to nie mogę pozwolić. Potrzebujemy windy, by przywrócić Elizie możliwość wychodzenia, by dom nie oznaczał dla niej więzienia. Koszt zakupu i montażu urządzenia to ogromne koszty. Środki, których nawet przy zaangażowaniu wszystkich przyjaciół i rodziny nie jesteśmy w stanie zdobyć. Boleśnie zdajemy sobie sprawę, jak potrzeby Elizy rosną, a my wciąż pozostajemy w tyle w tej walce. Stąd nasz apel i ogromna prośba o pomoc! Wierzymy w dobro, pomoc i Waszą chęć niesienia ratunku tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Sami nie zapewnimy naszej dorastającej córce tego, co potrzebuje najbardziej.  Czasem trochę się boję. Boleśnie zdaję sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności za całą rodzinę, za zdrowie i komfort Elizy, która przecież nie wybrała choroby na swojego towarzysza życia. Ten apel to wołanie o pomoc ojca, który nie widzi innej drogi niż wsparcie innych. Czasem proszenie o pomoc przychodzi z trudem, ale duma nie może być ważniejsza od tego, czego potrzebuje niepełnosprawne dziecko. Eliza zbliża się do dorosłości. Chcielibyśmy z tej okazji podarować jej coś, o czym wszyscy marzymy od dawna. Niezależność i namiastkę samodzielności. Prezenty, które wciąż wydają się zupełnie poza naszym zasięgiem. Może to ty dasz nam szansę, by dać Elizie szansę na nowy start?   

43 960,00 zł ( 51.65% )
Still needed: 41 147,00 zł
Agnieszka Adamowicz
Agnieszka Adamowicz , 54 years old

Grypa prawie mnie zabiła, zmieniając moje życie w piekło bólu❗️Ratunku!

Boimy się raka, chorób serca, nagłych wypadków… Staramy się robić wszystko, żeby się ochronić, odegnać od siebie śmiertelne niebezpieczeństwo. Kto mógł jednak przypuszczać, że przyniesie je nie nowotwór, a zwykła grypa? Mam na imię Agnieszka i 4 lata temu moje życie przewróciło się do góry nogami… To właśnie wtedy zachorowałam na grypę. Nie sądziłam, że to prawie mnie zabije. Wiele się mówi o grypie, wielu moich znajomych ją przechodzi, ale mało kto wie, jak straszna ta choroba, jak niebezpieczna… Zaczęło się niewinnie - kaszel, gorączka… W ciągu kilku dni rozwinął się u mnie zespół ostrej niewydolności oddechowej. Zapadłam w śpiączkę. Przestały pracować mi płuca i moja jedyna nerka (drugą usunięto mi kilkanaście lat temu, po przebytej sepsie). Rokowania były bardzo złe… Lekarze kazali moim bliskim przygotować się na to, że umrę. Miesiąc – tyle byłam w śpiączce. Dopiero potem lekarzom udało się mnie wybudzić… Niestety nie na długo. Ponownie musieli wprowadzić mnie w stan śpiączki, gdyż płuca nie podejmowały pracy… Z tych chwil pomiędzy kolejnymi snami pamiętam jedynie silny ból nóg – jak się okazało, rozwinęła się u mnie polineuropatia. Mam uszkodzone włókna ruchowe nerwów. Oznacza to, że nieustannie odczuwam ból. Boli mnie każdy dotyk, boli zakładanie skarpetki, wkładanie i noszenie buta, boli przykrycie kołdrą czy dotyk prześcieradła... To dramat, nie życie. Ból dokucza mi i w dzień, i w nocy… Szpital stał się integralną częścią mojego życia... Po wielu hospitalizacjach przywrócono funkcje nerki. Co trzy miesiące wracam na oddział chorób płuc. Niestety, kolejny tomograf wykazał tętniaka aorty zstępującej. Zarówno regeneracja płuc, jak i tętniak nadal są monitorowane… Początkowo byłam przekonana, że szybko uda mi się powrócić do dawnego, normalnego życia - tego, w którym zawsze byłam w ruchu. Zarówno zawodowo, jak i prywatnie, lubiłam, jak coś się działo, zawsze otaczałam się ludźmi. Byłam nauczycielką, bibliotekarką, animatorką, trenerką, wolontariuszką ośrodka pomocy społecznej, prowadziłam szkolenia dla seniorów, działałam w stowarzyszeniach niosących pomoc potrzebującym… Obecnie sama stałam się w potrzebie. Od nowa uczę się chodzić, utrzymywać równowagę, prowadzić auto. Codziennie walczę o każdy krok! Od ponad 4 lat moja ukochana rodzina i przyjaciele muszą pomagać mi w podstawowych czynnościach, bo przez powikłania po grypie nie jestem w stanie normalnie funkcjonować…  Minęły już cztery lata poszukiwań leku, który przyniósłby ulgę. Bezskutecznie. Wraz z moimi lekarzami przetestowaliśmy wszystkie możliwe środki… Od trzech lat biorę morfinę oraz inne leki neurologiczne. Dopiero taki zestaw sprawia, że nogi bolą mnie troszkę mniej. Niestety wszystkie te leki powodują ciągłe zmęczenie, senność, drżenie i marznięcie kończyn… Lista moich chorób stale się powiększa. Na początku tego roku okazało się, że zażywane leki wywołały u mnie cukrzycę. Jedyną szansą na uśmierzenie mojego bólu jest terapia olejkami CBD, która znacznie przekracza moje możliwości finansowe. Proszę, pomóż mi! - Agnieszka

16 499,00 zł ( 86.16% )
Still needed: 2 650,00 zł
Kajetan Widlicki
Kajetan Widlicki , 13 years old

Każdego dnia walczymy o lepsze życie Kajtka! Pomocy!

Nasza droga do szczęścia była niezwykle wyboista... Kajtuś urodził się w Anglii. Kiedy rozstaliśmy się z jego mamą, ta zaczęła utrudniać nam kontakt. Tak zaczęła się moja walka o synka. Nikomu nie życzę takiej traumatycznej przeprawy. Po śmierci swojej mamy, przez okrutną biurokrację, Kajtek trafił do angielskiej rodziny zastępczej. Załamany, ale też bardzo zmotywowany walczyłem o mojego synka! Zwycięstwo nadeszło dopiero w lipcu 2019. Odetchnęliśmy z ulgą! Jednak nie dane nam było cieszyć się długo tą chwilą. Z powodu niejasnej sytuacji prawnej Kajtek w Anglii nie był diagnozowany i leczony, co okazało się ogromnym błędem. Dlatego zaraz po odzyskaniu syna, każdą chwilę spędzaliśmy w szpitalach na poszukiwaniu przyczyn jego słabego zdrowia. Synek rozwija się dużo wolniej od swoich rówieśników. Jest bardzo małomówny i też niewiele rozumie. Kajtek wymaga stałej opieki, a stwierdzono u niego autyzm, zespół Arnolda-Chiariego, zaburzenia metaboliczne i wady postawy. Tyle nieszczęść... Tak dużo przeciwności na jedno, bezbronne dziecko. Po powrocie do Polski wszystkie oszczędności wydaliśmy na leczenie i diagnostykę, jednak to kropla w morzu potrzeb, bo wciąż musimy walczyć. Czas, niestety również nie działa na naszą korzyść i potrzebne jest szybkie działanie. Dlatego prosimy o pomoc. Proszę, wesprzyj mnie w walce o przyszłość mojego dziecka! Tata Kajtka, Tomek

3 631,00 zł ( 4.01% )
Still needed: 86 719,00 zł

Follow important fundraisers