Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Krystyna Kuczyńska
Urgent!
Krystyna Kuczyńska , 63 years old

Mam dość strachu o własne życie! Pomagamy Krystynie pokonać nowotwór!

Jestem Krystyna. Znalazłam się w sytuacji, w której nie poradzę sobie sama i potrzebuję Twojej pomocy. Walczę z nowotworem piersi. Chemia uszkodziła moje serce, wątrobę i nerki… Boję się, że zabraknie mi środków na dalsze leczenie. Pomocy! Moja walka z chorobą toczy się od 2021 roku. Diagnozę poznałam podczas jednego z badań mammograficznych, potem sprawy potoczyły się już bardzo szybko. Niemal natychmiast musiałam się poddać operacji, po której wdrożono chemioterapię.  Niestety, ponad pół roku leczenia nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Moja sytuacja pogorszyła się. Nastąpił przerzut do węzłów chłonnych, a skutki uboczne leczenia zamieniły moją codzienność w koszmar. Mój organizm był tak bardzo osłabiony… Nie miałam energii, nie byłam w stanie jeść – balansowałam na granicy skrajnego wycieńczenia.  W lipcu 2022 przeszłam operację węzłów chłonnych. Jesienią wróciłam do przyjmowania chemii. Brałam ją do wiosny 2023, po czym rozpoczęłam radioterapię. Przez cały ten czas czułam się źle. Tak naprawdę dopiero od dwóch tygodni jestem w stanie chodzić, a nie ciągle leżeć… Mój stan jest niewiadomą. Wiem, że muszę cały czas monitorować sytuację, nie dopuścić do sytuacji, w której nowotwór dostałby chociaż najmniejsze pole do nawrotu. Ale on atakuje… Niedługo czeka mnie operacja wycięcia guza z nerki.  Koszty walki są ogromne! Konsultacje, dojazdy, leki, suplementy potrafią zmniejszyć mój budżet nawet o 1000 zł każdego tygodnia. Czuję, że z każdej strony czyha na mnie zagrożenie o innym charakterze – martwię się o możliwy rozwój choroby, ale też przeraża mnie perspektywa braku środków na leczenie.  Chciałabym zobaczyć już szczęśliwy finał tej historii, jednakże do tego jeszcze długa droga – wciąż odpieram ataki choroby, każdy mój dzień jest walką. Mam dość nieustannego funkcjonowania w strachu, mrocznych myśli, poczucia rezygnacji.  Gdy po raz pierwszy usłyszałam diagnozę – nowotwór złośliwy, czułam się odrzucona i niepotrzebna. Sama z moim cierpieniem, strachem i beznadzieją. Ale odnalazłam nadzieję i wsparcie! Pomogła mi moja córka, pani psycholog, fundacja. Odzyskałam wolę żyć. Wiem, że mogę pokonać chorobę i być szczęśliwa.  Na drodze do tego stoją jednak pieniądze na podstawowe potrzeby. Często muszę wybierać między lekami a jedzeniem. Proszę Cię o pomoc! Nie o wielką sumę, ale o tyle, ile jesteś w stanie dać. Każda złotówka ma dla mnie ogromne znaczenie. Każda złotówka przybliża mnie do zdrowia i szczęścia. Chcę żyć dla siebie, córki i wnuka. Wierzę, że pomożesz mi pokonać tego okropnego przeciwnika! Krystyna

903,00 zł ( 1.06% )
Still needed: 84 204,00 zł
Natalia Warszykowska
Natalia Warszykowska , 35 years old

Walka Natalii trwa już 35 lat❗️ Prosimy, wesprzyj kochaną żonę i mamę❗️

Gdy patrzę w twarz Natalii, widzę historię pełną bólu… Od trzynastu lat jesteśmy małżeństwem, mamy wspaniałą córeczkę. Niestety, zły los chciał, że każdego dnia wspólnie walczymy przeciwko długiej liście bezlitosnych diagnoz żony. Nie wierzę, gdy mówią, że choroba nie wybiera. Bo przecież wybrała właśnie nas! Zabrała nam spokój, radość, czasem nawet nadzieję. Prosimy, pomóżcie… Młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów oraz chore serce przekreśliły beztroskę dzieciństwa Natalii, powodując przewlekły, uciążliwy ból już od pierwszych lat życia. Moją żonę wychowywało CIERPIENIE. Do tej pory to ono decyduje, jak będzie wyglądał nasz kolejny dzień.  A łatwo nie jest. By utrzymać rodzinę, pracuję na dwa etaty. Częste wizyty u lekarzy, długie hospitalizacje, półki pełne lekarstw – to nasza normalność. W tym wszystkim jest córeczka, która szczególnie trudno znosi rozłąki z mamą. Teraz gdy jest starsza i więcej rozumie, również stara się być wsparciem dla Natalii. Jesteśmy rodziną, to nasza ogromna siła. Ale walka o zdrowie staje się zbyt dużym obciążeniem finansowym… Natalia nie może pracować. Ma pierwszą grupę inwalidzką i ciężko to odczuwa. W wieku 18 lat przeszła operację wszczepienia zastawki aortalnej. Przyjmuje ogromne ilości lekarstw, by jakoś funkcjonować, ale często doskwierają jej nieznośne zmęczenie i duszności. W takie dni jest w stanie jedynie leżeć w łóżku i czekać, aż przyjdzie noc i kolejny poranek… Ból jest obezwładniający, nie do wytrzymania! Kilka lat temu Natalia przeszła UDAR MÓZGU. Najpierw zaniepokoiły ją złe wyniki badania krwi, które codziennie wykonuje w domu. Później rozpętało się prawdziwe piekło! Żona obudziła się w nocy. Objawy jasno wskazywały na udar. Natychmiast zadzwoniliśmy po pogotowie. Natalię przewieziono do szpitala w Iławie, jednak doszło do rozległych uszkodzeń i martwicy lewej półkuli mózgu!  Byliśmy przerażeni! Lekarze jednogłośnie orzekli, że Natalia cudem wyrwała się ze szponów śmierci! To były dla nas prawdziwe chwile grozy, ale obudziliśmy się z koszmaru… Na szczęście prawa półkula mózgu przejęła funkcję lewej. Udar nie dokonał spustoszenia, jakiego się obawialiśmy. Zaczęliśmy znowu żyć spokojnie, ale niestety tylko na chwilę. Pojawiło się PODEJRZENIE TOCZNIA – przerażającej choroby, która niszczy wszystkie organy w ciele. Na tę chwilę żona przyjmuje już chemioterapię. 1 lipca zaplanowana jest hospitalizacja, by pogłębić badania i dobrać odpowiednie leczenie. Nie będę ukrywał, że jest nam bardzo ciężko. Boimy się, co przyniesie przyszłość! Dlatego musimy działać! Natalia potrzebuje wzmożonej opieki lekarskiej, rehabilitacji, turnusów rehabilitacyjnych, leków, w tym tych dodatkowych, stymulujących mózg po udarze. Mieszkamy z teściami, na drugim piętrze domu jednorodzinnego. Musimy przygotować się na czarny scenariusz. Wiemy, że pewnego dnia żona nie będzie dłużej mogła stać na własnych nogach, dlatego konieczne jest zamontowanie windy.  Robię co w mojej mocy, by jak najlepiej zadbać o zdrowie żony i naszą kochaną córeczkę, ale znalazłem się w miejscu, w którym muszę poprosić o pomoc… Każda złotówka jest dla nas niezwykle cenna. Sami dłużej nie damy rady! Michał, mąż Natalii

1 691,00 zł ( 1.05% )
Still needed: 157 884,00 zł
Adrian Muszyński
Adrian Muszyński , 27 years old

❗️Kiedy rodziła się jego córeczka, on walczył o życie... Pomóż młodemu tacie odzyskać zdrowie po wypadku!

4 września 2021 roku wydarzył się dzień, który zmienił wszystko... Doszło do tragedii, która raz na zawsze zmieniła życie Adriana i jego rodziny. Adrian miał wtedy 24 lata... Za kilka miesięcy miał zostać tatą. Kiedy rodziła się jego wyczekana, malutka córeczka, on walczył o każdy dzień życia... Tego dnia Adrian jak co dzień wyszedł z domu, żeby rozwijać swoje pasje z kolegami... Podczas zwykłej przejażdżki na motocrossie doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Adrian wyjechał i długo nie wracał. Zmartwieni koledzy rozpoczęli poszukiwania... Okazało się, że ich przyjaciel leży w zaroślach, walcząc o życie. Adrian był połamany, miał problemy z oddychaniem... Karetka nie dowiozłaby go do szpitala. Zabrał go helikopter... Zdążyli cudem. Adrian trafił na stół operacyjny, potem na oddział chirurgii... Wypadek sprawił, że doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego. Adrian stracił władzę w rękach i nogach... Nie mógł nawet samodzielnie oddychać. Lekarze wprowadzili go w śpiączkę farmakologiczną, by ratować jego życie. Rokowania były złe, stan ciężki... Partnerka Adriana była wtedy w ciąży. Malutka Oliwka urodziła się w styczniu 2022 roku... Jej tata w tym czasie walczył o zdrowie i życie. Początkowo nie oddychał samodzielnie, nie mówił, nie jadł sam, ruszał tylko oczami... Nie było wiadomo, czy kiedykolwiek będzie w stanie wziąć na ręce  i przytulić własną córeczkę. Tylko w oczach tliła się ogromna chęć życia... Do 22 listopada Adrian przebywał na Oddziale Intensywnej Terapii, potem trafił na oddział rehabilitacyjny. Udało mu się wybudzić i odzyskać pełną świadomość. Pamięta przejażdżkę, wypadek, lot helikopterem... Potem jest pustka. Na szczęście kontaktuje, rozmawia, wypadek nie naruszył jego młodego umysłu. Gorzej z władzą nad ciałem... Za nim ogrom pracy... Nie ma już rurki, rusza lewą ręką, coraz lepiej pracuje dłońmi... Ćwiczy. Wie, że musi walczyć, że ma dla kogo... Oliwka urodziła się w styczniu. Na razie jeszcze nie wie, że jej tata jest ciężko chory... Adrian marzy, by uczestniczyć w jej wychowaniu, wziąć ją na ręce i zabrać na spacer, wykąpać, przewinąć, pokazać jej świat. W tej chwili jest to niestety niemożliwe... Przed Adrianem długa i trudna droga do tego, aby odzyskać choć częściową sprawność. Potrzebuje intensywnej i specjalistycznej rehabilitacji, której koszty są niestety ogromne. Koszt miesięcznego pobytu w ośrodku to ponad 20 tysięcy złotych! Najważniejsze jest to, że Adrian żyje - marzy jednak o tym, aby być sprawnym na tyle, aby samemu zjeść, ubrać się... Ma dopiero 26 lat i malutką córeczkę... Ma dla kogo walczyć i żyć. Bardzo prosimy o wsparcie i pomoc. Nie przechodź obojętnie, jeśli twój mały gest może uratować komuś życie. Adrian zapewnia nas, że będzie walczył, ale ta walka nie jest równa, a Ty możesz pomoc nam wyrównać szanse Adriana! Z góry dziękujemy za każdą złotówkę.  

3 080,00 zł ( 1.05% )
Still needed: 289 793,00 zł
Alicja Bilak
Alicja Bilak , 4 years old

Nie zamykaj Alicji w Krainie Ciszy... POMÓŻ!

Badania w trakcie ciąży nie wykazywały żadnych nieprawidłowości. Nikt nie mógł mi wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Siostra bliźniaczka Alicji urodziła się zdrowa, co tym bardziej wzbudzało podejrzenia i niepokój. Niestety na moje pytania do dziś nie otrzymałam odpowiedzi. Moja córeczka przyszła na świat bez uszka, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Kiedy ją zobaczyłam po raz pierwszy, najbardziej wystraszyłam się tego, że już nigdy nie będzie słyszeć. Bardzo bałam się o jej przyszłość, sprawność i beztroskie dzieciństwo, ale wiedziałam, że muszę walczyć. Obecnie Alicja prawie nie słyszy na jedno uszko. Jeśli ktoś coś do niej mówi, odwraca się i podstawia lewe, zdrowe uszko. Jeśli ma dwa źródła dźwięku, ktoś coś mówi, a w tle słychać inne dźwięki, to bardzo się gubi i nic nie słyszy. Ciężko sobie wyobrazić, jak poradzi sobie w szkole – jej stan się nie poprawia, lecz stale pogarsza… Na szczęście pojawiła się nadzieja! Alicja została zakwalifikowana do bardzo wymagającej operacji, w którą zaangażowanych będzie dwóch chirurgów jednocześnie! Pierwszy przewierci kość w przewodzie słuchowym i zajmie się plastyką błony bębenkowej. Jeśli będzie brakowało kości w uszku, to wstawi też implanty, jednak to będzie można stwierdzić dopiero w trakcie zabiegu. Drugi chirurg zadba o estetykę i rekonstrukcję małżowiny usznej. Operacja będzie trwała 8 godzin, ale dzięki niej jest wielka szansa na lepszą przyszłość Alicji! Obecnie córeczka jest jeszcze za mała, żeby wszystko rozumieć, jednak jest świadoma swoich problemów zdrowotnych. Jak czyścimy uszy, to często zadaje pytanie „Mamo, ale czemu tylko jedno? Drugiego nie ma jak? Ale Liza ma dwa!” Gdy bawi się w lekarza, to wie, że stetoskop może włożyć tylko do jednego ucha. Na razie wywołuje to u niej tylko lekkie zdziwienie, dlatego niezwykle ważne jest, żeby wykonać operację jak najszybciej. Prognozy lekarzy są bardzo optymistyczne, wszyscy wierzymy, że operacja przebiegnie pomyślnie i uda się pomóc mojej małej, dzielnej dziewczynce! Operacja zaplanowana jest na 4 stycznia! Nie mamy chwili do stracenia! Prosimy, pomóżcie nam uzbierać kwotę, dzięki której Alicja będzie słyszeć. To ogromna suma, której sama nie jestem w stanie uzbierać. Wierzę, że nie przejdziecie obojętnie obok jej historii. Mama Alicji Zobacz filmik z pięknymi zdjęciami Alicji

2 725,00 zł ( 1.04% )
Still needed: 256 890,00 zł
Julia Niewielska
Julia Niewielska , 6 years old

Choroba odbiera jej szansę na sprawność! Prosimy - pomóż!

Mam dwójkę dzieci rok po roku. To z jednej strony ogromne wyzwanie, bo opieka trochę przypomina tę, co w przypadku bliźniaków. Choć z drugiej strony, gdy trochę podrośli mieli siebie jako kompanów do zabawy w berka, chowanego czy co tam im tylko przyszło do głowy. Tym bardziej nie mogę uwierzyć, że zostało im to tak nagle zabrane!  U mojej młodszej pociechy – Julki zdiagnozowano chorobę Perthesa, czyli jałową martwicę głowy kości udowej. To schorzenie, w wyniku którego dochodzi do obumierania tkanki kostnej w okolicy biodra bez udziału drobnoustrojów chorobotwórczych. Część kości udowej tworząca staw biodrowy ulega stopniowemu zanikowi, degeneracji. Przez to moja córka nie może wykonywać żadnej aktywności! Nie może bawić się z bratem oraz rówieśnikami, bo musi dużo odpoczywać – leżąc lub ewentualnie siedząc… To takie trudne dla kilkulatki…  We wszystkich czynnościach muszę jej pomagać, aby jak najbardziej odciążyć chorą nogę. Leczenie polega na intensywnej rehabilitacji, na którą jeździmy 5 do 6 razy w tygodniu oraz różnego rodzaju zabiegach. Koszty tego leczenia są niebotyczne! Zbyt duże, abym wspólnie z mężem potrafiła je udźwignąć… Proszę, pomóżcie nam! Tak bardzo chcę uratować nóżkę Juleczki, aby znów mogła bawić się z bratem i rówieśnikami…  Anna, mama

557,00 zł ( 1.04% )
Still needed: 52 635,00 zł
Marysia Jacenko
Urgent!
Marysia Jacenko , 6 years old

Gdy znikają mięśnie, gaśnie też życie❗️Potrzebny lek, by uratować Marysię!

Żyjemy pod dyktando śmiertelnej choroby, na którą zachorowała nasza malutka córeczka! SMA - 3 litery, kiedyś nieznane, dziś znienawidzone, bo przyniosły tylko łzy i strach... Codziennie, gdy otwieram oczy, biegnę do łóżeczka córeczki i sprawdzam, czy jeszcze oddycha... Nie czekam na kolejne dni, boję się ich... Boję się, co jeszcze zabierze nam choroba, która postępuje... Marysia nie wstanie sama z łóżeczka, porusza się na wózku inwalidzkim, coraz słabsze ma też rączki... Błagam Cię o pomoc, by ratować moje maleństwo! 19 stycznia 2018 roku przyszła na świat ona - moja córeczka. Ważyła ponad 4,5 kg i wydawała się zdrowym, silnym dzieckiem. Była śliczna jak z obrazka, ale dla nas liczyło się tylko to, że urodziła się zdrowa. Nie miałam pojęcia, że wraz z Marysią na świat przyszła śmiertelna genetyczna choroba, która tylko czeka, by zaatakować w najmniej spodziewanym momencie... Marysia rosła jak na drożdżach, szybko zaczęła mówić, raczkować, chodzić... Wszyscy ją kochali. Każde pomieszczenie rozświetlała swoim uśmiechem... Rozwijała się jak rówieśnicy i prawie w ogóle nie chorowała. Snułam marzenia, kim będzie, jak dorośnie... Nie mogłam się doczekać, kiedy pójdzie do przedszkola, do szkoły, kiedy nauczę ją jeździć na rowerze, zapisze na ukochane tańce... Nie sądziłam, że niedługo będę umierać ze strachu, czy Marysię będzie czekać w ogóle dorosłość... W myślach planowałam już przyjęcie z okazji urodzin córeczki... Tort, balony, prezenty - wszystko było już kupione. Niestety wydarzyło się coś, co sprawiło, że to wszystko stało się nieistotne. Marysia zaczęła słabnąć. Codziennie było coraz gorzej... Pewnego dnia nie mogła już podnieść się z pozycji siedzącej, nóżki nie były w stanie jej utrzymać... Już nigdy więcej nie wstała. Pojechaliśmy do lekarza, zaczęły się badania, rehabilitacje. Szukanie przyczyny... Mój niepokój rósł. Inne dzieci zdobywały kolejne umiejętności, a Marysia, zamiast rozwijać się, po prostu się cofała... Lekarze długo nie mogli postawić prawidłowej diagnozy. Szukanie i sprawdzanie różnych scenariuszy trwało rok... Czekaliśmy na wyniki badań genetycznych, jeden ze specjalistów miał podejrzenie, które wolał sprawdzić. 30 stycznia 2022 roku - po drugich urodzinach córeczki - dostałam telefon, kazano nam przyjechać ze szpitala. Tam dowiedziałam się, że Marysia ma SMA - rdzeniowy zanik mięśni...  Nie rozsypałam się tylko dlatego, że nigdy nie słyszałam o tej chorobie. W rodzinie nikt nie miał problemów zdrowotnych. Po rozmowie z lekarzem wpisałam "SMA" do wyszukiwarki... Zobaczyłam zdjęcia nieruchomych dzieci pod respiratorami, które nie są w stanie ruszyć nawet palcem... Dzieci, nie dorosłych, bo ta choroba zbiera śmiertelne żniwo, wielu chorych nawet nie dożyłam dorosłości. Wpadłam w histerię. Nie wierzyłam... Dziś wiem, że SMA polega na stopniowym umieraniu mięśni - organizm Marysi nie produkuje białka, które jest odpowiedzialnego za ich pracę. To postępująca choroba, która stopniowo odbiera siłę i zdolność poruszania się, zaczynając od nóg, a kończąc na mięśniach połykania i oddychania. Nie odbiera tylko siły umysłu... Podstępność tej choroby polega na tym, że pojawia się tam, gdzie się jej nie spodziewamy. W najgorszej postaci SMA bez leczenia dzieci umierają przed drugim życia... Od momentu diagnozy rozpoczęła się walka o życie i zdrowie Marysi. Córeczka porusza się na wózku inwalidzkim, już nigdy z niego nie wstanie... Nie będzie rowerku, tańców, biegania z plecaczkiem do szkoły... Najważniejsze jednak, by była sprawna, by oddychała, by żyła! Nasz świat to lekarze, szpitale i rehabilitacje, by powstrzymać umieranie mięśni. Jeszcze kilka lat temu SMA było chorobą nieuleczalną... Na szczęście medycyna rozwija się i dziś jest szansa, by pomóc Marysi, by zatrzymać chorobę! To terapia genowa - Marysia dostanie kopię genu, którego nie ma i przez brak którego jej mięśnie umierają. Jeden zastrzyk może powstrzymać SMA! Niestety, terapia genowa to najdroższy lek świata... Czas ucieka i działa na niekorzyść naszej córeczki. Musimy zebrać ogromną kwotę, by Marysia dostała lek. Dla naszej rodziny jest to kwota nie do udźwignięcia. Ja nie proszę, lecz błagam - pomóż mi ocalić moje dziecko... ➡️ Marysi możesz pomóc też przez udział w LICYTACJACH - klik!

37 065,00 zł ( 1.04% )
Still needed: 3 511 650,00 zł
Eliasz Katruk
Eliasz Katruk , 6 years old

Wojna zabrała bezpieczny dom i sprzęt niezbędny do walki z SMA. Pomóż!

Nasz świat runął już dwa razy. Za pierwszym, gdy u Eliasza zdiagnozowano śmiertelną chorobę – SMA typu 1. Za drugim, gdy musieliśmy uciekać przed wojną i przerwać leczenie synka… Jeszcze przed wojną trudno było walczyć z potwornie niebezpieczną chorobą synka. Gdy nasze dziecko miało zaledwie 2 miesiące, wydano na nie wyrok. Diagnoza SMA spadła na nas bezlitośnie i bez uprzedzenia. Każdego dnia ramie w ramie stawaliśmy jednak do walki z zanikiem mięśni. Każdego kolejnego dnia żyliśmy nadzieją, że uratujemy Eliasza.  Zaczęliśmy szukać sposobu jak mu pomóc, dzięki czemu dowiedzieliśmy się o badaniach klinicznych we Francji. Udało się, synek został zakwalifikowany i w wieku 4 miesięcy przyjął pierwszą dawkę leku. Po 2,5 roku intensywnego leczenia i niekończących się badań stan synka był na tyle dobry, że mogliśmy wrócić do domu.  W 2021 roku wszystko zdawało się układać, a leczenie nadal przynosiło dobre efekty. Eliasz  mógł nawet samodzielnie stanąć przy podparciu, co dla chorych na rdzeniowy zanik mięśni 1 typu jest ogromnym osiągnięciem! Niestety, w 2022 roku nasze życie przerwała wojna. Mieszkaliśmy w Charkowie, gdzie koszmar wojny spadł na nas z całą swoją mocą. 2 tygodnie spędziliśmy w piwnicy z dwójką dzieci – bez prądu, wody i jedzenia. Lek zaczął się kończyć, nie mogliśmy dotrzeć do niego w żadnej sposób. Zaczął się wyścig z czasem.  Sytuacja była krytyczna, postanowiliśmy uciec z miasta. Wiedzieliśmy, że walczymy o życie. Zagrażały nam nie tylko spadające z nieba bomby – bez podania leku Eliasz znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wyjechaliśmy z miasta wcześnie rano, pod osłoną wojska, które pełniło rolę tarczy i chroniło nasz samochód przed pociskami. Dotarliśmy do Polski, gdzie kontynuowaliśmy walkę ze śmiertelną chorobą syna.  Na Ukrainie zostawiliśmy cały dobytek naszego życia, w tym aktywny wózek inwalidzki z napędem elektrycznym, fotelik do karmienia czy pionizator. Cały sprzęt, który ułatwiał synkowi i nam zwyczajną codzienność. Aby móc walczyć o zdrowie i jak najdłuższe życie synka niezbędny jest zakup gorsetu, ortez  oraz wózka elektrycznego. Niestety, wiąże się to z ogromnymi kosztami, których nie jesteśmy w stanie udźwignąć samodzielnie.  Nie wiemy, czemu w naszym życiu jest tyle cierpienia. Nie wiemy, czemu los tak bardzo doświadcza nas i naszego niewinnego synka. Eliasz jest tylko małym dzieckiem, a już doświadczył horroru wojny i zmaga się ze śmiertelną chorobą. Prosimy, wyciągnij do nas pomocną dłoń i daj nadzieję na lepszą przyszłość… Rodzice

600,00 zł ( 1.02% )
Still needed: 57 911,00 zł
Marek Wasilcow
Marek Wasilcow , 3 years old

Nowotwór zabrał mu oczko❗️Potrzebna pomoc dla Marka!

Marek to mój malutki synek, który od drugiego roku życia musi mierzyć się z potężnym przeciwnikiem – nowotworem złośliwym oczu (siatkówczakiem). Choroba odebrała mu już jedno oczko! Robimy wszystko, żeby zupełnie nie zabrała wzroku! Bardzo proszę o wsparcie w opłaceniu leczenia i zakupie protezy dla mojego biednego synka! 12 sierpnia 2020 roku był najpiękniejszym dniem w naszym życiu. Tego dnia po raz pierwszy zobaczyliśmy nasze maleństwo – wymarzonego syna Marka. Nie mogliśmy oderwać od niego wzroku. Patrzyliśmy w jego piękne, duże oczy, całkowicie nieświadomi tego, że czai się w nich straszliwy potwór – siatkówczak... W 2022 roku zauważyliśmy, że kiedy światło dzienne trafia do oka naszego Marka, oko zaczyna się dziwnie, nienaturalnie świecić. Byliśmy zaniepokojeni, więc jeszcze tego samego dnia zwróciliśmy się do lekarza. Nigdy nie zapomnę, jak po wykonanym USG lekarz wyszedł na korytarz i wypowiedział najstraszniejsze słowa w moim życiu: "Przykro mi, państwa dziecko ma złośliwy nowotwór jednego i drugiego oka." Moje serce rozpadło się na tysiące kawałków. Łzy, paniczny strach, same pytania i żadnej odpowiedzi... Następnego dnia udaliśmy się do centrum onkologicznego, aby potwierdzić tę straszliwą diagnozę. Niestety, wyniki nie pozostawiały złudzeń: siatkówczak obu oczu, III - IV stopień zaawansowania. Brakuje słów, aby wyrazić, co czułam w tym momencie... Całe ciało drżało, nie mogłam oddychać, serce wyrywało się z klatki piersiowej, łzy leciały po policzkach, a mojej głowie pozostało już tylko jedno pytanie: "Jak uratować mojego syna?" Rozpoczęła się walka o uratowanie wzroku, ale też życia synka! Stosowaliśmy wszelkie możliwe metody leczenia. Gdy nie dały one pożądanych rezultatów, musieliśmy wyjechać do kliniki w Szwajcarii. Spakowaliśmy się i zdecydowaliśmy się poszukać ratunku za granicami naszego kraju. Ma miejscu u syna zdiagnozowano aż 10 nowych ognisk choroby w jednym oku! Nie było już innego wyboru – Marek musiał rozpocząć chemioterapię! Minęło kilka miesięcy, a nowotwór wciąż nie odpuszczał. Znów podano chemioterapię i tym razem na szczęście zmiany delikatnie się zmniejszyły. Myśleliśmy, że oczka synka uda się uratować!  5 lutego 2024 Marek przeszedł kolejną konsultację w klinice w Szwajcarii. Po zakończonym badaniu lekarze szybko podjęli decyzję: trzeba usunąć prawe oczko! Byliśmy przerażeni, ale naprawdę nie było innego wyjścia. Siatkówka zaczęła się odwarstwiać, ponieważ oczko było już wyczerpane leczeniem... 29 lutego 2024 usunięto prawe oczko mojego kochanego synka… Wstawiono plastikową protezę… Obecnie jesteśmy w domu, ale musimy niedługo ponownie wylecieć do Szwajcarii. Oczka rosną do piątego roku życia, więc do tego czasu pozostaniemy pod ścisłą kontrolą. Lewe oczko jest w remisji od półtora roku. Nie możemy nawet na chwilę odpuścić, żeby choroba nie odebrała Markowi drugiego oczka i sprawiła, że stanie się niewidomy...  Koszt leczenia są ogromne, a nam skończyły się już pieniądze... Nie wiemy, co robić dalej, dlatego przychodzimy z całego serca prosić o pomoc dla naszego synka! Marek to taki dzielny, mały wojownik. Chcemy, żeby jego życie było jak najbardziej sprawne, żeby ludzie na każdym kroku nie zauważali jego niepełnosprawności. Dlatego musimy zakupić jak najlepszej jakości protezę do jego oczka. Obecna jest plastikowa, tymczasowa... Wierzę, że wspólnymi siłami uda nam pokryć ogromne koszty, związane z walką o zdrowie i życie Marka! Już raz udało się zapełnić zielony pasek. Proszę, zróbmy to jeszcze raz! Dla mojego ukochanego synka!Hanna, mama Marka

1 100,00 zł ( 1.02% )
Still needed: 106 728,00 zł
Aleksandr Haishuk
Aleksandr Haishuk , 16 years old

Walka z SMA trwa! Potrzebna pomoc!

Nasz syn ukończył szkołę średnią z wyróżnieniem i wstąpił do akademii w Warszawie. Rozpoczął już studia i jest najmłodszym studentem w Polsce! Niestety oprócz talentu los zesłał na niego nieuleczalną chorobę! W wieku 2 lat u Aleksandra zdiagnozowano rdzeniowy zanik mięśni. Jest to rzadka i bardzo poważna choroba genetyczna, której towarzyszy postępujący zanik mięśni. Syn nie jest w stanie chodzić, a do poruszania używa wózka inwalidzkiego. Cały czas potrzebuje jednak naszej pomocy w zwykłych, codziennych czynnościach.  Niestety jego mięśnie są bardzo słabe, co doprowadziło do powstania skoliozy, czyli poważnego skrzywienie kręgosłupa. Aleksandr wymaga operacji, na którą już od dawna czekamy… Do tego czasu jeszcze bardziej musimy wzmacniać jego ciało! Na razie syn uczęszcza na rehabilitację tylko dwa razy w tygodniu i jest to zdecydowanie za mało! Aleksandr musi ćwiczyć codziennie, ale z przyczyn finansowych jest to niemożliwe… Będziemy bardzo wdzięczni wszystkim troskliwym ludziom za pomoc, która teraz jest bardzo potrzebna. Wasze wsparcie w walce z SMA jest dla naszego syna ogromnie ważne! Rodzice

201,00 zł ( 1.02% )
Still needed: 19 502,00 zł

Follow important fundraisers