Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Karolina Bronowicz
4 days left
Karolina Bronowicz , 36 years old

Pomóż mi odzyskać dawne życie...

Jedna chwila wystarczyła, żeby zrujnować wszystko, na co pracowałam latami... Jedna chwila zaważyła nad moim losem. W wyniku nieszczęśliwego wypadku doznałam wielopoziomowego złamania kręgosłupa, licznych złamań żeber, łopatki i odmę płucną. Przeżyłam cudem i wciąż walczę, by odzyskać to, co straciłam w jednej sekundzie… Bardzo proszę, pomóż mi w mojej walce. Gdy w krytycznym stanie trafiłam do szpitala, nie dawali mi wielu szans. Na sali operacyjnej cały zespół specjalistów w pocie czoła walczył o moje życie. Mogłoby mnie już tu nie być… Z ostrą niewydolnością oddechową zostałam przewieziona na Oddział Intensywnej Terapii, gdzie przez tydzień leżałam w śpiączce, podłączona do urządzeń utrzymujących mnie przy życiu. Po kilku dniach odbyła się kolejna operacja. Wspomagana respiratorem i karmiona sondą spędziłam na OIT kolejne dni. Kiedy się obudziłam, zorientowałam się, że nie czuję niczego poniżej żeber. Że nie dam rady poruszać nogami. Dotarło do mnie, że jestem sparaliżowana! Kiedyś miałam pasje, miałam marzenia, a z jedną chwilą wszystko legło w gruzach. Uwielbiałam chodzić po górach, wspinać się. Żeglowałam, jeździłam na nartach, łyżwach, służyłam w Wojsku Obrony Terytorialnej. Kochałam moje życie, a teraz czuję się, jakbym je straciła. Jakby ten wypadek zabrał moją tożsamość, zabrał wszystko... Od 4 miesięcy jestem w szpitalu, gdzie uczę się poruszać na wózku inwalidzkim i samodzielnie funkcjonować. Zrobiłam już duże postępy, nauczyłam się już samodzielnie przesiadać na wózek, ubierać i myć. Staram się wykorzystywać każdą daną mi szansę i daje z siebie wszystko. Wiem, że na szali leży moje życie. Jednak przede mną długa i wyboista droga... Teraz uczę się pokonywać bariery architektoniczne, krawężniki... Ćwiczę chodzenie w ortezach. Aby możliwe były kolejne postępy i dalsza walka o sprawność, konieczna jest kontynuacja rehabilitacji, koszty takiego leczenia przekraczają możliwości finansowe moje i mojej rodziny. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji, że będę musiała prosić o pomoc, zawsze byłam samodzielna i ze wszystkim radziłam sobie sama... Teraz jednak moje życie diametralnie się zmieniło i żeby móc znów być niezależna, potrzebuję Twojego wsparcia.  Proszę, nie przechodź obojętnie... Karolina

142 350,00 zł ( 53.52% )
Still needed: 123 608,00 zł
Tomek Wytrykowski
11 days left
Tomek Wytrykowski , 23 years old

Na progu dorosłości Tomkowi odebrano samodzielność – stawiamy go na nogi!

Pisk opon, huk i przeraźliwy krzyk. Tomek miał zaledwie 16 lat, kiedy został potrącony przez samochód. Tamtego dnia jego plany i marzenia zostały okrutnie przerwane. W jednej chwili dotychczasowe życie zamieniło się w codzienną walkę o sprawność... Po wypadku Tomek natychmiast trafił do szpitala. Najpoważniejszym i najgorszym w skutkach urazem był uraz kręgosłupa szyjnego na odcinku C4 i C5, czego następstwem jest porażenie czterokończynowe. Przez długi czas po wypadku Tomek nie był w stanie samodzielnie funkcjonować – musieliśmy zajmować się nim 24 godziny na dobę i być jego rękami i nogami. Dla kilkunastolatka to był koszmar. W jednej chwili jego największym marzeniem oraz celem stał się chociaż częściowy powrót do sprawności... Od wypadku minęły już 3 lata, a nasz syn cały czas walczy. Po tak ciężkich urazach jedynym lekiem jest intensywna i systematyczna rehabilitacja i tylko ona sprawia, że Tomek nie poddaje się i z miesiąca na miesiąc może cieszyć się z małych sukcesów.  Są dni, kiedy Tomek czuje dotyk i potrafi dzięki temu rozróżniać różne przedmioty. To znak, że tylko stałe zajęcia i aktywizacja jego kończyn są szansą na odzyskanie sprawności. Dlatego chcemy, aby przez kolejne miesiące Tomek był intensywnie rehabilitowany. Niestety koszty takiej terapii są bardzo wysoki i przekraczają nasze możliwości finansowe...  Nie cofniemy czasu. Jedyne, co możemy zrobić, to poskładać życie Tomka na nowo i walczyć o odzyskanie tego, co zniszczył wypadek. Czas rozpaczy już minął. Teraz przyszedł czas na walkę. By móc ją kontynuować, potrzebujemy Twojej pomocy! Rodzice Tomka

10 501,00 zł ( 29.03% )
Still needed: 25 670,00 zł
Leszek Zaremba
Leszek Zaremba , 87 years old

Więzienie własnych ograniczeń – proszę, pomóż mi się z niego uwolnić!

Na cukrzycę choruję właściwie od zawsze. Nauczyłem się z nią żyć i z tego życia korzystać. Mimo swojego wieku dalej miałem dużo planów i marzeń... Całe moje dotychczasowe życie zostało mi brutalnie zabrane 3 lata temu, kiedy w wyniku choroby amputowano mi nogę.  Z aktywnego emeryta zmieniłem się w więźnia własnych ograniczeń. Po mieszkaniu chodzę tylko dzięki chodzikowi, ale wyjść z domu nie dam rady... Zejście po schodach jest dla mnie zbyt trudną przeprawą. A tak bardzo chciałbym jeszcze czuć się potrzebny! Z Waszą Pomocą niedawno udało się zebrać środki na schodołaz, który pozwoli mi i mojej żonie wydostać się z mieszkania. Chcielibyśmy mieć nadal możliwość być samodzielnymi. Niestety, prowadzenie samochodu już nie wchodzi w grę, dlatego chciałbym, aby udało się zebrać na dwuosobowy skuter inwalidzki. Wówczas moglibyśmy razem pojechać na zakupy, czy nawet wybrać się na spacer.  Udało nam się również otrzymać dofinansowanie likwidacji barier architektonicznych. To dla nas ogromna pomoc i ułatwienie, bo będziemy mogli czuć się bezpiecznie w naszym mieszkaniu. Niestety część musimy zapłacić z własnych środków, a na to nas nie stać. Dlatego z całego serca prosimy o pomoc, o możliwość pozostania samodzielnymi. Leszek i Krysia

4 204,00 zł ( 21.71% )
Still needed: 15 158,00 zł
Natalia Pietkiewicz
14:29:26  left
Natalia Pietkiewicz , 28 years old

Wylew krwi do mózgu niemal odebrał życie Natalii! Pomóż odzyskać zdrowie!

Natalia ma 24 lata i jest po wylewie krwi do mózgu. Na początku marca 2020 roku przechodziła planowaną operację usunięcia tętniaka. Pojawiły się komplikacje - krwiak. Przez niego Natalia omal nie umarła… Dzięki szybkiej interwencji lekarzy przeżyła, jednak jej stan był bardzo ciężki. Wciąż toczymy walkę o zdrowie i sprawność Natalii. Bardzo prosimy o pomoc… Przez długi czas nasza córka była w śpiączce farmakologicznej. Nie było wiadomo, jakie spustoszenie zrobił krwiak. Mogliśmy tylko czekać i mieć nadzieję - ta dodawała nam sił… Niestety, śpiączka i problemy reumatologiczne, które Natalka miała wcześniej, negatywnie wpłynęła na jej zdolność do samodzielnego poruszania się. Dziś robimy wszystko, by córka mogła wrócić do sprawności. Niestety, nie jest to łatwe. Obecna sytuacja epidemiologiczna utrudnia prawidłowe przeprowadzenie rehabilitacji. Musimy przenieść Natalkę do prywatnego ośrodka, jak najszybciej. Tylko wtedy ma szansę wrócić do zdrowia…  Potrzebne są minimum 3 miesiące intensywnej rehabilitacji. Do tego czeka ją jeszcze rekonstrukcja kości czaszki oraz poważna operacja barku. Każda złotówka ma znaczenie, dlatego z całego serca prosimy o pomoc dla Natalki. Ona jest taka młoda…  Nasza córka ma dopiero 25 lat. Studiowała Game Design, co było jej największą pasją. Powinna właśnie zaczynać dorosłe życie, móc cieszyć się z niego, a nie walczyć o zdrowie! Wierzymy jednak, że jej młody i waleczny organizm podoła, że wkrótce odzyskamy córkę taką, jaka była przed tragedią. Że Natalka będzie mogła wrócić do życia, które tak bardzo kochała. Bardzo prosimy o wsparcie… Rodzice

62 912,00 zł ( 62.42% )
Still needed: 37 865,00 zł
Marek Książek
Marek Książek , 51 years old

Kiedy ból nie daje o sobie zapomnieć nawet na chwilę

Marek dotkliwie przekonał się o tym, jak dotkliwy może być los – jedna chwila sprawiła, że zmieniło się jego całe dotychczasowe życie. Kilkanaście lat temu zdarzyła się tragedia, przez którą stracił sprawność i szansę na zrealizowanie swoich marzeń – jego największą pasją było ratownictwo wodne, przed wypadkiem miał już stopień ratownika WOPR. Wiosną 1997 roku miał ukończyć szkolenie na starszego ratownika WOPR. Niestety, w Mikołajki uległ wypadkowi samochodowemu. To nie była jego wina...Uszkodzony kręgosłup, liczne obrażenia twarzoczaszki, całkowita zmiana wyglądu. Kolejne wspomnienia to naprawdę długotrwała rehabilitacja i problemy psychiczne. To wszystko spowodowało niechęć do życia, lecz z pomocą małżonki i rodziny pogodził się z kalectwem oraz tym, że już nigdy nie zagra z dziećmi w piłkę... Dzieci były jego radością, dla nich starał się ignorować nasilające bóle kręgosłupa. To dla nich walczył! Choć od dnia wypadku minęło wiele czasu, okazało się, że limit nieszczęść nie istnieje, a los go nie oszczędza. Marek został sam z trojgiem dzieci, którym poświęcił cały swój czas i energię. Jego zdrowie zeszło na dalszy plan, a na leczenie zawsze brakowało środków. Teraz kiedy dzieci opuściły rodzinny dom i nie potrzebują Marka na co dzień, postanowił skupić się na walce o siebie. Zmusiło go do tego życie w cierpieniu – ból kręgosłupa, którego doświadcza każdego dnia, utrudnia mu samodzielne poruszanie się. Nie wiadomo, czy wróci do pełnej sprawności, jednak dla Marka każda, nawet niewielka poprawa funkcjonowania jest cenna. Jego stan wymaga wielu godzin intensywnych ćwiczeń pod okiem fizjoterapeuty. Niestety, w jego przypadku na refundację nie ma szans, a wady postępują. Potrzebne są środki na ratunek przed niepełnosprawnością. Rodzina i przyjaciele proszą o pomoc! Marek zasługuje na życie bez bólu!

2 399,00 zł ( 18.77% )
Still needed: 10 380,00 zł
Wiktoria Abramek
Wiktoria Abramek , 17 years old

Żyć lepiej i dłużej, mimo choroby... Pomóż mi!

Mukowiscydoza to ukryty wróg. Na zewnątrz go nie widać, ale w środku sieje spustoszenie. Tak jak u Wiktorii… W tej chorobie walczy się o każdy rok, każdy miesiąc. Dlatego bardzo proszę - pomóż mojej córce zawalczyć o dłuższe i lepsze życie, mimo choroby! Wiktoria choruje na pełnoobjawową postać mukowiscydozy. Wizualnie i intelektualnie Wiki nie różni się niczym od swoich zdrowych rówieśników, jednak codziennie toczy nierówną walkę z chorobą. 7 inhalacji dziennie, drenaże płuc, podaż enzymów i leków spowalniających postęp choroby, ale mimo wszystko ona z każdym dniem robi coraz większe szkody. Stopniowo wyniszcza układ oddechowy, prowadząc do marskości płuc i niewydolności oddechowej. Niszczy układ pokarmowy, czego skutkiem jest niewydolność trzustki i marskość wątroby. Towarzyszy jej wiele innych chorób współistniejących:  przewlekłe zapalenie zatok przynosowych, cukrzyca. Ogromnym zagrożeniem dla życia i zdrowia Wiktorii są bakterie, które występują w otoczeniu. Dla zdrowych ludzi są zupełnie obojętne, ale dla chorych na mukowiscydozę stanowią one ogromne ryzyko progresji w procesie wyniszczania płuc! Często te bakterie stają się oporne na działanie antybiotyków i dosłownie żywią się płucami chorego. U córki stwierdzono przewlekłe zakażenie dróg oddechowych. Jeden ze szczepów bakterii już się uodpornił na prawie każdy antybiotyk, działa tylko jeden. Nie chcę nawet myśleć, co się stanie, jeśli bakteria uodporni się na ten ostatni… Na domiar złego w ostatnim czasie wyhodowała się kolejna bardzo groźna bakteria, inwazyjna postać Aspergillus. Wdrążone zostało leczenie, które jeśli nie zadziała, partie płuc zajęte bakterią będą musiały być usunięte...  Mediana życia chorych na mukowiscydozę w Polsce to ok. 24 lata, choć w innych krajach osoby te dożywają wieku sędziwego. Ta wielka różnica wynika przede wszystkim z braku możliwości pełnego leczenia. Większość leków, czy sprzętów ratujących życie i spowalniających postęp choroby jest nierefundowana bądź niedostępna.  Wynaleziono lek przyczynowy na mukowiscydozę, który dał nam wielką nadzieję, że w połączeniu z codzienną rehabilitacją i leczeniem farmakologicznym zahamuje postęp choroby na etapie zmian, które już nastąpiły w organizmie chorego. Niestety w Polsce mimo wielu petycji i próśb, nadal nie jest on dostępny. Mimo wszystko głęboko wierzymy, że przyjdzie taki dzień, kiedy nasze dzieci nie będą umierać z powodu mukowiscydozy... Kluczowy jest dla nas czas, który niestety nie działa na naszą korzyść. Choroba coraz bardziej postępuje, a codzienną walką możemy tylko spowolnić jej postęp. W ostatnim czasie Wiktoria brała udział w badaniu skuteczności sprzętu Simeox do rehabilitacji oddechowej płuc. Okazało się, że znacznie poprawiły się wyniki czynnościowe wydolności płuc! Wiktorii o wiele łatwiej się oddychało. Niestety sprzęt nie jest refundowany i nie stać nas na jego zakup… Już teraz miesięczne leczenie kosztuje ponad 2000 złotych... Marzymy o tym urządzeniu, bo skutecznie spowolni on postęp choroby, co pozwoli nam zyskać na czasie. A tu każdy tydzień jest ważny…  Wiktoria to dziewczynka o wielu talentach: pięknie rysuje, śpiewa, bardzo dobrze się uczy, jest niezwykle wrażliwą dziewczynką. Sama napisała wiersz o swoim największym marzeniu. O tym, by żyć… By to marzenie mogło się spełnić, potrzebujemy wsparcia i siły ludzkich serc. Być może Wiktoria ma szansę dożyć sędziwego wieku, ale bez pomocy z zewnątrz może okazać się to tylko złudzeniem… Głęboko wierzymy, że uda nam się wygrać tę walkę. Wiktoria ma imię wojowniczki. Musi zwyciężyć! Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby wywalczyć każdy kolejny dzień życia mojego dziecka. Chcę patrzeć, jak dorasta, idzie na studia, zakłada rodzinę, realizuje swoje pasje i marzenia... Dla większości społeczeństwa to nic nadzwyczajnego, a dla nas to największy i najważniejszy życiowy cel. To marzenie, które może się spełnić tylko z Twoją pomocą… Mama

23 995,00 zł ( 48.09% )
Still needed: 25 898,00 zł
Sylwia Plis-Zawadzka
Sylwia Plis-Zawadzka , 49 years old

Walka o oddech, nadzieja na życie... Pomoc musi nadejść natychmiast!

Nadzieja na normalne życie jeszcze nie przepadła. Mam tylko cień szansy na wygraną… Pomoc potrzebna jest jak najszybciej!  ____ Choć wszystko wskazywało na to, że to zwyczajne przeziębienie, diagnoza zwaliła mnie z nóg. Dosłownie i w przenośni. Choroba całkowicie odebrała mi siły. Pojemność płuc zmniejsza się dramatycznie, a dla mnie pokonanie kilku kroków staje się wyzwaniem ponad siły.  Zaczęło się niewinnie, lekarz zdiagnozował przeziębienie, później podejrzewano zapalenie płuc. Następnie skierowano mnie na badania. Trafiłam do specjalistów, którzy dokładnie przeanalizowali wszystkie dostępne wyniki i przekazali mi druzgocącą informację, że cierpię na proteinozę pęcherzyków płucnych. To bardzo rzadka choroba, która polega na odkładaniu się w pęcherzykach płucnych surfaktantu. Zalegający "cement" uniemożliwia wymianę gazową. Powoduje to duszność, utratę masy ciała, przewlekłe zmęczenie, gorączkę i uciążliwy kaszel. Dzięki badaniom przeprowadzonym we własnym zakresie dowiedziałam się, że to odmiana autoimmunologiczna. Wiadomość o tym, że jestem tak poważnie chora, zachwiała całym moim światem. Spowodowała, że całe życie stanęło na głowie… Najgorsze jest to, że choroba nie przystosowała się do mojego codziennego rytmu, nie wykazała się wyrozumiałością w kwestii mojej chęci prowadzenia normalnego życia. Nikt nie zagwarantował okresu przejściowego, w którym mogłam pogodzić się z tą straszną wiadomością. Dostałam informacje, wstępny plan leczenia i żadnych perspektyw na przyszłość…  Do niedawna jedyną metodą powstrzymującą chorobę były specjalistyczne zabiegi. Polegały na tym, że moje płuca jedno po drugim  zalewane były roztworem wody z solą w celu wypłukania szkodliwych substancji. Przez około 2 tygodnie dochodziłam do siebie, ale zawsze w perspektywie, wyniki widocznie się poprawiały. Kupiłam sobie czas, który w moim przypadku jest na wagę złota.  Niestety, to przestało wystarczać. Męczę się coraz szybciej, objętość płuc gwałtownie spada… Obecnie jestem na stale podłączona do tlenu. Codzienne życie oglądam jakby zza szklanej kuli. Tkwię zamknięta w świecie bezsilności i wizji tego, że każdy dzień może być gorszy od tego, który właśnie się kończy… Ostatnio mój strach rośnie, bo choroba postępuje… do tego stopnia, że codzienne czynności stają się dla mnie ogromnym wyzwaniem. Każda, najmniejsza czynność wymaga ode mnie nadludzkiego wysiłku. Krótki spacer to prawie jak wyprawa na Mount Everest. Kiedy myślałam, że szanse na dalsze życie zmniejszają się z każdym dniem, pojawiła się możliwość ratunku! Niestety, nadzieja na ratunek jest na razie niewielka - wszystko przez ogromną cenę terapii. W tym wyścigu liczy się każdy dzień, bo leczenie daje szansę na całkowitą reemisję choroby. Za moje życie ustalono ogromną kwotę. Jeśli mi nie pomożesz, nadzieja na nowe życie przepadnie!  Nie wiem, ile zostało mi czasu. Nie potrafię powiedzieć, jak długo wytrzymam w szklanej kuli. Wiem tylko tyle, że jeśli jest szansa, jeśli jest chociaż cień nadziei, nie spocznę i nie złożę broni w walce. Bo prowadzę grę o najwyższą stawkę - własne życie. 

129 925,00 zł ( 49.82% )
Still needed: 130 830,00 zł
Zuzia Mosiej
14:29:26  left
Zuzia Mosiej , 12 years old

"Tatusiu, czy ja też będę kiedyś chodzić?". Walczę o przyszłość mojej córeczki!

Wiele lat ciężkiej pracy przepadnie, jeśli Zuzia nie zostanie poddana operacji! Na tym etapie nie możemy się poddać, córeczka wycierpiała już tak wiele..._____ Kiedy przyszła na świat w 2011 roku nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Wyglądała jak calineczka, ważyła tylko nieco ponad kilogram... Baliśmy się, maluszki pojawiające się na świecie tak wcześnie, czyli w 28 tygodniu ciąży często zmagają się z dużymi problemami. Nie myliliśmy się, Zuzia przyszła na świat skrajnie niedotleniona, a pierwsze dni zamiast w ramionach kochających rodziców spędziła w otoczeniu rurek i kabli w szpitalnym inkubatorze. Jedno z karmień niemalże zakończyło się tragedią… zachłystowe zapalenie płuc i ponowne niedotlenienie doprowadziło do konsekwencji, z którymi będziemy musieli borykać się już zawsze…  Przez pewien czas lekarze powtarzali, że Zuzia będzie rozwijać się nieco wolniej, że wcześniactwo odciśnie na niej swoje piętno. Żyliśmy nadzieją, że to minie, że z czasem wróci do normy… Nadzieja, której się trzymaliśmy okazała się złudna. Pogarszająca się sytuacja naszej córeczki powodowała, że znów poczuliśmy strach. Poszukiwanie pomocy zdawało się przedłużać w nieskończoność. W końcu trafiliśmy na specjalistów, którzy zaproponowali pomoc, to oni zdiagnozowali u Zuzi mózgowe porażenie dziecięce.  Właśnie wtedy, w momencie przekazania diagnozy rozpoczęła się nasza walka o przyszłość Zuzi. Córeczka niebawem skończy 9 lat, a my wciąż prowadzimy nierówną walkę, rehabilitacja trwa nieprzerwanie od lat, a jednak wciąż bardzo jej potrzebujemy. Najtrudniejsza jest świadomość, że bez operacji większość ćwiczeń przynosi mniejszy efekt niż oczekiwaliśmy.  Zuzia mimo intensywnej pracy wciąż może jedynie pełzać albo przemieszczać się na czworaka. Na pytania "Tatusiu, czy ja też będę kiedyś chodzić?" zaczyna brakować mi odpowiedzi... Nie wiem, co mówić, by Zuzia nie poczuła się oszukana. Jej sprawność zależy od tego, czy zbierzemy ogromną kwotę na leczenie w Paley European Institute. To tam lekarze zauważyli i wyjaśnili nam, że kości Zuzi rosną, ale mięśnie i ścięgna za nimi nie nadążają, stąd komplikacje. Co mówić dziecku, jak zapewniać, że jeszcze wszystko może się zmienić, skoro nie mamy pewności? Potrzebujemy całej armii dobrych ludzi! Osób, którym cierpienie dziecka nie jest obojętne… Zuzia tak bardzo czeka na możliwość spojrzenia na świat z innej perspektywy, a ja choć zrobiłbym wszystko, nie jestem w stanie uzbierać tej kwoty. Proszę, stańcie z nami do tej walki! Czasem mam przed oczami pierwszy krok Zuzi, czasem wyobrażam sobie, że po prostu staje na własnych nogach i się uśmiecha… Te myśli niekiedy wywołują łzy. Boję się, że to się nie uda, że zawiodę! Nie mogę jej tego zrobić! Proszę, pomóż mi spełnić największe marzenie mojej córeczki. Bez Was to się nie uda!

21 701,00 zł ( 5.88% )
Still needed: 347 271,00 zł
Jan Kądzioła
Jan Kądzioła , 67 years old

Straciłem rękę, pracę i samodzielność!

Przez lata byłem niezależnym, aktywnym zawodowo mężczyzną. Żona odeszła kilka lat temu, zostawiając mnie samego. Wiodłem spokojne życie i pomagałem innym, bo sam cieszyłem się dobrym stanem zdrowia. Wszystko odmieniło się w styczniu tego roku, gdy doznałem wypadku w trakcie wykonywania obowiązków w pracy.  Ten dzień nie zapowiadał dramatu, który na zawsze odmienił moje życie. Już miałem wychodzić do domu, gdy zdecydowałem się ostatni raz podejść do maszyny i wykonać jeden, niewinny ruch, który zakończył się trzytygodniowym pobytem w szpitalu i amputacją. Szok, krew, panika... Kto wie jak skończyłby się ten dramat gdyby nie szybka interwencja kolegów z pracy i błyskawiczny transport helikopterem do szpitala. Od dnia, w którym opuściłem szpital, opiekuje się mną siostra, u której mieszkam. Moje mieszkanie wymaga generalnego remontu i nie jest przygotowane na moją niepełnosprawność! Przez pandemię  i zamknięcie szpitali, moja siostra musiała przejść przyspieszony kurs pielęgniarki. Zmiana opatrunków, podawanie leków i całodzienna opieka… Przez niedopatrzenia i opieszałość urzędów przez ostatnie sześć miesięcy zostało mi wypłacone jedynie 1800 zł! Gdyby nie wsparcie rodziny, to nigdy nie przetrwałbym za 300 zł miesięcznie, bez prawej ręki, bez opcji na jakąkolwiek prace. Chcę jak najszybciej odciążyć siostrę, wrócić do swojego mieszkania i uczyć się życia na nowo z protezą, której koszt jest kolosalny! Jestem szalenie wdzięczny siostrze za pomoc i troskę, ale muszę jak najszybciej zacząć żyć swoim życiem! Powszechnie wiadomo, że najmocniej docenia się to, co się traci. Nigdy nie myślałem, że stracę tak ważną część ciała. Nie jestem w stanie opisać smutku i bezsilności, który pojawił się u mnie wraz z utratą kończyny. Nigdy nie przypuszczałem, że będę musiał błagalnie zwracać się o pomoc do wszystkich, którzy mogą i chcą przyczynić się do poprawy standardu życia człowieka z prostym marzeniem - by kontynuować ciche życie w lubuskiej wsi, powrócić do częściowej sprawności i jak najszybciej wrócić do pracy. 

33 374,00 zł ( 67.44% )
Still needed: 16 112,00 zł

Follow important fundraisers