Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kaja Jarecka
Kaja Jarecka , 33 years old

Szok❗️ Ratownicy myśleli, że nie żyje! Potrzebna pomoc dla ciężko rannej Kai

“Staranował ogrodzenie i uderzył w dom. Trzy osoby ranne, kierowca bez uprawnień…”. Krótka wzmianka w prasie, za którą stoi czyjeś życie, przerwana kariera, tęsknota, mnóstwo łez. Ta historia to paradoks, bo zaczyna się tam, gdzie Kaja kończy swoje dotychczasowe życie i zaczyna walkę o to, co z niego zostało… Piękna dziewczyna, obok której trudno przejść obojętnie, zawsze pogodna, optymistyczna, troskliwa, kochała spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Zawsze była silna, ambitna i uparcie dążyła do wyznaczonych sobie celów. Nie zważała na przeciwności losu, który zadrwił sobie ze wszystkich jej marzeń i planów. Ta wewnętrzna siła pomogła jej przetrwać najgorsze chwile – inaczej się nie da tego wytłumaczyć...  Kierowca nie zapanował nad pojazdem, uderzając w budynek, wskutek czego Kaja siedząc na tylnym siedzeniu w środku, wypadła przez przednią szybę samochodu, uderzając głową w ścianę domu. Miejsce zdarzenia dramatyczne – ściana domu niemal wbita do środka. Szok!  Samochód wyglądał koszmarnie, ale prawdziwy koszmar dopiero się zaczynał. Ratownicy medyczni, którzy pojawili się na miejscu i zobaczyli Kaję, uznali, że nie żyje i przystąpili do ratowania pozostałych ofiar. Na szczęście szybko dostrzegli swoją pomyłkę – Kaja wciąż żyła – jakimś cudem przetrwała zderzenie ze ścianą, ale gra toczyła się dosłownie o minuty. Dziewczynę przewieziono do Torunia, gdzie lekarze podjęli błyskawiczne decyzje, by ocalić życie, które ledwie się tliło. Po chwili Kaja leżała już na stole operacyjnym z otwartą czaszką – by mogła żyć, lekarze musieli usunąć krwiak w pniu mózgu, zanim spustoszenie będzie zbyt duże. Udało się ochronić ten ledwie tlący się płomień, udało się wyrwać ją śmierci niemal w ostatniej chwili, ale skala zniszczeń okazała się ogromna!   Kaja ma uszkodzoną lewą półkulę mózgu i sparaliżowaną prawą część ciała, odżywia się przez peg-a, a oddycha przez rurkę w krtani. Zaczynają się u niej zaniki mięśni, a bez profesjonalnej rehabilitacji nigdy nie będzie miała szansy na powrót do zdrowia. Do tej pory Kaja nie odzyskała przytomności, nie przemówiła, nie nawiązała nawet kontaktu wzrokowego. Pod koniec listopada trzeba było opuścić szpital – walka o życie dobiegła końca, ale teraz ze strzępów tego co zostało, trzeba odbudować nowe, młode życie! Rodzina Kai zabrała ją do Krakowa, gdzie trafiła do Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej.  Każdy dzień pobytu w takiej placówce, to duże koszty, a przy takich urazach, które doznała Kaja, rehabilitacja będzie bardzo długa. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę, która przybliży szansę Kai na powrót do zdrowia. Wierzymy, że razem możemy więcej i że wspólnymi siłami pomożemy Kai odbudować życie, powoli wrócić do normalności, nauczymy ją chodzić, mówić, funkcjonować tak, by znów chciało się żyć!

37 900,00 zł ( 37.03% )
Still needed: 64 440,00 zł
Aleksandra Rutkowska
Aleksandra Rutkowska , 28 years old

Mama Oli zginęła w wypadku, a ona wciąż walczy... Ratunku!

Nie pamiętam tego momentu. Chwili, w której niczego nieświadoma straciłam cały dotychczasowy świat. Wszystko runęło. Z opowiadań towarzyszy podróży dowiedziałam się, że byłam przytomna, świadoma, że słyszeli mój pełen przerażenia i bólu krzyk.  _____ Po wypadku dostawałam strzępki informacji. Dozowano mi je w obawie przed nagłym pogorszeniem, a może po prostu obawiano się, że załamię się i poddam bez walki. Na początku silne leki wyłączały moją świadomość co kilka godzin. Nawet kiedy z kimś rozmawiałam, nie pamiętałam, o czym ani jak długo. To było niezwykle męczące. To wtedy mój organizm prowadził . Wtedy z niewielu rzeczy zdawałam sobie sprawę…  Znacznie później, po kilku tygodniach, zaczęłam łączyć fakty. W kwietniowy świąteczny wieczór wracaliśmy całą rodziną do naszego domu. Fantastyczna atmosfera unosiła się w powietrzu, a my radośni po dniu spędzonym z bliskimi ruszyliśmy w drogę powrotną. Uwielbiałam te spotkania. Niestety, jedno z nich zapadnie mi w pamięci  jako  najgorsze wspomnienie mojego życia… Zasnęłam tylko na chwilę, a z reszty wypadku pamiętam tylko ciemność…  Kiedy mój stan się ustabilizował poznałam szczegóły zdarzenia. Czołowe zderzenie z innym autem doprowadziło do tragedii. Moja mama nie przeżyła tego zdarzenia. O jej śmierci dowiedziałam się dopiero 3 tygodnie później. Nie wierzyłam w to, co słyszę. Ona była przy mnie zawsze, mogłam na nią liczyć w każdej sytuacji, a teraz nie ma jej. Nie powie mi “dasz sobie radę, wierzę w ciebie”. Tęsknota odebrała mi nadzieję na to, że będzie lepiej. Jakby tego było mało usłyszałam kolejną informację, która doprowadziła mnie na skraj… Miałam już nigdy nie stanąć na nogi, w wyniku wypadku został przerwany rdzeń kręgowy. Koniec marzeń, przyszłość stanęła pod znakiem zapytania. Jedyne, czego chciałam w tym momencie… to zapaść w sen. By nie czuć tego bólu, przerażenia i tęsknoty… Te wiadomości nie mogły mnie złamać. Musiałam się podnieść, podjąć walkę. Mimo potwornego cierpienia i obawy o każdy dzień rozpoczęłam działanie. Współpracowałam ze specjalistami, zadawałam mnóstwo pytań, a w głowie miałam to najważniejsze: czy ja jeszcze stanę na nogi? Rehabilitacja - wielu ludziom wydaje się, że to ćwiczenia, które dla osoby chorej stanowią swego rodzaju rozrywkę. A dla mnie to być albo nie być. Bo przede mną całe życie i chcę zrobić wszystko, by pokonać przeciwności, które konsekwencje wypadku stawiają przede mną każdego dnia.  Moje potrzeby są ogromne, rehabilitacja, turnusy, niezbędny sprzęt do ćwiczeń i dostosowanie mieszkania do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Koszty są przerażające! Boję się, bo patrzę na nią i widzę prawie pół miliona złotych. Dla większości to cena za spełnienie jednego lub wielu marzeń. Dla mnie to realizacja najważniejszego celu, możliwości samodzielnego poruszania, przemieszczania, powrót, chociaż do normalności. Jeszcze na początku tego roku studiowałam, tańczyłam, ćwiczyłam na siłowni… A dziś, jestem wrakiem. Liczę na Ciebie! Liczę na Twoje wsparcie! Twoja pomoc to moja szansa. Na to, że dasz mi nadzieję na planowanie przyszłości.  Codziennie staję przed poważnym wyzwaniem. Poruszanie się po mieszkaniu jest dla mnie ogromnym problemem, jego rozmiar uniemożliwia większe manewry, a mała łazienka powoduje, że zawsze potrzebuję kogoś do pomocy. Asysty silnych rąk, które umieszczą mnie w wannie. Do wyjścia z domu, nawet na krótką chwilę, potrzebuję dwóch osób, które zniosą mnie i wózek.  Kilka sekund zmieniło wszystko. Zniszczone zdrowie sprawia, że wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Jeśli myślisz, że wszystko przed tobą pamiętaj, żyj tak jakby jutra miało nie być, bo jutro jest wielką niewiadomą… Dziś staję przed Tobą i proszę, daj mi nadzieję na lepsze jutro.

59 578,00 zł ( 14.31% )
Still needed: 356 561,00 zł
Paweł Kaczyński
Paweł Kaczyński , 28 years old

Gdy rodziła się jego córeczka, on walczył o życie. Paweł miał tragiczny wypadek, pomocy!

Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Rano pocałowałem na do widzenia swoją narzeczoną. Pogłaskałem brzuch, w którym rosła nasza upragniona córeczka. Wsiadłem do samochodu, by pojechać od pracy. Nigdy tam nie dojechałem… Samochód, jadący z naprzeciwka, zajechał mi drogę. To były sekundy. Auto nagle pojawiło się na moim pasie. Gwałtownie skręciłem, chcąc uniknąć śmierci… Dachowałem i z ogromną siłą uderzyłem w drzewo. Z opowiadań wiem, że pomógł mi mężczyzna, jadący na rowerze. Sprawca wypadku nawet się nie zatrzymał, nie udzielił mi pomocy. Pamiętam tylko, że już wtedy nie czułem rąk i nóg. Zachowałem jednak resztki przytomności i nie sądziłem, że uraz jest tak poważny… Dalej niewiele pamiętam. Byłem w stanie krytycznym. Karetka zabrała mnie do szpitala. Od razu trafiłem na blok operacyjny. W wypadku złamałem kręgosłup, doszło do uszkodzenia rdzenia oraz głębokiego porażenia rąk i nóg… Miałem wiele ran głowy, ręki, zbite płuca. Doszło do ostrej niewydolności oddechowej, oddychał za mnie respirator. Na OIOM-ie spędziłem dwa tygodnie. Byłem w śpiączce farmakologicznej. Nikt nie wiedział, co ze mną będzie, czy w ogóle przeżyję… Wola życia jednak wygrała. Wiedziałem, że muszę przetrwać, nie mogę zostawić swojej rodziny! Przed wypadkiem byłem bardzo aktywnym, wesołym młodym chłopakiem. Spełniałem się zawodowo i prywatnie. 2 lata wcześniej poznałem Anetę i jej synka. Wiedziałem, że chcę spędzić z nimi całe życie. Po pewnym czasie dowiedzielismy się, że będziemy mieć dziecko – córeczkę, o której bardzo marzyliśmy. Wszystko było cudownie, planowaliśmy ślub… Mogłoby się zdawać, że nic  i nikt nie stanie na przeszkodzie naszemu szczęściu… Aż do tego dnia. Z OIOM-u przeniesiono mnie na ortopedię, a potem na oddział rehabilitacji. Gdy leżałem w szpitalu, urodziła się moja córeczka Wiktoria… Powinienem być wtedy przy nich, trzymać moją narzeczoną za rękę, być obok, tulić, całować, przewijać… Tymczasem musiałem walczyć o każdy dzień. Jestem już w domu, z rodziną… Niestety poruszam się na wózku. Potrzebuję pomocy we wszystkim. Mam oparcie w rodzinie, narzeczonej, za co jestem ogromnie wdzięczny, ale to ja bym chciał jej pomagać przy dzieciach, w codziennych obowiązkach. Chciałbym się bardziej usamodzielnić, ponieważ zdaję sobie sprawę, że ciężko jest się  zajmować  dwójką dzieci i jeszcze mną. Moim marzeniem jest wstać na nogi dla mojej córeczki! Chcę to zrobić także dla siebie, by udowodnić wszystkim, że niemożliwe nie istnieje!  Żeby mogło się to udać, potrzebuję długotrwałej i bardzo kosztownej neurorehabilitacji. Niestety koszty są tak ogromne, że nawet z pomocą najbliższych nie jestem w stanie uzbierać kwoty potrzebnej na półroczne leczenie. Marzę o tym, by na swoim ślubie zatańczyć z ukochaną na własnych nogach… By z Wikusią wyjść na spacer, na rower, z młodym pograć w piłkę... Znów chcę być samodzielny!  Za każdą, chociażby najmniejszą pomoc z całego serca Ci dziękuję.  Paweł    

35 679,00 zł ( 40.09% )
Still needed: 53 300,00 zł
Małgorzata Czarnecka
Małgorzata Czarnecka , 62 years old

Choroba odebrała naszej mamie wszystko... Prosimy, pomóż nam ją ratować!

I Ty możesz mieć tego wirusa… Według lekarzy ma go ogromny procent populacji. Choć większość z nas jest tylko nosicielami, moja mama prawdopodobnie przez niego leży teraz sparaliżowana… To straszne, jak niewiele w życiu od nas zależy. Tragedia może przydarzyć się każdemu z nas… Zły los, pech chciał, że choroba dopadła naszą mamę. Prosimy z całego serca - pomóżcie nam ją ratować! Niech ten horror w końcu się skończy, niech nastanie szczęśliwe zakończenie… Małgosia, nasza mama, to jeszcze młoda kobieta… Pełna pasji, piękna, z dobrym sercem. Nauczyła nas żyć i pomagać innym. W życiu nie podejrzewalibyśmy, że w zamian otrzyma cierpienie, a my będziemy prosić o pomoc dla niej… Mama zachorowała na coś, czego nikt ze stuprocentową pewnością nie jest w stanie zdiagnozować. Jedyne, co udało się do tej pory ustalić, to to, że mózg mamy zaatakował wirus EBV. Jest coraz gorzej, a zaczęło się zupełnie niewinnie… Gdy wstawała rano, bolał ją kręgosłup. Przecież to jeszcze nic takiego, mama myślała, że przemęczenie, może wiek. Potem jednak zaczęły jej drętwieć palce stóp, zaczęły się problemy ze wzrokiem i ręką, która automatycznie się przykurczała. Mama zaczęła dziwnie chodzić, ciągnąć za sobą jedną nogę. To było dwa lata temu. Od tego czasu choroba sprawiła, że mama tylko leży, nie jest w stanie zrobić nic… Byliśmy u wielu lekarzy medycyny klasycznej i u neuropatów. Jednak ani jedni, ani drudzy nie byli w stanie pomóc. Wymieniali się diagnozami, ale kolejne badania albo objawy je wykluczały, a przepisane leki nie działały. Mama miała wiele prześwietleń mózgu i kręgosłupa, wykazały uciski między kręgami, ale nie wiadomo, skąd się wzięły. Jeden z fizjoterapeutów zauważył, że pościągały się powięzi w ręce, która wciska się w wątrobę. To powoduje wykrzywianie się kręgosłupa. Ale to tylko kolejne z objawów, a nikt na pewno nie jest w tanie powiedzieć, co za potwór torturuje naszą mamę!  Jeden lekarz stwierdził nawet, że mama symuluje. Ciekawe, co by powiedział teraz, widząc mamę w tak strasznym stanie… Testy krwi wykazały wirusa EBV. Część lekarzy to zlekceważyła, ale nie którzy uznają za przyczynę wszystkiego. Znaleźliśmy klinikę i jeszcze jedną lekarkę, która jest w stanie podjąć się leczenia - specjalizują się właśnie w leczeniu tak ciężkich przypadków! EBV to wirus, który jest jak bomba. Większość z nas go ma, ale nigdy nie wiadomo, u kogo wybuchnie i jakie poczyni spustoszenia… Dzisiaj mama jest zupełnie zdana na pomoc innych. Wszystko spadło na barki taty, a my z siostrą pomagamy, jak możemy. Cały czas szukamy specjalistów, klinik, jakiegokolwiek ratunku. Nie możemy pogodzić się z tym, co ją spotkało… Od prawie roku mama nie jest w stanie zrobić nic, każdego dnia leży i… cierpi. Choruje ciało, choruje dusza. Mama do tej pory śpiewała, występowała, dbała o siebie zdrowo się odżywiała. Miała marzenie, by do późnej starości być aktywna. To marzenie się nie spełniło… Prowadziła swoją firmę, chór… Teraz to wszystko leży, tak jak leży mama. Pieniądze stopniały, a są dziś potrzebne jak nigdy… Niedawno została babcią, a nie jest w stanie nawet przytulić wnuczki, wziąć jej na ręce… Wierzymy, że to się jeszcze zmieni, a mama odzyska zdrowie i pokona chorobę! Leczenie w klinice Breidenbach jest bardzo kosztowne, lecz pokładamy ogromną nadzieję, że tam otrzymamy odpowiedź, co dolega mamie i jak ją leczyć - tam są specjaliści od wirusa EBV. Robimy co w naszej mocy, czepiamy się każdej nadziei, każdego sposobu, by pomóc mamie. Ona jest dla nas wszystkim! Chcemy wraz z nią cieszyć się każdym dniem, wraz z jej malutką wnuczką, przeżyć jeszcze wiele pięknych lat, prześpiewać wspólnie wiele koncertów… Wierzymy w cuda, w miłość i dobroć ludzi.  Nigdy nie myśleliśmy, że spotka nas cos takiego. To jak zły sen, ale dzieje się naprawdę. Jesteśmy zdani na pomoc, bo bez Was sobie nie poradzimy. Błagamy, pomóżcie nam… Każdy dzień jest ważny... Michał i Hania, dzieci Małgosi, wraz z rodziną*******Zbiórka obejmuje diagnostykę z Breidenbach, leczenie wzmacniające oraz wizyty lekarskie. Gdy zostanie określony plan leczenia i poznamy jego kosztorys, kwota zbiórki zostanie zaktualizowana. 

28 942,00 zł ( 54.41% )
Still needed: 24 249,00 zł
Róża Maciejewska
Róża Maciejewska , 7 years old

Różyczka i jej życie pełne kolców... Pomóż, by to maleństwo przestało cierpieć!

Mówią, że nie ma róży bez kolców… W życiu naszej Różyczki tych kolców jest wyjątkowo dużo. Dlaczego, gdy urodziła się taka cudowna istotka, jej każdy dzień jest pełen cierpienia? Dlaczego ten koszmar, którego nie powinno znać każde dziecko – poranki i noce w szpitalu, rączki pokłute od igieł, sygnał karetki, ten strach – ona zna aż za dobrze? Czym zawiniło takie niewinne, bezbronne dziecko? Serce pęka, gdy w uszach brzmi jej płacz, gdy nie można nic zrobić! A bylibyśmy w stanie zrobić wszystko, żeby tylko oszczędzić naszej córeczce cierpienia… Prosimy o pomoc! Historia naszej córeczki zaczyna się w szpitalu, gdzie przyszła na świat. Nie sądziliśmy, że będziemy do niego wracać... Myśleliśmy, że Różyczka jest zdrowa, tak mówili też lekarze. Szybko okazało się jednak, że jest inaczej… Co nas zaniepokoiło? To, że była grzeczna, cicha. Za cicha. Inni rodzice nam zazdrościli, mówiąc, że takie dziecko to spełnienie marzeń. Ale ona tylko leżała, nie ruszała się, taka maleńka, cicha, nieruchoma jak laleczka. Gdy udaliśmy się do neurologa, jedyne, co nam powiedział to to, że nasze dziecko nie ma mózgu. Niczego więcej nam nie wytłumaczył. Nigdy, nikomu nie będziemy życzyć tego, co wtedy przeżyliśmy. Nie chce się żyć, mówić, jeść, potem nawet już płakać. Łudziliśmy się, że lekarz się mylił, że to nie może być prawda, jakim cudem nasza Róża nie ma mózgu, skoro żyje, oddycha?  Wymodliliśmy to, że diagnoza nie była do końca trafna. Okazało się, że Różyczka ma mózg, ale bardzo zniszczony. Doszło do wylewu krwi. Wylew zniszczył całą lewą półkulę. Jego ślady znaleziono też w prawej… Nikt nie był w stanie nam powiedzieć, jakie będą konsekwencje wylewu, czy Róża będzie chodzić, mówić, cokolwiek rozumieć... Czy nie będzie rośliną. Nie wiedzieliśmy nic poza tym, że rehabilitacja jest dla córeczki jedyną szansą i że jest nadzieja, bo mózg dziecka regeneruje się inaczej niż mózg dorosłego człowieka. Niestety - lewa, uszkodzona półkula odpowiada za prawą stroną ciała... Róża w ogóle nie czuje, że ma prawą rączką. Nie używa jej, zwisa bezwładnie... Czyni jednak postępy. Prowadzona za rączkę, chodzi w ortezkach! Używa doskonale lewej rączki. Ma stopień upośledzenia lekki i choć wszystko przychodzi jej wolniej, chodzi do normalnego przedszkola. Wszystko rozumie... Największym wrogiem jest padaczka. Ataki są rzadkie, ale jak już przychodzą, są jak trzęsienie ziemi... Niszczą wszystko. Bardzo się ich boimy. Mieliśmy mieć dziecko bez mózgu, a dzięki rehabilitacji mamy wspaniałą, roześmianą córeczkę. Musimy jednak kontynuować ćwiczenia - to dla Róży jedyna szansa i lekarstwo. Terminy zajęć, które finansuje NFZ są tak odległe i jest ich tak mało, że w żaden sposób nie jest to w stanie jej pomóc… Pozostaje tylko prywatna rehabilitacja, płatna. Każdy dzień, w którym Róża nie ćwiczy, oddala ją od zdrowia, od samodzielności!  Prosimy o pomoc. Nie chcemy nic dla siebie, tylko tego, żeby dać jej szansę. Czas ucieka. Wierzymy jednak w lepsze jutro i to, że naszej córeczce uda się mieć inne życie, lepsze życie.

16 950,00 zł ( 56.1% )
Still needed: 13 260,00 zł
Sebastian Zawistowski
Sebastian Zawistowski , 24 years old

Rozpaczliwy list matki umierającego 22-latka❗️Ratujmy jego życie!

Jak opisać największy ból serca matki, która wie, że jej dziecko w każdej chwili może umrzeć?  Same myśli już aż bolą. Mój syn miał tylko 3 lata, gdy lekarze stwierdzili u niego nowotwór… Od tamtej pory nasze życie to walka i nieustanny strach, że każdy dzień razem może być tym ostatnim. Seba ma ostatnią szansę na uratowanie życia, a ja błagam o pomoc! Ratujcie moje dziecko… Minęło tyle lat, a ja nigdy nie zapomnę dnia diagnozy. Chwila największej rozpaczy wraca w moich myślach i nie chce odejść, bo nowotwór wciąż zadaje coraz silniejsze ciosy… Synek był wtedy taki malutki. Dopiero co zaczął życie. Rak i śmierć – to ostatnie rzeczy, które powinny mu się zdarzyć! Świat przestał dla mnie istnieć… Nie rozumiałam, dlaczego nadal trwa, jakim cudem ludzie obok śmieją się, cieszą życiem, skoro moje dziecko umiera! 2 tygodnie później odbyła się operacja. Lekarze powiedzieli, że chemia nie jest potrzebna, bo guz został w całości wycięty. Pierwsza dobra wiadomość. Dziękowałam Bogu, że Sebastianka ominęło piekło chemioterapii. Spokój trwał 6 lat. Strach wracał tylko na kontrolnych badaniach co 3 miesiące, ale z każdym dobrym wynikiem znikał. Nasza radość nie trwała jednak długo. Cierpienie wróciło i zadało ból, jeszcze silniejszy. Gdy synek miał 9 lat, zrobiła mu się narośl na dziąśle. Dentystka nie wiedziała, co to jest; w szpitalu zapewniali nas, że to nic nowotworowego. Zmiana jednak rosła, a ja jeździłam po lekarzach. Cały czas słyszałam to samo, instynkt matki jednak nigdy się nie myli. Gdy znów zjawiliśmy się w szpitalu, guz był już wielkości grejpfruta.  Nowotwór złośliwy kości. Śmierć znów wyciągnęła ręce po moje dziecko! Lekarze wycięli guza, a wraz z nimi cały staw żuchwowy. Gdy Sebastian się obudził, płakał, że go boli, że jest zmęczony. Że nie chce już dłużej walczyć… Chce, by to wszystko się skończyło. Nikt nie zdaje sobie sprawy jak bolą matkę słowa, że jej 9-letnie dziecko nie chce już żyć. Słów lekarza na wizycie kontrolnej nie zapomnę nigdy - przerzut do płuc. Dalej już nic nie słyszałam, mój płacz zagłuszył wszystko… Sebastiana czekało piekło chemii… Leczenie niszczy, ale też zabija. Synek stał się cieniem siebie… Słaby, łysy, smutny. Rany na rękach i nogach przypominały oparzenia. Sebastian nie mógł jeść, wstawać z łóżka, iść do łazienki. Kolejne, silniejsze od poprzednich chemie nie działały. Czekał nas wielomiesięczny pobyt na oddziale onkologii, gdzie wciąż słychać płacz matek, które straciły swoje dzieci. Niestety, mimo leczenia zmiany powiększyły się… W Polsce dotarliśmy do ściany. Wyjechaliśmy do Niemiec… Żeby ratować życie synka, poszłabym wszędzie, nawet do piekła. W Niemczech okazało się, że są kolejne przerzuty… Przez kilka lat nasze życie przypominało błędne koło…Przerzuty, operacja, następna chemia. Kolejna cierpienie mojego syna, które rozrywało mi serce. W Niemczech stało się w końcu to, co w Polsce – doszliśmy do ściany. Metody leczenia powoli się wyczerpują… Pozostała terapia wspomagająca, zaplanowana na 3 lata. Jej koszt to ok. 1500 euro miesięcznie. Bałam się mieć nadzieję, ale udało się! Terapia w końcu okazała się czymś, co przynosi efekty… Tomograf, zrobiony po 6 miesiącach, nie wykazał żadnych zmian nowotworowych. Leczenie musi być kontynuowane! To jedyna szansa na życie Sebastiana… Nic innego nie pomaga, nie daje nadziei! Nie mamy już pieniędzy, żeby za nie zapłacić… Na leczenie Seby wydaliśmy wszystkiego. Dlatego błagam ludzi dobrej woli o pomoc! Nie potrafię powstrzymać łez… Proszę o ratunek, o życie dla mojego dziecka.

123 065,00 zł ( 47.82% )
Still needed: 134 279,00 zł
Wiesław Mysiak
Wiesław Mysiak , 66 years old

We wake up Wiesia! The family is waiting for his return!

Our dad had his first hemorrhagic stroke in 2015. Doctors were giving him only 50% chance to survive. They said he would never walk or talk again. At the end of 2019 he had his head MRI. It didn’t show any abnormalities. Unfortunately it happened again. On October 8th 2019 in the morning, our mom checked dad’s blood pressure before he left for his physical rehabilitation. He told her he loved her as he did every day. While he was doing one of his exercises,he passed out. We found out that he had had an extensive hemorrhage due to the stroke in the left brain hemisphere. Our world collapsed. Dad’s state had been referred to as critical and he has been in the coma since then. We decided to bring him home from hospital so that he can be surrounded by the ones he loves. His body is paralised but lately he has made some progress. He opens his eyes, he smiles or cries sometimes. He tries to move his left leg. He desperately needs specialised treatment as the brain is an amazing structure and some damage can be undone through therapy. He needs a special therapist to work with him all day, stimulating his brain function. The next few months are critical for him. The longer we wait, the less chance for recovery there is. One month in a specialistic clinic costs around $4000 (17000zl). We can’t afford it without your help. We won’t stop fighting until we get him back. Please donate, any amount would be very appreciated. Every penny counts. If you can’t donate, please share this link. Thank you so much - we believe there are people out there with big hearts . 

60 499,00 zł ( 39.85% )
Still needed: 91 310,00 zł
Kacper Kośmider
Kacper Kośmider , 24 years old

Kacper nie może pogodzić się z amputacją ręki. Prosimy, pomóż!

„Sympatię ludzi on ma, na pewno pomogą” – mówi każdy, kto zna Kacpra. Jego znajomi bez wyjątku mówią, że zawsze był chętny do pomocy i jeśli trzeba było coś zrobić, pomóc – był pierwszy, bez odkładania na później, na jutro. Niektórzy mówią, że ten wypadek to dlatego właśnie, że Kacper był zbyt pracowity… Tamtego dnia razem z bratem pomagał tacie przy zdejmowaniu pokrycia dachu. To wtedy doszło do wypadku, w którym obie ręce Kacpra zostały zmiażdżone. Prawą trzeba było amputować. Lewą uratowano, ale do tej pory jest w bardzo złym stanie. Jedyną szansą dla Kacpra na odzyskanie samodzielności jest specjalistyczna proteza. Niestety – bardzo droga... Od razu po wypadku Kacper trafił do szpitala! W wyniku doznanego urazu zmiażdżeniowego konieczna była amputacja prawej ręki powyżej łokcia. Podczas wypadku zostało też zmiażdżone lewe przedramię. Ponad dwa miesiące lekarze walczyli o lewą rękę – o to by zachować ją, mimo że konieczne było usunięcie z niej zmiażdżonej kości. Obecnie Kacper jest pod opieką specjalistów z Poznania, którzy wszczepili mu implant kości w lewe przedramię, ale implant musi zarosnąć tkankami, aby mogli w dalszej kolejności przeprowadzić kolejne operacje rekonstrukcyjne mające na celu przywrócenie ręce pewnej funkcjonalności. Niestety nie wszystko da się w 100% naprawić, wyleczyć. Ile to potrwa – miesiące, lata? Niedługo minie rok, odkąd Kacper funkcjonuje bez rąk. Dla pracowitej osoby z wieloma planami i marzeniami, która zawsze coś robiła, to bardzo frustrujące…  Przed wypadkiem Kacper uczył się w szkole samochodowej. Od dziecka interesowały go samochody i wyścigi. Skończył szkołę, ale do egzaminu nie miał szans podejść. Wypadek przekreślił wszystko. Amputowana ręka to coś, z czym Kacper nie może się pogodzić. Na samym progu dorosłości wypadek zabrał mu sprawność, a co za tym idzie samodzielność... TVP Bydgoszcz o historii Kacpra: “Wydawało się nam, że jeśli się mocno postaramy, damy radę sami uzbierać środki na protezę prawej ręki. Jak to się mówi „siła w narodzie była wielka”. Niestety w październiku podczas konsultacji dowiedzieliśmy się, że koszt protezy będzie dużo większy, niż zakładaliśmy na początku. Dodatkowo potrzebujemy też pieniędzy na rehabilitację i dojazdy do szpitali. Nasza sytuacja jest bardzo ciężka… Bez wsparcia Kacper nie odzyska swojej sprawności, dlatego postanowiliśmy poprosić Was o pomoc.  Dlatego bardzo proszę, pomóżcie. Przed Kacprem jest jeszcze całe życie...". Rodzina i przyjaciele Kacpra

45 081,00 zł ( 9.95% )
Still needed: 407 940,00 zł
Mason Słowicki
Mason Słowicki , 6 years old

Twoja pomoc to jego szansa na życie bez bólu!

Świat się zawalił... Czy życie Masona musi być naznaczone niepełnosprawnością? Twoja pomoc to życie bez bólu! Chcielibyśmy podzielić się z Wami historią naszego synka. Pisanie o sytuacji, która nas spotkała, jest dla nas bardzo bolesne. Niestety dziś nie mamy wyboru...  Kiedy Mason przyszedł na świat, ważył niewiele ponad kilogram. Zaraz po porodzie trafił na Oddział Intensywnej Terapii. Za Masona oddychał respirator. Radość z narodzin synka przerodziła się w ogromny strach i bezsilność. Każdą noc przez trzy miesiące pobytu w szpitalu z synkiem, spędziłam na nasłuchiwaniu aparatu stymulującego oddech i bicie serca. Modliłam się z mężem przy łóżeczku o każdy jego oddech, o każdą przeżytą godzinę… Mogliśmy go dotykać tylko przez rękawiczki. Mój trzymiesięczny pobyt w szpitalu, bez możliwości wyjścia na zewnątrz był jak niekończący się sen. Nie można przelać na papier tego, co dzieje się w sercu matki, patrzącej na to, jak płynie życie na oddziale Intensywnej Terapii, kiedy spotykamy się z przedwczesnym porodem, jak i z przedwczesną śmiercią. .. Na naszych twarzach łzy szczęścia, ale i wielki strach. Zamykając drzwi szpitala, myślałam, że nasz koszmar się skończył, że w końcu wygraliśmy – jednak to nie była prawda. Synek ma Mózgowe Porażenie Dziecięce. W imieniu mojego dziecka – Masona, jak i w naszym – rodziców, chcemy z całego serca prosić Was o pomoc, o wsparcie finansowe, aby móc realizować rehabilitację. Jest ona bardzo ważna, aby Mason mógł stać się sprawnym fizycznie chłopcem. Mason musi być rehabilitowany 3-4 razy dziennie metodą Vojty. Każde ćwiczenia są dla niego ogromnym bólem i stresem, ale dzięki nim może uzyskać sprawność w rączkach i nóżkach. Może nauczyć się siadać i chodzić. Szanse na pierwsze kroki, życie bez bólu i szczęśliwe dzieciństwo mogą dać mu jedynie intensywne ćwiczenia. Każde ćwiczenia są dla niego ogromnym bólem i stresem, ale dzięki nim może uzyskać sprawność w rączkach i nóżkach. Może nauczyć się siadać i chodzić. Najważniejszym celem jest niedopuszczenie, aby mięśnie uległy dystrofii mięśniowej. Szanse na pierwsze kroki, życie bez bólu i szczęśliwe dzieciństwo mogą dać mu jedynie intensywne ćwiczenia. Proszę, pomóżcie Masonowi stanąć na nóżki. Liczy się każda kwota, choćby ta najmniejsza. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała prosić o pomoc w taki sposób, ale dla zdrowia i szczęścia synka zrobię wszystko.  Gosia, mama Masona

155 482,00 zł ( 64.95% )
Still needed: 83 880,00 zł

Follow important fundraisers