Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Gabrysia Dutkiewicz
Gabrysia Dutkiewicz , 10 years old

Dwa nowe uszka – by to marzenie nie utonęło w ciszy

“Mamusiu, kiedy będę mogła zaczesać włosy za uszka? Kiedy będę mogła nosić kolczyki?”. Problemy Gabrysi dopiero się zaczynają, a wszystko przez to, że urodziła się inna niż reszta dzieci. Brak małżowin usznych – wrodzona wada, która właśnie teraz na naszych oczach staje się piętnem dla naszej córeczki. Gabrysia ma już 5 latek i dostrzega to, co najchętniej ukrylibyśmy przed nią na zawsze. Dziewczynki w jej wieku zaczynają przywiązywać wagę do wyglądu. Gabrysia coraz częściej staje przed lustrem, milczy, nic nie mówi, a ja, mama, wiem, że cierpi, choć prawdziwe zagrożenie kryje się gdzie indziej. Gabrysia nie słyszy, tak jak powinna, nosi specjalny implant zaszyty pod skórę i procesor doczepiany na magnes, ale nie ma dnia, w którym nie boimy się, że kiedyś przestanie to wystarczać. Słyszeć świat to jedno, bo nie po to walczymy o jej słuch, by w przyszłości słyszała, że jest inna, gorsza, niepełnosprawna...  Lekarze znaleźli wadę, kiedy Gabrysia była jeszcze w brzuchu, ale nie chodziło o jej uszy… Niedrożność przełyku, śmiertelnie groźna wada, która musiała być operowana zaraz po urodzeniu. Byłam przygotowana na chore dziecko, ale nie tak chore… Znaleźliśmy szpital, w którym Gabrysia będzie mogła przyjść bezpiecznie na świat, znaleźliśmy lekarzy, którzy podejmą się operowania niemowlęcia i czekaliśmy na ten dzień, gdy wszystko się zacznie… Cesarskie cięcie, chwila prawdy i słowa lekarzy, po których straciłam przytomność – córeczka nie ma uszu!  Obudziłam się na sali pooperacyjnej, Gabrysia była już na bloku operacyjnym, a mąż próbował mnie uspokoić. Byłam przygotowana na operację przełyku, nie na dziecko bez uszu, które w dodatku nie słyszy... W chwili, kiedy chciałam ją przytulić ze wszystkich sił, nie miałam jej nawet obok siebie. W głowie mętlik i setki pytań. Na niektóre z nich nigdy nie znalazłam odpowiedzi.  Oglądałam ją dokładnie, kiedy pierwszy raz dali mi moją córeczkę na ręce. Była śliczna, malutka, drobna, nie miała uszek, ale to nie miało znaczenia. Bałam się, co z jej słuchem, czy kiedyś usłyszę od niej słowo Mamo, czy będę mogła kiedyś opowiedzieć o tym, jak bardzo ją kocham! Tego, czy Gabrysia słyszy, miałam się dowiedzieć dopiero po wyjściu ze szpitala, ale warunkiem wypuszczenia Gabrysi do domu, było to, że zacznie samodzielnie jeść. I tak po kilka gramów pokarmu dziennie, przez 3 tygodnie, zbliżyło nas do upragnionego celu. Trafiliśmy do Łodzi, do Kliniki Matki Polki, na oddział laryngologii, tam lekarze zbadali uszka Gabrysi. Jej przewody słuchowe są zasklepione, a słyszy dzięki temu, że rezonują kości czaszki. Bez wspomagania nasza córeczka może usłyszeć bardzo głośną mowę, lecz po wszczepieniu implantu, można już do niej w miarę normalnie mówić.  Jej mowa i rozwój nie odbiega zbytnio od rówieśników, ale nie ukrywajmy, wygląd dla dziewczynek jest ważny. Jakiś czas temu zaczęła pytać o uszka. Jeszcze nie jest tego świadoma, jakie przykrości mogą ją spotkać później w szkole czy w życiu dorosłym z powodu braku uszu, dlatego chcemy działać już! Gabrysia ma też porażenie nerwu twarzowego, a lekarze z USA mogą przywrócić pełen uśmiech i wyrównać mimikę twarzy. Muszą się odbyć minimum dwie operacje, po każdej na jedno ucho, co wiąże się z dwoma wyjazdami i dwoma pobytami w Stanach, po każdej z operacji musimy być miesiąc na miejscu. Będzie potrzebna niestety też trzecia operacja, bo lekarze muszą przenieść Gabrysi aparat (implant) w inne miejsce i wybrać skórę z przewodu słuchowego, aby nie wytworzył się guz po rekonstrukcji. W Polsce małżowiny robią tylko z chrząstki żebra, co jest dodatkową ingerencją w ciało. Te uszy niestety nie wyglądają ładnie, przez co pozostaje nam uzbierać potrzebną kwotę na operację w Stanach. To teraz nasze największe marzenie – zobaczyć naszą córeczkę z uśmiechem i z własnymi uszkami. Marzymy o tym, by udało się przywrócić Gabrysi normalny wygląd i podarować jej normalną przyszłość bez drwin i krępujących spojrzeń na ulicy. Nie chcemy dopuścić, by kiedykolwiek płakała, na myśl o tym, że jest inna niż zdrowe dzieci.

127 525,00 zł ( 22.5% )
Still needed: 439 220,00 zł
Ola Słotwińska
12 days left
Ola Słotwińska , 16 years old

Wypadek zabrał Oli sprawność i zdrowie. Prosimy o pomoc!

To miał być taki zwyczajny dzień. 10-letnia Ola wraz z mamą odprowadzała swojego brata na autobus, by później wrócić do domu. Chłopak usiadł z tyłu, więc Ola z mamą pokonały kilka dodatkowych kroków, by widzieć tył pojazdu i pomachać na pożegnanie. Kobieta odruchowo wyciągnęła dłoń, by jak zawsze złapać córkę za rękę i bezpiecznie poprowadzić do domu. Niestety, nie poczuła dotyku dłoni dziecka, usłyszała za to huk, by po chwili zobaczyć dziewczynkę leżąca bezwładnie na jezdni. Pamięta tylko krzyk rozpacz, szok i ogromny strach. W szpitalu okazało się, że obrażenia Oli są bardzo poważne. Doszło do urazu wielonarządowego, w tym złamania miednicy i poważnego urazu głowy. Wystąpiły objawy uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego i niedowładu czterokończynowego. W ciągu jednej sekundy z naszej Oleńki, której wszędzie było pełno, pozostała zupełnie bezbronna, zależna od lekarzy i skomplikowanej aparatury medycznej, istota. Każdego dnia umieraliśmy z przerażenia o życie naszego dziecka, każdego dnia przysięgaliśmy sobie, że zrobimy wszystko, by Ola wyszła z tego okropnego stanu i wróciła do nas. Rehabilitacja, której poddawana była Ola, zaczęła przynosić efekty. Dziś Ola jest w stanie poruszać kończynami, reaguje na to, co się do niej mówi, wyraża swoje emocje. Jednak droga, która jest przed nami, jest jeszcze bardzo długa. Wszyscy doskonalę pamiętamy Oleńkę sprzed wypadku – rozbieganą, uwielbiającą grać w piłkę, pływać na basenie, chodzić na długie spacery, kochającą malować. Czy coś z jej zainteresowań zostało do dziś? Tak, to matematyka. Ona bardzo lubi liczyć i nadal ma do tego niezaprzeczalny talent. Staramy się ćwiczyć z nią tabliczkę mnożenia i bardzo dobrze jej to idzie. Jestem z niej tak bardzo dumna… Cieszę się jej każdym, najmniejszym postępem. Czasem śnię, że Ola wstaje, podbiega do nas i coś opowiada. Oddałabym wszystko, by ten sen kiedyś się spełnił. Wiem, że tylko intensywna rehabilitacja jest w stanie pomóc córce w powrocie do zdrowia, a to jest mój priorytet i największe marzenie. Koszty leczenia Oli są tak wysokie, że nasza rodzina nie jest w stanie uzbierać tej kwoty. Wierzę, że są ludzie, dzięki którym nasza córka będzie miała szansę chociaż trochę cieszyć się dzieciństwem.

12 300,00 zł ( 12.79% )
Still needed: 83 847,00 zł
Jaś Pietrzyk
Jaś Pietrzyk , 5 years old

Help Johny hear the world!

My son Johny was born without ears and with closed ears canals. This is a very rare congenital malformation, a defect that no one expected and for which no one had any influence. Doctors reported the pregnancy to have no complications. When this sweet little baby came into the world it turned out that he was not completely healthy, as the doctors initially assured us, and how we thought throughout the entire pregnancy. It was a huge shock for all of us, that instead of ears, Johny has only small folds of skin, and the ears canals were completely closed. The question is whether Johny even hears. Is it possible that he could hear anything without ears? No one could answer this question. We only heard that despite the fact that the situation looks very serious, there is a chance, and that there is hope that he can hear something. For the next long months, we did not know the answer to this question. The first examination for hearing loss was set two months after his birth. After receiving results, we breathed a sigh of relief for a moment, because it turned out that the middle ear is well developed, and although Johny has significant hearing loss, he is not deaf. Johny hears nearly the same as healthy children. Unfortunately, it does not give us confidence that speech and development will proceed correctly. He uses a device to help him hear, but it’s unfortunately only a temporary solution. Johny is a happy kid who is still unaware of how different he is from other children. Like everyone, he deserves a good childhood. The question is what can we do to not condemn our son to the surrounding silence, problems in communicating with others and discrimination in society. His only chance is surgery in Palo Alto (California, USA), the only clinic in the world that can perform surgery to open ears on young children. A spark of hope awakened in us that our beloved Johny has a chance to get to know the fully functional world, hearing, speaking and not remembering the times when he did not have ears and hearing he was dependent on capricious equipment. We do not want to condemn our son to silence. Johny, like everyone deserves a happy childhood. The only major obstacle on the way to giving Johny a normal life is the cost of the operation, which is 170,000 dollars! This is an abstract amount for us, but we wholeheartedly believe that thanks to your help, we will be able to collect the necessary sum and offer a normal life to Johny. Joanna - Johny's mom

647 347,00 zł ( 63.09% )
Still needed: 378 653,00 zł
Robert Grabowski
Robert Grabowski , 30 years old

Drugie życie po tragicznym wypadku. Robert potrzebuje naszej pomocy!

Urwana ręka, pokiereszowany kręgosłup, uszkodzony rdzeń, połamane nogi… Wystarczyła chwila nieuwagi, by maszyna rolnicza omal nie odebrała mi życia. Zmieniła je już na zawsze… Przez godzinę leżałem na drodze, nim przyjechała karetka. Byłem w takim szoku, że nie czułem bólu. Obrażenia były tak ogromne, że cudem uszedłem z życiem… Nauczyłem się nowej codzienności, znalazłem szczęście. Cały czas jednak potrzebuję rehabilitacji, by nie stracić tego, co mam. Bardzo drogiej… Proszę Cię o pomoc, bym mógł ćwiczyć jeszcze przez kolejny rok. Mam na imię Robert, mam 26 lat. Dzień tragedii pamiętam doskonale, jakby to było wczoraj. 7 kwietnia 2006 roku, nawet godzinę pamiętam, było ok. 11:00. Wróciłem właśnie z rekolekcji i zobaczyłem, że tata pracuje w polu. Mieszkamy na wsi na Kaszubach, z bratem i siostrami często pomagaliśmy rodzicom w gospodarstwie, więc i tym razem chciałem trochę tacie pomóc. Pobiegłem do domu, plecak rzuciłem w kąt i wziąłem pierwszą lepszą kurtkę z wieszaka. Pech chciał, że wziąłem za dużą. Taka pozornie błaha rzecz, a także seria pechowych wydarzeń potem sprawiły, że dziś nie mam ręki i czucia od pasa w dół.  Pracowaliśmy z tatą około godziny, wtedy przyszedł listonosz. Tata poszedł odebrać pocztę, a ja zostałem sam przy maszynie, miałem wtedy 12 lat. Wiedziałem, że trzeba być ostrożnym. Nie wiem, co mnie podkusiło, by podejść do wałka. Chciałem sprawdzić, jak to działa, jak oddziela te ziarna…  Nagle maszyna wciągnęła za duży rękaw, a wraz z nią całą rękę. Obracała mną  w kółko, raz za razem uderzałem nogami o asfalt. Kości ud połamały się w kilku miejscach. Nie czułem nic albo już nie pamiętam, co czułem… Tata usłyszał, że maszyna dziwnie stuka, przybiegł. Nie krzyczałem, nawet nie płakałem. Tata w szoku wyłączył maszynę, próbował wyciągnąć moją rękę. Gdy mu się udało, oczom ukazał się przerażający widok — nie było już skóry, kości na wierzchu, mięśnie i ścięgna pozrywane… Zadzwonili na pogotowie.  Godzinę leżałem na ziemi, czekając, aż przyjedzie ratunek. Byłem przytomny, ale nic nie czułem. Ogromny szok. Może Bóg zabrał mi ten ból, żebym nie umarł przez niego? W szpitalu lekarz obejrzał mnie, ubrał fartuch i wyszedł. Zrozpaczonej mamie powiedział tylko, że tu potrzeba księdza, a nie lekarza… Rodzice nie poddali się, z Bytomia helikopter medyczny miał zabrać mnie do Gdańska. Byłem już od kilku godzin bez żadnej pomocy, ale szpital odmówił transportu helikopterem, wysłali mnie karetką… Gdańsk dzwonił, żeby zrobili mi jeszcze w Bytomiu rezonans kręgosłupa, bo ich maszyna jest zepsuta. Bytów nie miał nawet takiego sprzętu… Mieli więc zrobić zdjęcie po drodze w szpitalu, ale gdy tam pojechaliśmy, okazało się, że urządzenie też nie działa! A jeszcze rano było sprawne. Pech, bo jak to inaczej nazwać? W Gdańsku lekarze skupili się od razu na ręce, ją było widać, była w najgorszym stanie. Połamane nogi umieścili w szynach, ale nie chciały się zrastać. O kręgosłup na razie nikt się nie martwił… Niestety, ręki nie udało się uratować, wdało się zakażenie, amputowali mi ją. Zaatakowała mnie też sepsa, było bardzo źle… Trudno w kilku zdaniach opisać dwumiesięczną walkę o życie. Gdy wyszedłem z najgorszego kryzysu i zmniejszyło się ryzyko, że umrę na stole operacyjnym, lekarze zajęli się kręgosłupem. Było jednak za późno, o wiele za późno… Operacja stabilizacji niewiele pomogła, poprzesuwane kręgi przerwały rdzeń. Jeszcze na początku ruszałem nogami, potem coraz mniej, aż w końcu całkiem straciłem czucie. Później okazało się, że gdyby operacja kręgosłupa zrobiona była od razu, teraz miałbym dużą szansę, żeby chodzić. Niestety, czasu już nie cofnę… Choć byłem jeszcze dzieckiem, musiałem szybko wydorośleć. Straciłem rękę, nie mogłem chodzić. Nie załamałem się jednak, choć to dość nietypowe. Nie miałem myśli samobójczych, myślałem tylko o tym, co dalej. Myśl i planowanie przyszłości chyba mnie uratowały… Wcześniej sądziłem, że zostanę u rodziców i później przejmę po nich gospodarstwo, w tym się widziałem. W moim stanie było to niemożliwe, więc stwierdziłem, że moja przyszłość to komputery. Jedna ręka powinna wystarczyć… Minęło ponad 13 lat, połowa mojego życia. Dzisiaj pracuję jako grafik, mama dowozi mnie do pracy. Nie mogę pracować z domu, mieszkamy na odludziu i internet jest bardzo słaby. Staram się radzić sobie, jak mogę, nieoceniona jest tu rehabilitacja. Niestety, bardzo kosztowna. Żeby w miarę normalnie żyć z niepełnosprawnością, konieczne są ogromne pieniądze, wszystko kosztuje fortunę…  Cieszę się, że przeżyłem. Nie narzekam na los, i tak miałem szczęście! Poznałem wspaniałą dziewczynę, jesteśmy razem od roku. Moja niepełnosprawność jej nie przeszkadza, bo w prawdziwej miłości to żadna przeszkoda. Oczywiście, że na codziennej drodze pojawiają się schody, dosłownie i w przenośni. Coraz bardziej się to zmienia, jednak nie jest łatwo poruszać się na wózku i to z jedną ręką… Żeby być jak najbardziej sprawny, muszę cały czas ćwiczyć, przynajmniej dwa razy w roku jeździć na intensywne turnusy. I tu moja prośba… Jeśli jesteś w stanie, bardzo proszę, pomóż mi. Ja się nigdy nie załamię, nie poddam, ale to nie wystarczy, jeśli nie będę miał za co opłacić rehabilitacji. Za każdą pomoc z całego serca dziękuję! Robert

12 797,00 zł ( 20.54% )
Still needed: 49 501,00 zł
Jacek Dąbrowski
Jacek Dąbrowski , 40 years old

Help for Jacek!

My name’s Jacek and I always try to be cheerful and optimistic. I try but it’s not easy because my illness has been with me since I was born. Numerous operations, years spent in bed, suffering which is hard to describe - these are my struggles in short. It’s all fault of my congenital defect of my legs. I was born with it. Without an operation I’ll be forced to end on a wheelchair. Please help me to escape from it. Unfortunately, my current state is bad - the surgery I had (done by Ilizarow’s method) didn’t give an expected effect. Moreover, my bones have become weakened thus I broke my thigh twice. One of my legs was badly set and now it’s shorter and anastomosed with sheeting and screws. Mistakes made by doctors have led me to the state which I’m currently in. I can barely walk and I’m afraid that one day I may simply not be able to get up from my bed. I urgently need an operation because all weight of my body is on one leg. My other leg is hurt too and also needs a surgery. My spine is getting weaker and weaker. I don’t like complaining but my pain is sometimes unbearable. I used to have a job, plans and dreams. Now I can’t work anymore. Like everybody I also have my dreams - my hobby is electronic music and being a DJ is my passion. Passion which I really love. I can feel I could do really a lot on this ground but I can’t because I’m having more and more problems with standing. Medicine has gone far since my last surgeries and now there’s a new intramedullary method through electromagnetic rods which are steered electromagnetically. This method will help me save my fitness and release me from pain! There’s a chance for me to fight for my health and future. This chance involves surgeries done by the mentioned method. Unfortunately, the price is exorbitant - more than 300 thousand Polish zloty! I’m 37 years old and still a lot of things to do. I know that if my condition sits me down on a wheelchair most of them will be impossible. Without an operation it will be getting worse and worse. I’m scared because I don’t know how I’ll manage in the future. Please help me. I’m asking for a chance to live without a disability. I trust that collecting this sum of money is possible with your help!

15 915,00 zł ( 5.07% )
Still needed: 297 941,00 zł
Władek Tarar
Władek Tarar , 22 years old

Pijany kierowca zniszczył życie mojego syna, zabił jego koleżankę... Pomocy!

Czy wstając rano, myślimy o tym, że nadchodzący dzień będzie naszym ostatnim? Że właśnie dzisiaj wydarzy się tragedia? Władek, mój syn, na pewno o tym nie myślał 2 listopada 2018 roku. To właśnie wtedy, gdy wracał z koleżanką z korepetycji, na drodze osiedlowej pijany kierowca wjechał w nich z prędkością 100 km/h. Miał 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Zabił 16-letnią dziewczynę, koleżankę Władka. Mój syn przeżył, trafił do szpitala w ciężkim stanie… Zawsze myślimy, że tragedie się dzieją gdzieś na świecie innym, ale nigdy nie przydarza się nam czy naszym bliskim. To ogromny błąd… Nieszczęście czeka za rogiem, może przyjść zawsze i wszędzie. Mojego syna spotkało listopadowego dnia właśnie na tej osiedlowej drodze… Kolejne dwa miesiące były horrorem — ciężki stan, operacje, leczenie i wielka niewiadoma. Nikt nie umiał powiedzieć, co będzie z synem, czy przeżyje? Na szczęście mijały dni, a on nadal był z nami! W końcu udało nam się pojechać do Niemiec, na miesiąc intensywnej rehabilitacji. Było już jasne, że nie walczymy już nie tylko o życie, ale też o zdrowie i powrót Włada do normalności… Dzisiaj jesteśmy już w Polsce. W specjalistycznym ośrodku synek dzień po dniu walczy o swoje życie przy pomocy specjalistycznego sprzętu medycznego. Koszty są jednak gigantyczne… Robimy wszystko, by Wład do nas wrócił, jednak już wiemy, że sami nie damy rady… Jaki jest mój syn? Mówię jest, a nie był, bo ciągle wierzę, że go odzyskamy, że wróci Władek sprzed wypadku, cudowny, roześmiany nastolatek. To kochane dziecko, najlepszy brat i wzór dla swojej młodszej siostry, wspaniały przyjaciel. Zawsze był pozytywnym i otwartym chłopakiem. To miał być jego ostatni rok liceum, chodził na korepetycję, bo po maturze marzył o tym, by studiować prawo, bronić słabszych… Miał pasję, od 5 lat z ogromnym zaangażowaniem ćwiczył kickboxing. Zdobył wiele nagród! Jestem z niego ogromnie dumna… Tak trudno wracać do koszmarnego dnia, w którym to wszystko zostało mu odebrane przez brawurę, bezmyślność, głupotę jednego człowieka… Pił, wsiadł za kierownicę, na osiedlowej drodze pędził jak po autostradzie! Odebrał jedno życie i zniszczył drugie. Czy taki człowiek nie powinien być nazywany po prostu mordercą...? Jest w nas ogromny żal, ale teraz nie to jest najważniejsze. Skupiamy się tylko na tym, by Wład do nas wrócił. Niestety, miesięczny koszt rehabilitacji to nawet 28 tysięcy złotych. Dla przeciętnej rodziny to kwota nie do zdobycia, a przecież walka o zdrowie synka będzie trwała jeszcze bardzo, bardzo długo… Jako rodzice cały czas nie tracimy wiary, że Wład odzyska dawne życie, które zostało mu tak brutalnie odebrane. Młodsza siostra tak bardzo tęskni za jedynym bratem… Chociaż przeżyliśmy nieopisaną tragedię, cieszymy się, że syn żyje. Jego koleżanka nie miała tyle szczęścia, jej już nie jesteśmy w stanie pomóc… Na naszej drodze spotkaliśmy wiele wspaniałych osób, za których pomoc jesteśmy niezmiernie wdzięczni. Nasz Władek cały czas jednak potrzebuje wsparcia, nie można przerwać rehabilitacji... Dlatego ośmielamy się prosić o pomoc wszystkich, którzy poznali naszą historię. Tylko dzięki Wam może mieć szczęśliwe zakończenie… Jako mama, wraz z całą rodziną i przyjaciółmi mojego synka, z całego serca proszę o pomoc. Podaruj Władowi szansę na wyzdrowienie… Olga, mama

22 676,00 zł ( 25.01% )
Still needed: 67 962,00 zł
Marcel Komorowski
Marcel Komorowski , 8 years old

Pozwól Marcelkowi usłyszeć świat - pomocy!

Kiedy widzisz dwie kreski na teście, wiesz doskonale, że w twoim życiu niebawem dokona się rewolucja. To pełne napięcia oczekiwanie, coś czego nie da się do niczego porównać… A później ściana, rozpacz i rozczarowanie. Bo przecież nie tak miało to wszystko wyglądać. To był moment, który zapamiętam na zawsze. Ciąża zmieniła wiele i sprawiła, że doświadczyłam emocji, których nigdy wcześniej w sobie nie odnajdywałam. Głaskanie brzucha, nasze pierwsze “rozmowy”, delikatne ruchy, a później mocne kopniaki - to wszystko dawało mi prawdziwą satysfakcję, uśmiech i spełnienie. W końcu nadszedł ten dzień. Nie spodziewałam się, że to będzie dzień, w którym cały mój świat rozpadnie się na kawałki. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Marcelka, prawie tego nie zauważyłam. Mój synek urodził się bez ucha. Nie byłam na to przygotowana, żaden lekarz na USG nie zauważył, że syn przez całe życie będzie borykał się z tak poważnym problemem. To przeoczenie kosztuje nas mnóstwo wysiłku, łez i stresu… Najtrudniejszy był pierwszy rok… Poruszyliśmy niebo i ziemię, żeby znaleźć odpowiedź, na pytanie “co się stało?!”. W naszym przypadku nie wystarczy stwierdzenie, że Marcel nie ma ucha i kanału słuchowego, konieczne jest znalezienie przyczyny problemu, które pozwalały na dostosowanie leczenia, znalezienie specjalisty. Jeździliśmy po Polsce z całą dokumentacją medyczną w poszukiwaniu diagnozy. Byliśmy odsyłani do kolejnych klinik, podawano nam nazwiska nowych specjalistów, a my bez zastanowienia ruszyaliśmy w drogę. Uratował nas internet. Spędziłam wiele godzin przed komputerem, czytając dokładnie każdą historię. W końcu trafiłam! Znalazłam mamę dziewczynki, leczonej w USA, której słuch udało się uratować, a ucho odbudować. Obudziła się w nas iskierka nadziei, wreszcie znaleźliśmy drogę do rozwiązania naszego problemu. Odtąd wszystko miało zacząć się układać. Niestety, na naszej drodze stanął problem nie do pokonania: cena słuchu naszego synka to prawie 300 tysięcy złotych! Ogromne pieniądze, których nie jesteśmy w stanie zdobyć. Tak naprawdę operacja mogłaby zostać przeprowadzona natychmiast. Marcel ma 4 latka, a to kwalifikuje go do rekonstrukcji. W Polsce operacja byłaby możliwa dopiero w wieku 12-13 lat, a dla Marcela to zdecydowanie za późno. Już powoli dostrzegamy różnice i opóźniony rozwój spowodowany uszkodzonym słuchem. Na razie Marcel chodzi do przedszkola i świetnie odnajduje się wśród rówieśników, obawiamy się jednak czasu, kiedy Marcel rozpocznie swoją szkolną przygodę. Jeśli wciąż nie będą docierały do niego wszystkie dźwięki, problem będzie się pogłębiał. Dzięki wypracowanym metodom operacja w Stanach to dla nas gwarancja jednego zabiegu, dzięki któremu kanał słuchowy zostanie odbudowany, a ucho zrekonstruowane. Pozostaje kwestia kilkutygodniowej rekonwalescencji pod okiem specjalistów z tamtejszego szpitala. Gdybyśmy zdecydowali się na rozwiązanie problemu w Polsce, poza długim oczekiwaniem, czekałoby na Marcela kilka skomplikowanych operacji. Nie ma też gwarancji na to, że uda się całkowicie naprawić słuch. Czasem Marcelek staje przed lustrem, przegląda się i pyta “Mamo, gdzie jest moje uszko?", a ja patrzę na niego i zawsze powtarzam “taki się urodziłeś, ale zrobimy wszystko, by twoje ucho pojawiło się we właściwym miejscu” i zawsze dodaję: “bez uszka też jesteś piękny”. To dla mnie trudne, szczególnie kiedy starsze dzieci zadają pytania, wytykają mojego synka palcami. Wiem, że może pojawić się etap, kiedy Marcel bardzo weźmie to do siebie… Moim priorytetem jednak zawsze będzie zdrowie, prawidłowy rozwój synka to coś, dla czego jestem w stanie zrobić wiele. Nauczyć się prosić o pomoc... Mamy szczęście w nieszczęściu, nasz synek jest wyjątkowym człowiekiem. Ta choroba to wielki sprawdzian dla całej rodziny, dla mnie jako matki to wielkie wyzwanie, bo jedyne czego chcę to zapewnić mojemu synkowi zdrowia. Jego słuch to dla mnie najlepszy prezent, jaki mogę sobie wyobrazić. Dla Marcela to szansa na całkiem nowy start. Mój synek na to zasługuje, pomocy! _____ Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: Licytacje dla Marcela 

126 562,00 zł ( 44.99% )
Still needed: 154 736,00 zł
Sławomir Szyszka
3 days left
Sławomir Szyszka , 54 years old

Sławek needs your help after six-metre fall from the mountain !

I would have never thought that my passion would make the worst grief in my life. One day changed everything and for the last two years I have been continuously struggling for my health. I need your help! I always used to be very active. Trekking, skiing, sailing, swimming, cycling, I loved sport and outdoor activities. My friends kept asking me for the source  of my energy, and my answer was “endorphins”. They triggered my positive feeling. I wanted to try some new experience. I had dreamt of high mountain climbing for a long time, so I enrolled on a course. I wish I hadn’t. I fell from the six-meter high mountain because the instructor had used improper safety rope. How irresponsible and ridiculous ?  I slipped and collapsed on the rock. My protection was not sufficient. I broke my back and it damaged the spinal cord. I was taken to the hospital and operated on. The next day diagnosis was shocking. Suddenly, I saw the wall between me  and my previous life. I couldn’t feel my legs! However, the wise doctor I met told me to fight. There was a chance I would walk again. Hope dies last, so I began my two-year long journey. After several months of hard, painful and exhausting recovery I am able to step using crutches but what I desire is walking. For the time being, I can’t keep my balance, I collapse very often and hurt myself.  I also suffer from leg cramps and muscle pain. I didn’t give up and I’m not going to. I want to fight for more. However, I need  a continuous rehabilitation but the Polish Health System fails to provide one.  I got only the basic treatment that is not sufficient.                                                                                       I dare to beg for the help as the modern rehabilitation methods are available only for additional fee that I can’t afford. I don’t work, I only get a disablement pension. What’s more, the insurance company refused my claim as the policy didn’t include extreme sports accidents.                                                                   I promised my wife and my daughter, I would break the wall I faced on that memorable day. I believe I can. I’m looking forward to it but  I need your help. I would appreciate any donates.

11 309,00 zł ( 28.12% )
Still needed: 28 904,00 zł
Michał Czopek
Urgent!
2 days left
Michał Czopek , 32 years old

27 years of struggle with disability. Help me stand straight!

The first few hours of my life I was a healthy boy with an Apgar score of 9 points. That was my first and the last such evening where I was fully healthy. A moment later, I was infected with Staphylococcus aureus on a neonatal care unit and this bacteria will stay inside my body the rest of my life. This vicious bacteria “ate” almost all of my hip-joint, acetabulum, and femoral head. Today, my right leg is shorter than the left one by 3 inches. At my age, this is the last opportunity to make any changes. The surgery and following rehabilitation cost almost 400,000.00PLN ($106,435.00). Since 1992, I have been coping with earlier medical mistakes. As an infant, the infection was stopped, but it was not the end of my nightmare. Limited Polish medical care was only able to offer a life being wheelchair bound or surgery with uncertain results (an experimental trial). Only after my parent’s spent months conducting extended research for any opportunities abroad, I was accepted to undergo two surgeries at the ages of two and three in one of Germany’s highly equipped hospitals. German doctors were able to reconstruct some of my hip-joint following the profound damage that was done by the bacterium. They achieved a very important goal - I could walk. As a young boy, I tried to be like my school peers. I tried to run, jump, and have a happy childhood. It was not easy to do all of that with a rubber platform, attached by my grandfather, to my shoe’s right sole. In elementary school, I realized that I was “different”. Peers were curiously gazing at me and asked a variety of questions. I always took last place in 60 meter sprints. Why did this happen to me? Why can’t I be just healthy? Today I am 27 years old with a promising life ahead. I want to live independently without feeling like a burden for those closest to me. My hip-joint is presented in one of the pictures. Its range of motions is highly limited. In recent years, pain has been getting progressively more severe. The hip-joint becomes older and more used every day. I dread every morning because one day I may not be able to get up from my bed on my own. What options would I be left with? A prosthesis? A wheelchair? A permanent deformity? After more than two decades spent researching and numerous consultations with doctors, nobody was able to offer a safe and successful method of treatment. The unexpected breakthrough happened last April after yet another doctor consultation with a world famous expert in orthopedics Dr. Dror Paley from the United States. I was filled with hope. Dr. Paley is a genius and the finest expert in his medical field. He created a solid treatment plan to fix my physical condition. The upcoming surgery is immensely complicated. It consists of two stages: hip-joint reconstruction and leg lengthening. It is my last chance to get my physical health back and live without pain and worry. Due to my age, this is the last opportunity for such a complex surgery. Unfortunately, there is a downside. The surgery and following rehabilitation is tremendously expensive - exceeding my financial means. Therefore, I ask you for financial support to make this miracle happen. The collection of such colossal amounts of money seems like a miracle to me. Please, assist me. I need your help tremendously. I wish to walk through my life happy and healthy. Without you I may not be able to do so… Michał   

118 475,00 zł ( 30.89% )
Still needed: 265 025,00 zł

Follow important fundraisers