Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Józef Kędzierski
Józef Kędzierski , 44 years old

Pomóż mi dojść do ołtarza na własnych nogach!

Józef uległ wypadkowi komunikacyjnemu w dniu 2-01-2018, w wyniku którego doznał urazu kręgosłupa na odcinku szyjnym i urazu rdzenia kręgowego na wysokości C3/C4, utrzymuje się porażenie czterokończynowe, pęcherz neurogenny, wymaga pomocy we wszystkich czynnościach życiowych. Józef planuje ślub, Pomóżmy mu spełnić jego marzenia, pomóżmy mu w gromadzeniu środków na rehabilitacje by mógł być samodzielny w codziennym życiu, bo mógł być szczęśliwy z przyszłą żoną

77 435,00 zł ( 71.01% )
Still needed: 31 607,00 zł
Aleksandra Białdyga
Aleksandra Białdyga , 51 years old

Rak to nie musi być wyrok! Pomóż mi go pokonać i ŻYĆ!

Rak to nie musi być wyrok… To pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, gdy usłyszałam diagnozę. Najpierw czułam obezwładniający strach, ale potem uczepiłam się tej myśli, tej nadziei, jak koła ratunkowego… Wiedziałam, że muszę żyć – mam dla kogo. Mam dwoje dzieci. Gdy zachorowałam, Bartek miał tylko 7 lat, Dominik – 14… Zaczęło się niewinnie – po prostu bolała mnie głowa. Zmęczenie, pogoda, stres… Zazwyczaj to są przyczyny. W życiu nie podejrzewałam, że to coś złego, zabójczego. Że w mojej głowie tkwi tykająca bomba, którą zastawiła na mnie śmierć. Złośliwy guz, który się rozrasta. Nowotwór mózgu. Gdy słyszy się takie słowa, na chwilę osuwa się w przepaść. Niektórzy poddają się już wtedy. Czekają na śmierć. Ja nie jestem taka, wiem, że lepiej walczyć i przegrać niż po prostu się poddać. Właśnie wtedy, w lipcu 2011 roku, rozpoczęłam swoją walkę. Wiele osób zadaje sobie pytanie „dlaczego ja?” Potrzebują przyczyny. Odpowiedzi. Tej jednak nie ma… Nie chciałam tracić czasu na pytania retoryczne. Chciałam walczyć. W moim życiu były już trudne chwile, ale nigdy się nie poddałam, za każdym razem udało mi się wygrać. Postanowiłam, że tym razem też wygram. W takich chwilach przewartościowuje się całe życie. Zrozumiałam, co jest ważne. Chwile z bliskimi. Uśmiechy moich dzieci. Zwykłe dni, w których jesteśmy razem. Codzienne, magiczne w swojej zwyczajności chwile, gdy możemy całą rodziną iść na spacer, zjeść obiad, obejrzeć telewizję. Konieczność uporządkowania wszystkich spraw przed pójściem do szpitala była trudna. Czekała mnie operacja. Musiałam przygotować się na najgorsze – na to, że mogę już nie wrócić… Trudniejsze jednak było powiedzenie moim synom. Obiecałam im, że ich nie zostawię, że wyzdrowieję. Przestałam być tylko mamą i żoną, zostałam pacjentką oddziału onkologicznego. Guz został usunięty w całości. Przeżyłam… Przetrwałam długie leczenie i rehabilitację. Te trudne chwile dziś w mojej pamięci są jak zły sen. Dzięki lekarzom i wspaniałych ludziom, na których mogłam i nadal mogę liczyć, wróciłam do zdrowia. Rodzina, przyjaciele – wszyscy mnie wspierali. Znów mogłam cieszyć się życiem. I tak było przez 6 lat. Do czasu kolejnego kontrolnego rezonansu, który miał się nie różnić niczym od poprzedniego. Myślałam, że czas działa na moją korzyść… Niestety nie. Guz odrósł - wznowa. Z przerażającą wieścią nadeszły kolejne – nie można wyciąć guza w całości, operacja jest obarczona poważnym ryzykiem, może skończyć się paraliżem… Miałam dwa wyjścia, zgodzić się na ryzyko albo czekać na śmierć. Ktoś chyba nade mną czuwał, bo operacja się udała… Wciąż mogę mówić i chodzić. Druga walka z nowotworem jest jednak trudniejsza, bardziej zacięta, bo przeciwnik jest silniejszy… Tym razem była potrzebne dodatkowa broń, ta, które ostatnio udało się uniknąć… Chemia i radioterapia. I oto jestem – słaba, w chuście, zmęczona leczeniem, ale wciąż pełna woli, by żyć. Tym razem jednak potrzebuję pomocy… Mój organizm jest wycieńczony chemią i naświetlaniami, muszę go wzmocnić. Wspomagam się metodami z zakresu medycyny niekonwencjonalnej. Potrzebne są wlewy witaminowe, suplementy, oleje CBD, uśmierzające ból. Kiedyś rytm mojego życia wyznaczała praca, posiłki, powrót dzieci ze szkoły. Dziś wyznaczają go godziny przyjęcia leków… To od nich zależy moje życie. Walce z moją chorobą jest podporządkowane życie całej mojej rodziny. Nie pracuję, nie mogę… Życie wygrało z pracą, wiec nasze finanse są bardzo ograniczone. Nie mamy już jak zapłacić za leczenie, wzięlibyśmy kredyt, pożyczkę, ale nie mamy zdolności… Dlatego zwracam się z nadzieją, że ktoś zechce pomóc mnie, mojej czteroosobowej rodzinie, że pozwolicie mi żyć, bo niczego innego nie pragnę. Ola

14 186,00 zł ( 21.82% )
Still needed: 50 823,00 zł
Michał Szturc
Michał Szturc , 31 years old

Chciał tylko bezpiecznie przejść przez pasy... Pomagamy Michałowi wrócić do zdrowia!

Spokojny wieczór, dzwonek do drzwi. Otwieram, a tam policja. “Pana syn miał wypadek, jest w szpitalu. Nie wiemy, w jakim stanie…”. Po tych słowach wszystko się zmieniło… W takich chwilach mówi się, że świat się zawalił. Ale przecież nasz jeszcze trwał, chociaż znaleźliśmy się w alternatywnej rzeczywistości. Samochód potrącił Michała na pasach. Teraz chcieliśmy tylko jednego - by przeżył… Zwykły wieczór, jakich wiele, zmienił się w prawdziwy koszmar. To był 3 stycznia 2013 roku. Michał wyszedł z domu około 17:00. Potem dowiedzieliśmy się, że wypadek był dosłownie kilka minut później… Michał przechodził z koleżanką przez pasy. Nagle uderzył z nich rozpędzony samochód, zabierając wszystko w jednej chwili… Gdy dojechałem z żoną do szpitala, syn był właśnie operowany. Do pierwszej w nocy siedzieliśmy pod salą, ale nic nie chcieli nam powiedzieć, kazali wrócić rano. Co innego mieliśmy robić - pojechaliśmy do domu. Tam już czekali znajomi: nasi i syna. Każdy ze łzami w oczach, milczący. Nie trzeba było słów, czuliśmy ich wsparcie i wspólny lęk o to, czy Michał przeżyje… Na drugi dzień mogliśmy go zobaczyć - żył. Leżał na OIOM-ie, podpięty to mnóstwa maszyn, które pozwalały mu oddychać. Wiedzieliśmy już więcej, chociaż to sprawiło, że baliśmy się jeszcze bardziej… Ten kierowca nieomal zabił nam syna. Na pewno zabrał mu życie - dawne, szczęśliwe życie… Opis wszystkich urazów jest bardzo długi, ale obrazuje, jak ciężko ranny był Michał: uraz wielonarządow, uraz śródczaszkowy, uogólniony obrzęk mózgu, rozlany uraz aksonalny, ogniska stłuczenia krwotocznego w obrębie obu płatów czołowych, płatów potylicznych i ciemieniowych oraz pnia mózgu. Krwawienie podpajęczynówkowe, złamanie wyrostka kolczystego kręgu C7, złamanie żebra III prawego. Stłuczenie płuc. Złamanie kości ramiennej prawej, złamanie przedramienia prawego, złamanie podudzia prawego, uraz kolana lewego, liczne otarcia i rany skóry mnogich okolic ciała. To wszystko zrobił mojemu synowi kierowca, który mógł stać się mordercą. Prowadził pod wpływem środków odurzających, jak się później dowiedzieliśmy. Ale wypadek był dopiero początkiem… Michał wiele dni leżał w śpiączce. Gdy go wybudzili, powiedzieli, że mózg jest bardzo uszkodzony, a nasz syn już do końca życia będzie “rośliną”. Po dwóch miesiącach w szpitalu, bez żadnej poprawy, kazali nam zabrać syna do domu. Nie mieściło mi się w głowie - Michał w stanie wegetatywnym, a w domu czekał na niego tylko stary tapczan. Nie mieliśmy pieniędzy, specjalistycznego sprzętu, przygotowania… Ze wszystkim zostaliśmy sami. Ale wtedy dowiedzieliśmy się o klinice rehabilitacyjnej w Krakowie, która zgodziła się zająć Michałem. Już pierwsze dni tam przyniosły znaczną poprawę! W międzyczasie zdążyliśmy się przygotować na opiekę nad synem. Toczyły się też dwie sprawy w sądzie. Kierowca został skazany na śmiesznie niską karę. Dzisiaj już pewnie nie pamięta o tym, co zrobił Michałowi i jego koleżance. A my? My będziemy pamiętać to do końca naszych dni… Druga sprawa toczy się nadal - ta o ubezpieczenie. Przez cztery lata, mimo potrącenia na pasach przez kierowcę pod wpływem narkotyków, ubezpieczyciel nie chce przyznać Michałowi ubezpieczenia. Od chwili wypadku minęło już pięć lat, a przez cały ten czas walczymy o syna z własnych środków. To pochłania ogromne oszczędności, bez pomocy ludzi syn nadal byłby w stanie wegetatywnym, a dzisiaj… Dzisiaj Michał mówi, choć niewyraźnie. Pamięta, co było kiedyś, choć nie pamięta dnia wypadku. Umie już sam siedzieć i przez chwilę stać. Robi to wszystko, krok po kroku odzyskując dawnego siebie, a przecież mówili, że będzie “rośliną”! My jednak wierzyliśmy, bo rodzice w takich chwilach wierzą w na pozór niemożliwe. Wiemy, że nasz syn już nigdy nie będzie w zupełności sprawny, ale najważniejsze, że jest tu z nami. I walczy, bo ma o co! Rehabilitacja jest bardzo droga, a nam już brakuje środków… Nie możemy jednak przestać, poddać się. Już tak wiele za nami! Bardzo prosimy, w imieniu swoim i Michała - pomóż mu krok po kroku odzyskiwać sprawność, którą w sekundę zabrał nieodpowiedzialny kierowca… A my będziemy cierpliwie czekać, pracować i pracować, bo to jest dziś najważniejsze.

28 360,00 zł ( 37.02% )
Still needed: 48 235,00 zł
Adrian Postrożny
Adrian Postrożny , 23 years old

Nur eine Beinoperation kann Adrian vom Kinderwagen retten!

Adrian ist so alt, dass er gerne ans andere Ende der Welt gehen würde, aber er kann alleine 50 Meter laufen. Auf der anderen Seite darf er nicht an einer Krankheit leiden - einer partiellen Zerebralparese. Je älter er ist, desto mehr kommt er zu ihm, wie viel Unfähigkeit er seinen Plänen und Träumen nimmt. Er hörte von Ärzten, dass er bald im Rollstuhl sitzen würde - für immer. Die einzige Rettung ist teurer US-Betrieb. Seit den ersten Tagen von Adrians Leben wussten wir, dass seine Gesundheit nicht die beste ist. Sehr bald begann die rechte Hand zu fallen, aber wir wurden ohne Diagnose nach Hause entlassen. Der Sohn wuchs und entwickelte sich. Ich beobachtete ihn jeden Tag und sah, dass etwas nicht stimmte. Dass andere Kinder in Bewegung anders aussehen. Jede Mutter fühlt solche Dinge. Angst wuchs, aber Ärzte können immer noch keine Diagnose stellen. Schließlich wurden wir in die Klinik in Krakau gebracht, wo wir das Urteil hörten ... Er war so süß, er war nur 7 Monate alt und unser Leben ist einfach zusammengebrochen.Was wird als nächstes passieren? Wird er gehen? Der Arzt sagte, dass nur eine intensive Rehabilitation meinem Sohn helfen kann. Also begannen wir zu üben - jeden Tag.Mühsame Arbeit mit Schmerzen, Tränen und Zweifeln. So ist es bei ähnlichen Erkrankungen, dass uns niemand garantieren kann, die erwarteten Ergebnisse zu erzielen.Glücklicherweise ertrug Adrian alle Widrigkeiten tapfer und er begann seine ersten Schritte in der Krippe zu machen. Für jeden kleinen Schritt gab es mehrere Stürze, die mit zahlreichen Prellungen bezahlt wurden. Im Alter von sechs Jahren wurde er operiert. Wieder Schmerz und Leiden, die nur durch Injektionen gelindert werden konnten. Die Verbesserung war bemerkenswert, aber mit zunehmendem Alter begannen Muskelkontraktionen zu erscheinen. Walking macht ihn sehr schwierig, und die Ärzte ... Niemand wollte ihn operieren. Sie breiteten hilflos ihre Hände aus und deuteten an, dass er sich an den Rollstuhl gewöhnen sollte, weil er für den Rest seines Lebens für ihn unentbehrlich sein würde... Ich erhebe meinen Sohn selbst. Adrian weiß genau, dass er anders ist als seine Kollegen. Er ist fast 18 Jahre alt und sieht Freunde, die in Discos gehen oder sich mit Mädchen verabreden. Er möchte auch seine Jugend genießen, aber der untaugliche Körper sagt ihm immer: Kumpel, versuch es nicht einmal. Adi wird jeden Tag mehr und mehr introvertiert und will keine Menschen kennenlernen . Das ist sein bestes Alter, wenn er heute nicht gerne das Leben schmeckt? Im April dieses Jahres erschien endlich ein Licht der Hoffnung auf unserem Weg. Adrian wurde von Weltklasse-Spezialisten aus Florida untersucht - Dr. Paley und Feldman. Nach sorgfältiger Beobachtung hörten wir fast magische Worte, auf die wir so viele Jahre gewartet haben: Sie können operieren. Der Sohn wird so gut wie möglich und ohne Schmerzen gehen können. Adrian konnte endlich die Tränen der Freude spüren, denn seine Augen sahen endlich eine echte Chance für größere Unabhängigkeit! Machen Sie einen Spaziergang, ohne sich Sorgen zu machen, bei jedem Schritt herunterzufallen. Er will das Leben ohne Kinderwagen auf den Beinen haben! 86 Tausend Dollar. Die Gesundheit meines Sohnes wurde für diesen Betrag geschätzt. $ 86.000 - so viele trennen uns von unserer vollen Zufriedenheit. Geld, das ich mir nicht vorstellen kann, aber ich muss es für Adrian bekommen. Deshalb bitte ich um Hilfe. Ein einzelner kleiner Faden wird kein Gewicht tragen, aber wenn viele kleine Fäden zu einem starken Seil zusammengefügt werden, gewinnen sie die Macht, das böse Schicksal auf die rechte Seite zu ziehen. Ich glaube, dass wir das für meinen Sohn tun können. Mit Ihrer Unterstützung wird er ein neues, einfacheres Leben bekommen. Er wird einfach laufen können ... Geh einfach - es ist eine Menge für ihn. Adrians Mutter

68 154,00 zł ( 33.79% )
Still needed: 133 512,00 zł
Kamil Sirek
Kamil Sirek , 26 years old

Help me regain my old look

My face is a sign of struggle. Please, help me get my previous look back. My goal is to have my face surgically reconstructed after neoplastic disease. You can’t even imagine what kind of fear and pain you feel when you hear that you will lose half of your face unless you experience it yourself. Nothing will seem to be the same. Nobody is able to understand how much fear and pain is inside you for a few days after the surgery, when you can’t recognize your own reflection in the mirror. All the doctors concentrated on was to save my life and not what my looks will be, which I understand and appreciate. Osteosarcoma – it was my fate. It’s difficult to find suitable words which could describe my fear then, how terrifying it was. In one moment, I lost everything that was normal and then everything has started to be crazy, painful and bad. My name is Kamil. I am a second-year student at the University of Environmental and Life Sciences in Wrocław. In August 2011, I started oncological treatment of my left maxillary sinus tumor. I was fighting for 2 years, knowing that I can lose everything. Oncology is thought-provoking and changes human’s personality for ever. Sometimes it gives you a kick to win. First, severe chemo - I don't remember how many times the doctors were forced to change treatment before it started working. My only wish was to make the therapy work. Without the therapy nothing could have succeed. The crucial point is to apply the appropriate chemotherapy, which finally can stop the cancer and force it to retreat... The next step is sustain chemo, and six months of uncertainty if everything is going to be okay. Life in this kind of tension is exhausting. The day of the operation was a day your new life. On May 28, 2012 at the Czerniakowski Hospital in Warsaw, doctors removed the tumour together with its margin. I looked terrible, but I live and nothing more matters. Oncology teaches one thing – so as to live at all costs. Three years after that day, the doctors decided that something had to be done with my face. Remove the sign of what is bad, so that the memories do not come back every time I look in the mirror. The reconstruction operation was aimed at transplanting a hip bone in place of a craniofacial bone defect. The surgery improved the appearance of the face, but it did not fix everything. It is impossible to return to the previous life. The pain and the fear will stay forever, but I have to keep fighting. There will come a day when I have to go to work, meet new people who don't know my story. I need to have my nose, teeth and mouth improved. I would like to avoid people’s eyes. It would remind me of the worst moments of my life. I wish I could lead a normal life without the fear of looking in the mirror every day. Collecting such a huge amount of money without any support is impossible. I can stay with such a face or do something about it. I'm asking for a chance to get my life back, before the cancer treatment. The only purpose is to not see the pain and everything I have been going through and fight against the most serious illness. Kamil

32 245,00 zł ( 38.36% )
Still needed: 51 798,00 zł
Kamil Ornat
3 days left
Kamil Ornat , 32 years old

Tato, ja wciąż na Ciebie czekam – Kamil prosi o pomoc, by odzyskać dawne życie

Jak wytłumaczyć 3-letniemu dziecku, że jego ukochany tata, który do tej pory nosił go na rekach i na każdym kroku powtarzał, jak bardzo kocha, teraz siedzi w swoim fotelu, bezszelestnie, nic nie mówiąc, wpatruje się przed siebie? Kamil przeszedł operację, przez długi czas był w śpiączce. Po pewnym czasie jego stan zdrowia stał się bardziej stabilny, jednak wciąż nie reagował na bodźce i nie nawiązywał kontaktu z najbliższymi. Lekarze nie umieli określić, jak wielkie zmiany zaszły i czy spustoszenie wywołane obrzękiem mózgu i krwiakiem pozwoli jeszcze kiedyś pacjentowi funkcjonować normalnie. Kamilowi bardzo pomógł pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, jednak nie może liczyć na finansowanie dalszej rehabilitacji przez NFZ. Także jego rodzina nie jest w stanie unieść kosztów leczenia w profesjonalnej placówce. Ogromna rolę w rehabilitacji Kamila odgrywa jego synek – Oskar. Nieustannie czeka, aż tata odzyska sprawność i znowu będzie mógł się z nim bawić i pokazywać mu świat. Żeby kiedykolwiek ojciec i syn mogli porozmawiać, żeby chłopiec mógł zobaczyć uśmiech taty, konieczna jest dalsza rehabilitacja Kamila. Do tego potrzebna jest praca, ćwiczenia i wola walki, której Kamilowi nie brakuje. Kolejne turnusy przesądzą o wszystkim. Oskar codziennie czeka, aż ojciec spojrzy, w jego stronę, odezwie się. W swojej dziecięcej ufności głęboko wierzy, że przyjdzie dzień, kiedy tata pójdzie z nim na długi spacer i czeka. Kamil przeżył wypadek i choć nie ma go w policyjnych statystykach wśród tych, którzy zginęli, to jego życie w pewnym sensie się skończyło. Rozległy uraz głowy, szpital, i skomplikowana operacja ratująca życie. Usunięcie krwiaka, odłamków kości czaszki. Jest z nami – przeżył. Kompromis między olbrzymią tragedią a wielkim szczęściem. Kamil żyje, i to tyle, bo o resztę trzeba mocno walczyć. Gdy po wypadku wrócił do domu, nastała straszna cisza, której nawet jego synek nie był w stanie przerwać. Kiedy patrzyło się na dziecko, kiedy próbuje wtulić się w tatę, który bez życia, siedzi wpatrzony przed siebie, serce pękało z żalu. Kilka metrów od domu przeznaczenie obdarło Kamila z normalności, odebrało mu radość z bycia ojcem, i na długie miesiące wcisnęło go do szpitalnego łóżka. Chwila nieuwagi, rozpędzony samochód, za małe pobocze, a po chwili inna rzeczywistość – oddział ratunkowy, śpiączka farmakologiczna. Wszystko w cieniu pytania, co będzie dalej? Przeżyje? Jeśli tak, to kiedy odzyska przytomność? Dni mijały i nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Kamil nie był poturbowany, nie miał obtarć, złamań. Cały impet uderzenia przyjęła głowa chłopaka, to w niej tkwił największy problem, bo nikt nie umiał powiedzieć, jak wielkie zmiany zaszły i czy spustoszenie wywołane obrzękiem mózgu i krwiakiem, pozwoli  jeszcze kiedyś normalnie żyć. Dzień, którego wszyscy się bali, w końcu nastał i odsłonił to, czego nikt do siebie nie dopuszczał. Kami bez emocji patrzył przed siebie, nie reagował na żadne bodźce, nawet te najsilniejsze – nie reagował na swojego synka!  Długie miesiące intensywnej rehabilitacji i nadal przed Kamilem ściana, której nie może zburzyć. Tylko że on jest, tam w środku, czuje wszystko. Gdy Synek przytula się do niego, w oczach widać łzy. Oskar nie zadaje pytań. Dla niego to ten sam tatuś, co wcześniej - wskakuje mu na kolana, ściska i całuje. Nie odwraca wzroku od zniekształconej głowy, nie boi się, choć ojciec nie może odwzajemnić tych wszystkich ciepłych gestów. W pokoju łóżko i cała masa specjalistycznego sprzętu, na łóżku leży Kamil, szczuplutki, z ciałem poranionym licznymi odleżynami, a wkoło zabawki Oskara. Chłopiec uwielbia się bawić w pobliżu ojca, zawsze lubił i to się nie zmieni. Niekiedy wskakuje na kolana swojego taty, chwyta bezwładne ręce i bawi się w ciuchcie tak jak kiedyś, przed wypadkiem. Kiedy zasypia, Kamil patrzy, jak śpi, znów pojawiają się łzy, i można poczuć, że ta ogromna więź jest najlepszą formą rehabilitacji. Od narodzin Oskara życie Kamila kręciło się wokół niego, był taki dumny z tego, że jest ojcem, z niecierpliwością wyczekiwał dnia, kiedy synek będzie starszy, opowiadał mu o meczach, które będą razem rozgrywali. Chłopiec pamięta te obietnice i wierzy, że tata nauczy go jeszcze grać w piłkę, że go przytuli, że to wszystko to tylko kwestia czasu. Wszyscy wierzą, że przyjdzie przełom i któregoś dnia ci dwaj dzielni mężczyźni, ten mały i ten większy, chory, znów odzyskają dawny kontakt, pojadą na spacer, pojada razem na wakacje. Aby odczarować rzeczywistość, która postawiła ten mur, między ojcem i synem potrzebny jest czas i ciągła systematyczna rehabilitacja, a to z kolei duże pieniądze. Jeśli jest szansa, to musimy ją wykorzystać, dla Kamila i dla Oskara.  

36 164,00 zł ( 50.36% )
Still needed: 35 645,00 zł
Krystian Kawka
Krystian Kawka , 32 years old

26 lat czekam, aż mój syn zrobi pierwszy krok

Jestem matką, która nie może być chora, która nie może zawieść, nie może odejść, zaniedbać i porzucić. Matką, która kocha tak, że zrekompensuje w życiu wszystko poza brakiem zdrowia. Jestem matką dziecka, które samo nie przeniesie ciężaru życia, nie pójdzie po zakupy, nie ugotuje jedzenia. To moja rola, do śmierci, do samego końca… Pamiętam, kiedy przywiozłam go do domu, tuląc do serca, jak największy skarb. Bałam się, żeby nie zrobić mu krzywdy, bo chciałam, żeby był silny i zdrowy. Wtedy było już za późno, choć jeszcze o tym nie wiedziałem. Krystian urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Przegrał na starcie, to co dla dzieci jest naturalną rzeczywistością. Nigdy nie wsiadł na normalny rowerek, nie rozegrał meczu z kolegami. Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak, bo Krystian nie zachowywał się normalnie, nie raczkował jak inne dzieci, a raczej przemieszczał się na pupie i plecach. Diagnoza przyszła bardzo szybko, a jego postępy bardzo wolno. To, co inne dzieci osiągają w ciągu 1 roku. Krystian próbuje osiągnąć 27 lat. Zanik nerwu wzrokowego i spastyka sprawiają, że życie jest wyjątkowo niewdzięczne. Krystian walczy, a ja patrzę, jak wyzwaniem jest krok, uścisk ręki podniesienie nogi. Zostanę przy nim do ostatniej chwili, ale wiem, że przyjdzie moment, w którym zniknę z jego życia. Co wtedy? Jak potoczy się jego życie? Kto się nim zajmie? Nie mam wyjścia, muszę żyć i walczyć o niego, bo sam o siebie nie zawalczy. Krystian marzy, by postawić pierwszy krok, by nauczyć się chodzić, przestać być ciężarem dla mnie, ale i przede wszystkim dla siebie samego. Czas nie jest jego sprzymierzeńcem – utrwalone skutki porażenia, będą już nie do przezwyciężenia w przyszłości, dlatego tak ważna jest rehabilitacja. Na turnusach Krystian zaczyna żyć, walczyć o siebie z jeszcze większą zaciekłością. Trudno pogodzić się ze swoimi ograniczeniami, zwłaszcza kiedy ma się 27 lat. Gdzie on tam ja, gdzie ja, tam on! Wciąż razem, wciąż ze sobą. Będę przy nim, dopóki wystarczy mi sił i będę wierzyła, że w końcu damy radę. Widziałam już chyba wszystkie sytuacje w życiu, w których mój syn pozostawał bezradny. Nie chcę już dłużej patrzeć na jego cierpienie, nie chcę czuć litości do dziecka, któremu przecież dałam życie. Nasz cel jest prosty – 6 turnusów rehabilitacyjnych, po których Krystian wstanie na nogi. Jeśli kiedykolwiek to się zdarzy, jeśli razem z uporem maniaka dobrniemy do momentu, kiedy Krystian będzie miał szanse zostać sam, będzie to ogromne zwycięstwo, na które mój syn zasłużył. Bohater na wózku, chłopak, który niczego nie dostał z góry,, a o wszystko walczył i nigdy się nie poddawał. Jestem dumna, z tego, że jestem jego matką i jestem szczęśliwa, kiedy mogę mu pomóc. Proszę o pomoc dla dziecka, które kocham i choć wiem, że moje dziękuję, brzmi śmiesznie w obliczu tego, co dla nas robicie, chcę Wam z całego serca podziękować.

21 677,00 zł ( 37.15% )
Still needed: 36 663,00 zł
Paweł Grabowski
Paweł Grabowski , 32 years old

"Synku, błagam Cię, wróć do mnie..." Pomóż nam obudzić Pawła - walka trwa!

Ciepły, sierpniowy wieczór. Gorlice. Paweł z Gabrysią idą chodnikiem. Poszli zrobić zakupy i pospacerować, korzystając z pięknej pogody. Ona przechodzi na drugą stronę ulicy. On nie. Wpada pod samochód. Paweł wylatuje z impetem w powietrze. Głuchy huk. Uderza głową w asfalt. Traci przytomność. Robi się zbiegowisko, ktoś dzwoni po pogotowie... - Wracałam wtedy do domu. Wzdrygnęłam się na dźwięk wozów strażackich, które z dużą szybkością jechały w górę ulicy. Za nimi karetka, policja. Ale nigdy, w najokropniejszych snach, nie przypuszczałabym, że może chodzić o moje dziecko – mówi cicho mama Pawła, pani Krystyna. - Do domu wpadła dziewczyna Pawła. Myślałam, że może czegoś zapomnieli, wychodzili niedawno. Paweł był taki szczęśliwy, radości w jego oczach nie zapomnę nigdy… A tu Gabrysia krzyczy, że Paweł miał wypadek, że trzeba szybko iść… Pani Krystyna nie pamięta wiele z tamtego dnia. Panika, chaos, tysiące myśli. Ścięło ją z nóg, nie mogła się poruszyć, oddychać, wstać. Nogi jak z waty. Na miejsce natychmiast pojechała siostra Pawła. – Leżał na jezdni, nie miał buta na jednej nodze, z jego ust leciała krew – wspomina ze łzami w oczach. Początkowo chłopakowi nie dawano szans na przeżycie. - Powiedzieli mi że pękła mu czaszka – wspomina - Ponoć to nawet dobrze, bo krew która zebrała się w głowie miała ujście. Inaczej doszłoby do obrzęku – mówi. Nastąpiło jednak uszkodzenie mózgu. Te słowa brzmiały jak wyrok. Z gorlickiego szpitala chłopak trafił do Tarnowa. Operowali go neurochirurdzy. Kazali przygotować się na najgorsze. Nie przeżyje drugiej doby – mówili. Paweł jednak nie poddał się. Jakby słuchał modlitw zrozpaczonej matki, dziewczyny, rodzeństwa. Przeżył. Mimo, że sytuacja była trudna, po trzecim dniu udało się odłączyć Pawła od respiratora. Pani Krystyna rozpłakała się, gdy usłyszała oddech syna. Czuła się jak wtedy tak, jakby cofnęła się do momentu przyjścia Pawła na świat. Jakby po 24 latach urodził się ponownie. Zrozumiała wtedy, że wola przetrwania Pawła jest silniejsza od zła. Od wypadku. Od zrządzenia złego losu. Czuwała przy nim non stop. Dniami i nocami. Godzinami wpatrywała się w twarz syna, trzymając go za rękę.  Paweł jest w śpiączce, choć ma otwarte oczy. Oddycha, widzi, słyszy, rozumie słowa, reaguje na polecenie dotyczące uśmiechu czy uściśnięcia dłoni... Potrzebna jest jednak intensywna rehabilitacja dla osób w śpiączce. Od momentu wyjścia ze szpitala rodzina robi wszystko, żeby zapewnić ją Pawłowi! Organizuje zbiórki pieniędzy, szuka pomocy... Lekarze są zgodni co do jednego: Paweł powinien być niezwłocznie rehabilitowany, żeby pobudzić do pracy układ nerwowy. Szansą dla niego jest specjalistyczna neurorehabilitacja dla osób w śpiączce w Krakowie w Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej. Celem jest wzmocnienie mięśni, nauczenie Pawła samodzielnie siadać i praca nad tym, by zaczął mówić... Rehabilitacja jest jednak bardzo kosztowna. Miesięczny pobyt kosztuje ponad 20 tysięcy złotych! Kwota ta przekracza znacznie możliwości finansowe rodziny, mimo, że starają się zrobić wszystko, żeby mu pomóc... Pani Krystyna ma jeszcze pięcioro innych dzieci, nie jest im łatwo. Pobyt w ośrodku daje jednak najlepsze rezultaty - Paweł już w nim był. Kontynuacja rehabilitacji to jedyny sposób, by mu pomóc - bez niej nie ma żadnych szans! Paweł wymaga opieki 24 godziny na dobę. Rodzina robi wszystko, by mu pomóc... Najważniejsze jest dla nich życie i zdrowie Pawła, w walce o które liczą się nie tylko pieniądze – a znaczenie ma każda złotówka, każdy najmniejszy nawet gest dobrej woli – ale także czas. Oraz Twoja pomoc.

35 474,00 zł ( 47.83% )
Still needed: 38 681,00 zł
Ewa Macioch
Ewa Macioch , 81 years old

"Nie pozwolimy, by Twoje życie zostało skreślone, mamo..." - potrzebne wsparcie dla Ewy!

Osiem godzin pod salą szpitalną salą, gdzie ważyły się losy naszej mamy - najgorszy czas w  życiu. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność, a my w końcu chcieliśmy usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, że sytuacja opanowana… Niestety, usłyszeliśmy coś znacznie gorszego… Nasza mama - cudowny, ciepły człowiek. Siebie zawsze stawiała na ostatnim miejscu, ważniejsi byli inni: dzieci, wnuczka Maja, ale też obcy ludzie, którzy potrzebowali pomocy. Takiej osoby ze świecą szukać - zawsze tak mówiliśmy. Dlaczego więc takie nieszczęście dotknęło właśnie ją? Dlaczego jej życie miało być odebrane? Dzisiaj robimy wszystko, by przywrócić mamę do dawnego życia, bo nadszedł czas by ofiarować mamie to, co dawała nam całe życie - bezgraniczną dobroć i wsparcie. Prosimy, pomóżcie nam w tym... Ból głowy, coraz mocniejszy, coraz bardziej dokuczliwy, zmusił nas do szukania przyczyny. Mama nigdy się nie skarżyła, dlatego kiedy widzieliśmy grymas bólu na jej twarzy wiedzieliśmy, że dzieje się coś bardzo złego. Najpierw ortopedia, potem od razu na operację - okazało się, że tętniak w głowie mamy się sączy, stąd ten ból. Konieczna była operacja. Całą rodziną czekaliśmy pod salą operacyjną, by mama czuła naszą obecność. Stres, nerwy, nieopisany strach - nikomu tego nie życzymy. Nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. Przecież mama nie mogła umrzeć! Do tego feralnego dnia czuła się przecież dobrze, to nie był czas odchodzić! W końcu operacja dobiegła końca, ale wiedzieliśmy tylko, że mama żyje. Chociaż to było najważniejsze, baliśmy się, co będzie dalej. Usłyszeliśmy, że podczas operacji doszło do powikłań. W ich skutek w głowie mamy pękł tętniak… W tamtej chwili serca pękły na milion kawałków… Wczoraj jeszcze mama śmiała się z naszych żartów, teraz leżała bez świadomości. Postanowiliśmy wtedy, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by do nas wróciła, chociaż zostaliśmy z tym sami… Po wypisaniu ze szpitala mama trafiła do innej kliniki na “ustabilizowanie stanu zdrowia”. Jak tylko mogła już oddychać samodzielnie, zabraliśmy ją do domu i zaczęła się ciężka walka o zdrowie, o każdy, najmniejszy nawet postęp. Wiemy, że są ośrodki, gdzie trafiają starsze osoby po udarach, gdzie się nimi zajmują… Jednak nigdy w życiu nie oddamy mamy, by była wśród obcych, skazana na egzystencję do końca życia. Od ponad roku trwa nasze nowe życie - życie, w którym priorytetem jest mama. Znajdujemy najlepszych specjalistów, najnowocześniejsze terapie, szukamy ratunku wszędzie. Niestety, to pochłania ogrom środków. Dzisiaj mama mieszka ze mną, swoją córką, i moim partnerem. Zmuszona byłam zrezygnować z pracy, a Piotr znacznie ograniczyć jej intensywność, by móc zajmować się nią. To niestety skutkuje tym, że mamy mniej pieniędzy, a tych przecież potrzeba coraz więcej… Dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc. Wiemy, że nasza mama by jej nie odmówiła - nigdy, nikomu. Wierzymy więc, że teraz wróci do niej dobro, które dawała ludziom przez 75 lat. Widzimy, że nasza praca przynosi efekty. Zaraz po operacji z mamą nie było żadnego kontaktu, leżała tylko na łóżku, jakby pozbawiona duszy. Ale powoli, kroczek po kroczku, zaczęła do nas wracać! Dzisiaj umie już się uśmiechnąć, pokiwać głową na “tak i “nie”; możemy posadzić ją na wózek, wyjść na spacer, do rodziny. Mierząc się z tą potwornie trudną sytuacją próbujemy zapewnić mamie „normalne” życie, poprzez traktowanie jej jak zdrowego człowieka. Żarty, luźne rozmowy i relacje są tym, co sprawia, że mama nie czuje się jak pacjent. Mamy nadzieję, że wie, iż jest równoprawny, domownikiem i że kochamy ją tak samo, jak wcześniej. Choć sama nie mówi, ale celowo piszemy o “rozmowach”, bo kiedy mama potakuje i kiwa głową na nasze słowa i pytania, nie ma wówczas nic wspanialszego! Niezbędna jest jednak dalsza rehabilitacja i leczenie, które kosztuje bardzo dużo… Niedawno też znaleźliśmy sposób, by jeszcze lepiej porozumieć się z mamą - to cyber-oko, urządzenie, które pozwala “mówić” oczami. Jesteśmy już po pierwszych testach, które pokazały, że to działa! Dzisiaj najważniejsze jest to, że mama żyje, że jest z nami. Z resztą staramy się sobie poradzić… Tęsknimy za nią, za jej wesołym śmiechem, za rozmowami. Wnuczka Maja bardzo chciałaby odzyskać babcię, którą uwielbia. Nie wiemy, co będzie dalej, ale wiemy, że będziemy walczyć o mamę do ostatniego tchu. Nie można przecież skazywać ludzi na przegraną za życia, a dobro zawsze powinno wrócić… Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o naszą kochaną mamę Ewę. Córka Ania z rodziną

11 439,00 zł ( 21.47% )
Still needed: 41 831,00 zł

Follow important fundraisers