Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Małgorzata Koralewska
Małgorzata Koralewska , 68 lat

Nowotwór nie oszczędza Małgosi! Pomocy!

Jako pielęgniarka z wieloletnim stażem myślałam, że oswoiłam się już z cierpieniem. Wiele razy towarzyszyłam pacjentom podczas ostatnich chwil ich życia. Dzisiaj to ja jestem po tej drugiej stronie i żeby wygrać tę nierówną walkę z nowotworem, potrzebuję drogie i nierefundowanego leku. Pomożesz mi go kupić? Moje życie zmieniło się w 2016 roku, kiedy trafiłam do szpitala z objawami ciągłego osłabienia i złego samopoczucia. Wtedy przez myśl nie przeszło mi nawet, że moje całe życie ma się właśnie zmienić, a moim nieodłącznym towarzyszem zostanie ból. Po szeregu wykonanych specjalistycznych badań  diagnoza była już pewna. Nowotwór złośliwy jelita grubego z licznymi przerzutami. Jako człowiek służby zdrowia doskonale wiedziałam, co mnie czeka w dalszych krokach. Nie było już czasu do stracenia. Szybka operacja, później chemioterapia. Znałam wszystkie procedury na pamięć, jednak to nie sprawiło, że byłam mniej przerażona, albo zagubiona. Niedawno przeszłam kolejną operację, która pomogła poradzić sobie ze spustoszeniem, jakie rozsiała w moim organizmie chemioterapia.  Obecnie przyjmuję chemię i na tym możliwości refundowanego leczenia w moim przypadku się skończyły. 4 sierpnia mam mieć wykonane badanie KT i prawdopodobnie pod koniec sierpnia otrzymam ostatnią szansę, jaką jest teraz terapia z użyciem bardzo drogiego leku. Trzymiesięczne kuracja to wydatek rzędu 30 tys. zł. Sama niestety nie dam sobie z tym rady...  Twoja pomoc jest dla mnie jedyną szansą na życie! Proszę, okaż mi swoje dobro! Małgosia

14 005,00 zł ( 45,85% )
Brakuje: 16 535,00 zł
Brajan Latkowski
14 dni do końca
Brajan Latkowski , 18 lat

Przyszłość, zdrowie, bezpieczeństwo - od tej terapii zależy wszystko!

Historia leczenia Brajana to niekończąca się opowieść, bo choć prowadzona terapia daje efekty to jednak wciąż wymaga mnóstwa pracy i zaangażowania specjalistów, które generują ogromne koszty.  Jeszcze kilka lat temu Brajan brał ogromne dawki silnych leków. Skutki uboczne były coraz bardziej przerażające. Miałam wrażenie, że syn znajduje się na krawędzi. Poświęciłam mnóstwo czasu poszukując odpowiedniej terapii. Wysłałam kilkadziesiąt zapytań do szpitali, ośrodków zdrowia, specjalistów. Każdy z nich rozkładał ręce, kiedy słyszał o tego typu zaburzeniach. Jedyne, co mogli nam zaproponować to standardowe leczenie. Przez lata miałam wrażenie, że Brajan stał się obiektem testowym. Każda dawka nowego specyfiku była dla mnie momentem niezwykle stresującym. To jak bomba z opóźnionym zapłonem - nie wiadomo było, jakie będą konsekwencje i co właściwie się stanie. Kiedy, w wyniku prowadzonej terapii, odstawiliśmy leki byłam pełna obaw. Nie wiedziałam, co myśleć. Nadzieja walczyła ze strachem, bo wciąż miałam przed oczami to, do czego zdolny jest mój syn w momencie, kiedy choroba daje o sobie znać…  Teraz mam wrażenie, że to jedna z najlepszych decyzji podjętych podczas naszej terapii. Bo choć bywają gorsze i lepsze dni to jednak zmieniło się wiele. W końcu, po wielu latach, odzyskałam kontakt z moim synem! Mogę z nim porozmawiać, możemy się razem uczyć, spędzać czas zupełnie inaczej niż do tej pory.  Ostatnie spotkanie ze specjalistą zostało odwołane, koronawirus odcisnął piętno na leczeniu Brajana. Marcowa przerwa powoli zaczyna dawać nam się we znaki, ale robię co mogę, by zapewnić Brajanowi najlepszą opiekę. Staram się wspierać terapię syna wykorzystując podobne techniki, które mogłam obserwować podczas wyjazdów, jednak to niewystarczające. Wiem, że nadchodzącego terminu nie możemy odwołać, nie możemy przełożyć! Zbyt długa przerwa może doprowadzić do utraty tego, co udało nam się wypracować. Wyjazd zaplanowano na 29 czerwca, do tego dnia musimy uzbierać niezbędne środki. Znów muszę prosić o pomoc, bo od tego zależy nasza wspólna przyszłość. Szczęście powodowane małymi sukcesami przesłania strach przed kolejnym dniem. Boję się cieszyć zbyt szybko, bo wiem, że zapaść może nastąpić w każdej chwili. Choroba Brajana nauczyła mnie, że niczego nie można być pewnym. Jestem silna - dla niego, dla nas, ale jeśli jego stan się pogorszy nie zniosę tego… Nie będę mogła spojrzeć mu w twarz, jeśli zawiodę i znajdę dla niego ratunku. Właśnie dlatego potrzebuję ciebie i twojej pomocy. Mam nadzieję, że wyczerpaliśmy już limit nieszczęścia, proszę, wyciągnij do nas pomocną dłoń!

6 083,00 zł ( 30,99% )
Brakuje: 13 545,00 zł
Jarosław Załęcki
Jarosław Załęcki , 53 lata

Jarek niemal zginął pod samym domem... Podziel się sercem i pomóż mu wrócić do zdrowia!

3 marca tego roku to miał być dzień, jak każdy inny i niczym szczególnym miał się nie wyróżniać. Stało się jednak inaczej, a to, co go tak bardzo zmieniło to wypadek Jarka... 20 metrów od domu, idąc chodnikiem, został potrącony przez samochód. Było po godzinie 23, a Jarek właściwie wchodził już na podwórko. Ja już spałam, a przez to, że sypialnia znajduje się po drugiej stronie, nie zdawałam sobie sprawy, że tuż obok mąż rozpaczliwie walczy o życie. O wszystkim dopiero poinformowali mnie ludzie z miasta kilka godzin później. Kiedy rozpędzone, ważące kilkaset kilogramów auto wjeżdża w człowieka, jego szanse na przeżycie są niewielkie. Jarek z ciężkimi obrażeniami trafił na oddział intensywnej terapii, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze każdego dnia toczyli bitwę o jego życie i jakimś cudem udało się tę walkę wygrać. Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby go nagle z dnia na dzień zabrakło.  Jarek zawsze kochał piłkę nożną, przez długie lata był zawodnikiem w klubie, a ponad połowę swojego życia pełnił służbę, jako strażak. Jest wspaniałym mężem i ojcem dwóch dorastających córek. Zawsze gotowy do pomocy, zawsze nastawiony na drugiego człowieka dziś sam potrzebuje tej pomocy. Wypadek spowodował ogromne obrażenia wewnętrzne. Połamane żebra, krwiak w głowie. Dopiero na początku czerwca mąż zaczął mówić pierwsze słowa, porusza się jedynie za pomocą balkoniku. Jestem bardzo wdzięczna, że wciąż jest z nami (lekarze mówią wręcz o cudzie), ale żeby mógł wrócić do dawnej formy, będzie mu potrzebna intensywna i kosztowna rehabilitacja. Nie ma innej drogi. Utracone umiejętności trzeba nabywać od nowa. Każda godzina pracy ze specjalistami będzie na wagę złota. Jarek na pewno się nie podda. Przecież ma dla kogo żyć i wracać do zdrowia. Wiemy, jaki jest i za to go kochamy, dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby mu w tym pomóc. Kwestii finansowych nie jesteśmy jednak w stanie przeskoczyć, co przybija najbardziej. Zwracamy się więc do Państwa o pomoc i wsparcie. To smutne i przykre, ale same nie damy rady… Emilia - żona Jarka

15 263,00 zł ( 16,83% )
Brakuje: 75 375,00 zł
Ola Woch
Pilne!
Ola Woch , 4 latka

Ratujemy rączkę Oli! Pomóż!

Pewien grudniowy dzień 2019 roku miał być jednym z najszczęśliwszych w naszym życiu, ponieważ tego właśnie dnia mieliśmy powitać na świecie nasze ukochane, wyczekane maleństwo – Oleńkę… Nie przypuszczaliśmy jednak, że możliwym jest być najszczęśliwszą osobą na ziemi i zarazem najbardziej przerażonym rodzicem na świecie w tym samym czasie...  9 grudnia był dniem pierwszego dotyku, pierwszego przytulenia i pierwszych buziaczków w najcudowniejszą dla Nas buźkę… Ten sam dzień był również początkiem strachu, przerażenia oraz bólu… Strachu, który do tej pory mogliśmy sobie jedynie wyobrazić, gdy słyszeliśmy o śmiertelnie chorych dzieciach i ich rodzicach. Bólu, który przychodzi czuć najbardziej bezbronnej istotce – dziecku, a który każdy kochający rodzic bez zastanowienia chciałby wziąć na siebie, gdyby tylko była taka możliwość. Przerażeniu, które towarzyszy nam tak naprawdę w każdej chwili. Bo cóż innego można czuć, gdy pomyślimy o tym, jak ciężko chora jest nasza córeczka? Że może przyjść dzień, w którym okaże się, że nie zdążyliśmy jej pomóc, że można było zrobić coś szybciej, inaczej?  Jako rodzice wiemy, że nie mamy dnia, ani nawet minuty do stracenia w walce o Oleńkę! Nasze maleństwo niedawno skończyło zaledwie pół roczku, a patrząc na nią, zadajemy sobie cały czas pytanie, dlaczego musi tak cierpieć... Wada serca, z którą przyszła na świat jest dla niej śmiertelnie niebezpieczna. Mezokardia, podwójna droga odpływu prawej komory, przełożenie wielkich pni tętniczych I-TGA, ciężkie pod- i zastawkowe zwężenia prawego ujścia tętniczego, napływowy okołobłoniasty ubytek międzykomorowy, śladowy drożny przewód tętniczy - nazwy, które kiedyś nic nam nie mówiły, dziś na stałe weszły do naszego codziennego języka. Jakby tych wszystkich strasznych chorób było mało - dodatkowo Oleńka ma wrodzoną wadę prawej rączki. Priorytetem jest jednak jej serduszko, bo tylko ze zdrowym sercem będzie w stanie żyć i przeżyć kolejne zabiegi i operacje, które na nią czekają. Serduszko, od którego tak naprawdę trzeba zacząć bardzo długą i kosztowną drogę o zdrowie, ale przede wszystkim życie. Chore serduszko trzeba zoperować jak najszybciej, ale nasi lekarze boją się podjąć tego wyzwania z uwagi na zbyt wysokie ciśnienie płucne. Z tego względu zdecydowaliśmy się powierzyć życie naszej córeczki prof. Edwardowi Malcowi, który zajmuję się operowaniem najtrudniejszych przypadków i podczas konsultacji 13 czerwca zdecydował się nam pomóc. Operacja powinna odbyć się maksymalnie w ciągu 3 miesięcy od tej konsultacji! To jednak wiąże się z ogromnym wydatkiem, bo operacja w Niemczech kosztuje ok. 35 tys. euro. Stąd ta zbiórka i nasza prośba o pomoc!Jeśli spojrzeć tylko na zdjęcia naszego dziecko, to trudno dostrzec w jak bardzo śmiertelnym niebezpieczeństwie się znajduje. Jej serduszko to tykająca bomba, która w każdej chwili może doprowadzić do tragedii. Wierzymy, że z Waszym wsparciem uda nam się ją rozbroić. Tylko o tym teraz marzymy…Rodzice Oleńki Bądź na bieżąco poprzez profil na FACEBOOKU Możesz pomóc poprzez LICYTACJE Artykuły: https://gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl/gorzow-uratujemy-razem-serduszko-malutkiej-oli/ar/c14-7762687  https://gorzow.tvp.pl/48691314/pomoc-dla-malej-oli-dziecko-potrzebuje-kosztownej-operacji-serca

113 175,00 zł ( 22,55% )
Brakuje: 388 642,00 zł
Lidia Janczak
Lidia Janczak , 16 lat

Życie z pasją w cieniu cukrzycy - bądź wsparciem dla Lidii!

Patrząc na zdjęcie powyżej, aż trudno uwierzyć, że Lidia tak ciężko choruje. Od pierwszego roku życia towarzyszy jej cukrzyca typu 1, niedawno doszła również celiakia. Lidia to bardzo dzielna dziewczynka, która ma ogromną pasję - akrobatykę. Jest radosna, bardzo ambitna. Każdego dnia walczy z chorobą, jednak dziś potrzebuje Twojej pomocy.  Podejście do choroby mojej córki jest godne podziwu! Cukrzyca nie zniechęca, a wręcz motywuje, by przełamywać kolejne bariery. Od 3 lat trenuje akrobatykę na drążku pionowym, a od pół roku aerial hoop oraz aerial silk. Poza tym uprawia wszechstronnie pojętą akrobatykę naziemną i powietrzną, również artystyczną.  Córka bierze udział w zawodach ogólnopolskich i międzynarodowych, rywalizuje ze zdrowymi dziećmi, a mimo to odnosi duże sukcesy. Nigdy nie informowaliśmy sędziów o chorobie, Lidka by tego nie chciała. Jestem z niej taka dumna i jak najbardziej chciałabym ułatwić życie z chorobą! Cukrzyca to takie gorzkie przekleństwo, które powoduje dużo utrudnień. Trzeba cały czas się pilnować i uważać, bo konsekwencje lekceważenia choroby bywają tragiczne.  Dlatego tak marzę, by Lidia miała pompę insulinową, która może sprawić, że jej codzienność będzie łatwiejsza. Dzięki pompie będzie mniej igieł, kłucia i tej obawy, że coś może się stać… Proszę, pomóż mojej dzielnej córce. Za wszystko bardzo dziękujemy! Mama

5 180,00 zł ( 40,92% )
Brakuje: 7 478,00 zł
Julia Kaszkowiak
Julia Kaszkowiak , 19 lat

Pomóż zanim nieznana choroba odbierze Julce wszystko. Pomocy!

Nie znamy naszego przeciwnika, nie wiemy z czym walczymy. To, co niszczy zdrowie Julki rośnie w siłę, a my błądzimy po omacku... Nie możemy dłużej czekać, musimy działać!  Historia choroby Julki wydaje się być niekończącą się opowieścią. Jedno jest pewne, dolegliwości i poszukiwanie jednoznacznej diagnozy zdominowały nasze życie. Wszystko skupione jest na poszukiwaniach. Koronawirus wstrzymał nasze działania, zatrzymał możliwość odwiedzania specjalistów, sprawił, że leczenie stanęło w miejscu. To, co dzieje się obecnie na świecie, powoduje, że nasza sytuacja bardzo się komplikuje. Rehabilitacja została odwołana, podobnie jak zaplanowane wizyty u specjalistów. Każdego dnia całą rodziną powtarzamy sobie, że wszystko będzie dobrze, ale kiedy dzień się kończy w mojej głowie pojawia się myśl “co dalej?!” Badania wykonane w ostatnich miesiącach nie dały jednoznacznej odpowiedzi, z jakim przeciwnikiem mamy do czynienia. Wciąż nie wiemy, jaki rodzaj leczenia będzie dla Julki najskuteczniejszy. We współpracy z najlepszymi specjalistami szukamy odpowiedzi i prowadzimy nierówny wyścig z czasem. W cieniu walki i poszukiwań nastąpiły niewielkie postępy w rehabilitacji. Julka stała się sprawniejsza, co ułatwia nam funkcjonowanie. To jednak kropla w morzu potrzeb, bo jeśli zajęcia pod okiem specjalistów nie będą kontynuowane, wszystkie postępy znikną, być może już bezpowrotnie.  Moja córka jest niezwykle silna, dzielnie znosi badania, pobyty w szpital, rehabilitację. A jednak wiem, jakie to dla niej wyzwanie, stres. Bo powinna mieć teraz zupełnie inne sprawy na głowie, kwestie, którymi zaprzątają sobie głowę nastolatki, a nie szpitalne korytarze, rozmowy ograniczające się do przekazania najważniejszych informacji, samotność w szpitalnej sali.  Siła Julki daje nam moc do dalszej walki. Brak dotychczasowych rezultatów w poszukiwaniu diagnozy nie może powstrzymać nas przed tym, by dowiedzieć się, co się dzieje z córką. Kolejne badania i kosztorys na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Mogłabym załamać ręce, ale muszę zrobić coś co będzie w stanie pomóc Julce. Muszę prosić o pomoc! Dajcie nam szansę znaleźć powód pogarszającego się stanu zdrowia. To dla Julki jedyna szansa na prawidłowe, skuteczne leczenie. Na to, że jej życie nie będzie już zawsze wyglądało tak, jak dziś.  Niebawem minie rok, od kiedy choroba zaatakowała. Od tego momentu nic nie jest takie samo… Marzymy o normalności, o możliwości leczenia. Najpierw jednak musimy poznać przeciwnika. Proszę, pomóż nam odkryć, co chce odebrać Julce siły...

32 356,00 zł ( 81,39% )
Brakuje: 7 396,00 zł
Kubuś Żelechowski
Kubuś Żelechowski , 6 lat

Powiedziano mi, że mózg mojego synka umiera... Dla Kubusia jednak jest szansa!

Dowiedziałam się, że mózg mojego synka będzie stopniowo umierał, gdy tuliłam go w ramionach niedługo po jego narodzinach. To był szok, jakby ktoś mi wyrwał serce… Patrzyłam na Kubusia i nie mogłam uwierzyć, jak straszna przyszłość go czeka, choć nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Wszyscy jednak wiedzieli, że będzie coraz gorzej… Dzięki wsparciu setek osób o wielkich sercach po latach rozpaczy pojawiła się nadzieja - wyjechaliśmy z synkiem do Bangkoku na przeszczep komórek macierzystych. To była szansa, na którą czekaliśmy. Już widać pierwsze efekty terapii - poprawił się wzrok, zmniejszyło napięcie, Kubuś jest bardziej komunikatywny. Radość trudna do opisania! Właśnie dlatego tak bardzo pragnę, by mój synek mógł ponownie wrócić do Bangkoku na kolejne podania, które pozwolą mu osiągnąć jeszcze więcej! Jednak znowu pojawia się bariera finansowa, dlatego z całego serca proszę - poznaj historię Kubusia i jeśli tylko możesz - pomoż.  Rozmiękanie istoty białej mózgu i niedokrwienie mózgu — diagnoza, która usłyszałam po urodzeniu Kubusia, wywróciła świat do góry nogami. Przecież miałam go w ramionach, wyglądał tak pięknie, zdrowo! Jednak nie oszukam rzeczywistości. Ciężkie niedotlenienie i choroba, która jest tego skutkiem, już na zawsze będzie z nami... W pierwszych chwilach życia lekarze postawili Kubusiowi straszną diagnozę. Kiedy patrzyłam na mojego malutkiego synka, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak... Słowa lekarzy nie były jednak pomyłką, choć bardzo się o to modliłam. Wiedziałam, że nie mogę się załamać, że muszę walczyć o moje dziecko. Nic innego mi nie pozostało… Kubuś skończył dwa latka. Widać, że różni się od innych dzieci, że choroba postępuje. W 8 miesiącu życia pojawiła się epilepsja, a ostateczna diagnoza lekarzy brzmi: Mózgowe Porażenie Dziecięce — zespół dyskinetyczny. Walczymy intensywną rehabilitacją, która dotąd była jedynym sposobem. Teraz pojawiła się kolejna, którą tak bardzo chcemy wykorzystać! Żaden lekarz nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą konsekwencje tej strasznej diagnozy. Od początku walczę o to, by Kubuś miał szansę na samodzielność w przyszłości. Długa, intensywna i systematyczna rehabilitacja jest niezbędna. Głównie prywatna, bo ta refundowana to zdecydowanie za mało…  Gdy wydawało się, że nie ma ratunku, na nasze drodze pojawiła się nowa nadzieja — terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku! Dzięki Wam się udało, pojechaliśmy tam pierwszy raz, a Kubuś zrobił ogromne postępy! Celem mojego życia jest to, by synek był szczęśliwy i jak najbardziej sprawny. To jednak kosztuje fortunę… Pewne jest jedno — musimy robić wszystko, by stale pobudzać jego mózg do pracy. Tutaj zbawienne okazały się komórki macierzyste, które są w stanie odbudować struktury mózgu, zatrzymać chorobę lub nawet cofnąć niektóre jej skutki, o czym już się przekonaliśmy! Terapia w Bangkoku różni się od tej w Polsce — podawane tam komórki nie są zamrożone, są natomiast aplikowane w o wiele większych dawkach i mniejszych odstępach czasowych. Do tego intensywna rehabilitacja, która utrwala efekty. Dzieciństwo Kubusia różni się od tego, które mają zdrowe dzieci. Ciężkie, często bolesne ćwiczenia, czasem łzy i ciągła niepewność przyszłości… Mimo tych wszystkich kłopotów Kubuś jest uśmiechniętym, pogodnym i ślicznym dzieckiem. Gdy ktoś na niego zerknie przez chwilę, nawet nie zauważy, że jest tak bardzo źle. Może los okaże się dla nas łaskawy i Kubuś w przyszłości choć troszkę samodzielny… Gdy na początku zrozpaczona pytałam lekarki, co mam teraz zrobić, odpowiedziała: wszystko, co jest możliwe. Dlatego staram się, jak mogę, by Kubuś wykorzystał wszystkie dostępne możliwości, by zatrzymać chorobę. Sama jednak wiele nie zdziałam, bo wszystko kosztuje. Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego synka, wierząc, że w przyszłości sam będzie umiał za wszystko podziękować.  Sandra, mama Kubusia ________________➡️ Licytując, możesz pomóc Kubusiowi: Licytacje dla Kubusia Żelusia

86 913,00 zł ( 46,96% )
Brakuje: 98 137,00 zł
Ewa Janeczek
Ewa Janeczek , 50 lat

Mój ból jest większy niż twój... Pomóż!

Choroba odebrała mi możliwość normalnego życia, zdrowego życia, które daje tak wiele szczęścia i spełnienia. Mam 47 lat, a od 15 choruję na słoniowaciznę. Pewnego razu zaczęły nagle mi puchnąć nogi. Lekarze nie wiedzieli, co mi dolega i dopiero pani doktor, która leczy mnie do dzisiaj, rozpoznała właściwą chorobę. Tak naprawdę nie musiałabym za dużo mówić, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Jednak nie wygląd jest moim największym zmartwieniem, a ogromna rana, która od 16 miesięcy nie chce się zagoić. Ból… Odmieniam to słowo przez wszystkie przypadki i jestem już na skraju wyczerpania. Połykam garściami tabletki przeciwbólowe, bo tylko one pozwalają mi przetrwać. Trudno to nawet komuś opisać. To tak jakby nieustannie polewać tę nogę wrzątkiem, gorącą wodą. Rana nie chce się zagoić, a próbowałam już wszystkiego. Nic nie pomaga. Mogę tylko zmieniać co 3 dni opatrunki, co wiąże się też z bardzo dużymi wydatkami. Moje życie stało się koszmarem. Gdyby nie pomoc brata i syna, pewnie już by mnie na tym świecie nie było. Otwarcie tej zbiórki to ostatnia deska ratunku. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Miesięczny koszt opatrunków to około 3 tysięcy złotych. Z powodu mojego zdrowia nie mogę pracować, otrzymuję jedynie niewielkiej wysokości zasiłek stały. Tak się dłużej nie da… Wcale nie chcę Wam pokazywać moich nóg i tej okropnej rany. Wiem, że taki widok nie jest niczym przyjemnym. Wiem to doskonale, bo muszę się z nim mierzyć codziennie. Czasami wracam pamięcią do tych chwil, kiedy wyglądałam normalnie. Kiedy mijając na ulicy, pewnie nie zwróciłbyś na mnie większej uwagi. A dzisiaj… Dzisiaj proszę o wsparcie. Tak będzie mi choć odrobinę lepiej...

44 000 zł
Filip Oleksiak
Filip Oleksiak , 12 lat

Każda pomoc to krok milowy w stronę samodzielności

Przerost migdałka upośledzającego drożność trąbek słuchowych doprowadził u Filipka do obustronnego niedosłuchu. Informacja o tym, że dziecko choruje, jest dla rodzica zawsze trudna do przyjęcia i trudna do zrozumienia. Pojawia się wiele pytań, na które nikt nam nie umie odpowiedzieć. Zabiegi, które przeszedł Filip, sprawiły, że niedosłuch został zniwelowany, lecz synek cały czas ponosi skutki takie, jak brak mowy, czy problemy w komunikacji. Niestety, to nie jedyny problem, z jakim zmaga się Filip. Dodatkowo występują zaburzenia ze spektrum autyzmu, nadpobudliwość ruchowa, zaburzenia przetwarzania sensorycznego i zaburzenia motoryczne. Filip skończył w lutym 8 lat, a ja wiem, że wszystko, co najtrudniejsze w życiu, dopiero przed nim. Dorastanie, kontakty z rówieśnikami, konieczność osiągnięcia jak w największy stopniu samodzielności. Jak sobie z tym wszystkim poradzić, kiedy nie rozumiesz otaczającego cię świata, a świat nie zawsze rozumie ciebie...Patrzę na moje dziecko i podziwiam to, jakim mimo wszystko jest radosnym chłopcem, który każdy dzień wita uśmiechem. Chciałabym mu już i tak trudne życie, tylko ułatwiać, ale by zaspokoić jego potrzeby związane z rehabilitacją, brakuje mi pieniędzy. Z uwagi na całościowe zaburzenia rozwoju wymagane jest kompleksowe oddziaływanie terapeutyczne dostosowane do jego indywidualnych potrzeb. Niezbędne jest uczęszczanie na specjalistyczne zajęcia terapeutyczne: fizjoterapia z elementami Integracji sensorycznej (SI), terapia logopedyczna i psychopedagogiczna, zajęcia umożliwiające ćwiczenie kompetencji społecznych, komunikacyjnych oraz ćwiczących umiejętności współpracy, zajęcia stymulujące rozwój dziecka w sferze emocjonalnej i poznawczej, zajęcia stymulujące rozwijanie sprawności manualnej i grafomotoryki, psychoedukacja. Wszystko to wiąże się z wydatkami ponad moje siły, dlatego proszę o wsparcie. Każda złotówka jest dla nas na wagę złota... Anna - mama

11 187,00 zł ( 15,49% )
Brakuje: 61 015,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki