Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Arek Bilski
Arek Bilski , 29 lat

Twoja pomocna dłoń potrzebna od zaraz!

Wypadek w pracy całkowicie zmienił moje życie, przed tym felernym dniem byłem zwykłym 25-letnim facetem ze wspaniałą kobietą u swego boku przygotowującym się do ślubu. Wraz z narzeczoną uwielbialiśmy podróżować, zwiedzać nowe miejsca, chodzić na basen, jeździć na rowerze, wspinać się po górach. Jednak 17 czerwca 2019 r. wszystko wywrócił do góry nogami… Dlatego jestem zmuszony prosić o pomoc. Był to mój pierwszy dzień w pracy po urlopie wakacyjnym, więc wypoczęty i pełen energii ruszyłem do pracy, jako operator pompy do mieszanki betonowej. Początkowo nic nie zapowiadało się, że tak skończy się ten czerwcowy dzień. Pod wieczór gdy już skończyłem ostatnie zlecenie, zabrałem się za czyszczenie pompy po zakończonej pracy i właśnie wtedy maszyna jakimś cudem złapała moją prawa dłoń. Reszta działa się błyskawicznie… Przez około 20 sekund stałem z uwięzioną dłonią i patrzyłem, jak zostaje ona coraz bardziej miażdżona. Byłem w szoku, adrenalina momentalnie podskoczyła do tego stopnia, że nie czułem bólu. Po tym krótkim czasie, który dla mnie w tamtej chwili dłużył się niemiłosiernie maszyna, w końcu puściła moją rękę. Szybko pobiegłem do ochroniarza, żeby zadzwonił po karetkę. Dopiero wtedy poczułem potworny, nie do opisania ból. Karetka przybyła po kilkunastu minutach, a niedługo później byłem już w szpitalu. Łącznie przeszedłem 6 operacji i mimo starań lekarzy po ponad miesiącu pobytu w szpitalu dłoń stała się czarna, wdała się martwica, nie było już dla niej ratunku. Pod koniec lipca została wykonana amputacja. Będąc młodym człowiekiem, a do tego praworęcznym, świat mi się całkowicie rozsypał. Byłem tym faktem bardzo przybity, jednak dzięki wsparciu rodziny, narzeczonej i przyjaciół postanowiłem, że nie mogę się tak poddawać i muszę zacząć się uczyć wszystkiego na nowo. Napisać, że było ciężko, to jak nic nie napisać. Po prawie 3 miesiącach wyszedłem ze szpitala, zacząłem chodzić na rehabilitację. Z czasem nauczyłem się wykonywać podstawowe czynności, jednak bez drugiej dłoni jest ciężko i wielu rzeczy nie jestem w stanie sam zrobić. Z natury jestem osobą, która woli wszystko zrobić sam, nie prosząc o pomoc, więc jest to dla mnie bardzo niekomfortowe. Jestem też typem człowieka, który nie lubi rzucać się w oczy innym, a niestety przez fakt, że nie mam dłoni, jest o to ciężko. Jedynym rozwiązaniem i nadzieja na powrót do normalności jest proteza, dzięki której mógłbym znowu wrócić do robienia rzeczy, które uwielbiam, jak jazda samochodem, podróżowanie, jazda na rowerze. Pomogłaby mi też bardzo w codziennym życiu, w końcu mógłbym znowu robić rzeczy, które do tej pory są nie do wykonania jak np. wiązanie butów. Niestety nie stać mnie na nią, a sytuacja zmusza mnie do proszenia ludzi o dobrym sercu, by pomogli mi powrócić do normalnego życia. Arek

16 968,00 zł ( 7,97% )
Brakuje: 195 798,00 zł
Barbara Żółkiewicz
Barbara Żółkiewicz , 77 lat

Potrącona na pasach walczy o samodzielność - daj szansę Barbarze!

Przejście dla pieszych, pędzący samochód i Barbara... Ta opowieść zaczyna się od koszmarnego wydarzenia, ale jej koniec możemy dopisać wspólnie, by był szczęśliwy! Barbara żyje, a póki tli się życie, jest nadzieja. Pomóż! Na początku 2020 roku, przechodząc przez przejście dla pieszych na drugą stronę osiedlowej ulicy, Barbara została potrącona przez samochód osobowy, który nawet nie zwolnił, mimo że kierowcy na przeciwnym pasie przepisowo zatrzymali się przed zebrą. Nieodpowiedzialny kierowca w jednej sekundzie zniszczył życie, tak mozolnie budowane przez lata... Obrażenia głowy, stłuczenia mózgu, wielopoziomowe złamanie kręgosłupa, złamania prawej ręki i nogi, żeber i zgruchotana miednica. To wszystko sprawiło, że Barbara przez 30 dni była nieprzytomna i sztucznie podtrzymywana przy życiu. Nikt nie wiedział, czy z tego wyjdzie, jednak okazała się silna! To wola życia zatrzymała ją na świecie i pozwala każdego dnia wracać do zdrowia. Ta droga będzie jednak długa i wyboista... Barbara przeszła dwie skomplikowane operacje i czeka ją długa i mozolna rehabilitacja. Jest jednak człowiekiem, który się łatwo nie poddaje, który w małych rzeczach dostrzega piękno świata i czerpie z nich ogromną radość. Po śmierci męża, ponad 15 lat temu, jej całym światem byli syn, synowa i pies Pysiek, z którym często spacerowała po swoim osiedlu i okolicznym parku. Barbara każdego dnia walczy o powrót do tego spokojnego i szczęśliwego życia, do zdrowia i samodzielności. Marzy, by jeszcze kiedyś móc wyjść na spacer do parku ze swoim ukochanym Pyśkiem. Tylko z naszą pomocą da radę zebrać środki na intensywną rehabilitację. Prosimy, pomóż.

7 685,00 zł ( 36,08% )
Brakuje: 13 613,00 zł
Piotr Kozioł
2 dni do końca
Piotr Kozioł , 52 lata

Czy dam jeszcze radę stanąć na dwóch nogach?

Nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie już na zawsze dzielił moje życie na dwie części: pełno i niepełnosprawną. Jest dokładnie tak, jak to opisał Mickiewicz: doceniamy własne zdrowie dopiero wtedy, kiedy je tracimy. Ja straciłem nogę i nie da się tego cofnąć… Jedyną szansą na dalsze aktywne funkcjonowanie w społeczeństwie to zakup nowoczesnej protezy, która zastąpi mi utraconą kończynę. To się jednak wiąże z ogromnym wydatkiem... Nie mam nogi - wypowiadam to zdanie i cały czas trudno mi uwierzyć w to, że chwile decydują o naszym życiu i zdrowiu. To był wypadek przy pracy. Potrącił mnie cofający się wózek widłowy. Wszystko działo się błyskawicznie. Ból, strach, szpital, operacja, desperacka próba ratowania… Niestety, nie udało się. Los chciał inaczej. Obrażenia były zbyt rozległe. Lekarzom pozostało jedynie bezradne rozłożenie rąk... Doznałem wieloodłamkowego złamania kości i zmiażdżenia tkanek miękkich lewej nogi, złamania miednicy w trzech miejscach i złamania czterech kości śródstopia prawej nogi wraz ze zwichnięciem stawu Lisfranca. Jeszcze na oddziale nauczono mnie stawiać pierwsze kroki przy pomocy wypożyczonej protezy. Tak bardzo chciałbym wrócić do formy sprzed wypadku. Zawsze byłem aktywny sportowo. Amatorsko grałem w lidze squasha, jeździłem na rowerze (najczęściej z synem) i snowboardzie, grałem w piłkę i lubiłem tańczyć.  Teraz stoję przed ogromnym wyzwaniem, jakim jest zdobycie środków na moją własną protezę ostateczną. Kwota naprawdę duża, jak dla mnie za duża bym mógł ją zdobyć sam. Skąd nagle wziąć prawie 180 tys. zł… Tyle kosztuje moje marzenie. Tylko kosztuje mój powrót do w miarę “normalnego” życia. Dlatego dzielę się tutaj swoją historią i z całego serca proszę o pomoc. Jesteście moją jedyną nadzieją... Piotr

6 088,00 zł ( 3,4% )
Brakuje: 172 635,00 zł
Sylwia Lerch
Sylwia Lerch , 38 lat

By znów nauczyć się chodzić

Sylwia ma 35 lat, ale choroba, z którą walczy, uniemożliwia jej życie, o jakim zawsze marzyła. U córki zdiagnozowano dystrofię mięśniową, która stopniowo odbiera jej coraz większą siłę w mięśniach i władzę nad własnym ciałem. To walka z przeciwnikiem, na którego nie ma lekarstwa. Można jedynie opóźniać jego postępy... Niestety dwa lata temu choroba zdążyła również zaatakować serce córki. Konsekwencje były potworne. W czerwcu 2018 roku u Sylwii doszło do zatrzymania krążenia. Stan córki udało się ustabilizować, ale jeszcze przez dwa miesiące przebywała w śpiączce, na oddziale intensywnej terapii. Po wszystkim córce wszczepiono kardiowerter - urządzenie dbające o prawidłową pracę serca.  Sylwia potrzebuje stałej opieki lekarzy i rehabilitantów. Bardzo zależy nam na tym, by miała dostęp do specjalistycznego sprzętu, dzięki któremu może intensywnie ćwiczyć w walce o swoją sprawność. Największe postępy zauważamy po odbywanych przez córkę turnusach. To właśnie dzięki nim Sylwia może coraz lepiej chodzić. Specjalistyczny sprzęt umożliwia również pionizację córki. Każdy, nawet najmniejszy krok w stronę sprawności i samodzielności Sylwii jest dla nas bardzo ważny.  Sylwia jest bardzo kontaktowa, ma w sobie duże pokłady sił do tego, by zawalczyć o swoje lepsze jutro. Chcemy jej to umożliwić, dlatego z całego serca prosimy Państwa o pomoc w zbieraniu środków na dalszą rehabilitację córki. To szansa, której nie możemy stracić!  Rodzice Sylwii   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

5 167,00 zł ( 18,68% )
Brakuje: 22 493,00 zł
Szymon Kolano
Pilne!
11 dni do końca
Szymon Kolano , 18 lat

❗️Nowotwór nie ma kwarantanny, Szymon walczy z czasem! Potrzebna pomoc!

Izolatka na oddziale onkologii. Szymek jest już tam od ponad miesiąca – walczy ze złośliwym nowotworem. Przed nim czwarty cykl chemioterapii. Przez sytuację z epidemią w szpitalu odwiedzać może go tylko mama. Z tatą widuje się tylko przez okno...  Szansą na pokonanie nowotworu jest operacja wycięcia guzów w klinice w Tubingen. Obecnie czekamy na szczegółowy kosztorys, ale wiemy już, że będzie to kwota rzędu kilkuset tysięcy złotych. Prosimy, pomóż nam uwolnić Szymka od nowotworu! Szymek to mój młodszy brat. Zanim zapadła diagnoza, niepokoiły nas u niego bóle pleców, które lekarze i rehabilitanci tłumaczyli bólami wzrostowymi lub przeciążeniem podczas ćwiczeń. Niestety objawy, zamiast słabnąć, nasilały się. W połowie stycznia pojawił się bardzo silny ból nogi – tak dokuczliwy, że wybudzał Szymona w nocy, uniemożliwiał siedzenie. Neurolog dziecięcy stwierdził rwę kulszową i polecił wykonać rezonans.  W chwili otrzymania wyniku badań nasz świat runął. Na kości krzyżowej był 7-centymetrowy guz. Dalsze badania ujawniły kolejnego guza w śródpiersiu i zajęcie szpiku komórkami nowotworowymi. Diagnoza: niskozróżnicowany nowotwór neuroektodermalny. Natychmiast podjęto decyzję o 6 cyklach chemii – zaczęła się wycieńczająca walka. Od guza na kości krzyżowej porażony został nerw lewej nogi. Szymon ma problemy z chodzeniem. Ból jest tak silny, że nie jest w stanie nawet dotknąć nogi.  Wszyscy jesteśmy sparaliżowani strachem i swoją bezradnością. W międzyczasie na świat spadła epidemia koronawirusa, która dodatkowo utrudnia naszą walkę i obciąża psychikę Szymka. Konieczna jest całkowita izolacja, obowiązuje zakaz odwiedzin. Jeśli się widzimy, to tylko przez okno. Szymka może odwiedzać tylko mama. Ciężko to wszystko znieść, będąc z dala od siebie… Gdy przyszły wyniki biopsji potwierdziły się najgorsze przypuszczenia – to bardzo rzadki i agresywny nowotwór – mięsak tkanek miękkich. Rozpacz ściska mi gardło, ale i motywuje do działania i szukania wszelkich dodatkowych informacji, specjalistów, organizacji. Zaczęłam szukać ratunku za granicą! Dowiedziałam się o lekarzu, który specjalizuje się w tego rodzaju nowotworach. To dr Schuhmmann z kliniki w Tubingen w Niemczech. Leczenie będzie obejmowało operacje usunięcia guzów, immuno i protonoterapię. Od razu wysłałam do kliniki dokumentację Szymka. Obecnie czekam na wiadomość zwrotną. Dokładny koszt i orientacyjny czas rozpoczęcia leczenia mamy poznać w tym tygodniu.  Wiadomość z kliniki w Niemczech może przyjść w każdej chwili, dlatego musimy być przygotowani. Nowotwór nie czeka, nie da nam dużo czasu... Mój brat ma dopiero 13 lat i przed sobą całe życie, dlatego musimy zrobić wszystko, by go ratować. Proszę Cię o pomoc, by nasz onkologiczny koszmar wreszcie się skończył... Siostra i rodzice Szymka

115 576 zł
Dariusz Postek
2 dni do końca
Dariusz Postek , 49 lat

Świat zamknięty w czterech ścianach. Pomagamy Darkowi!

Jedna chwila, jedno zdarzenie, które wywróciło wszystko. Zniszczyło moje zwyczajne dotychczasowe życie. Było źródłem bólu, cierpienia, wielu wylanych z bezsilności łez. Człowiek chciałby cofnąć czas, podjąć inną decyzję. Pojawić się w danym miejscu kilka chwil wcześniej lub później. Czasami to się jeszcze udaje we śnie, ale potem przychodzi rzeczywistość, która nie pozostawia wątpliwości. Prawej nogi już nie ma w dużej części, a lewa nie nadaje się do użytku. Trudno wracać do wspomnień, które sprawiły, że moje życie nie wygląda tak, jak bym tego chciał. Uległem poważnemu wypadkowi, straciłem jedną nogę, a druga została tak złamana, że jest obecnie niesprawna. Po wielu tygodniach spędzonych w szpitalnym łóżku trzeba było wrócić do swoich czterech ścian. Do miejsca nieprzygotowanego na pojawienie się w nim osoby niesprawnej. Takiej, która potrzebuje wsparcia... Dziś jestem w stanie poruszać się jedynie na wózku inwalidzkim i mam świadomość, że do końca swoich dni już trudno będzie bez niego funkcjonować. Drobne rzeczy, na które człowiek wcześniej nie zwracał uwagi, takie jak schody, czy zbyt wysokie krawężniki, nagle stały się ekstremalnie wymagającym torem przeszkód. Wiem, że nogi nie odzyskam już nigdy, ale cały czas wierzę w to, że mogę być samodzielnym człowiekiem, takim, który jest w stanie poradzić sobie w jak największym stopniu bez pomocy innych osób. Mój świat zamknięty jest w czterech ścianach, a ja tak marzę, by się z niego wydostać... Mam dopiero 45 lat i mnóstwo dni na tym świecie przed sobą. Cały czas powinienem się rehabilitować, żeby utrzymywać odpowiednią formę fizyczną, jednak koszty turnusów są dla mnie zbyt duże. Nie ma szans, żebym sobie sam poradził. Po prostu… Tak trudno mi prosić o pomoc, ale wiem, że bez Was nie dam rady…Dariusz

11 152,00 zł ( 62,51% )
Brakuje: 6 688,00 zł
Julia Widera
Pilne!
Julia Widera , 15 lat

Julcia walczy o życie i zdrowie - padaczka zmieniła je w piekło❗️Ratunku!

Wzywamy do pełnej mobilizacji! Z Julką jest naprawdę źle… Ta zbiórka miała być inna, ale telefon do mamy dziewczynki pokazał nam, że sytuacja jest dramatyczna. Julka w czwartek trafiła na OIOM, dziś samolot medyczny zabrał ją do szpitala w Gdańsku. Co minutę jej małym ciałem szarpią serie ataków… Drgawki, brak oddechu… Julcia przestała mówić, traci kontakt, jest przerażona. Pilnie potrzebna jest pomoc! Do zebrania będzie prawdopodobnie około 200 tysięcy złotych... Rodzice Julki błagają o ratunek: Codziennie jeździmy do szpitala, w którym leży nasza córeczka. Możemy zobaczyć ją tylko na chwilę… Na oddziale wprowadzono restrykcyjne zalecenia co do odwiedzin z powodu pandemii. Gdy wychodzimy, Julka płacze, my też… Powtarzamy, że to minie, że musi być silna. Płacze, że ona już nie chce, że nie ma już siły… Widok jej łez i cierpienia łamie nam serce. Jesteśmy bezradni wobec jej choroby. Lekarze też… Tylko 2 lata dane nam było cieszyć się zdrową córeczką. Potem zaczął się szpitalny koszmar. Julka z dnia na dzień czuła się coraz gorzej… Zespół hemolityczno-mocznicowy - tak brzmiała diagnoza, która wywróciła nasze życie do góry nogami. Nerki Julci przestały pracować, córeczka spuchła tak, że ledwo było widać jej oczy… Podłączono ją do maszyny, która dializowała ją przez 20 godziny na dobę. Już wtedy nasz świat się rozsypał, wiedzieliśmy jednak, że musimy być silni, by być wsparciem dla Julci. Modliliśmy się, by choroba zniknęła. Po trudnych 6 tygodniach nasze modlitwy zostały wysłuchane… Nerki podjęły pracę, są jednak uszkodzone na zawsze. Myśleliśmy, że już nic gorszego w życiu nas nie spotka. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że prawdziwa walka o życie Julci jest dopiero przed nami.  Gdy Julka miała 9 lat, zaczął się nasz prawdziwy koszmar. Córeczka cały czas wymiotowała, lekarze badali żołądek… Gdy straciła przytomność, trafiliśmy na dziecięcy oddział neurologiczny. Dopiero tam powiedziano nam, że to padaczka… Mimo wdrożenia leczenia choroba przybrała na sile. Julcia zaczęła mieć ataki o ogromnej sile. Wykrzywiała jej się buzia, ciałem wstrząsały drgawki, ręce i nogi paliły piekącym bólem. Traciła przytomność… W jednej chwili śmiała się, biegała, jeździła na rowerze. W drugiej leżała na podłodze z oczami wywróconymi na drugą stronę, drgając i walcząc o życie. Jeździliśmy od lekarza do lekarza, próbowaliśmy różnych leków, ale padaczka uodparniała się na każdy z nich. Choroba w mgnieniu oka przejęła kontrolę nad naszym życiem… Zniknęła beztroska, zaczęło się życie pod dyktando strachu. Każdy dzień to lęk, czy kolejny atak nie będzie tak mocny, że skończy się wezwaniem karetki i szpitalem. Każda noc to czuwanie, żeby Julka nie zrobiła sobie krzywdy, a przy ataku nie udusiła własną śliną. Napady to ogromne obciążenie dla mózgu, straszny wysiłek. Córeczka przestała pisać, czytać, zaczęła mieć kłopoty z mową, pamięcią. Przestała chodzić do szkoły. Wcześniej marzyła o tym, by być nauczycielką… W październiku Julka wpadła w stan padaczkowy. Ataki miała praktycznie cały czas… Najpierw co 15 minut, potem co 5, a na koniec już co minutę… Trudno to opisać, jeszcze trudniej przeżyć. Z oczu same kapią łzy – człowiek, gdyby mógł, zabrał jej ten cały ból, sam zachorował, żeby tylko ona przestała cierpieć! Julka przez 5 dni była w śpiączce. Patrzyliśmy, jak nasze wymęczone chorobą dziecko śpi i modliliśmy się, by burza w jej główce zniknęła na zawsze… Niestety, po przebudzeniu choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Spędziliśmy na OIOM-ie 3 tygodnie, patrząc, jak padaczka zabija nasze dziecko. Kiedy kończył się jeden atak, zaczynał następny… Julka krzyczała z bólu, drgała, z ust ciekła jej ślina. Po lekach miała omamy. Kiedy cierpi dziecko, sekundy wydają się wiecznością… Julka umierała, a my razem z nią. Lekarze zdecydowali o wycięciu ogniska padaczkowego, by ratować życie Julki. Usunięto jedno z nich, ale miejsca zapalne zdążyły się rozlać i zająć część czołową mózgu. Ataki nie ustąpiły. Zdarzają się nawet 40 razy w ciągu dnia. Przez chwilę było już lepiej, Julka znów zaczęła mówić… Aż do ostatniego tygodnia. Julka płakała, gdy trafiła na oddział. Wiedziała, co ją czeka, pamięta dobrze tamten ból, tamten szok, gdy zobaczyła się w lustrze po operacji. Padaczka zabrała jej nawet ukochane złote włosy… Marzy nam się, by zatrzymać to piekło, w którym żyje nasze dziecko. Chcemy zabrać Julkę na diagnostykę padaczki do kliniki w Niemczech, w której leczy się najcięższe formy tej choroby. Czekamy na kosztorys, ale już teraz wiemy, że będą to ogromne pieniądze. Na leczenie naszego dziecka, wyjazdy do lekarzy, pobyty w szpitalach i leki wydaliśmy wszystkie nasze oszczędności. Prosimy o pomoc, bo jesteśmy pod ścianą. Pomóż nam ratować Julkę! ➡️ Licytacje dla Julii

738 779,00 zł ( 81,76% )
Brakuje: 164 811,00 zł
Kasjana Adamiec
4 dni do końca
Kasjana Adamiec , 17 lat

Mukowiscydoza to choroba nieuleczalna, ale możemy ulżyć Kasjanie w jej walce!

Każdy dzień mojej 12-letniej córki wygląda tak samo. Kasjana rozpoczyna od inhalacji i zażycia lekarstw. Do tego dochodzą ćwiczenia, które pomagają  poprawić jej oddychanie. Mukowiscydoza sprawiła, że moja córka nie może cieszyć się taką swobodą życia, jak jej inne koleżanki. Często łapie infekcje, dlatego sporą część czasu spędza w szpitalu. W głowie rodzi się wiele myśli - dlaczego ona? Czym moje dziecko zawiniło? Skąd się biorą tak okrutne choroby? Oddychanie jest tak oczywistą czynnością, że dopiero, kiedy jej zabraknie, człowiek docenia, jak bardzo jej potrzebuje. Mukowiscydoza sprawia, że każdy oddech staje się wyzwaniem. Mukowiscydoza jest bezlitosną dręczycielką, która nie odstępuje chorego nawet na krok. Nie pozwala o sobie zapomnieć, nie daje nadziei, że kiedykolwiek odpuści. Organizm chorego wytwarza śluz w nadmiernych ilościach, wywołując zaburzenia wszędzie, gdzie występują gruczoły śluzowe. Życie Kasjany różni się od życia jej rówieśników właściwie we wszystkim. Nie ma mowy o swobodnym wyjściu na rower, czy wzięciu udziału w normalnych lekcjach wuefu. Każdego dnia pojawia się pytanie: czy dzisiaj będzie lepiej? Czy tę noc uda się spokojniej przespać. Czy będzie mogła wziąć choć jeden głęboki oddech? Tylko kosztowne leczenie oraz rehabilitacja pozwolą na spowolnienie choroby Kasjany. Mam świadomość, że walka mojej córki z mukowiscydozą nie jest łatwa, wymaga wielkiego ducha walki i jeszcze większego zaangażowania, niestety także od strony finansowej. Dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc. Mam nadzieję, że spojrzysz łaskawym wzrokiem na moją córkę i dasz jej nadzieję na lepsze, łatwiejsze jutro... Mama Kasjany

7 209,00 zł ( 12,47% )
Brakuje: 50 557,00 zł
Filip Antoszkiewicz
Filip Antoszkiewicz , 15 lat

Zaburzenie, które nie odpuści już nigdy

Filip urodził się jako wcześniak, ale jego pierwsze miesiące życia w żaden sposób nie zapowiadały późniejszych komplikacji. Dopiero po czasie naszą uwagę zwróciły niepokojące oznaki. Zauważyliśmy, że gdy synek miał półtora roku, jego mowa nie rozwijała się tak, jak powinna. To wystarczyło, abyśmy rozpoczęli konsultacje u specjalistów.  Postawiona diagnoza była dla nas szokiem. U Filipa stwierdzono autyzm. To zaburzenie, które będzie z synem już zawsze. Mimo to nie możemy pozwolić, aby z jego powodu syn nie miał szansy żyć samodzielnie. Filip dzielnie stara się walczyć o to, by jego jutro było choć trochę łatwiejsze. Częste ćwiczenia sprawiają, że widzimy coraz większą poprawę.  Łatwiej nawiązywać nam z synem kontakt. Filip wciąż ma trudności w porozumiewaniu się, ale jest bardziej samodzielny i chętny do pracy. Stara się zrozumieć otaczający go świat, a my razem z nim uczymy się krok po kroku, rzeczywistości, w której codziennie funkcjonuje.  Filip nie może przerywać odbywanej terapii, ponieważ straci wszystkie poczynione do tej pory postępy. Zajęcia i turnusy są jednak bardzo kosztowne i wiemy, że bez Twojej pomocy nie damy rady uzbierać potrzebnej kwoty. Bardzo Cię prosimy, wesprzyj Filipa w tej trudnej walce!

7 541,00 zł ( 29,79% )
Brakuje: 17 768,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki