Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kornel Kłoda
12 dni do końca
Kornel Kłoda , 15 lat

Pomóżmy Kornelowi wygrać z nowotworem!

Kornel, zawsze uśmiechnięty, pełen życia i pasji nastolatek i zapalony sportowiec, zawodnik klubu piłkarskiego Escola Varsovia, marzy o jak najszybszym powrocie do zdrowia i normalnego życia  –  do szkoły i na boisko. Jednak obecnie jego rzeczywistość to ciągłe badania, pobyty w szpitalu i trudne chwile związane z podawaniem chemioterapii… Był 2019 rok, kiedy Kornel zdecydował się na usunięcie niewielkiego znamienia ze stopy. W takim przypadku lekarz zwykle zleca badanie histopatologiczne. Nikt z nas nie spodziewał się, że wynik tego badania tak wiele zmieni…  Okazało się, że to nowotwór. Na szczęście szybko przeprowadzona operacja pozwoliła nam pokonać chorobę. I dać nadzieję, że pożegnaliśmy ją na zawsze. Nie sądziliśmy, że przyjdzie nam się mierzyć z tym ponownie. Niestety, czerniak powrócił, tym razem z przerzutami do płuc. Kornel od października 2023 jest leczony w Klinice Onkologii Centrum Zdrowia Dziecka, lekarze robią wszystko, by mógł powrócić do zdrowia, ale koszty niezbędnego leczenia są ogromne. Tym bardziej, że szansę na pokonanie tej podstępnej choroby daje spersonalizowana terapia limfocytami TIL (tumour-infiltrating lymphocyte), która może być dla Kornela dostępna jedynie poza granicami Polski.  Obecnie nasi lekarze z CZD prowadzą konsultacje z ośrodkami w Stanach Zjednoczonych, czekając na możliwość zakwalifikowania Kornela do programu leczenia tą metodą poza granicami Polski. Jednocześnie nie rezygnują z dostępnych u nas – terapii immunologicznej i chemioterapii.   Aby pokryć koszty leczenia w Polsce, a także umożliwić Kornelowi dostęp do terapii poza granicami naszego kraju, zwracamy się do Was z gorącą prośbą o wsparcie finansowe.  Jego siła i determinacja w walce z chorobą zasługują na pełne wsparcie. Żaden gest nie jest zbyt mały, a każda wpłata przyczyni się do walki Kornela z chorobą. Razem możemy wygrać ten trudny mecz o Kornela zdrowie i powrót do normalności. Z głębi serca już teraz dziękujemy,  Rodzice Kornela – Daniela i Wojtek

3 371 365,00 zł ( 77,29% )
Brakuje: 990 338,00 zł
Albert Tadir
9 dni do końca
Albert Tadir , 7 lat

Albert każdego dnia walczy o lepszą przyszłość – POMÓŻ!

Mój synek przyszedł na świat całkowicie zdrowy. Prawidłowo się rozwijał, nie wykazywał żadnych nieprawidłowości. Jest jedynakiem, moim oczkiem w głowie i zawsze poświęcałam mu dużo czasu. Problemy zaczęły się pojawiać, gdy Albert skończył 3 lata… Mój synek stronił od innych dzieci, często bawił się sam. Uczęszczaliśmy wtedy do klubu dla mam, gdzie zasugerowano mi diagnostykę Alberta. Nie dochodziło do mnie, że coś złego może dziać się z moim synkiem. To nie było jak z przeziębieniem, gdzie objawy jednoznacznie wskazują na chorobę. Do tego wiele osób dookoła mówiło, że przecież Albert ma jeszcze czas, że jeszcze się rozwija. Kłopoty pojawiły się w momencie stresu i pewnej dużej zmiany w naszym życiu...  Zaczęłam dostawać niepokojące informacje z przedszkola. Synek zachowywał się agresywnie, bił, krzyczał… Nie poznawałam własnego dziecka! Pani psycholog z przedszkola skierowała nas na dalszą diagnostykę. Po roku walki o uzyskanie finalnej diagnozy, trafiliśmy do psychiatry, który wydał ostateczną opinię. Wykrył u mojego dziecka Zespół Aspergera! Nie jest łatwo przyjąć do siebie taką wiadomość, ale wiedziałam, że najważniejsze jest dobro mojego dziecka. Od razu zaczęłam szukać pomocy. Obecnie Albert uczęszcza na wiele dodatkowych zajęć, które znacząco poprawiają jakość jego życia. Uczestniczy w spotkaniach grupowych uspołeczniających, zajęciach integracji sensorycznej oraz logopedycznych. Chodzi również na terapię wzmacniającą, ponieważ zmaga się z niskim napięciem mięśniowym.  Widzę jak rozkwita – trud włożony w pracę przynosi wspaniałe efekty. Niestety, u Alberta pojawia się też frustracja, którą wyładowuje w domu. Synek nie radzi sobie z emocjami, często bije mnie czy babcię, krzyczy i płacze. Jest perfekcjonistą, zamyka się w sobie, gdy coś idzie nie po jego myśli. Nie lubi przegrywać ani nie kończyć rozpoczętych czynności... Zburzenie, z którym zmaga się Albert, będzie towarzyszyć mu do końca życia. Nasza droga jest bardzo żmudna i już sama nie daję sobie rady. Synek wymaga ciągłego leczenia i specjalistycznej terapii, a to pochłania olbrzymie koszty. Bardzo proszę o wsparcie – każda wpłata to dla nas ogromna pomoc i motywacja do dalszego działania! Hanna, mama Alberta

3 375 zł
Lilka Kubiak
Pilne!
Lilka Kubiak , 2 latka

Guz mógł pęknąć, a Lilka umrzeć❗️Potrzebna pomoc w walce ze złośliwym nowotworem❗️

7 kwietnia 2024 roku nasz świat zawalił się już całkowicie, a zaczęło się 31 marca. Lilka przewróciła się na beton i nabiła sobie guza na czole. Pojechaliśmy na SOR, skąd odesłano nas do domu. Od tej pory Lilka zaczęła się „dziwnie" zachowywać...  Dotąd pogodna i uśmiechnięta dziewczynka nagle zaczynała bez powodu popłakiwać w zabawie, dużo leżała, chciała tylko pić mleko. Pediatra dała nam skierowanie na przyjęcie na oddział chirurgii, żeby sprawdzić główkę Lilki. Ale znów nas odesłano. Przez dwa dni Lilka miała 38 stopni gorączki. Potem wydawało się, że jest wszystko dobrze i wybraliśmy się do dziadków. Była piękna pogoda, słońce świeciło… Na spacerze wzięłam dziecko na ręce i poczułam guza. Pojechaliśmy znów do szpitala, gdzie tym razem zrobiono Lilce USG.  Byłam pewna, że to przepuklina, nic groźnego, ponieważ 2 tygodnie wcześniej Lilka miała robioną morfologię z krwi i wyniki były prawidłowe. Pamiętam słowa lekarza: "Dziękujemy za czujność.", na co ja odpowiedziałam: "Ale nic jej nie jest, możemy jechać do domu, tak?". Odpowiedź lekarza brzmiała:  „Niestety jest to nowotwór złośliwy prawdopodobnie od nerki…”. W nocy dotarliśmy na oddział onkologi. Świat runął…  Słońce świeciło za oknem, ale do nas zdawało się nie docierać. Dowiedzieliśmy się, że Lilka miała wielkie szczęście. Gdy się przewróciła, guz mógł pęknąć i mogła umrzeć! Na jakieś krzywe szczęście guz nie pęknął, lecz zaczął się powiększać i uwidaczniać... W jej malutkim ciałku ma aż 14 cm! Zaczęliśmy cykl 6 tygodniowej chemioterapii. Lilcia jest już po drugiej chemii, a czeka nas usunięcie guza z prawą nerką i potem znów chemioterapia... Lilka mimo wszystko wykazuje ogromną wolę walki. Jest uśmiechnięta, chociaż kiedy przychodzą do niej lekarze, boi się badań, przeżywa każdy dzień na oddziale i na pewno chciałaby wrócić już do domu… Wierzymy mocno, że wygramy tę bitwę. Dlatego bardzo prosimy o pomoc dla naszej córeczki. Za każdy gest wsparcia serdecznie dziękujemy! Rodzice Lilki

74 647,00 zł ( 63,78% )
Brakuje: 42 375,00 zł
Kubuś Szczepanik
Pilne!
Kubuś Szczepanik , 4 latka

Ten RAK to zabójca dzieci❗️Kubuś walczy o życie - błagamy, uratuj naszego synka...

Kubuś, nasz malutki synek, mierzy się z śmiertelną chorobą - neuroblastomą IV stopnia! To jeden z najgorszych i najbardziej agresywnych nowotworów dziecięcych, który atakuje tylko malutkie dzieci, jakby specjalnie wybierał sobie najbardziej bezbronnych... Przed nami koszmar leczenia i walki o życie, przeciwnik jest zacięty i bezlitosny. Potrzebujemy pomocy, by ratować naszego synka! Koszmar przyszedł niespodziewanie, skradał się po cichu, gdy zupełnie się tego nie spodziewaliśmy i nagle zaatakował w nasz najczulszy punkt, w nasze dziecko. Nigdy nie sądziłam, że znajdę się w tym miejscu, w którym teraz jesteśmy – na oddziale onkologii, gdzie Kubuś, podpięty do kroplówki z chemią, walczy o życie... Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu brzucha. Jedna noc z bólem, potem druga… Po kolejnej takiej nocy zdecydowaliśmy się na prywatną wizytę u lekarza, który wykonał USG. Diagnoza była krótka i kończąca nasz cały dotychczasowy świat - “duża zmiana nowotworowa”. Informacja, która ścięła nas z nóg – guz w brzuchu naszego małego synka ma 128×118x104mm. Był wielkości dwóch dużych pomarańczy! Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy na oddział onkologii dziecięcej do szpitala w Warszawie, z nadzieją, że to jedna, wielka pomyłka... Tam wszystko działo się bardzo szybko. Kubuś miał wykonane kolejne badanie USG, tomografię komputerową, scyntografię, badanie szpiku i wiele innych. Diagnoza okazała się najgorszą z możliwych: Neuroblastoma IV stopnia z przerzutami do kości i szpiku. Jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych, bardzo agresywny, który charakteryzuje się wysoką śmiertelnością... Połowa cierpiących na niego dzieci umiera. Dodatkowo u Kubusia stwierdzono amplifikację genu n-MYC, co powoduje, że wróg, z którym się mierzymy, jest jeszcze groźniejszy... To, co się działo później, wie tylko rodzic, który przekroczył próg oddziału onkologicznego w walce o zdrowie i życie własnego dziecka. Był strach, płacz i rozpacz. Są z nami do dzisiaj. Na samą myśl o chorobie Kubusia, o tym, z czym on, taki malutki, musi się mierzyć, łzy same napływają do oczu. Jak to możliwe, że z niewinnego bólu brzucha dziecka, które dzień wcześniej śmiało się i cieszyło życiem, świętowało urodziny swojej młodszej siostrzyczki, nagle trafiamy na oddział onkologii i walczymy o życie... Nadal nie możemy uwierzyć, że nas to spotkało. Dlaczego niewinne dzieci muszą przechodzić przez takie piekło...? Choroba diametralnie zmieniła jego i naszą rzeczywistość, zmieniając śmiech w ból, dziecięcy pokój w szpitalne łóżko, podwórko w korytarz na oddziale onkologicznym. Jedna nocka w szpitalu zamieniła się w kolejne - tak od 2 marca wygląda naszą codzienność i tak to będzie wyglądać wiele miesięcy. Leczenie potrwa minimum 1,5 roku... Przez ten czas piekło przechodzimy nie tylko my, ale również Lenka – młodsza siostra Kubusia, która jeszcze nie rozumie, dlaczego w domu nagle nie ma jej ukochanego braciszka, dlaczego tak rzadko widzi mamusię, która do tej pory zawsze była obok. Guz w brzuchu Kubusia jest tak duży, że wypełnia przestrzenie między narządami, przesuwając je i uciskając... Stąd problemy z apetytem, które miał synek, a następnie bóle brzucha. Ze względu na fazę choroby oraz rozmiar zmian nasz syn musi przejść przez każdy etap leczenia – pierwszym z nich jest chemioterapia. Tylko zmniejszenie i osłabienie guza daje możliwość jego operacyjnego usunięcia i przejście na kolejne etapy – wycięcie guza, mega chemioterapię, radioterapię, autoprzeszczep szpiku, immunoterapię... Nowotwór, który zaatakował naszego Kubusia, charakteryzuje się wysokim prawdopodobieństwem nawrotu, a wtedy atakuje ze zdwojoną siłą. Przy wznowie szanse na życie maleją, dlatego nie możemy do niej dopuścić! Po zakończonym leczeniu w Polsce nadzieją na wygranie wojny i całkowity powrót do zdrowia jest nierefundowana szczepionka przeciwko neuroblastomie... Niestety podawana jest tylko w jednej klinice na świecie, w Nowym Jorku i nie jest refundowana. Zdrowie i życie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną kwotę pieniędzy. Nigdy nie sądziliśmy, że jako rodzice będziemy musieli prosić o pieniądze, żeby ratować życie naszego synka. Teraz wiemy, że rodzic jest w stanie zrobić wszystko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Kwota ta jest dla nas nieosiągalna. Wierzymy jednak, że wspólnie z Waszą pomocą, pomocą dobrych ludzi, uzbieramy środki na ocalenie życia naszego synka. Kubuś dzielnie znosi terapię, chociaż zmaga się nie tylko z efektami ubocznymi leczenia, ale także z tęsknotą oraz rozłąką z najbliższymi. Codziennie pyta o młodszą siostrę i dziadków, o to kiedy będzie mógł kąpać się w basenie, kiedy będzie mógł bawić się ze swoimi kuzynami i temat najważniejszy – kogo zaprosi i gdzie będzie obchodził swoje 5 urodziny. Na żadne z tych pytań nie potrafimy mu odpowiedzieć. Mamy nadzieję, że cały ten koszmar to tylko etap przejściowy, po którym wrócimy do domu i wymażemy go z pamięci. Jednak, żeby tak się stało, potrzebujemy Waszego wsparcia, sami nie damy rady. Kochamy Cię, Kubusiu... Obiecujemy, że zrobimy dla Ciebie wszystko. Błagamy Was o pomoc w walce o życie naszego synka. Rodzice Kubusia ➡️ Śledź walkę Kubusia na Facebooku - Kubuś kontra neuroblastoma

338 263,00 zł ( 18,7% )
Brakuje: 1 470 248,00 zł
Dominika Niedźwiedzińska
Dominika Niedźwiedzińska , 26 lat

PILNE❗️RAK zabrał jej już córeczkę, teraz chce zabrać życie - ratujemy Dominikę❗️

DRAMATYCZNIE PILNE! Mam na imię Dominika, mam 26 lat. Miałam w planach stworzyć wspaniałą rodzinę z moim ukochanym mężem, z naszą córeczką, wybudować dom i po prostu cieszyć się sobą... Niestety nasze szczęście nie trwało długo. Ślub wzięliśmy 12 sierpnia 2023 roku. Ślubując, że będziemy razem w zdrowiu i chorobie, nie sądziłam, że choroba przyjdzie tak szybko... W grudniu tego samego roku usłyszeliśmy diagnozę - RAK! Walczę o życie i tak bardzo potrzebuję Waszej pomocy! Interesuje się fotografią, lubię czytać książki, kocham wszelkie aktywności fizyczne, począwszy od jazdy na rowerze, rolkach po treningi siłowe na siłowni. Uwielbiam spędzać czas na świeżym powietrzu i odkrywać świat... Prowadzę zdrowy tryb życia i nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę słowo "RAK". W sierpniu 2023 roku miał miejsce najpiękniejszy dzień w moim życiu... Ślub z moim mężem Krystianem. Przed Bogiem przysięgliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską... To był dla nas cudowny dzień w gronie najbliższej rodziny i wspaniałych przyjaciół. Kolejnym naszym szczęśliwym dniem był dzień, w którym lekarz ginekolog potwierdził, że jestem w ciąży. Ślub i dziecko, o którym tak marzyliśmy! Okazało się, że będziemy mieć córeczkę. Udało się wszystko tak, jak zaplanowaliśmy... Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Niestety życie szybko zweryfikowało nasze szczęście... W ciąży ciągle wymiotowałam... Zamiast tyć, to traciłam na wadze. Dostałam tabletki przeciwwymiotne, które jednak nie pomogły. Wtedy lekarz ginekolog dał mi skierowanie do szpitala... 4 Grudnia zostałam przyjęta na oddział. Tam otrzymywałam także tabletki przeciwwymiotne i wiele kroplówek wzmacniających... Jednak nadal nic mi nie pomagało. Lekarze postanowili skierować mnie na USG jamy brzusznej. Podczas badania już po ich zachowaniu wiedziałam, że coś jest nie tak... Tego samego dnia zostałam skierowana na kolejny zabieg, jakim była gastroskopia. Cały weekend oczekiwania na wyniki... Aż nagle przyszedł główny lekarz i poprosił, aby mój mąż jak najszybciej przyjechał do szpitala. Intuicja podpowiadała, że jest bardzo źle. Mąż przyjechał do szpitala natychmiast. Wtedy usłyszeliśmy słowa, których nie spodziewaliśmy się w najgorszych koszmarach... "Bardzo nam przykro, ma pani raka żołądka". Przeraźliwy szok... I ogromny strach. Co z naszą malutką córeczką, czy ona jest zdrowa? Co będzie dalej ? Co ze mną? Trzy lata temu oddawałam włosy fundacji, by służyły jako peruka dla dziewczyn, przechodzących chemię, a teraz sama będę ich potrzebować...?  Ogrom lęków, pytań i wątpliwości... Przeszłam badania, na których okazało się, że pod moim sercem rośnie zdrowa dziewczynka. To była dobra wiadomość... Nie sądziłam jednak, że za chwilę przyjdzie mi się z nią pożegnać, a radość z oczekiwania dziecka zamieni się w rozpacz... Przewieziono mnie do kolejnego szpitala, szereg badań, tomografie komputerowe, usg jamy brzusznej, kolejna gastroskopia... Tam okazało się, że musimy stanąć przed dramatycznym wyborem - moje życie czy życie naszej córeczki. Lekarze nie dawali mi kolejnego miesiąca życia w ciąży... Nie widzieli żadnej możliwości leczenia, a bez niego umarłabym razem z dzieckiem... Nie dawali żadnych szans na przeżycie córeczce. Straciliśmy naszą córeczkę dzień przed moimi urodzinami... Tak bardzo marzyliśmy o dziecku, a moja choroba nie pozwoliła na to, by malutka przyszła na świat... Tłumaczymy sobie, że ten mały aniołek pojawił się po to, żeby przekazać nam informacje od Boga, że jestem chora... Gdyby nie ciąża, nie dowiedziałabym się, że coś jest nie tak. Nie miałam wcześniej żadnych objawów, które mogłyby wskazywać na jakąś chorobę. W sierpniu zrobiłam nawet pełen pakiet badań krwi, na których nic nie wskazywało na chorobę. Morze wylanych łez... Kolejny szpital... Kolejny szereg badań i laparoskopia. I kolejny cios dla mnie - stomia. Jak z tym żyć? Nie chcę tego... Kolejny ciężki kryzys... ale trzeba walczyć... Dla siebie, dla mojego kochanego męża, dla maleństwa, które czuwa nade mną z góry... Obecnie jestem po 6 cyklach chemioterapii. Wierzę, że uda mi się wyjść z tego... Niestety rokowania nie są mi przychylne. Sama chemia to za mało. Szukamy możliwości prywatnie, znaleźliśmy klinikę w Kolonii w Niemczech, gdzie mogłabym przejść immunoterapię - nowoczesną metodą leczenie nowotworów. Ma ona pobudzić organizm, by sam zwalczał komórki rakowe... Czekamy na odpowiedź z kliniki i dokładny kosztorys, ale już wiemy, że kwota będzie gigantyczna... Mój mąż, rodzina i przyjaciele są dla mnie największym wsparciem, to oni dają mi siłę, gdy przychodzą okropne myśli i opadam z sił. Wierzę, że wspólnie uda nam się mnie uratować. Wierzę, że są na tym świecie wspaniali ludzie. Wierzę, że wszystkie nasze modlitwy zostaną wysłuchane, że los się do nas jeszcze uśmiechnie. Jednak do tego potrzebuję także Waszej pomocy... Proszę - dajcie mi szansę na życie. Dominika

547 526,00 zł ( 102,93% )
Antoś Jaworski
Pilne!
Antoś Jaworski , 5 lat

5-latek kontra GUZ MÓZGU❗️Brakuje pieniędzy na leczenie Antosia❗️

23 stycznia 2024 zawalił się nasz świat. U mojego 5-letniego synka wykryto guza mózgu! Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam… Przecież dopiero co byliśmy tacy szczęśliwi, nasza rodzina w lipcu się powiększyła. Nagle mój starszy syn musiał rozpocząć walkę o życie! Bez Waszego wsparcia nie uda mu się jej wygrać, dlatego przychodzę prosić o pomoc! Musimy PILNIE rozpocząć kosztowne leczenie w Niemczech, żeby uratować Antosia… Guz IV komory mózgu – Medulloblastoma classic – bardzo złośliwy i agresywny nowotwór. To ten zabójca przyszedł po mojego ukochanego synka… Obiecaliśmy sobie z mężem, że się nie poddamy i z całych sił będziemy walczyć o Antosia! Nie spoczniemy, dopóki nie będzie zdrowy! Od diagnozy mijają trzy miesiące. Antoś dzień przed badaniem kilka razy wymiotował, nie trzymał równowagi i chwiał się na lewą stronę. Byliśmy przerażeni, ale w życiu nie spodziewalibyśmy się groźnego guza! Nigdy nie zapomnę wzroku oraz słów pani doktor: “mamy guza…”. Świat w takich momentach naprawdę się zatrzymuje… Na szczęście trafiliśmy na wspaniałych lekarzy w szpitalu we Wrocławiu, otrzymaliśmy od nich dużo wsparcia. Zorganizowali wszystko bardzo profesjonalnie i kilka dni po otrzymaniu diagnozy, jechaliśmy karetką do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.  Na miejscu Antoś przeszedł długą, skomplikowaną operację. Godziny oczekiwania na jej zakończenie dłużyły się w nieskończoność. Ale w końcu mogliśmy wejść do naszego synka! Dowiedzieliśmy się, że operacja zakończona się sukcesem. Istniało duże ryzyko, że synek zupełnie straci sprawność, ale na szczęście mówi, widzi, przełyka. Walczymy jednak z lewostronnym niedowładem... Po operacji Antoś mógł rozpocząć kolejny etap leczenia. Niedługo zakończy czwarty cykl chemioterapii. Jest wykończony leczeniem, ma złe wyniki, musiał mieć przetaczaną krew… Uśmiech, który zawsze gościł na twarzy Antosia, teraz pojawia się rzadziej… Zamiast niego co chwilę pojawiają się łzy... Ma tylko 5 lat, a musi tyle znieść... Ze względu na to, że nowotwór jest bardzo agresywny, Antoś oprócz chemii musi przejść naświetlania. W przypadku synka najkorzystniejsza będzie protonoterapia, ze względu na mniejsze skutki uboczne, jakie niesie ten rodzaj leczenia dla tak malutkiego organizmu. Niestety Antoś się nie zakwalifikował do protonoterapii w Polsce ze względu na wiek! Synek musiałby być usypiany w trakcie terapii, a niestety u nas nie ma takiej możliwości.  Cała nadzieja jest więc w Was! Antoś musi pilnie wyjechać na leczenie do Niemiec! Jego koszt to ponad 200 tysięcy złotych! Nie mamy takich pieniędzy, a czas ucieka... Antoś właśnie kończy pierwszy etap leczenia, a zaraz po nim trzeba rozpocząć kolejny!  Bardzo dziękujemy osobom, które wsparły poprzednią zbiórkę. Niesamowite było widzieć, jak nasi przyjaciele i rodzina organizują kolejne akcje, żeby zebrać pieniądze dla Antosia. Każda wpłata była dla nas niesamowitym wsparciem. Teraz rozpoczynamy walkę o uzbieranie środków na drugi etap leczenia.  Zrobimy wszystko, żeby Antoś mógł wrócić do beztroskiego dzieciństwa, które bezlitośnie zostało mu odebrane. Jako rodzice bardzo prosimy o dalsze wsparcie i pomoc. Strach pomyśleć, co stanie się, jeśli zabraknie środków na dalszą walkę… Wtedy okrutny guz powróci... Razem walczmy o życie i zdrowie naszego ukochanego synka Antosia!  Rodzice Antosia

28 503,00 zł ( 8,93% )
Brakuje: 290 646,00 zł
Jakub Fila
Pilne!
Jakub Fila , 21 lat

Pokonałem białaczkę, zaatakował mnie złośliwy glejak❗️Pomóż mi wygrać życie, proszę!

Jestem Jakub, mam 21 lat. To zdecydowanie za szybko na to, by umierać… Nie jestem gotowy, nie zdążyłem jeszcze żyć pełnią życia… Tymczasem w listopadzie 2023 roku dowiedziałem się, że mam w głowie dużego guza. Okazał się być nim glejak w IV, najgorszym stopniu złośliwości…  Rokowania nie są dobre… Nie chcę się pogodzić z wyrokiem – ani ja, ani moja mama i bliscy. Dlatego ta zbiórka, dlatego chęć podjęcia leczenia za granicą i wykorzystania wszystkich możliwości, jakie daje mi medycyna! Nie jestem “syty dni”, jakie przeżyłem. Wiele z tych dotychczasowych było bardzo ciężkich. Kilka walk o życie już stoczyłem, prawie już byłem na tamtym świecie. Ale o tym później… Obecnie jestem studentem informatyki na Uniwersytecie Wrocławskim. Uwielbiam grać na fortepianie, chciałbym rozwijać swoją pasję na Akademii Muzycznej. Kocham wspinaczkę górską i nasze polskie Tatry. Najbardziej na świecie jednak kocham moich przyjaciół, z którymi wiele już przeżyliśmy. I mamy tyle planów na przyszłość… Myśl o tym, że za chwilę to może wszystko się skończyć, paraliżuje… To nie może być koniec. Nie mogę teraz umrzeć – właśnie teraz, gdy życie się dopiero zaczyna…  Żeby mieć jakąkolwiek szansę, oprócz podstawowego protokołu leczenia dostępnego w Polsce, muszę skorzystać z nierefundowanej terapii. I to niejednej… Kosztorys pierwszej to ok. milion złotych. Ale to na pewno nie koniec, bo właśnie trwają konsultacje z innymi klinikami…  Glejak nie poczeka kilkudziesięciu lat, aż sam postaram się zarobić tak gigantyczne pieniądze… Mnie i mojej rodziny nie stać na tak kolosalnie drogie leczenie, dlatego moja prośba o pomoc. Proszę Was o wsparcie w tym trudnym dla mnie czasie. Za wszystko dziękuję.  Historia Kuby oczami jego mamy: Był środek wakacji. Zabrałam swoich synów do parku rozrywki. Starszy, Kuba, wtedy dziesięcioletni, zagorączkował, osłabł i leciała mu krew z nosa. Kolejnego dnia wykonaliśmy morfologię krwi – 80 tys. leukocytów, płytki krwi nieoznaczane… Skojarzyłam, że od dłuższego czasu synek miał “siniaki”  i już wiedziałam, że to białaczka. W trakcie leczenia wydawało mi się, że nic gorszego nie może spotkać dziecka, a tym samym rodzica. Z perspektywy tego, przez co Kuba przeszedł w kolejnych latach wiem, że to był dopiero początek… Po roku od remisji przyszła wznowa. Zaczęliśmy ekstremalnie ciężkie leczenie, które Kuba zaczynał w stanie prawie agonalnym… Lekarz dyżurny mówił, że to najcięższy przypadek w Przylądku Nadziei na tamten moment…  Kuba przeżył dzięki dawcom krwi, od których dostał hektolitry osocza. W trakcie chemioterapii znaleziono w jego głowie zmiany – podejrzewane o nacieki białaczkowe lub zmiany udarowe, co w jego stanie oznaczało przegraną… Zmiany okazały się na szczęście odwracalne. Nieopisana ulga… Trzeci raz Kuba otarł się o śmierć, kiedy przeoczono u niego zakrzepicę 4. stopnia, grożącą zatorem płuc. Została wykryta w ostatniej chwili… I na szczęście wyleczona.  Kiedy już wydawało się, że wychodzimy na prostą, okazało się, że jego białaczka jest chemiooporna, a w płucach ma ogromny ropień naciekający na serce! Bez przeszczepu Kuba miał 10% szans na przeżycie, a ropień go z tego przeszczepu dyskwalifikował. Operacji podjął się doskonały torakochirurg, Doktor Joachim Buchwald. Wyciął mu ropień. Mieliśmy 25% szans na to, że jedyny brat Kuby, 3 lata młodszy Tomek będzie zgodnym dawcą. Był.  Nigdy nie zapytał, jak będzie wyglądało pobranie szpiku, czy będzie bolało… Był przeszczęśliwy, że ratuje życie bratu! Jestem z niego bardzo dumna. Chłopcy zawsze mieli dobrą relację, ale od czasu przeszczepu ich więź stała się jeszcze silniejsza. Mają swój świat, swój język, swoje żarty, tajemnice, plany…  Kuba, mimo tak ciężkiej choroby, zdał maturę z rewelacyjnymi wynikami. Dostał się na informatykę z zapasem 100 punktów. Poznał wspaniałych przyjaciół. Z wielką pasją angażował się w projekty społeczne, jak pomoc uchodźcom, czy wsparcie dla młodzieży. Czerpał z życia garściami i służył ludziom swoim czasem i talentami, całym sobą. Chciał nadrobić czas, jaki zabrała mu choroba. Kocha i docenia życie znacznie bardziej… A teraz przyszła kolejna ciężka próba… W listopadzie, podczas kolacji z przyjaciółką, zaczęła mu drżeć ręka. Przyjechała karetka, a w szpitalu Kuba dostał napadu padaczkowego. Stracił przytomność.  Tomografia głowy wykazała guza mózgu… Kolejne badania obrazowe pokazały, że to glejak motyli, bardzo złośliwy. Jednym z markerów jest Ki67. Kiedy nowotwór jest bardzo agresywny, przyjmuje on wartość 30-40%. Guz Kuby ma aż 80%!  Zbieramy na leczenie zagraniczne, które daje Kubie nadzieję. Pierwszą z terapii są dedykowane szczepionki, tworzone indywidualnie dla pacjenta z izolowanych komórek dendrytycznych. Zmodyfikowane i ponownie wszczepione są w stanie rozpoznać i niszczyć cel – czyli komórki nowotworowe. Dostępne badania pokazują, że terapia ta w połączeniu z immunoterapią daje bardzo dobre efekty przy leczeniu nawet zaawansowanych glejaków! Trwa walka z czasem. Straciliśmy go już za dużo… Chcemy i musimy zrobić wszystko, co oferuje teraz medycyna, by zyskać kolejne miesiące i lata życia Kuby. I mieć nadzieję, że przez ten czas nauka pójdzie jeszcze bardziej do przodu, dając możliwość całkowitego wyleczenia glejaka!  Taka choroba to bardzo ciężki krzyż, to często samotne zmaganie – choćbym chciała, nie zabiorę choroby synowi. Nie pojadę z nim na badania, nie zabiorę czarnych myśli.... Kuba niesie swój krzyż z niezwykłą pokorą, niezłomnością i godnością, a często nawet z uśmiechem.  Możemy mu pomóc, dlatego bardzo proszę o każdą cegiełkę, która pozwoli nam opłacić niezwykle drogie leczenie. Pozwoli Kubie walczyć i żyć dłużej i pełniej. Pokażmy Kubie, że nie jest z tym całkiem sam…  Wygramy razem! Mocno w to wierzymy! Mama, rodzina i przyjaciele Kuby *Kwota zbiórki jest szacunkowa, jednak po otrzymaniu kosztorysów kolejnych możliwych terapii dla Kuby, cel zbiórki może wynieść nawet kilka milionów złotych.

325 590,00 zł ( 30,6% )
Brakuje: 738 240,00 zł
Krzyś Dąbrowski
Krzyś Dąbrowski , 14 miesięcy

Mały Krzysiu oko w oko z zabójcą dzieci❗️POTRZEBNA POMOC❗️

Nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę musiała prosić o pieniądze na leczenie własnego dziecka. Do tej pory to ja wpłacałam pieniądze na różne zbiorki, śledziłam losy dzieci, a w głębi serca dziękowałam za zdrowie moich najstarszych dzieci. Dzisiaj to my jesteśmy w miejscu, z którego prosimy o wsparcie w leczeniu naszego malutkiego synka.  Nasza historia zaczęła się 28 września. To dzień, który już na zawsze zmienił nasze życie. Tego dnia z podwyższoną temperaturą, objawami przeziębienia i napiętym ciemiączkiem znaleźliśmy się z naszym najmłodszym dzieckiem na SOR. Wyniki badań krwi wykazały infekcję, jak wtedy wszyscy myśleliśmy, zwykłe przeziębienie. Już mieliśmy wracać do domu, ale lekarz, który nas przyjmował, zdecydował się wykonać jeszcze USG główki i brzuszka… Podczas  badania w brzuszku naszego 7-miesięcznego synka wykryto dwie zmiany na nadnerczach oraz liczne zmiany w wątrobie! Guz na prawym nadnerczu był ogromny – miał 8×6 cm!   Jeszcze tego samego dnia karetką na sygnale zostaliśmy przewiezieni do CZD w Międzylesiu do Kliniki Onkologii. Od tej pory nasza rodzina została podzielona na dwie drużyny: Krzyś z mamą na oddziale, a w domu tata z trójką starszego rodzeństwa. Rozpoczął się dla nas wszystkich bardzo trudny czas... W szpitalu przeszliśmy wszystkie konieczne badania w tym tomograf. Lekarze musieli działać od razu – operacyjnie usunęli największego guza razem z prawym nadnerczem. Pobrano biopsje zmian w wątrobie, szpik, zrobiono trepanobiopsję oraz założono małemu cewnik. Widok własnego dziecka podpiętego pod rurki na OIOM-ie to przeżycie, którego nie da się opisać. Do tego dochodzi nauka pielęgnacji takiego maleństwa i świadomość ogromnej odpowiedzialności. Wyniki badań potwierdziły wstępną diagnozę: neuroblastoma IV stopnia, nowotwór złośliwy nadnerczy. Bardzo trudno pisze się te słowa. Opisują one chorobę naszego tęczowego dziecka, które nie ma nawet roku, a już musi walczyć o swoje zdrowie i życie.  Nie był to jednak koniec złych wiadomości. Badania molekularne guza wskazały na dodatnią amplifikację genu N-MYC, powyżej 30. Kolejne badanie pokazało dodatkowe dwie zmiany w kościach! Przez to wszystko Krzyś został zakwalifikowany do leczenia specjalnym protokołem. Jest to bardzo trudne, intensywne i wyniszczające organizm leczenie. Przeszedł już 6 cykli chemioterapii. Po każdym konieczne było przetaczanie krwi i/albo płytki. Przeszedł też poważne załamanie – miał wodobrzusze, przestał oddawać mocz, musiał być po raz kolejny cewnikowany. Na szczęście dzięki ogromnej wiedzy i wielkiemu sercu lekarzy udało się zażegnać kryzys i Krzyś mógł dostać kolejną chemię – kolejne leki. Piszę o tym teraz na spokojnie, lecz były to godziny wypełnione lękiem, strachem, bólem i tysiącem wylanych łez. Byliśmy bardzo blisko tego, żeby po raz kolejny Krzyś znalazł się na OIOM-ie. Dodatkowo przez spadki po chemii Krzyś wciąż łapie infekcje, głównie górnych dróg oddechowych, przez co prawie cały czas jesteśmy w szpitalu.  Dziś wiemy, że leczenie działa, zmiany z wątroby się wycofują, zmniejszył się guz na lewym nadnerczu. Jeżeli badania kontrolne po 8 chemioterapii potwierdzą remisję, kolejnym etapem leczenia będzie autoprzeszczep szpiku. Następnie radioterapia i na końcu immunoterapia. Niestety, dodatni N-MYC wskazuje, że Krzyś jest w grupie wysokiego ryzyka wznowy. My jako rodzice zrobimy wszystko, pojedziemy wszędzie, żeby ustrzec nasze dziecko przed wznową nowotworu. Ostatnio dowiedzieliśmy się o szczepionce przeciwko wznowie w Stanach Zjednoczonych. Niestety jej koszt zdecydowanie przekracza nasze możliwości finansowe.  Dlatego bardzo prosimy Was o wsparcie, aby nasz syn po zakończonym leczeniu mógł przyjąć tę szczepionkę i zacząć cieszyć się z rodzeństwem dzieciństwem. Jest jeszcze na tyle mały, że nie będzie pamiętał leczenia i tego co przeszedł. A to tu – w szpitalu – zaczyna stawiać pierwsze kroki, tu wychodzą mu ząbki, tu bawi się z innymi dziećmi, a nie z własnym rodzeństwem w swoim domku... Prosimy, pomóżcie nam! Leczenie i szczepionka to jedyna szansa na to, by nasz synek żył. A my jednego czego najbardziej pragniemy na świecie to ocalić jego życie... Rodzice Krzysia Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.  ➡️ Zbiórkę Krzysia możesz wspierać także poprzez LICYTACJE na Facebooku!

741 538,00 zł ( 46,46% )
Brakuje: 854 207,00 zł
Mateuszek Szymański
Pilne!
Mateuszek Szymański , 6 lat

Złośliwy nowotwór mózgu zaatakował małego chłopca❗️ Pomóż go uratować❗️

Mateusz to wspaniały, wesoły chłopiec. Gdy skończył 6 lat, rozpoczął naukę w szkolnej zerówce. Niestety, zaledwie po miesiącu szkolną ławkę musiał zamienić na szpitalne łóżko. Walka z bezlitosną chorobą trwa już wiele miesięcy, a to zaledwie początek… Gdy Mateusz się źle poczuł, rodzice niezwłocznie udali się z nim do szpitala. Na miejscu wykonano badanie tomografem. Wyniki były przerażające! U chłopca stwierdzono guz mózgu! Szybko przewieziono go do szpitala do Katowic, gdzie pogłębiono diagnostykę. Badania potwierdziły najgorsze przypuszczenia… Rodzice usłyszeli, że to medulloblastoma – nowotwór o IV stopniu złośliwości. W jednej chwili ich cały świat się zawalił. Wszystko działo się w błyskawicznym tempie. Już dwa dni później odbyła się operacja całkowitego usunięcia guza. Gdy Mateuszek się wybudził, rodziców zastała nowa rzeczywistość. Ich synek doznał prawostronnego niedowładu, pojawiły się tez zaburzenia koordynacji ruchowej oraz brak mowy… Nikt z nas nie mógł uwierzyć, że ten malutki chłopczyk musi przechodzić przez takie męczarnie… Po operacji Mateusz gorączkował, źle się czuł. Jego mama zrezygnowała z pracy, żeby nieustannie czuwać przy szpitalnym łóżku. W końcu stan się ustabilizował i udało się rozpocząć ratujące życie leczenie – chemioterapię. Rodzice patrzyli, jak słabnie, jak traci swoje piękne blond włoski…  Mateusz ma rodzeństwo, które każdego dnia bardzo za nim tęskni i czeka, kiedy braciszek wróci do domu. A od miesięcy bywa w domu tylko na chwilkę i wciąż musi wracać do szpitala. Obecnie trwa protonoterapia w Krakowie. Przed chłopcem kolejny etap leczenia – chemioterapia podtrzymująca. Ma ona trwać rok.  W tej chwili rodzina Mateuszka wydała już wszystkie możliwe środki, a stos paragonów wciąż rośnie… Same dojazdy do szpitala, to godzina drogi w jedną stronę. A chłopiec wymaga specjalnej onkologicznej diety, rehabilitacji, terapii z logopedą.  Rodzice Mateuszka przez całe swoje życie robili wszystko, żeby zapewnić swoim dzieciom jak najlepszy byt. Dziś zwracam się do Was z ogromną prośbą – wesprzyjcie ich. Razem możemy zdziałać naprawdę wiele. Pozwólmy im nie martwić się o pieniądze, gdy toczy się bezlitosna walka o życie ich ukochanego synka… Katarzyna, przyjaciółka rodziny

49 113 zł

Obserwuj ważne zbiórki