Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Oliwia Tomczyk
Oliwia Tomczyk , 15 years old

Od lat walczy z chorobą, na którą nie ma lekarstwa... Pomóż ratować przyszłość Oliwii

Bardzo chciałabym zapewnić moją córeczkę, że wszystko będzie dobrze. Niestety, choroba jest nieprzewidywalna, a ja im więcej myślę o przyszłości, tym bardziej się boję. Każdego dnia na nowo staję do walki - o życie, zdrowie i lepszą przyszłość moich chorych dzieci…  Diagnoza, którą postawili lekarze była bezwzględna. Mukowiscydoza to choroba nieuleczalna i groźna - nieleczona prowadzi do śmierci. Z jednej strony był to dla nas cios, z drugiej ratunek dla starszego brata Oliwki, który dzięki siostrze również został właściwie zdiagnozowany. W pewnym momencie okazało się, że mamy nie jedno śmiertelnie chore dziecko, a dwoje… Tych emocji zwyczajnie nie da się opisać. Strach, przerażenie i wciąż powracające pytanie “co dalej?”. Wiemy, że choroba to mnóstwo ograniczeń i niesamowite obciążenie dla organizmu. Oddech podtrzymywany dzięki specjalistycznej aparaturze, dzięki leczeniu i stałej rehabilitacji. Życie toczy się w rytmie wyznaczanym przez chorobę - poprawa oznacza odrobinę wolności, pogorszenie stanu jest sygnałem do powrotu do intensywnego leczenia, a niekiedy również kolejnej wizyty w szpitalu. Oliwia jest już nastolatką, a leczenie, którego wymaga choroba jest dla niej coraz większym utrudnieniem. Czasem pyta, kiedy wreszcie będzie mogła żyć jak inni. Czy wróci do szkoły, czy znajdzie przyjaciół. W takich momentach w moich oczach zawsze pojawiają się łzy, bo choć robię wszystko, co możliwe nie mogę jej o tym zapewnić. Nie chcę jej oszukać mówiąc, że wszystko będzie dobrze.  Robimy wszystko, by Oliwia jak najdłużej była z nami, by cieszyła się oddechem, dobrymi saturacjami. By choroba nie przejęła całkowicie kontroli. By nie zniszczyła tego, o co walczyliśmy przez lata. Niestety, skuteczny lek na tę chorobę nie istnieje, a my możemy tylko łagodzić jej objawy. Leczenie, stała kontrola lekarzy i niezbędna rehabilitacja to wciąż rosnące wydatki. Roczna terapia kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych! Tylko i aż tyle, by zabezpieczyć życie naszej córeczki. By oddech nie zatrzymał się na zawsze, a rzeczywistość nie oznaczała niekończącej się walki. Potrzebujemy wsparcia! Potrzebujemy pomocy dobrych ludzie!  My nie możemy się poddać. Wierzymy, że dołączycie do nas i pomożecie zapewnić Oliwii to, co najważniejsze. Bez Waszego wsparcia nasze szanse dramatycznie maleją. Do tego stopnia, że nie chcę nawet myśleć o tym, co jeszcze może zabrać choroba.  Obecna sytuacja związana z koronawirusem spowodowała, że jesteśmy całkowicie zamknięci. Jeszcze kilka lat temu musieliśmy unikać zarazków w sezonie chorobowym, teraz każda najmniejsza bakteria dla Oliwii i jej brata może okazać się śmiertelnym zagrożeniem. To niewyobrażalne dla dorosłego… aż trudno pomyśleć, co w takich momentach dzieje się w głowie dziecka, które chce i powinno funkcjonować w grupach rówieśniczych... Walczymy o każdy oddech naszej córki, o to, by jej życie, chociaż trudne, było wypełnione szczęściem. Bylibyśmy w stanie zrobić wszystko, żeby wyleczyć nasze dziecko, jednak wszystko, to i tak za mało. Tylko rodzice chorych dzieci na tę chorobę wiedzą, co przeżywamy.  Oliwka wygląda jak zdrowa dziewczynka. Ale jej życie to pasmo cierpień. Uśmiecha się, ale jest przerażona. Prosimy, pomóżcie nam w walce o oddech naszej ukochanej córki!

27 971,00 zł ( 65.84% )
Still needed: 14 510,00 zł
Hubert Kucharczyk
Hubert Kucharczyk , 18 years old

Wypadek, który nie powinien wydarzyć się nigdy! Walczymy o protezę dla Huberta!

Minęło już tyle czasu od zdarzenia, które chciałabym wymazać z pamięci, od wypadku, przez który Hubert stracił prawą dłoń... Wybuch petardy, kilka sekund, a może nawet i nie, zadecydowały o całej przyszłości mojego dziecka. Dzisiaj o niczym tak bardzo nie marzę, jak o tym, by Hubert na nowo zaczął się uśmiechać, czuć, że jest takim samym nastolatkiem, jak jego koledzy. By jego plany i marzenia, których tak wiele w tak młodej głowie, mógł jeszcze zrealizować.  Wierzę, że to, co dobre jeszcze przed nim. Jestem prawie pewna, że z pomocą dobrych ludzi uda się, a Hubert znów będzie sprawnym nastolatkiem. W dniu, w którym stracił dłoń, wszystko legło w gruzach. Od tylu miesięcy próbuje się z nich podnieść, by na nowo zbudować swój świat. Dziś znalazłam się w momencie, w którym sama nie jestem w stanie mu pomóc... Czuję koszmarną bezsilność, na myśl o kwocie, którą trzeba zdobyć na protezę dłoni. Proszę o pomoc, bo na niczym tak bardzo mi nie zależy, jak na tym, by moje dziecko było szczęśliwe! Alicja - mama Huberta 

17 430,00 zł ( 6.3% )
Still needed: 259 166,00 zł
Monika Daleszyńska
Monika Daleszyńska , 42 years old

14 stopni dzieli Monikę od wyjścia z domu. Bez pomocy zostanie w nim na zawsze!

Nie wyobrażam sobie życia bez Moniki. Nie rozpatruję, co by było, gdyby była zdrowa. Dzięki niej moje życie zmieniło się na lepsze. Zrobiłam wszystko, aby pomóc mojej córce, a przy okazji udało się pomóc dziesiątkom innych dzieci. Teraz stanęłam pod ścianą i sama muszę poprosić o pomoc. Dla mnie Monika jest całym światem, a dla świata mogłaby nie istnieć. Jest upośledzona w stopniu głębokim, nikt się o nią nie upomni. Tak wygląda nasza brutalna rzeczywistość. A miała wyglądać zupełnie inaczej. Wszystko było w porządku - do chwili porodu. Akcja porodowa za długo trwała, lekarze niczego nie zrobili, aby ją przyspieszyć. Monika urodziła się fioletowa, jak śliwka. Nie płakała, nie dawała znaku życia. W myślach już się z nią żegnałam… To nie przeszkodziło lekarzom dać jej 10 pkt w skali Apgar. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że konsekwencje zbyt długiego porodu będą towarzyszyć Monice do końca życia. Pierwszy atak padaczki zawładnął nią, gdy miała zaledwie 3 miesiące. Lekarze stwierdzili dziecięce porażenie mózgowe i padaczkę. Usłyszałam wyrok na całe życie. Od tego dnia czuwałam nad Moniką bez przerwy, bez chwili na odpoczynek, bo napady nie ustawały nawet w nocy. Najgorszy czas przyszedł, kiedy Monika uczyła się chodzić. Przez porażenie mózgowe często upadała, kaleczyła się, traciła świadomość. Padaczka nasiliła się tak bardzo, że nie było godziny bez ataku. Moje serce rozpadało się na milion kawałków, gdy widziałam jej determinację do nauki chodzenia i ciało, które nie chciało jej słuchać. Czekanie na wizyty u lekarzy, badania i kolejny cios. Zespół Lennoxa-Gastauta. Na tę ciężką i lekooporną padaczkę choruje jedno na milion dzieci i padło właśnie na Monikę. Lekarze próbowali wyciszać jej ataki, ale dobieranie leków było na zasadzie prób i błędów, i nie przynosiło żadnej poprawy. Ataki wywoływały w niej takie napięcie, że Monika potrafiła po nich całą noc chodzić po mieszkaniu, aż padała z wyczerpania. A ja przy niej czuwałam. Patrzyłam, jak moja córeczka zapada się w sobie, a lekarze nie potrafili jej pomóc. Upośledzenie umysłowe Moniki pogłębiało się. Mimo codziennej terapii i zajęć pojawił się niedowład prawostronny. To był moment, kiedy straciłam już nadzieję, że moja córka zacznie chociaż mówić. Nie doczekałam się z jej ust słowa „mamo” i nigdy już go nie usłyszę… Tak naprawdę tylko ja z mężem ją rozumiemy. Nie zwracam już uwagi na to, że nie mówi. Znam jej potrzeby i wiem, kiedy jest jej źle lub niewygodnie. Mimo że mam jeszcze dwóch synów, to życie naszej rodziny było zorganizowane pod potrzeby Moniki. Moje dzieci są dla mniej największym szczęściem i wsparciem. Jestem dla Moniki, bo beze mnie nie da sobie rady. Córka jest całkowicie zależna od drugiej osoby. Mimo, że jest blisko 40-letnią kobietą, to w środku pozostała maleńkim dzieckiem. Największy problem, z jakim teraz się zmagam, to pokonanie 14 schodów, aby wyjść z Moniką z domu, aby mogła jechać na zajęcia do domu samopomocy. Jest przykuta do wózka, a zniesienie jej wymaga dwóch osób. Z pomocą Darczyńców i dofinansowania udało się zebrać na windę, która znacząco ułatwi nam życie i będziemy mogli swobodnie wyjeżdżać z Moniką na spacer. Ta pomoc umożliwiła nam zmianę celu. Monika potrzebuje teraz nowego wózka inwalidzkiego, gdyż ten dotychczasowy zaczyna się sypać. Proszę też o pomoc w zebraniu środków na wyjazd na turnus rehabilitacyjny. To bardzo pomoże Monice w utrzymaniu sprawności.  Lata moich starań doprowadziły do stworzenia w naszej okolicy Ośrodka Rehabilitacyjno-Wychowawczo-Edukacyjnego, gdzie Monika jeździła przez 12 lat. Nie tylko ona. Ośrodek pomógł wielu innym dzieciom z zaburzeniami umysłowymi. Jestem z tego bardzo dumna. Zdaję sobie sprawę, że ten sukces zawdzięczam Monice. Chciałabym żeby teraz tak ktoś mi pomógł.  Hanna, mama Moniki

6 679,00 zł ( 21.11% )
Still needed: 24 960,00 zł
Agata Marczak
Agata Marczak , 19 years old

Matczyna miłość to za mało! Błagam, pomóż zawalczyć o przyszłość Agaty!

Moja córeczka nie wie, co to znaczy normalne dzieciństwo. Nigdy nie miała możliwości swobodnie bawić się z rówieśnikami, prowadzić długich rozmów z koleżankami. Nie wie co to sprawne i swobodne życie. Choroba odebrała jej najpiękniejsze lata życia… Teraz marzę o jednym – by moja prawie dorosła córka, mogła uśmiechać się i cieszyć z każdej drobnej rzeczy. By na jej twarzy nie pojawiały się łzy spowodowane bólem bezwładnego ciała.  Agatka na skutek niedotlenienia w trakcie porodu ma dziecięce porażenie mózgowe. Od samego początku wiedziałam, że muszę walczyć o sprawność mojego dziecka, że muszę dać jej znacznie więcej niż bezgraniczną miłość matki. Teraz gdy ma już 16 lat, zaczynam się bać, co będzie gdy ja stracę siły na opiekę i wsparcie… Dlatego muszę zrobić wszystko, by wesprzeć ją psychicznie, ale też zadbać o sferę fizyczną, która znacznie ułatwi codzienność.  Od trzech lat borykamy się nie tylko z MPD. W lipcu 2018 roku Agatka bardzo skarżyła się na ból zwichniętego biodra. Po wizycie u lekarza okazało się, że konieczna jest operacja –  operacja, która nie przyniosła oczekiwanych rezultatów... Jeszcze przed nią z moją pomocą stawała na nóżki, a nawet szła parę kroków. Uwielbiała bawić się i siadać przy drabince. Niestety, po tej operacji Agatka jest dzieckiem leżącym, co bardzo utrudnia każdy dzień.   Szukamy pomocy wszędzie, czekamy na termin kolejne operacji, która pomoże zapomnieć o skutkach poprzedniej. Jednak to właśnie w tym momencie najważniejsze są konsultacje z lekarzami i ciężka rehabilitacja, która każdego dnia generuje ogromne kwoty. Kwoty, które powoli stają się nie do zdobycia.  Jeśli przestaniemy walczyć, wszystko to co ciężko wypracowałyśmy przez lata, po prostu zniknie, a Agata już nigdy nie będzie miała możliwości, choć przez chwilę poczuć się jak zdrowa dziewczynka. Dlatego proszę Was, błagam – nie bądźcie obojętni i wesprzyjcie mnie w tej trudnej drodze do lepszego życia mojej córki!  Bogumiła - mama Agatki

4 499 zł
Karolina Bronowicz
Karolina Bronowicz , 36 years old

Pomóż mi odzyskać dawne życie...

Jedna chwila wystarczyła, żeby zrujnować wszystko, na co pracowałam latami... Jedna chwila zaważyła nad moim losem. W wyniku nieszczęśliwego wypadku doznałam wielopoziomowego złamania kręgosłupa, licznych złamań żeber, łopatki i odmę płucną. Przeżyłam cudem i wciąż walczę, by odzyskać to, co straciłam w jednej sekundzie… Bardzo proszę, pomóż mi w mojej walce. Gdy w krytycznym stanie trafiłam do szpitala, nie dawali mi wielu szans. Na sali operacyjnej cały zespół specjalistów w pocie czoła walczył o moje życie. Mogłoby mnie już tu nie być… Z ostrą niewydolnością oddechową zostałam przewieziona na Oddział Intensywnej Terapii, gdzie przez tydzień leżałam w śpiączce, podłączona do urządzeń utrzymujących mnie przy życiu. Po kilku dniach odbyła się kolejna operacja. Wspomagana respiratorem i karmiona sondą spędziłam na OIT kolejne dni. Kiedy się obudziłam, zorientowałam się, że nie czuję niczego poniżej żeber. Że nie dam rady poruszać nogami. Dotarło do mnie, że jestem sparaliżowana! Kiedyś miałam pasje, miałam marzenia, a z jedną chwilą wszystko legło w gruzach. Uwielbiałam chodzić po górach, wspinać się. Żeglowałam, jeździłam na nartach, łyżwach, służyłam w Wojsku Obrony Terytorialnej. Kochałam moje życie, a teraz czuję się, jakbym je straciła. Jakby ten wypadek zabrał moją tożsamość, zabrał wszystko... Od 4 miesięcy jestem w szpitalu, gdzie uczę się poruszać na wózku inwalidzkim i samodzielnie funkcjonować. Zrobiłam już duże postępy, nauczyłam się już samodzielnie przesiadać na wózek, ubierać i myć. Staram się wykorzystywać każdą daną mi szansę i daje z siebie wszystko. Wiem, że na szali leży moje życie. Jednak przede mną długa i wyboista droga... Teraz uczę się pokonywać bariery architektoniczne, krawężniki... Ćwiczę chodzenie w ortezach. Aby możliwe były kolejne postępy i dalsza walka o sprawność, konieczna jest kontynuacja rehabilitacji, koszty takiego leczenia przekraczają możliwości finansowe moje i mojej rodziny. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji, że będę musiała prosić o pomoc, zawsze byłam samodzielna i ze wszystkim radziłam sobie sama... Teraz jednak moje życie diametralnie się zmieniło i żeby móc znów być niezależna, potrzebuję Twojego wsparcia.  Proszę, nie przechodź obojętnie... Karolina

142 350,00 zł ( 53.52% )
Still needed: 123 608,00 zł
Maria Krak
Maria Krak , 12 years old

Każdy dzień jest dla Marysi nieustanną walką o jej samodzielne jutro!

Marysia urodziła się w 30 tygodniu ciąży jako skrajny wcześniak, ważąc zaledwie 1560 gram. Była taka maleńka i bezbronna, a mimo to dzielnie walczyła od pierwszych dni życia. U córeczki zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce z obustronnym niedowładem kurczowym, przy czym lewa strona jest zdecydowanie słabsza od prawej, co skutkuje rozwijającą się asymetrią ciała. Jakby tego było mało, Marysia ma problemy ze wzrokiem. Wszystko to sprawia, że każdego dnia nasza córeczka musi pokonywać bariery, o których zdrowy człowiek nawet nie myśli. Pokonanie kilku schodów jest dla niej przeszkodą, nie wspominając o wyjściu na dwór, czy przejściu z jednego pokoju do drugiego. Niestety, bez pomocy drugiej osoby nie jest w stanie tego zrobić.  Od raczkowania, przekręcania się na bok, po siedzenie i pierwsze próby chodzenia była bardzo długa, okupiona łzami i bólem droga. Jeszcze dłuższa jest jednak przed nami. Intensywna rehabilitacja oraz systematyczne leczenie iniekcjami z toksyny botulinowej sprawiły, że udało się nam wiele wypracować. Jednak największe marzenie naszej córeczki pozostaje nadal niespełnione. Marysia nie chodzi samodzielnie. Dlatego tak bardzo ważna jest jej dalsza rehabilitacja, by to, co udało się osiągnąć nie poszło na marne… Aby wreszcie mogła postawić swój pierwszy krok! Każdego dnia stawiamy czoła nowym wyzwaniom. Martwimy się o przyszłość, gdyż wiemy, że przed nami ciężka praca nad sprawnością Marysi. Córeczka potrzebuje coraz intensywniejszej rehabilitacji, a w przyszłości również operacji ortopedycznej poprawiającej sprawność ruchową. A to niestety kosztuje krocie. Jednak nie poddajemy się i wierzymy, że Marysia kiedyś stanie na własnych nogach. Będzie chodzić i biegać jak inne, zdrowe dzieci. Dlatego prosimy Was o wsparcie i pomoc w zebraniu potrzebnych pieniędzy na dalszą rehabilitację i leczenie Marysi. Każde poświęcenie, każdy wysiłek jest jest tego wart i przybliża nas do celu. Bez Waszej pomocy to się jednak nie uda! Rodzice Marysi

2 435 zł
Hubert Targoński
Hubert Targoński , 27 years old

Lekarze mówili, żebym nie patrzyła jak umiera...

Widziałam go, gdy przyszedł na świat, kiedy był malutki, bezbronny. Od tego czasu minęło 21 lat, podczas których dbałam o niego, drżałam, cieszyłam się z jego sukcesów i martwiłam się jak każda matka. Teraz po tych 21 latach los sprawił, że wszystko, o czym marze, to żeby zabrać go do domu, żeby żył i mógł samodzielnie oddychać... Mój synek wyrósł na zdrowego chłopca, a stracił wszystko, co miał w jednej chwili. Cudem przeżył i cud sprawił, że jest nadal ze mną. Widziałam zdjęcia z miejsca, w którym to wszystko się stało. Na tych zdjęciach była krew… mnóstwo krwi mojego dziecka, które dzisiaj cierpi tylko dlatego, że miało pecha. Hubert pojechał do pracy jak każdego dnia. Pracował na budowie domu, gdzie tego dnia miał poszerzać otwór w ścianie. Połowę pracy wykonał z kolegą, potem chwila przerwy i druga część. Była godzina 14, powoli kończył się dzień pracy, kiedy kolega Huberta usłyszał odgłos upadającej szlifierki… Nastała cisza, z której wyłonił się Hubert, trzymający się za szyję. Szedł powoli w kierunku schodów. Kiedy doszedł do krawędzi, zachwiał się i pewnie by upadł, gdyby nie pomoc kolegi. Spod jego rąk trysnęła krew... Ułamana tarcza szlifierki uderzyła w szyję, rozcinając tętnice i żyły po prawej stronie – Hubert zemdlał… Krew zaczęła tryskać w rytm serca, wszyscy panikowali. Dopiero 3 karetka, która przyjechała, mogła mu pomóc. Przewieźli Huberta do szpitala, ale tam lekarze nie mogli połączyć wszystkich naczyń krwionośnych. Potrzebny był helikopter i szybka zmiana szpitali. Wszystko trwało bardzo długo. Serce mojego synka zatrzymało się na całe 20 minut. To za długo, by można było wywalczyć życie i jeszcze zdrowie. Nastąpiło niedokrwienne uszkodzenie mózgu – udar niedokrwienny prawej półkuli, który doprowadził do spustoszenia. Ostra niewydolność krążeniowo – oddechowa, śpiączka, brak świadomości. Żaden lekarz nie dał mi gwarancji na to, że będzie dobrze. Kazali mi czekać, a tego czekania właśnie bałam się najbardziej. Na OIOM-ie zobaczyłam mojego synka w tych wszystkich kablach, zaintubowanego, bez życia. Wszystko za niego robiły maszyny, a ja tylko płakałam z bezradności. Mój synek stracił połowę mózgu, stracił normalne życie i wszystko, co się z tym związało. Nigdy już do mnie nie przemówi, nigdy nie porozmawia. Ale serce matki oczekuje od dziecka tylko jednego – żeby było, istniało, żyło... Obecnie jest w śpiączce – otwiera oczy, ale nie ma z nim kontaktu. Oddycha samodzielnie, ale wspomagają go tlenem. Wiem, że nadal nie jest świadomy, ale czuje. Serce mi krwawi, kiedy Hubert płacze. Wtedy płaczę razem z nim, bo przecież moje dziecko nie powinno płakać w szpitalnym łóżku.Hubert pilnie potrzebuje profesjonalnej i intensywnej rehabilitacji, jak również opieki lekarzy. Czeka go długa i bardzo kosztowna walka o życie i zdrowie. Rehabilituję Huberta w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej gdzie otoczony opieką specjalistów, walczy o życie i sprawność. Ja muszę się uczyć razem z nim, jak walczyć razem z nim, jak się nim opiekować i jak go rehabilitować w warunkach domowych, bo przecież kiedyś Hubert wróci do domu, w co bardzo wierzę... Niestety taka rehabilitacja jest bardzo kosztowna i przekracza moje możliwości. Jestem samotną matką 6 dzieci, więc nigdy nie uda mi się zapewnić mu takiej opieki, jakiej potrzebuje. Zwracam się z prośbą o pomoc w gromadzeniu środków na leczenie i rehabilitację Huberta. Wiem, że mój syn nigdy już nie wróci do życia, sprzed wypadku, nigdy nie założy rodziny, nie pojedzie na samodzielne wakacje. Musiałam to jakoś przyswoić, pogodzić się z tym i zacząć normalnie żyć. Wypadek zniszczył wszystko to, co było dobre. Proszę Was o pomoc, by godnie poradzić sobie z tym wszystkim, co zostało i zadbać o możliwie najlepsze życie dla mojego synka. Za każdy grosz będę bardzo wdzięczna.

43 321,00 zł ( 30.16% )
Still needed: 100 296,00 zł
Emilia Skowron
Emilia Skowron , 25 years old

Postawmy Emilię na nogi – potrzebna specjalistyczna rehabilitacja❗️

Kochani Darczyńcy! Mam dobre wieści! Dzięki Waszej pomocy udało się proprowadzić kosztowną operację!Dziękujemy i prosimy – zostańcie z nami! Minęły już ponad trzy lata od tego tragicznego dnia. W głowie mojej Emilki pękł tętniak. Niestety skutki tego strasznego wydarzenia córka odczuwa do dziś. Nasz świat wywrócił się do góry nogami. Na szczęście, na przekór rokowaniom, Emilia przeżyła i do dziś dzielnie walczy, by odzyskać utracone zdrowie i sprawność! Przeżyła długą i żmudną walkę o odzyskanie podstawowych funkcji życiowych. Większość czasu Emilka spędziła w szpitalach i ośrodkach rehabilitacyjnych. Pokonywała kolejne, czasem niemożliwe do pokonania etapy. Walkę o przeżycie wygrała dzięki swojej ciężkiej pracy, determinacji lekarzy oraz modlitwie — prawdziwemu szturmowi do Nieba. Emilia uruchomiła moc dobroci, płynącej z głębi ludzkich serc.  Obecnie jest na etapie stawiania pierwszych kroków, przy asekuracji osób trzecich. To wszystko stało się możliwe właśnie dzięki operacji, która nie odbyłaby się bez Waszej pomocy… Lekarze z kliniki Paley Europian Institute w Warszawie, przeprowadzili rekonstrukcję obu stóp Emilki. Operacja przebiegła pomyślnie! Każda godzina rehabilitacji jest wykorzystana przez moją córeczkę na 100%, niestety bardzo często w towarzystwie bólu. Wiemy jednak, że jest konieczna i daje szansę na odzyskanie zdrowia! Musimy ją kontynuować – inaczej wszystkie efekty, które udało się Emilce do tej pory wypracować, cofną się… Niedługo czeka nas również konsultacja w sprawie lewej ręki Emilki, która jest całkowicie niesprawna. Lekarze zadecydują, czy jest konieczność przeprowadzenia operacji. Raz jeszcze dziękujemy za okazane wsparcie. Bez Waszej pomocy wszystko to, co osiągnęła Emilia, byłoby niemożliwe. Jestem wzruszona tym, ile osób otworzyło dla niej swoje serce i okazało pomoc. Bardzo proszę, bądźcie dalej z nami. Wdzięczna mama Emilki

20 992,00 zł ( 37.94% )
Still needed: 34 328,00 zł
Sylwester Soboń
Sylwester Soboń , 55 years old

Wydarty szponom śmierci – Jest szansa na zdrowie❗️

Sylwester prowadził spokojne i poukładane życie. Do szczęścia nie potrzebowaliśmy zbyt wiele, cieszyliśmy się z małych rzeczy. Ważne były dla nas dobre relacje rodzinne oraz zdrowie. Tego drugiego niestety nam zabrakło… Mąż zachorował w marcu 2023 roku. Sylwester przeszedł obszerne zapalenie mózgu, które doprowadziło do ogromnego spustoszenia w jego organizmie. Przez długi czas pozostawał w śpiączce, a jego stan poważnie zagrażał życiu.  Strach i załamanie to uczucia, które towarzyszyły nam każdego dnia nie tylko ze względu na jego stan zdrowia, ale również przez bezsilność. Bo nie mogliśmy nic zrobić. Tak bardzo pragnęliśmy się obudzić z tego koszmaru… To, co dodatkowo nas niepokoiło, to fakt, iż nieznana była przyczyna jego zachorowania. Mąż stracił pamięć i miał ogromne zaburzenia świadomości. Nie mógł się odnaleźć w najprostszych czynnościach dnia codziennego i wymagał naszej stałej opieki. Po przeniesieniu Sylwestra do innego szpitala diagnoza wciąż była nieznana, a rokowania nie napawały optymizmem.  Lekarz nie dawali żadnych szans na poprawę jego stanu… Poradzili mi zabrać męża na oddział ZOL… Takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Wszyscy wspólnie, pomimo przeciwności, wierzyliśmy, że Sylwester jeszcze wróci do dawnego życia. O niczym innym nie marzę! Mój mąż to silny mężczyzna i jego wola życia w końcu zwyciężyła!  Dzięki pomocy dobrych ludzi udało mi się zakwalifikować męża do Centrum Rehabilitacji na oddział śpiączek w Sawicach, gdzie przebywa do chwili obecnej. Ma tak świetną opiekę i pod okiem fizjoterapeutów robi naprawdę duże postępy! To tylko potwierdza fakt, że nie należy się nigdy poddawać i trzeba odważnie trzymać się wybranego celu.  W naszym przypadku cel to postawienie Sylwestra na nogi. Przed nim jeszcze bardzo daleka droga. Już wkrótce zmieniamy miejsce pobytu męża, bo musi trafić do prywatnej kliniki na dalszą rehabilitację. Sylwester jest pasjonatem wędkarstwa i w każdej wolnej chwili wybierał się na łowienie ryb. To niezwykle go relaksowało i dawało mu dużo radości. Liczymy na to, że dzięki swojej pracy i Waszemu wsparciu będzie mógł swoje hobby kontynuować. Nigdy nie spodziewałam się, że w pewnym momencie będę musiała prosić o pomoc… Potrzebujemy środków na intensywną rehabilitację. Tylko ona daje nadzieję na odzyskanie samodzielności i sprawności, na powrót do zdrowia! Chcemy zapewnić Sylwestrowi najlepszą opiekę, a czekają nas miesiące intensywnej pracy. Koszty będą więc ogromne… Z góry dziękujemy za okazaną pomoc. Żona

3 206,00 zł ( 1.68% )
Still needed: 187 294,00 zł

Follow important fundraisers