Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Staś Kowalski
Staś Kowalski , 6 lat

Z dnia na dzień nasz syn cofnął się o kilka lat... Trwa walka ze straszną chorobą!

Nasz syn, Stasiu to chłopiec o pięknych kasztanowych oczach i uśmiechu, który topi najtwardsze serca. W jego życiu było wiele zwykłych, ale ważnych przyjemności – długie żelki z osiedlowej piekarni, lody waniliowe, budowle z klocków magnetycznych, bajki na dobranoc. Niestety, ten świat nagle się skończył! Synek zaczął widzieć rzeczy, których nie ma, bać się bez powodu, biegać i skakać, choć brakowało mu sił. Przestał mówić i spać, a my z dnia na dzień byliśmy coraz bardziej smutni i przerażeni. Okazało się, że syn choruje na autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Leczenie jest trudno dostępne i bardzo kosztowne… Staś urodził się jako zdrowy chłopiec, ale od początku miał problemy z jelitami. Bardzo dużo chorował. W wieku 1,5 roku bardzo ciężko przeszedł ospę, po której jego odporność zupełnie podupadła. Przeszedł wiele infekcji, w tym zapalenia płuc, mykoplazmę, liczne anginy z ciężkim przebiegiem.  Po tych chorobach następował regres w jego rozwoju. Wszystkie te infekcje powodują wiele powikłań neurologicznych i mogą prowadzić do destabilizacji układu immunologicznego. Zwłaszcza u dzieci, które mają wrodzone skłonności do nadmiernej reakcji tego układu. Do jego stanu prawdopodobnie przyczynił się również Covid. Ostatnio została też wykryta u niego aktywna bartonella - bakteria, która często powoduje objawy neuro-psychiatryczne u dzieci. Kilka miesięcy temu w jeden dzień zmieniło się nasze życie. Staś, na co dzień pogodne i otwarte dziecko, nagle się “zawiesił'. Przestał mówić, reagować, odpowiadać na nasze pytania. W przeciągu następnych godzin i dni pojawiły się kolejne objawy - halucynacje, napady lęku, apatia na zmianę ze skrajnym ADHD (nasz synek wcześniej był wręcz nadmiernie spokojnym dzieckiem). Staś zaczął mieć liczne tiki, cierpieć na bezsenność.  Rozwojowo cofnął się o kilka lat. Przestał niemal zupełnie mówić, stał się nieobecny i zdezorientowany. Pojawiły się też obsesje i zaburzenia odżywiania. Wszystkie te objawy są typowe dla autoimmunologicznego zapalenia mózgu. Choroby o dramatycznym przebiegu, która całkowicie zmienia życie rodzin, których dotknęła. Bardzo wiele wysiłku i walki kosztowało nas dotarcie do prawidłowej diagnozy i znalezienie pomocy. Obecnie Staś ma wdrożone leczenie farmakologiczne, jednak trwały efekt i powrót układu odpornościowego na właściwe tory mogą zagwarantować jedynie autoimmunoglobuliny.  Terapia nimi nie jest refundowana, a koszty są ogromne i przewyższają nasze możliwości. Koszt jednej dawki to aż 26 tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty podania. Staś będzie potrzebował minimum sześciu wlewów.  Tylko takie leczenie zagwarantuje prawidłowe funkcjonowanie układu immunologicznego i to, że organizm Stasia przestanie zwalczać komórki własnego układu nerwowego, traktując je jako patogen. Z pogodnego chłopca, który od września miał iść do przedszkola, nasz synek stał się dzieckiem niepełnosprawnym. Prywatne wizyty, wielomiesięczna farmakoterapia, specjalistyczne badania wykonywane często za granicą, suplementy niezbędne przy tak obciążającym organizm leczeniu to już wielotysięczne koszty, które pokryliśmy.  Niestety, choć oboje pracujemy, musimy prosić o pomoc w sfinansowaniu terapii immunoglobulinami. Wierzymy, że Staś jeszcze będzie dawnym, szczęśliwym chłopcem, że jeszcze powie, że nas kocha i opowie nam historię o niebieskim motylu. Bardzo za tym tęsknimy. Rodzice

195 328,00 zł ( 92,62% )
Brakuje: 15 550,00 zł
Maciej Greta
Maciej Greta , 16 miesięcy

Maciuś potrzebuje naszego wsparcie – Pomagamy❗️

Maciuś urodził 21 grudnia 2022 roku. Ciąża przebiegała prawidłowo i nic nie zapowiadało, że niedługo przyjdzie nam zmierzyć się z sytuacją, która wywróci nasze życie do góry nogami. Godzinę po porodzie synek przestał oddychać. Został reanimowany oraz zaintubowany.  Doszło do niedotlenienia mózgu i konsekwencją jest padaczka. Synek ma szczękościsk i nie może jeść samodzielnie, dlatego jest karmiony przez sondę. Ma również opóźniony rozwój psychoruchowy – nie chodzi, nie siada i nawet nie przewróci się sam na boki. Jest malutki i waży zaledwie 8 kilogramów. Synek powinien zostać objęty bardzo intensywną, długotrwałą i specjalistyczną rehabilitacją. Niezbędne jest też zakupienie drogiego sprzętu, ortez i pionizatora, który pomoże stanąć Maciusiowi na nogi. Nikt nie jest w stanie zapewnić, jak nasz synek będzie się rozwijać. Przyszłość jest niepewna, ale najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to czekać z założonymi rękoma. Pragniemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby mu pomóc, dlatego prosimy o wsparcie finansowe. Serdecznie dziękujemy za okazaną życzliwość.   Edyta i Tomasz, rodzice

13 000 zł
Aleksandra Milewska
Aleksandra Milewska , 31 lat

Mam mózgowe porażenie dziecięce i tytuł magistra! Potrzebuję Twojej pomocy!

Choruję na mózgowe porażenie dziecięce i mimo takiej przeciwności skończyłam studia magisterskie. Robiłam wszystko, by być osobą sprawną, samodzielną, niezależną, jednak teraz muszę prosić Cię o pomoc.  Już 6 lat minęło od odebrania dyplomu, a ja nadal nie mogę znaleźć pracy… Skończyłam zarządzanie organizacjami w sektorze publicznym. Uczyłam się 6 lat, by zdobyć wyższe wykształcenie, a nie mogę się sama utrzymać. Nie chcę stale być na rencie socjalnej, prosić o pomoc finansową, ale muszę. Moja choroba wymaga stałego leczenia: wizyt u lekarzy, rehabilitacji, pomocy osoby trzeciej w niektórych czynnościach. Z mojej strony robię wszystko, by być niezależną finansowo, wysyłam CV, odpowiadam na propozycje pracy… Nie moja wina, że doszło do komplikacji okołoporodowych, nie moja wina, że urodziłam się jako wcześniak w 32. tygodniu ciąży, nie moja wina, że w końcu lekarz zdiagnozował u mnie dziecięce porażenie mózgowe.  Proszę Cię o pomoc. Moi rodzice są coraz starsi, a koszty leczenia stale rosną. Z rehabilitacji powinnam korzystać minimum 2 razy w tygodniu, ale to koszt ok. tysiąca złotych miesięcznie. Do tego dochodzą leki na alergię i na astmę. Zachorowałam na nie po przebytym Covidzie. Wcześniej ani z astmą, ani z alergią nie musiałam się mierzyć i mimo że wirusa przebyłam łagodnie, to zostawił po sobie właśnie takie komplikacje. Gdybym tylko mogła, opłaciłabym wszystko sama, ale niestety nie mam takich pieniędzy. Twoja pomoc będzie dla mnie ogromnym wsparciem. Już teraz dziękuję Ci za okazane serce! Ola Ola prosi o Twoją pomoc

8 730,00 zł ( 16,41% )
Brakuje: 44 462,00 zł
Marysia Derek
Marysia Derek , 3 latka

Choroba NISZCZY naszą córeczkę... Odebrała Marysi wszystko❗️Błagamy o ratunek❗️

Prawda jest okrutna, prawda boli. Marysia cierpi na Zespół Retta, straszną chorobę, która odbiera dziewczynkom wszystkie umiejętności. Zamyka je we własnym ciele, sprawia, że stają się żywymi lalkami. Na horyzoncie pojawia się jednak nadzieja na ratunek dla Marysi! Rozpoczynamy zbieranie środków na terapię genową. Przed nami długa droga, bo leczenie może kosztować nawet kilkanaście milionów złotych! Prosimy o pomoc! Codziennie toczymy walkę z chorobą. Póki co możemy przeciwstawiać się jedynie rehabilitacją. Niestety jesteśmy jak Syzyf, wtaczający swój kamień na górę… Gdy wydaje się, że Marysi udało się osiągnąć sukces, zdobyć jakąś umiejętność, choroba okrutnie ją odbiera. I zaczynamy od nowa. Znów codziennie ćwicząc, jeżdżąc na kosztowne turnusy rehabilitacyjne…  Nasza biedna Marysia nie potrafi chodzić, mówić, ciało nie słucha jej poleceń. Nie słuchają jej ręce, nogi, nie słucha buzia. Nie sięgnie po ulubioną zabawkę, czy jedzenie. A w czerwcu skończy 4 latka… Czasami myślimy, co byłoby gdyby nie choroba, która odebrała jej radość życia. Jaka byłaby nasza dziewczynka, co lubiłaby robić? Z takich rozmyślań wyrywa nas straszna rzeczywistość. Ta rzeczywistość to nocne wybudzanie z okropnym krzykiem. To okrutne ataki epilepsji. To karmienie przez PEGa i częste wizyty w szpitalu. To infekcje, które przychodzą znienacka i zabierają wszystkie wypracowane postępy…  Jednak Marysia cały czas walczy, walczy o odrobinę radości w jej małym życiu. Pomimo jej okropnej choroby każdego dnia budzi nas pięknym uśmiechem, patrząc w oczy, tak jakby chciała do nas powiedzieć – “mamo, tato nie martwcie się, poradzimy sobie, mamy siebie”. Jesteśmy szczęśliwą rodziną, która robi wszystko, żeby pomóc Marysi. Niesamowitym wsparciem są nasze trzy cudowne córki, pomagają przy opiece nad swoją młodszą siostrą. Gdy jesteśmy w szpitalu, co chwilę dzwonią, kiedy do nich wrócimy. Ale my jako rodzice, nie chcemy ich obciążać, są nastolatkami, przed nimi mnóstwo wyzwań związanymi z wchodzeniem w dorosłość.  Kiedy dwa lata temu dowiedzieliśmy się o chorobie naszej córeczki, ciężko było nam to przyjąć. Czuliśmy smutek, ból, rozczarowanie i zadawaliśmy sobie pytanie: Dlaczego nasza córeczka, dlaczego los sprawił, że to ona musi być chora? Jednak dziś po prostu walczymy i staramy się myśleć o przyszłości! Trwają zaawansowane badania nad terapią genową, która będzie mogła zatrzymać okrutną chorobę! Rozpoczynamy zbieranie pieniędzy na jej opłacenie. Koszt leczenia będzie wynosił kilkanaście milionów złotych! Będziemy Was informować, gdy dowiemy się czegoś więcej. Póki co wiemy jedno – leczenie będzie dostępne prędzej, czy później, a my musimy być gotowi na jego opłacenie. Już teraz nasze wydatki są ogromne. Musimy kupić Marysi nowe ortezy, wózek… Córeczka potrzebuje też sprzętów, takich jak pionizator. Wyjazdy na turnusy również wiążą się z dużymi wydatkami. A nie możemy przestać walczyć, bo choć choroba zabiera wypracowane postępy, to bez rehabilitacji byłoby jeszcze gorzej! Nasza córeczka to taki nasz kochany milczący aniołek, bo tak nazywa się dziewczynki z Zespołem Retta. Kochani, prosimy Was o wsparcie. Ona nas wszystkich potrzebuje. Każda nawet najmniejsza kwota daje Marysi szansę na lepsze życie. Za każde otwarte serce dla naszej córeczki – z góry DZIĘKUJEMY! Rodzice

1 367 zł
Dorota Janik
Dorota Janik , 53 lata

Utknęłam w pułapce nowotworu – jesteś moją ostatnią nadzieją❗️

Moja historia z chorobą zaczęła się w 2001 roku. Najpierw pojawił się mały guzek, który przez długi czas był bagatelizowany przez lekarzy. W końcu doszło do operacji usunięcia zmiany. Niestety, wyniki histopatologiczne były przerażające. Wykazały rzadki rodzaj nowotworu – leiomyosarcoma... Nowotwór złośliwy tkanki łącznej i innych tkanek miękkich. Niewielka zmiana przerodziła się w groźny nowotwór. Od tego momentu zaczęła się moja walka. Niestety, po wielu latach intensywnego i inwazyjnego leczenia, mój organizm jest niezwykle zmęczony. Wielokrotne operacje, chemia, radioterapia – to wszystko doprowadziło do skrajnego wycieńczenia... Leczenie przestało być skuteczne, a onkolodzy zaczęli rozkładać ręce. Nie byli w stanie nic więcej zrobić. Nie widzieli już szansy na poprawę mojego zdrowia, a także na przedłużenie mojego życia. Otrzymałam informację, że nie ma już dla mnie już refundowanego leczenia...  Jak w takiej sytuacji się nie załamać? Był to dla mnie niezwykle trudny czas – pełen bólu, gorzkich łez i paraliżującego strachu przed śmiercią...  Jednak zawsze należałam do osób silnych. Jakaś część mnie kazała mi walczyć! Czułam, że nie mogę się poddać! Przecież mam dopiero 51 lat i mnóstwo planów i marzeń! To nie wiek, by umierać! Obiecałam sobie, że dopóki jest nadzieja – będę walczyć!  Niestety, w ostatnim miesiącu stan mojego zdrowia bardzo się pogorszył. Przede mną kolejne dawki radioterapii i tym razem jeszcze mocniejsza chemia. Moja droga do zdrowia jest niezwykle bolesna, ale również kosztowna.  Wiem, że jedyną szansą na życie jest dalsze leczenie wspomagające i rehabilitacja. Niestety, moja sytuacja finansowa jest trudna, a dotychczasowe leczenie pochłonęło już wszystkie oszczędności.  Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak prosić ludzi dobrego serca o pomoc. Znalazłam się pod ścianą. Twoje wsparcie to dla mnie szansa na życie!  Dorota Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

14 998,00 zł ( 48,11% )
Brakuje: 16 173,00 zł
Ada Reszka
Ada Reszka , 2 latka

Moja córeczka ma szansę na sprawną przyszłość! Pomagamy Adzie!

Przez pierwsze miesiące życia Ada rozwijała się prawidłowo. Z mężem cieszyliśmy się naszym trzecim dzieckiem, a pierwszą dziewczynką! Gdy córeczka miała 8 miesięcy, zaczęła siadać. I wtedy zauważyliśmy coś niepokojącego… Ada zaczęła wyraźnie przekrzywiać swój malutki tułów na bok. Niestety, po wykonaniu badań okazało się, że ma wadę w kręgu szyjnym i piersiowym. U córeczki zdiagnozowano kyfoskoliozę kręgosłupa z licznymi wadami budowy kręgów piersiowych. Liczba żeber po lewej stronie wynosi u niej 13, a po prawej 10... Wykryto również zrośnięte wysokie ustawienie prawej łopatki oraz zmniejszone prawe płuco. Dowiedzieliśmy się też, że to wada wrodzona, której nie było widać ani podczas badań prenatalnych, ani w pierwszych miesiącach życia! Baliśmy się tego co nastąpi, jednak wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać! Rozpoczęliśmy walkę o zdrowie i sprawność naszego dziecka! Obecnie Ada ma 17 miesięcy i wymaga domowej rehabilitacji i to aż 4 razy dziennie! Wykonuję z nią ćwiczenia, których uczę się podczas cotygodniowych wizyt u fizjoterapeuty. Córeczka dzielnie znosi ćwiczenia, mimo że są bardzo bolesne... Ada jest też pod stałą opieką ortopedy, neurologa i okulisty, a także wymaga okresowych kontroli w poradni kardiologicznej. Tak często odwiedzamy różnych lekarzy, że moja kochana dziewczynka płacze na widok gabinetu lekarskiego. Wtedy pęka mi serce… Na szczęście, u Ady kyfoskolioza nie wpłynęła na rozwinięcie się innych schorzeń, ale trzeba bacznie monitorować, czy się to nie zmieni.  Na obecną chwilę córka nie kwalifikuje się do skomplikowanej operacji neurochirurgicznej ze względu na duże ryzyko powikłań. Codziennie walczymy o jej lepszą sprawność psychoruchową. Dzięki intensywnej rehabilitacji widać postępy – dwa miesiące temu Ada zaczęła chodzić, a ostatnio nawet biega! Co prawda rozwija się wolniej od rówieśników, ale w normie.  Dlatego nie możemy zaprzestać walki o jej zdrowie i sprawność nawet na chwilę!  Koszty są jednak ogromne, a nam z mężem coraz trudniej jest sobie poradzić. On jako wojskowy często wyjeżdża na wiele tygodni, żeby utrzymać naszą rodzinę. Wtedy dziećmi opiekuję się sama, pomaga mi moja mama. Mimo tych trudności trzymamy się razem! Synowie są w wieku 8 i 10 lat, ale dzielnie wspierają swoją siostrzyczkę! Czasami płaczą, gdy widzą, jak ją boli… Ale są bardzo dzielni! Tak samo jak moja córeczka! Dzięki środkom na dalsze leczenie Ada ma szansę na normalny wygląd i życie jak jej rówieśnicy! Żeby to osiągnąć, potrzebujemy Państwa pomocy! Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę! Monika, mama

48 824 zł
Tymek Stefanowicz
12 dni do końca
Tymek Stefanowicz , 13 lat

Tymek przyjmuje pokarm dożylnie! Pomóż zatrzymać chorobę!

Tymek jest wspaniałym, radosnym, bardzo inteligentnym i wrażliwym chłopcem, który mimo swojej choroby, bardzo optymistycznie podchodzi do życia. Syn od zawsze miał zaparcia i wzdęcia, ale od 2017 roku nastąpiło pogorszenie. Doszły bóle brzucha i ogromne wzdęcia – brzuch był jak bębenek. Przy ogromnym wzdęciu pojawiały się też wymioty… Badania pokazują, że jelita syna są bardzo rozdęte, jest ich dużo i są bardzo pokręcone. Stwierdzono niedokonany zwrot jelit i konieczne było założenie stomii. 17.01.2024 odbyła się pierwsza operacja syna i wyłonienie ileostomii. Pobrano wycinki z jelit i okazało się, że syn ma zaburzenia unerwienia jelita grubego i cienkiego. Jest to bardzo rzadkie schorzenie. Nie ma anatomicznej przeszkody, która blokowałaby przepływ jedzenia, jednak z powodu bardzo powolnej perystaltyki, jedzenie zatrzymuje sie w jelitach, co powoduje niedrożność.  Nerwy w jelitach nie są prawidłowo ukształtowane. Syn dostaje leki, które mają przyspieszyć pracę jelit i czekamy, aż jelito sie obkurczy i zacznie pracować. Wiemy, że zaburzenia unerwienia jelita cienkiego zdarzają się bardzo rzadko... Tego schorzenia nie da się wyleczyć. Dlatego błagamy o pomoc! Chcemy skonsultować Tymka ze specjalistami w USA, którzy chociaż w jakimś stopniu będą w stanie mu pomóc. Niestety nie stać nas na opłacenie wyjazdu i procesu leczenia… Obecnie Tymek ma żywienie pozajelitowe, które jest podawane dożylnie. Tak ma być przez następne 3 miesiące... Mamy nadzieję, że w tym czasie jelita się obkurczą, odpoczną i będą mogły podjąć pracę. Syn nadal przebywa w szpitalu. Jest słaby i bardzo schudł. W ciągu 6 tygodni przeszedł 4 poważne operacje!  Chcemy mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko, co tylko możliwe, aby pomóc naszemu dziecku! Cena za zdrowie Tymoteusza jest wysoka, ale musimy podjąć się tego wyzwania! Prosimy o pomoc! Rodzice

73 799 zł
Radosław Szymański
Radosław Szymański , 40 lat

Radosław walczy z nieuleczalną chorobą! Nierefundowany lek ostatnią nadzieją!

Na imię mam Radosław i od ponad dwóch lat zmagam się z chorobą SLA – stwardnieniem zanikowym bocznym. Od tego momentu podjąłem walkę, która trwa do dzisiaj… Próbowałem szukać pomocy wszędzie. Rekrutowałem do badań klinicznych prowadzonych w Warszawie. Niestety okazało się, że moja choroba trwa zbyt długo, bym został przyjęty. Czułem, że odbijam się od ściany… Wspólnie z żoną i siostrą podjęliśmy decyzję, aby rozpocząć zbiórkę na lek, który może mi pomóc zatrzymać chorobę. Potrzebujemy aż 175 tys. złotych na trzymiesięczną kurację lekiem z USA! To horrendalna cena, jednak lek ten być może jest moją ostatnią szansą na utrzymanie sprawności! Jestem tatą dwójki wspaniałych dzieci. Mam dla kogo żyć, potrzebuje Waszej pomocy, aby cieszyć się z życia jak najdłużej!  Dziękuję za Wasze dobre serca i każdą wpłatę. Radosław Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

107 328,00 zł ( 57,65% )
Brakuje: 78 843,00 zł
Kaja Malaczyńska
Kaja Malaczyńska , 15 miesięcy

Kaja nie rozwija się tak, jak inne dzieci... Pomóż w walce o zdrowie i lepsze jutro❗️

Rok temu byliśmy najszczęśliwszą rodziną pod słońcem. Urodziła się nasza druga wymarzona córeczka i nic nie zapowiadało takiego trzęsienia ziemi... Kaja jest naszą małą, bezbronną Kruszynką. Ani ona, ani my nie chcieliśmy zostać wojownikami, ale nikt nie pytał nas o zdanie. Życie napisało dla nas inny scenariusz.  Kaja jest dzieckiem leżącym, niepotrafiącym samodzielnie zmienić pozycji… Kilka ostatnich miesięcy to nieustanne szukanie diagnozy, morze łez, bólu, nadziei, lęku, miłości i tony innych emocji. Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się niedługo po urodzeniu. Kaja nie rozwijała się tak, jak inne dzieci. Natychmiast rozpoczęliśmy poszukiwania pomocy dla naszej córeczki. Na pierwszej wizycie kontrolnej pani neurolog zrobiła USG przezciemiączkowe. Powiedziała, że wszystko jest w porządku, trzeba tylko ćwiczyć, bo bywają takie "leniwe" dzieci. Lepszej diagnozy nie mogliśmy usłyszeć, więc szczęśliwi intensywnie wspieraliśmy rozwój Kai.  Niestety, po miesiącu nie nastąpiła żadna poprawa, więc udaliśmy się do innego neurologa, który również stwierdził, że nie widzi u Kai żadnej poważnej choroby. Dla pewności jednak zlecił wszystkie kontrolne badania na oddziale neurologii. Do szpitala jechaliśmy z wielką nadzieją – myśleliśmy, że to musi się udać. Wierzyliśmy, że lekarze postawią jednoznaczną diagnozę, rozpoczną leczenie i ten koszmar już za chwilę się skończy.  Wszystkie wyniki, które dostaliśmy, wykluczyły choroby, pod kątem których badano nasze dziecko. Rezonans magnetyczny nie wykazał żadnych nieprawidłowości. I znowu to dziwne, paradoksalnie uczucie... Dobrze, że nie wykazał – źle, że nadal nie znamy wroga. Przy wypisie lekarze zalecili dalszą intensywną rehabilitację. Pełni wiary i nadziei czekamy na jakikolwiek minimalny krok do przodu. Codziennie jeździmy na rehabilitację i ćwiczymy w domu. Czekamy na efekty, ale one nadal nie przychodzą. Mijają dni, a my powtarzamy sobie w kółko – pewnie jutro będzie lepiej, pewnie potrzebuje więcej czasu… Niestety, żadnej gwarancji co do tego nie mamy.  Pewnym jest natomiast to, że coś blokuje rozwój naszej córeczki. Kaja nie reaguje nawet na swoje imię, a my jesteśmy bezradni i nie wiemy, jak jej pomóc. Czekamy na wyniki badań genetycznych, a póki co, jedyne co możemy robić – to ćwiczyć. Poza stacjonarną rehabilitacją chcemy cztery razy w roku wyjechać na turnusy rehabilitacyjne z mikropolaryzacją. Niestety, ich koszt jest bardzo wysoki, więc musimy prosić o wsparcie przyjaciół, bliskich, a także nieznajomych. Staniemy na głowie, żeby walczyć o samodzielność Kai. Wierzymy, że z Wami niemożliwe nie istnieje.  Rodzice Kai, Sandra i Michał

13 313,00 zł ( 20,85% )
Brakuje: 50 517,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki