Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Teresa Wojciaczyk
Teresa Wojciaczyk , 62 lata

By odzyskać samodzielność

Moje problemy zdrowotne zaczęły się 15 lat temu. Z powodu licznych chorób, z którymi się zmagam, poruszam się za pomocą balkonika i chociaż pogodziłam się z moimi ograniczeniami, ciężko jest mi znieść moją niesamodzielność… Przepuklina pachwinowa, nadciśnienie, cukrzyca, otyłość - przypominają o sobie każdego dnia. Codzienne funkcjonowanie jest nieznośne. Każda, nawet najprostsza czynność związana z poruszaniem się to dla mnie ogromny wysiłek. Na co dzień staram się być samodzielna i prowadzić dom. Jednak umycie okien, zawieszenie firanek, a czasem nawet sięgnięcie kubka z wyższej półki jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Zrobienie zakupów spożywczych, czy wyjście do apteki w moim przypadku nie jest możliwe. Na pewno nie bez pomocy innych. Dotychczas prosiłam o pomoc osoby trzecie, sąsiadów, bądź zamawiałam taksówki, co zawsze wiązało się z dodatkowym obciążeniem finansowym, a moja sytuacja materialna nie jest najlepsza. Od lat większość pieniędzy wydaję na leki… Jako podopieczna Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej otrzymuję pomoc i wsparcie opiekunów. Czas pandemii mocno ograniczył te spotkania, dlatego większość czasu spędzam sama w domu. Staram się wychodzić codziennie, choć na 15 minut, na spacer. Mam trzech synów, ale każdy z nich ma swoją rodzinę na utrzymaniu. Nie mam serca prosić ich o wsparcie finansowe. Przed wybuchem pandemii koronawirusa korzystałam z rehabilitacji organizowanej przez GOPS. W obecnej sytuacji nie jest to możliwe, do tego nasilające się bóle kręgosłupa utrudniają mi wykonywanie wielu ćwiczeń.  Wierzę, że wózek elektryczny pomoże mi się usamodzielnić i godnie przeżyć następne lata mojego życia. Bez Państwa pomocy nie jestem w stanie dokonać takiego zakupu, dlatego bardzo proszę o pomoc.

1 773,00 zł ( 11,9% )
Brakuje: 13 121,00 zł
Tomasz Kwiatkowski
Tomasz Kwiatkowski , 41 lat

Nie cofnę czasu, nie odzyskam nogi. Walczę o protezę!

Ostra niewydolność krążeniowa. Ciężki wstrząs krwotoczny. To tylko dwa zdania z kartoteki szpitalnej, która najbardziej oddają dramat, z którym przyszło nam się zmierzyć. Nikt nie jest gotowy na takie wieści. Codziennie słyszysz w radiu i w telewizji o tragicznych zdarzeniach drogowych, ale dopóki nie dotyczą kogoś bliskiego, puszczasz je w niepamięć po kilku sekundach. O wypadku męża nie zapomnimy już nigdy, a amputowana noga będzie dożywotnią pamiątką tej bardzo bolesnej dla nas wszystkich chwili. Tego dnia jedyne, co czułam to ogromny strach. Wiadomość o wypadku Tomka na motocyklu sprawiła, że w jednej chwili zatrzymał mi się cały mój świat. Bałam się, że stracę cudownego męża i ojca moich dzieci. Bałam się, że to, co tak kochał, motoryzacja, właśnie zniszczyła nasze życie. Tomek przeżył wypadek, ale stracił lewą nogę, a prawa jest niesprawna i wymaga skomplikowanych operacji. Czeka go ponowna nauka chodzenia, lecz by tak się stało, potrzebujemy bardzo dużo pieniędzy na protezę. Tomek po 2 miesiącach pobytu w szpitalu wrócił wreszcie do domu i próbujemy na nowo posklejać nasze życie. Mąż porusza się na wózku, ale widzę w jego oczach, że chciałby z niego wstać jak najszybciej. Różne bywają dni, niektóre zupełnie pochmurne, a w innych przebijają się promyki nadziei. Staramy się myśleć pozytywnie i patrzeć w przyszłość, bo przecież na przeszłość nie mamy już wpływu. Czasu nie cofniemy, nogi nie odzyskamy. To, co możemy zrobić, to zastąpić ją nową. Niestety, bardzo kosztowną...  Nasze dwie córeczki i synek wciąż czekają na dawnego tatę. Tatę, który będzie się z nimi bawić, pokaże świat i wskaże drogę. Dziś o niczym tak bardzo nie marzę, jak o tym, by nasze życie sprzed wypadku wróciło. Do tego potrzebna jest droga proteza, której nie jesteśmy w stanie zakupić z własnej kieszeni. Dlatego prosimy o pomoc. Wierzymy, że istnieją jeszcze dobrzy ludzie, którzy w jakiś sposób przyczynią się do tego, byśmy mogli podnieść się po tej tragedii. Bożena - żona Tomka

49 029,00 zł ( 13,75% )
Brakuje: 307 354,00 zł
Józef Banasiak
Józef Banasiak , 60 lat

56 lat to nie wiek na utratę sensu życia. Pomocy!

Ciężko pracowałem całe lata w tartaku. Starałem się żyć tak, żeby bliscy byli ze mnie dumni. Żebym ja mógł codziennie ze spokojnym sumieniem spojrzeć na siebie w lustrze. Chciałem mieć taką zwykłą, spokojną starość i myślałem, że jestem na najlepszej drodze, żeby te plany zrealizować. Los jednak postanowił wystawić mnie na próbę. Bardzo bolesną próbę. Miażdżyca, z którą zmagam się od lat, doprowadziła do konieczności amputacji lewej nogi na wysokości uda. Wtedy całe moje życie zostało wywrócone do góry. Osoba zdrowa nie jest w stanie tego zrozumieć, bo mając dwie sprawne nogi, tak naprawdę ich nie doceniamy i rzadko kiedy zastanawiamy się, co by było bez jednej z nich. Ja zostałem w lutym tego roku postawiony przed taką sytuacją i wtedy okazało się, że naprawdę niewiele innych rzeczy ma znaczenie...  Straciłem pracę, samodzielność i poczucie własnej wartości. Stałem się więźniem mojego domu, który nie potrafi się nawet uśmiechnąć... Każdy ruch jest wyzwaniem. Nawet wizyta w łazience, czy pozmywanie naczyń okazuje się być wyczynem porównywalnym do wyjścia w wysokie góry... Mam 56 lat i jedno marzenie - samodzielność! A tymczasem jestem sam i nie potrafię odnaleźć się w przykrej codzienności. Dlatego ośmielam się prosić Was, obcych ludzi o wsparcie. To jedyna droga i mam świadomość, jak bardzo trudna. Proszę, bądź ze mną, pomóż mi! Tylko w ten sposób mogę jeszcze odzyskać radość z życia... Józef

5 933,00 zł ( 7,81% )
Brakuje: 69 950,00 zł
Sebastian Górny
Sebastian Górny , 44 lata

Znów stanąć na własnych nogach!

Mam 40 lat. Nie wiem, co to znaczy być zdrowym człowiekiem. Od kiedy pamiętam, zmagam się z chorobami, które bardzo uprzykrzają mi życie. Z powodu krytycznego niedokrwienia prawej nogi, została mi ona amputowana. Z początku bardzo trudno było mi się pogodzić z tym, że mam rozpocząć życie, jako osoba niepełnosprawna. Człowiek tak naprawdę nie docenia możliwości zwyczajnego chodzenia, kiedy ma dwie zdrowe nogi. Lewa, prawa, lewa, prawa... To jest tak oczywiste i normalne, że nie bierze się pod uwagę innej możliwości. Dopiero w momencie, kiedy jednej nogi zabraknie, pojawia się problem. Pojawia się sytuacja trudna do przyjęcia. Sytuacja, która wywraca życie do góry nogami.  Wyobrażałem sobie, że już nigdy nie dam rady wyjść z domu samodzielnie, a codzienność będzie wypełniona jedynie smutną rutyną. Szybko zdałem sobie jednak sprawę z tego, że nie chcę takiego życia, chcę jak najszybciej stanąć na nogach, wrócić do pracy, którą bardzo lubiłem. Do tego jednak potrzebna jest kosztowna proteza, której zakup przekracza moje możliwości finansowe. Kwota protezy, która pozwoliłaby mi wrócić do życia sprzed amputacji, jest na tyle duża, że boje się, czy kiedykolwiek będzie to naprawdę możliwe. Wierzę jednak, że na świecie jest wiele dobrych ludzi, którzy wesprą mnie w zbiórce, która jest dla mnie niezwykle ważna. Proszę, pomóż mi! Wierzę, że z Twoim wsparciem jeszcze zaświeci dla mnie słońce!Sebastian

13 893,00 zł ( 7,81% )
Brakuje: 163 767,00 zł
Zbigniew Belowski
Zbigniew Belowski , 51 lat

Tragedia rodzinna tuż przed Świętami❗️Żona Zbyszka błaga o cud...

Czas przed Świętami Bożego Narodzenia nie kojarzy mi się z magią i radosnymi przygotowaniami, ale z najgorszym dramatem, jaki dane było mi przeżyć... To był 21 grudnia 2018 roku. Mąż przyjechał z zagranicy na Boże Narodzenie... Tak cieszyliśmy się, że spędzimy ten czas razem. Tymczasem okrutny los szykował dla nas ogromną tragedię rodzinną, której nikt się nie spodziewał... Tego dnia mąż pojechał na zakupy. Gdy minęło kilka godzin, a on ciągle nie wracał, zaniepokoiłam się... Zadzwoniłam do niego, ale sygnał rozległ się w domu - nie zabrał telefonu... Poszliśmy z synem go szukać. Nagle zadzwonił telefon... To była moja koleżanka. W sklepie, przy kasie zauważyła mojego Zbyszka... Dziwnie się zachowywał. Nic nie kojarzył, mówił, że jest mu słabo, że drętwieją mu ręce... Działo się z nim coś złego. Szybko przybiegłam do sklepu. Ze Zbyszkiem było coraz gorzej... Koleżanka wraz z mężem zawiozła nas do szpitala w Malborku. Początkowo nie chciano udzielić mi pomocy... Pielęgniarka odesłała nas do lekarza rodzinnego, ja jednak nie dałam za wygraną. Błagałam lekarzy, żeby zajęli się mężem - wiedziałam, że dzieje się coś złego... Po pięciu godzinach badań i czekania poinformowano mnie, że to problemy neurologiczne. Kiedy karetka zabrała męża do innego szpitala, wiedziała już, że to coś poważnego, nie sądziłam jednak, że usłyszę tak druzgocące wieści... Mąż przeszedł rozległy udar lewej półkuli mózgu. Jego konsekwencją był niedowład prawej strony ciała i afazja... Lekarz powiedział mi, że niestety najbliższe godziny będą decydujące, bo nie wiadomo, czy Zbyszek przeżyje... Mój świat się zawalił. Mój ukochany, pracowity, dbający o rodzinę mąż walczył o życie. Dzień w dzień odwiedzałam męża w szpitalu... Inni cieszyli się obecnością bliskich przy wigilijnym stole, ja płakałam i modliłam się, by Zbyszek przeżył i wyzdrowiał. Stan był ciężki, mąż leżał w pampersach, nie mówił... Lekarze walczyli, by postawić go na nogi. Ciężka rehabilitacja przyniosła efekt, ale z powodu padaczki poudarowej mąż znów trafił do szpitala... Przez całe życie mąż był jedynym żywicielem rodziny... Ma niedowład prawej ręki, problemy z wymową, chodzeniem. Trzeba przy nim być 24 godziny na dobę i pomagać mu w czynnościach takich jak ubieranie czy mycie. Mąż zawsze ciężko pracował, nie odmawiał nikomu pomocy... Dziś to my jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy prosić o pomoc nieznajomych. Szansą na poprawę stanu zdrowia Zbyszka jest tylko intensywna rehabilitacja. Tylko ona sprawia, że mąż robi postępy... Inaczej wszystkie się cofają. Opiekuję się mężem przez całą dobę, mam zasiłek opiekuńczy w wysokości 600 złotych, mąż ma niewielką rentę... Mamy też niepełnoletniego syna. Niestety wszystkie środki idą na leki, opłaty i jedzenie. Na rehabilitację z NFZ nie mamy co liczyć, musimy zapewnić mężowi rehabilitację prywatną, a ona kosztuje krocie... Mąż ma 48 lat, jest jeszcze młodym człowiekiem... Wierzę, że możemy mieć jeszcze dobre życie, że Zbyszek może odzyskać choć część sprawności i samodzielności. Nie jest to łatwe dla mnie, ale opisuję dziś naszą tragedię z ogromną nadzieją, że ktoś zechce nam pomóc... Spotkało nas coś strasznego, czego nie zapomnę nigdy do końca życia. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę, każda jest dla nas nieocenionym wsparciem. Błagam o cud... Maria, żona Zbyszka

8 181,00 zł ( 7,53% )
Brakuje: 100 330,00 zł
Iwona Glazer
Pilne!
Iwona Glazer , 37 lat

Zabija ją własne ciało! Ocal Iwonę, nie ma czasu❗️

Ta zbiórka to moja ostatnia nadzieja, to moje wołanie o pomoc, błaganie o szansę na życie… Mój kręgosłup mnie zabija. Nie jestem stanie już sama oddychać. 24 godziny na dobę muszę być przypięta do respiratora. Ile jeszcze wytrzyma moje ciało? Bez operacji kręgosłupa nie mam zbyt wiele czasu… Moje życie ma swoją cenę. To cena operacji w klinice w USA. Operacji, która uratowała już Maję i która może uratować mnie! Jeśli tylko zbiorę niewyobrażalnie wielką sumę… W odruchu rozpaczy błagam o pomoc. Jesteś moją jedyną nadzieją! Choruję na kifoskoliozę piersiowo-lędźwiową dużego stopnia. Od roku mój stan dramatycznie się pogarsza, choroba postępuje szybko, jak nigdy dotąd! Poruszanie się i wykonywanie codziennych czynności sprawia mi ogromny kłopot. Nie mówiąc o oddychaniu… Dziś wymagam całodobowej tlenoterapii. Bez specjalistycznego sprzętu saturacje drastycznie spadają… Moim jedynym ratunkiem jest natychmiastowa operacja w USA, która kosztuje fortunę... Nigdy w swoim życiu nie prosiłam o pomoc, ale sytuacja, w jakiej się teraz znajduję, nie pozostawia mi wyboru. Wiem, że bez pomocy ludzi o wielkich sercach, bez Twojej pomocy, wkrótce może mnie tu nie być… Moja historia: Gdy przyszłam na świat, byłam okazem zdrowia. Dopiero w podstawówce stwierdzono skoliozę... Mimo moich sumiennych ćwiczeń choroba postępowała i tak w wieku 12 lat konieczna była operacja, która polegała na wstawieniu implantów po obu stronach kręgosłupa. Po operacji przez rok cieszyłam się szczęśliwym życiem, lecz pewnej nocy obudził mnie mocny ból w kręgosłupie. Nie było wyjścia - kolejna operacja usunięcia implantów, a potem jeszcze jedna, która polegała na założeniu specjalnego wyciągu. Spędziłam ponad 3 tygodnie w szpitalu. Wyciąg sprawił, że urosłam o 10 cm. Kolejny implant, gorset gipsowy, a potem okazało się, że na lewej łopatce zrobiła się odleżyna. Leczyłam ją rok… Gorset zdjęli mi, gdy miałam 15 lat. Miałam przejść operację, ale do niej nie doszło. Rosłam, wskutek czego groziło mi przebicie implantu w odcinku szyjnym. Pozostało mi być ostrożną do czasu operacji, która odbyła się w 2006 roku. Pół roku po operacji mój stan zaczął się pogarszać. Konieczny był koncentrator tlenu, pod którym spędzałam od 8 do 12 godzin codziennie. Tak było do początku lutego 2009 r. W pewnym momencie bardzo źle się poczułam. Byłam słaba, paznokcie i usta stały się sine. Trafiłam do szpitala. Nastąpiło zatrzymanie krążenia… Odratowali mnie i stwierdzili obustronne zapalenie płuc. Przez tydzień byłam w śpiączce farmakologicznej. Nikt nie dawał mi szans przeżycia.  Nie wiem jak, ale przetrwałam. Kolejne badania wykazały bezdech senny, musiałam zostać zaintubowana. Do domu wróciłam ze specjalistycznym sprzętem, który oddychał za mnie w nocy.  Widząc, jak moja kifoskolioza postępuje, wciąż szukałam specjalisty. Jeden z lekarzy stwierdził, że nie podejmie się operacji, bo po niej wyląduje na wózku. Mijały lata, następował coraz większy ucisk na płuca, miałam coraz gorszą saturację. W 2019 r. pojechałam na ustaloną wizytę do ortopedy, zlecił mi badania i zadeklarował, że podejmie się leczenia. Po wykonaniu badania okazało się, że mimo moich 32 lat choruję na zaawansowaną osteoporozę! Po miesiącu ponownie z moimi wynikami jechałam na konsultację z ortopedą. Miałam oczekiwać na termin przyjęcia do szpitala. Mijały miesiące, a ja nie dostałam żadnej odpowiedzi. Mój stan się pogarszał…  Moje życie to same ograniczenia. Nie mogę wyjść na spacer, spotkać się z przyjaciółmi, pojeździć na rowerze. Często sama nie daję rady nawet dojść do łazienki… Przez osteoporozę każdy dzień niesie ryzyko. Nie mogę dłużej czekać. Mój kręgosłup może tego nie wytrzymać! Jedyną dla mnie szansą bardzo kosztowna operacja w Stanach Zjednoczonych, gdzie będę miała zapewniony najlepszy sprzęt oraz wybitnych fachowców. Moja operacja została wyceniona na ponad 5 milionów złotych... Kwota kosmiczna, a do tego konieczna do zebrania w krótkim czasie. Skąd przeciętny człowiek ma wziąć takie pieniądze? Przecież to niemożliwe… Dlatego ta zbiórka, dlatego moje wołanie o ratunek... Proszę, błagam o wsparcie. Mimo kolosalnej kwoty do zebrania muszę mieć nadzieję, że mimo wszystko się uda. Innej szansy nie dostanę... Iwona ➡️ Strona Iwony - mojek2.pl ➡️ Fanpage Iwonki➡️ Licytacje dla Iwonki➡️ Instagram: Heart for Ivona ➡️ Kup płytę, pomóż Iwonie: Charytatywni Allegro onet.pl: Iwonę zabija jej własny kręgosłup. "Podobno życie to dar bezcenny, moje ma określoną cenę" nto.pl: Życie Iwony Glazer z Kluczborka zostało wycenione na 5 mln zł. Kręgosłup ją zabija. Konieczna jest operacja w USA nto.pl – Iwona Glazer z Kluczborka zbiera na kosztowną operację w USA. W pomoc kobiecie włączyło się środowisko polskich himalaistów i twórców vod.tvp.pl: Iwona w sprawie dla Reportera opole.tvp.pl nto.pl - Ciało Iwony Glazer powoli ją zabija. Mieszkanka Kluczborka zbiera pieniądze na ratującą jej życie operację 

2 150 697,00 zł ( 41,03% )
Brakuje: 3 090 396,00 zł
Dawid Staniszewski
Dawid Staniszewski , 15 lat

Dla Dawida nowy wózek to szansa na lepsze życie!

„Kocham Cię, mamo”. Każda matka odczuwa nieopisaną radość, gdy słyszy te słowa, z ust małego człowieka, którego wydała na świat i od pierwszych dni z czułością pielęgnowała. Chociaż wiem, że nigdy nie usłyszę tego od Dawida, bo choroba sprawiła, że nie potrafi mówić, to w każdym jego geście, w każdym spojrzeniu, widzę jego miłość. Synek jest dla mnie wszystkim i staram się dać mu wszystko, co najlepsze. Dzień narodzin Dawida zawsze będę wspominać ze łzami w oczach. Niestety nie są to łzy radości, lecz rozpaczy i strachu o życie synka. Niedotlenienie spowodowane owinięciem pępowiną nieomal zamieniło radość z narodzin w żałobę. Na szczęście udało się wyrwać Dawida z rąk śmierci. Po powrocie ze szpitala, przez siedem kolejnych miesięcy wraz z mężem żyliśmy w nieświadomości konsekwencji tych feralnych wydarzeń, które wkrótce miały wywrócić nasze życie do góry nogami. Dawidek z pozoru rozwijał się prawidłowo. Rósł, przybierał na wadze, był pogodny. Nasz niepokój budziły tylko nietypowe dla tak małych dzieci ruchy głowy i kończyn. Chociaż baliśmy się złych wieści, postanowiliśmy sprawdzić, czy prawidłowy rozwój naszego synka nie jest zagrożony. Diagnoza dosłownie ścięła nas z nóg. Dawid ma mózgowe porażenie dziecięce i nigdy nie będzie zdrowy! Dotychczasowe spokojne życie skończyło się, a zaczęła się walka o sprawność synka. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłabym się poddać! Wiedziałam, że przede mną najtrudniejszy okres w moim życiu, ale byłam gotowa oddać wszystko, żeby tylko pomóc mojemu jedynemu, ukochanemu synkowi. Dziś Dawid ma 11 lat. Choroba uwięziła go w jego ciele - sprawiła, że nie może chodzić i mówić. Pisanie przychodzi mu z wielkim trudem, a jedynym sposobem porozumiewania się są obrazki i gesty. W głębi duszy jest jednak zwyczajnym nastolatkiem, który nie unika kontaktu z rówieśnikami, rozwija swoje zainteresowania i dużo się uśmiecha! Czasem zastanawiam się, skąd mój syn czerpie siłę do życia… Nie wiem, czy gdybym była na jego miejscu, dałabym radę wykrzesać z siebie, choć niewielką część pozytywnej energii, którą Dawid zaraża całe swoje otoczenie! To on każdego dnia uczy mnie, jak z uśmiechem iść przez życie, pomimo przeciwności! Nasza miłość i jego siła jednak nie wystarczą… Dawid od wczesnych lat musi przechodzić intensywną, bolesną rehabilitację i będzie na nią skazany przez całe życie. Podobnie jak na wózek, w którym codziennie spędza kilkanaście godzin. Wraz z upływem lat zmieniają się jego potrzeby. Dawid potrzebuje nowego wózka, ponieważ ten, którego używa obecnie, jest już za mały i w złym stanie technicznym. Nie ma także odpowiednich możliwości regulacji, przez co syn bardzo szybko się w nim męczy, a sam nie jest w stanie zmienić pozycji. Niestety koszt takiego wózka znacznie przekracza nasze możliwości, podobnie jak zapewnienie mu regularnej rehabilitacji zachowawczej, która zapobiega powstawaniu przykurczów mięśni. Walka o Dawida trwa już kilkanaście lat i będzie trwała, dopóki starczy nam sił. Miłość, którą wraz z mężem darzymy naszego synka, sprawiła, że pomimo przeciwności, potrafiliśmy uczynić jego życie lepszym. Niestety sama miłość nie wystarczy, aby zapewnić Dawidowi godne życie bez niewygody i bólu. Dlatego prosimy Was o wsparcie! Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się osiągnąć cel i sprawić, by na twarzy naszego synka jak najczęściej gościł uśmiech! Mama Dawida

6 084,00 zł ( 17,46% )
Brakuje: 28 757,00 zł
Justyna Kosuda
Justyna Kosuda , 36 lat

Ból, który odebrał młodość

Moment, w którym życie zaczyna rozpadać się jak domek z kart... Kiedy jeszcze nie wiesz, że za chwilę stracisz to, co najważniejsze, bezpowrotnie... 15 lat temu zaczęłam zmagać się z chorobą nerek. Z początku wyglądająca na niegroźną, choroba zawładnęła moją codziennością. Trzy razy w tygodniu poddawana jestem dializom. Wyniszczony organizm nie jest w stanie zwalczać infekcji, przez co stałam się częstym gościem szpitalnych oddziałów. Moje zwyczajne do tej pory życie przestało istnieć. Pojawiło się nowe - naznaczone trudnościami i cierpieniem. Później zdiagnozowano u mnie nadciśnienie i cukrzycę, zaczęto wskazywać też na wadę serca. Złe wiadomości spływały lawinowo i tej lawiny nie można było powstrzymać. Człowiek w takiej sytuacji traci nadzieję, pojawia się przygniatające do ziemi zwątpienie i nieustające pytania... Dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotyka? I wtedy los wystawia mnie na kolejną próbę... W czerwcu bieżącego roku zdecydowano o amputacji nogi. Wraz z odjętą nogą zabrano mi samodzielność i możliwość korzystania z życia tak, jak dotychczas. Stałam się niepełnosprawna, zależna od pomocy innych osób (głównie mamy). Poczułam na własnej skórze, jak to jest być więźniem w swoim własnym domu. Zdrowy umysł podwójnie odczuwa ból i ograniczenia.  Jestem młoda, tak bardzo chcę żyć... Chcę znów być niezależna, a do tego potrzebuję specjalistycznej i bardzo kosztownej protezy modularnej, której jednak nie jestem w stanie opłacić z własnej kieszeni.  Dlatego powstała ta zbiórka, a ja opowiadam Tobie, obcej dla mnie osobie, o swoich problemach i potrzebach. Proszę, pomóż mi wrócić do dawnego życia. Sama nie dam sobie z tym rady... Justyna  

15 390,00 zł ( 54,79% )
Brakuje: 12 697,00 zł
Andrzej Bukowski
Andrzej Bukowski , 53 lata

Bez nogi straciłem sens życia! Twoja pomoc to moja jedyna nadzieja

Całe życie w drodze. Realizacja planów, ambicji i mniejszych marzeń. Te większe zwykle przekładane na lepszy czas. W końcu nadejdzie powtarzałem sobie to niemal nieustannie… Teraz o przyszłość muszę zawalczyć. Tego planu nie mogę odłożyć na potem.  Mam 50 lat. Od kilkunastu lat zmagam się z cukrzycą. Kiedy usłyszałem diagnozę nie spodziewałem się, że choroba tak bardzo wpłynie na moje życie, jednak w miarę upływu czasu nauczyłem się z nią żyć. To było wyzwanie, bo to jak życie w ciągłym reżimie. Z czasem restrykcje stają się zwyczajne i przestają dziwić. Niestety, z biegiem czasu pojawiły się kolejne problemy zdrowotne: zacząłem zmagać się z komplikacjami kardiologicznymi, ale wciąż byłem pod opieką lekarza specjalisty, który zapewniał, że regularne badania i leki przyjmowane na stałe pozwolą mi na zachowanie dobrej formy. Niestety, moje ciało zmęczone chorobami jest znacznie bardziej podatne na urazy, a leczenie bywa wyzwaniem. W moim przypadku niegroźne skaleczenie okazało się przyczyną życiowej tragedii. Zupełnie przypadkiem zraniłem się w palec u stopy, moja noga była w coraz gorszym stanie, ale regularne wizyty u specjalisty i zmiany opatrunków dawały nadzieję na szybką poprawę. Ta jednak nie następowała… Dopiero po kilku miesiącach, kiedy ból był nie do zniesienia, trafiłem do szpitala. Okazało się, że to, co zaproponował lekarz było niewystarczające i przyniosło więcej szkody niż pożytku. To był początek mojego dramatu. Czas na ratunek się skończył, pozostała ostateczność - amputacja.  Utrata nogi to dla mnie jak osobisty koniec świata. Nagle, czynności, które na co dzień przychodziły naturalnie, stały się wyzwaniem. Nie mogę pracować, nie mogę żyć tak jak dotychczas. Zostałem pozbawiony realizowania mojej największej pasji - jazdy na motocyklu. Nie mogę poczuć znów tej wolności, nie poczuję na twarzy powiewu wiatru przy rosnącej prędkości. “Nie mogę” na stałe weszło do mojego słownika. I mimo ogromnych chęci i wielkiego zaangażowania zdaję sobie sprawę z jednego - jeśli nie znajdę pomocy, na pokonanie tych barier nie będę miał szans.  By przełamać pierwszą z nich potrzebuję ogromnej kwoty, od której zależy moja przyszłość! Tylko specjalistyczna proteza daje możliwość stanięcia na własnych nogach, pokonania przeciwności. To moja przepustka do samodzielności i powrotu do życia! Potrzebuję twojej pomocy! Sam nie dam rady pokonać bariery, która pojawiła się na drodze, a z tobą mogę odzyskać to, co wydawało się, że zniknęło bezpowrotnie. Proszę o jedną szansę… Gdy ktoś odbiera ci coś tak ważnego jak możliwość samodzielnego decydowania o sobie, tracisz coś znacznie ważniejszego. Los nie był dla mnie łaskawy i boleśnie mnie doświadczył, ale wierzę, że to tylko chwilowe, że niebawem się podniosę. Wierzę też, że dobro, które mi podarujesz, wróci! Jeśli wierzysz w moc drugiej szansy, proszę pomóż!

7 010,00 zł ( 9,23% )
Brakuje: 68 873,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki