Rozprawić się z rakiem i żyć! Zostało tylko kilka dni, by uratować Adę...

Operacja raka trzustki przy użyciu NanoKnife
Zakończenie: 22 Listopada 2019
Opis zbiórki
Patrzę na zdjęcia naszej rodziny i zastanawiam się, czy wkrótce moi najbliżsi będą mnie pamiętali tylko z nich. Boje się, że gdy mój syn będzie dorastał, mnie przy nim nie będzie, że kolejnej rocznicy ślubu z mężem już nie będziemy świętowali... Dramatycznie chwytam się każdej możliwości, która daje mi szansę żyć. Rak trzustki w ustach lekarza brzmiał jak wyrok. Zostało mi mało czasu! Do 22 listopada muszę uzbierać pieniądze na operację – moją ostatnią szansę!
Moja historia – jak setki do niej podobnych – jest banalna. Przed rokiem zdiagnozowano u mnie celiakię. Ot, uciążliwa, ale przy zastosowaniu zasad dietetycznych da się z nią żyć. Tak myślałam i tak zrobiłam – żyłam z chorobą, nie w niej. Nie wiedziałam, że najgorsze dopiero przede mną. Gdy zaczęły się dolegliwości bólowe kładłam je na karb choroby i błędów dietetycznych, ale ból brzucha nie przechodził. Zaczęłam pielgrzymkę od lekarza do lekarza. Wyniki licznych badań nie dawały odpowiedzi. Wszyscy specjaliści twierdzili, że to atypowe objawy mojej “przyjaciółki” celiakii. Tak było do maja 2019, gdy z tzw.”ostrym brzuchem” trafiłam na SOR.
Wykonano badanie rezonansem magnetycznym. I wtedy ujawnił się on – guz trzustki wielkości dwóch męskich pięści. Niemal natychmiast trafiłam na stół operacyjny. I wtedy poznałam imię mojego przeciwnika. Rak trzustki o bardzo złych rokowaniach… Byłam emocjonalnie rozbita. W myślach planowałam pożegnania, ale jednocześnie tak bardzo chciałam wygrać.
Wyniszczająca chemioterapia… Patrzyłam jak kropla po kropli trucizna sączy się do mojego ciała i wyobrażałam sobie jak każda z tych kropelek niszczy mojego wroga, jak umiera kawałek po kawałku. I coś w tym było. Kolejne badania pokazały znaczną regresję guza, ale jego położenie uniemożliwia niestety całkowite usunięcie. Zaczęliśmy gorączkowe poszukiwania czegoś, co pomoże mi w walce. I znaleźliśmy – metodę NanoKnife. Metodę, która takim jak ja stwarza szansę. Nie wiedzieliśmy, czy dostanę kwalifikację, ale moja wola życia jest tak wielka, że chyba zaczarowałam mój świat choroby.
Kilka dni temu otrzymałam informację o kwalifikacji do zabiegu! Ale nic nie jest tak proste, jakbyśmy tego chcieli. Koszt zakupu elektrod potrzebnych do jego wykonania to ponad 30 tysięcy złotych! Trochę to krępujące, że muszę prosić o pomoc, ale bardzo chcę żyć. Kocham moją rodzinę. Kocham też ludzi i to właśnie kontakt z nimi napędza mnie do walki o życie, które też kocham.
Czy marzę? Teraz marzę już tylko o jednym. By jak najdłużej być mamą mojego dziecka, żoną dla mojego męża i córką dla mojego taty. Ale to może się spełnić tylko, jeśli trafię z moją prośbą do dobrych ludzi, którzy zechcą mi pomóc.
Czasu jest dramatycznie mało, bo tylko do 22 listopada… Błagam, pomóż mi przeżyć!
Ada