"Rak zabiera mi mamę, bo nie stać nas na leczenie..." - walczymy o życie Agnieszki!

Zakończenie: 3 Lutego 2022
Opis zbiórki
Mam raka z przerzutami. Mam syna, który zaraz zdaje maturę, mam męża, mam dla kogo żyć... Chcę żyć! Lekarze są zgodni - moją jedyną nadzieją jest immunoterapia. Moje życie jest uzależnione od pieniędzy, których nie mam. Bardzo proszę, pomóż mi wygrać walkę o życie. Chcę tu jeszcze zostać, mam dla kogo... Została ostatnia szansa. Jeśli przepadnie, nowotwór mnie zabije...
Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach. Ja miałam bardzo dużo planów i marzeń i tak jak pewnie większość z Was sądziłam, że przecież nie może stać się nic złego. Choroby, nieszczęścia? Przecież to zawsze dotyczy kogoś innego, nie mnie. Byłam w błędzie…
Wokół mnie różnie się działo. Współczułam, zawsze starałam się pomóc, ale byłam spokojna o siebie: to wszystko działo się obok, tam, nie tu… Być może, gdy to czytać, myślisz tak jak ja kiedyś. Proszę, doceń to, co masz, doceń swoje zdrowie. Choroba może przyjść w każdej chwili, tak jak przyszła do mnie.
Nazywam się Agnieszka Antosik, mam 46 lat. W październiku 2016 roku zdiagnozowano u mnie mięsaka tkanek miękkich, bardzo rzadki rodzaj nowotworu złośliwego - ASPS (alveolar soft part sarcoma). W jednej chwili mój uporządkowany dotąd świat wywrócił się do góry nogami. Wstrzymałam oddech, wylałam morze łez. W końcu zebrałam siły i postanowiłam podjąć walkę z tym jakże groźnym przeciwnikiem.
W listopadzie 2016 roku z okolicy ciemieniowej głowy wycięto mi ponad 5 cm guz... Miałam nadzieję, że jest już po wszystkim, że pozbyłam się potwora! Niestety radość nie trwała zbyt długo, pojawiły się przerzuty na oba płuca… W lutym 2017 rozpoczęłam leczenie w Centrum Onkologii w Warszawie. Zostałam poddana terapii celowanej. Mimo swej skuteczności lek miał ogromne i uciążliwe skutki uboczne. Cierpienie - to zawsze wpisane jest w walkę z rakiem. Leczenie chyba jest równie ciężkie, jak sama choroba i świadomość, że mogę umrzeć...
Nie dawałam jednak za wygraną, dzień w dzień łykając zalecaną dawkę. Co trzymiesięczne wyniki tomografii komputerowej pokazywały stabilizację, miałam cichą nadzieją, że tak już będzie zawsze. Niestety w grudniu 2018 roku pojawił się przerzut na lewym udzie... Najpierw poddano mnie radioterapii a później, w marcu 2019 roku, przeprowadzono operację jego usunięcia. Badanie histopatologiczne potwierdziły, iż to był przerzut ASPS...
Nadzieja przeplatana z bólem i rozczarowaniem, i tak w kółko… Pojawiły się kolejne przerzuty w biodrze, w kościach i okolicach przełyku. W marcu 2020 wylądowałam w szpitalu z ostrym zapaleniem trzustki, co było konsekwencją długiego zażywania chemii. Ponieważ lek wykazywał zbyt dużą toksyczność i nie stabilizował już choroby, po trzech latach jego przyjmowanie, lekarz podjął decyzję o zakończeniu programu lekowego. Zostałam bez leczenia, wyczerpana, z rakiem, który się rozrasta…
Moja pozycja w walce z chorobą słabnie, ja jednak nie tracę nadziei. Postęp medycyny daje mi kolejną szansę - jest to immunoterapia. Tak, tym razem na pewno się uda! Niestety, leczenie nie jest refundowane w przypadku mojego nowotworu i choć mój lekarz stara się o refundację mimo wszystko, szanse są małe, a czas mija…
Choroba postępuje. Jeden wlew to koszt blisko 11 tysięcy złotych, a potrzebuję tych wlewów minimum 20… To daje gigantyczną sumę. Dzięki wsparciu bliskich mogłam kupić dwa podania leku. Na więcej nas nie stać, a terapii nie można przerwać! Nie łatwo jest prosić, ale by zmienić wyrok, jaki na mnie wydano, by dalej żyć, muszę walczyć…
Wyczytałam kiedyś, że człowiek może żyć około 40 dni bez jedzenia, 3 dni bez picia, 8 min bez powietrza i tylko 1 sekundę bez nadziei. Teraz mam ostatnią już nadzieję. Jeśli ją stracę, nie będzie ratunku. Bardzo proszę, pomóż mi walczyć o życie...